Piski i strzały 25
Ellie
To jakiś koszmar. Mój oprawca stoi tam i wrzeszczy, że jego ojciec jest winny śmierci moich rodziców.
Nie wierzę. Nie wierzę. Zamordował ich. Pozbawił mnie matki o ojca.
Jest nic niewartym śmieciem, a jego synalek jest taki sam. W obliczu wszystkich zebranych twierdzi, że mnie kochana. Ten psychol nie wie co to jest miłość. Nawet mi go żal. Ojciec morderca, zniszczył jego, moja rodzinę i bóg jeden wie kogo jeszcze.
Ed trzyma mnie opiekuńczo w swoich ramionach, czuję jak wszystkie jego mięśnie są napięte niczym struna, natomiast mi przed oczami latają ciemne plamki. Obraz staje się coraz bardziej zamazany, a nogi odmawiają posłuszeństwa.
Ed
Trzymam moją El opiekuńczo w swoim ramionach i nie wierzę w ten cały spektakl, rozgrywający się przed nami. Z każdym powiedzianym słowem przez tego skurwiela, El wzdryga się, więc przyciągam ją jeszcze mocniej do siebie.
Nicolas najwyraźniej oszalał.
Podejrzewam, że pchnęła nim żądza pożądania i posiadania kobiety. Na jego nieszczęście, jest nią osoba, której nigdy przenigdy nie będzie mieć.
Na myśl, że ten skurwiel dotknął mojej Ellie, skrzywdził ją, mam ochotę rozerwać go na strzępy. Nieważne, że nie jest moją wybranką, ale jest moja przyjaciółką, jest dla mnie jak siostra.
Po ostatnich słowa oskarżenia, wykrzyczanych przez Nicolasa, czuję ja Ellie osuwa się. Jej ciało staje się bezwładne. Moja maleńka zemdlała. Biorę ją na ręce i przekazuję seniorowi rodu Black, że wychodzę z nieprzytomną dziewczyną.
Colin
Stoję i patrzę się zszokowany jak Nicolas rzuca się na własnego ojca. To wszystko to jakiś kiepski żart. Przywódca wilków, został zaatakowany przez własnego potomka. Nie to, żeby mi to przeszkadzało, ale to nie miejsce na takie rzeczy. Rozglądam się za Edem i widzę, jak wynosi moją nieprzytomną ukochaną. Nie podoba mi się, że ma ja w swoich ramionach, ale z drugiej strony dobrze, że ominie ją to wszystko.
- Dosyć!- Ryczy mój ojciec i pokazuje swoim ludziom, żeby powstrzymali Solingera, jak również jego syna.- Zostajecie zatrzymani pod zarzutem złamania przepisów.
- Jak śmiesz?- Ryczy ten stary dureń.
- Pogwałciliście zasady wyznaczone przez radę, złamaliście rozejm między stadami. Nawet przywódca musi przestrzegać kodeksu.- Tato mówi opanowany tonem, jednak tak lodowatym, że aż sam się go boję.- Zakuć ich, a jutro zostaniecie postawieni przed całą Wilczą Radą.
Mój ojciec jest genialny, czekał na rozwinięcie sytuacji. Same oskarżenia niczego by nie dały, ale bójka w obcym domu i na terenie innego stada, daje przewagę. Nawet ktoś taki jak Solinger nie może robić co mu się żywnie podoba.
Tato jak Alfa wydaje rozkazy ochronie, która sprawnie podchodzi do rzeczy i zakuwa młodszego w srebrne kajdanki. Alfa Solinger jedna nie chce się poddać, robi najgłupszą i najmniej spodziewaną rzecz na świecie.
Rzuca się na jednego z naszych, zabiera mu broń i oddaje strzał w kierunku w moje ojca. Nie myśląc zbyt wiele, popycham tatę tak, że sam staję na linii strzału. Czuję przeszywający ból w ramieniu i upadam na podłogę. W sali słychać pisk zebranych ludzi, więc podnoszę wzrok i widzę jak Solinger zasłania się własnym synem niczym tarczą. Jak ostatni tchórz. Nie ma za grosz dumy i honoru. Przystawia synowi broń do skroni i kieruje się z nim do wyjścia, a za nim podążają dawaj jego sługusy w wycelowaną bronią w gości.
Jest sprytny, bo wie, że ojciec nie wyda rozkazu strzelania, kiedy sala jest pełna osób.
Tato stoi pewnie i pokazuje ruchem głowy, że wszystkie wyjścia mają być obstawione. Nie ma drogi ucieczki i chyba Solinger zdaje sobie z tego sprawy, bo ponownie strzela tym razem do jego z naszych ludzi, będących ochroną. Ojciec kiwa głową, że mają pozwolenie na użycie broni.
Rozpętuje się istne piekło. Ludzie Solingera i on sam oddają strzały do kogo popadnie, wszyscy zebrani jak jeden mąż kładą się na podłodze. Widzę kontem oka, że dziadek ochrania moją siostrę, ale nigdzie nie widzę mamy.
Patrzę z przerażeniem na tych morderców i widzę jak jedne z drzwi tuż za nimi otwierają się, a wnich staje Ed przybierający postać wilka. Jest taki chaos i pisk, że nikt tego nie zauważa. Zanim Solinger spostrzega co się dzieje jest już za późno. Wilk jednym susem dopada swoją ofiarę i zatapia swoje kły w jego szyi. Szarpie niemiłosiernie i drapie jego ciało pazurami. Truchło Solingera bezwładnie upada, a wilk wyje przeciągle w geście zwycięstwa.
Obok zmasakrowanej ofiary, leży jeszcze jedno ciało, ciało Nicolasa. Został nafaszerowany mnóstwem ołowiu. Jakoś widok martwych cial tych dwojga mnie niezbyt cieszy, a raczej mojego wilka, bo to on chciał rozszarpać Nicolasa.
Po godzinie wszyscy bezpiecznie opuszczają nasz dom, a jutro Rada ma nadzwyczajne zebranie. Ojciec zarządził podwojenie straży i nikt z rodziny nie ma prawa opuszczać domu przez najbliższą dobę. Całe szczęście okazało się, że mama wyszła do Ellie, więc obie miłości mojego życia były bezpieczne.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro