Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nie zna piekło straszliwszej furii nad wściekłość zranionej kobiety 33

Ellie

Czekam aż Colin podejdzie i wtedy może dowiem się o co tak naprawdę jest zły.

- El, co ty ma na sobie do kurwy nędzy? Gdzie tamta sukienka?

- Wyparowała?- Udaje idiotkę.

- Nie wkurwiaj mnie jeszcze bardziej- warczy.

- A niby czym do cholery, co? Nie spojrzałam na żadnego innego faceta.- Krzyżuje ręce na piersi.

- Ale oni wszyscy- zatacza ręką krąg- patrzą się na ciebie i to mnie wkurwia.

- Zaraz- właśnie coś sobie przypomniałam.- A dlaczego ty nie jesteś na kawalerskim?- Mrużę oczy, bo ciekawe jest to, że tak szybko się tutaj znalazł.

- Jestem, to tutaj jest mój wieczór.

- A to bardzo ciekawe, ale...- nie dokańczam, bo jakieś laska wiesza się na ramieniu mojego faceta i mówi do niego słodko misiu. A ten kretyn nie reaguje, tak jakby nic nie czuł, tylko patrzy mnie swoim groźnym wzrokiem. 

- Ty sobie chyba, kurwa, żartujesz!!- Wrzeszczę.- Poważnie!? Wiesz co Colin, baw się dobrze ze swoją cizią.

- El gdzie ty do cholery idziesz?!- Krzyczy za mną.- Jaką cizią? Co do chuja?!

Obracam się do niego i pokazuje mu środkowy palec, po czym wybiegam z baru.

On ma do mnie pretensje o sukienka, a sam zabawia się z jakąś kurwą? Pożałuje tego, zobaczy do czego jest zdolna zraniona kobieta. 

Nie zna piekło straszliwszej furii nad wściekłość zranionej kobiety. 

Łapię pierwszą lepszą taksówkę, a kiedy się obracam widzę jego wybiegającego z budynku. Każę przyspieszyć facetowi za kierownicą, za dodatkową kasę. Wiezie mnie w jedyne miejsce, gdzie na pewno mnie nie znajdzie. Jadę do domu, do mojego prawdziwego domu. Tam gdzie się wychowałam i tam gdzie straciłam najważniejsze osoby w swoim życiu.

Telefon dzwoni nieprzerwanie i bez sprawdzania wiem, że to Colin, ale niech cierpi.Płacę taksówkarzowi i ruszam do domu, zapasowy klucz jest w tym samym miejscu, co zawsze. Otwieram drzwi i czuję zapach domu. Nie muszę zapalać światła, bo widzę bardzo dobrze w ciemności. Nie było mnie tu miesiąc, a wydaje się jakbym dopiero co wyszła. Ruszam do sypialni rodziców i stwierdzam, że wszystko jest uprzątnięte, jednak brakuje wielu rzeczy. 

Siadam pod ścianą i zamykam oczy, pod powiekami czuję łzy, które próbują się wydostać na powierzchnie. Telefon ponownie wydaje irytujące dźwięki, ale tym razem wyciągam urządzenie i spoglądam na nie. Dzwoni Michelle, jednak waham się odebrać, bo może tak naprawdę, to ten dupek dzwoni. Po chwili namysłu przejeżdżam palcem na zieloną słuchawkę i przykładam urządzenie do ucha.

- Tak?

- El, gdzie ty do cholery jesteś?! - Słyszę krzyk Michelle.- Boże, Colin tutaj szaleje, o mało nie przemienił się, zresztą wdał się w jakąś bójkę i o mało goście nie zatłukł. Ledwo nad nim panujemy. Jesteś nam potrzebna, teraz.

- Nie- mówię stanowczo.- Nie zasłużył na moją obecność, niech poprosi tą brunetkę.

- Ellie, ta szmata przyczepiła się do nich wszystkich, daj spokój. 

- Jakbyś zareagowała jakby jakaś inna położyła rękę na twoim partnerze, a on nie zareagował?

- Przypierdoliłabym mu i wyszła.

- A to niby ja źle zrobiłam? Niech spierdala.

- Ellie, proszę cię- słyszę błaganie w jej głosie.- Długo go tak nie utrzymamy, a jak się wyrwie, to wierz mi, że cię wytropi i wtedy może być naprawdę źle.

- Zaryzykuje. Nie wracam na noc- informuje ją i rozłączam się od razu. 

Wiem, czym grozi taka ucieczka od swojego partnera, ale muszę pobyć trochę sama. Nie dam się, mama zawsze powtarzała, że mam walczyć o swoje. Ona tak robiła i nieraz dochodziło do spięć między rodzicami, ale tato uznawał te kłótnie za rozrywkę.   

Wiem, że jeżeli sytuacja byłaby odwrotna, to jestem świecie przekonana, że zatłukłby gościa, a następnie na mnie nawrzeszczał. Nie tym razem i nigdy.

Telefon dzwoni ponownie i nie mam ochoty z nikim gadać, jednak na wyświetlaczu pokazuje mi się Ed. Z niechęcią odbiera, bo wiem, że się nasłucham.

- Czego Ed?

- Ellie, on uciekł. Pobiegł cię szukać. Nie wiem gdzie jesteś, ale nie jesteś bezpieczna. Cholera, on wyglądał jak w amoku.

- Poradzę sobie- mówię spokojnie, bo tak myślę i w to wierzę. Nawet Colin Black i jego furia nic mi nie zrobi. 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro