Nie zna piekło straszliwszej furii nad wściekłość zranionej kobiety 33
Ellie
Czekam aż Colin podejdzie i wtedy może dowiem się o co tak naprawdę jest zły.
- El, co ty ma na sobie do kurwy nędzy? Gdzie tamta sukienka?
- Wyparowała?- Udaje idiotkę.
- Nie wkurwiaj mnie jeszcze bardziej- warczy.
- A niby czym do cholery, co? Nie spojrzałam na żadnego innego faceta.- Krzyżuje ręce na piersi.
- Ale oni wszyscy- zatacza ręką krąg- patrzą się na ciebie i to mnie wkurwia.
- Zaraz- właśnie coś sobie przypomniałam.- A dlaczego ty nie jesteś na kawalerskim?- Mrużę oczy, bo ciekawe jest to, że tak szybko się tutaj znalazł.
- Jestem, to tutaj jest mój wieczór.
- A to bardzo ciekawe, ale...- nie dokańczam, bo jakieś laska wiesza się na ramieniu mojego faceta i mówi do niego słodko misiu. A ten kretyn nie reaguje, tak jakby nic nie czuł, tylko patrzy mnie swoim groźnym wzrokiem.
- Ty sobie chyba, kurwa, żartujesz!!- Wrzeszczę.- Poważnie!? Wiesz co Colin, baw się dobrze ze swoją cizią.
- El gdzie ty do cholery idziesz?!- Krzyczy za mną.- Jaką cizią? Co do chuja?!
Obracam się do niego i pokazuje mu środkowy palec, po czym wybiegam z baru.
On ma do mnie pretensje o sukienka, a sam zabawia się z jakąś kurwą? Pożałuje tego, zobaczy do czego jest zdolna zraniona kobieta.
Nie zna piekło straszliwszej furii nad wściekłość zranionej kobiety.
Łapię pierwszą lepszą taksówkę, a kiedy się obracam widzę jego wybiegającego z budynku. Każę przyspieszyć facetowi za kierownicą, za dodatkową kasę. Wiezie mnie w jedyne miejsce, gdzie na pewno mnie nie znajdzie. Jadę do domu, do mojego prawdziwego domu. Tam gdzie się wychowałam i tam gdzie straciłam najważniejsze osoby w swoim życiu.
Telefon dzwoni nieprzerwanie i bez sprawdzania wiem, że to Colin, ale niech cierpi.Płacę taksówkarzowi i ruszam do domu, zapasowy klucz jest w tym samym miejscu, co zawsze. Otwieram drzwi i czuję zapach domu. Nie muszę zapalać światła, bo widzę bardzo dobrze w ciemności. Nie było mnie tu miesiąc, a wydaje się jakbym dopiero co wyszła. Ruszam do sypialni rodziców i stwierdzam, że wszystko jest uprzątnięte, jednak brakuje wielu rzeczy.
Siadam pod ścianą i zamykam oczy, pod powiekami czuję łzy, które próbują się wydostać na powierzchnie. Telefon ponownie wydaje irytujące dźwięki, ale tym razem wyciągam urządzenie i spoglądam na nie. Dzwoni Michelle, jednak waham się odebrać, bo może tak naprawdę, to ten dupek dzwoni. Po chwili namysłu przejeżdżam palcem na zieloną słuchawkę i przykładam urządzenie do ucha.
- Tak?
- El, gdzie ty do cholery jesteś?! - Słyszę krzyk Michelle.- Boże, Colin tutaj szaleje, o mało nie przemienił się, zresztą wdał się w jakąś bójkę i o mało goście nie zatłukł. Ledwo nad nim panujemy. Jesteś nam potrzebna, teraz.
- Nie- mówię stanowczo.- Nie zasłużył na moją obecność, niech poprosi tą brunetkę.
- Ellie, ta szmata przyczepiła się do nich wszystkich, daj spokój.
- Jakbyś zareagowała jakby jakaś inna położyła rękę na twoim partnerze, a on nie zareagował?
- Przypierdoliłabym mu i wyszła.
- A to niby ja źle zrobiłam? Niech spierdala.
- Ellie, proszę cię- słyszę błaganie w jej głosie.- Długo go tak nie utrzymamy, a jak się wyrwie, to wierz mi, że cię wytropi i wtedy może być naprawdę źle.
- Zaryzykuje. Nie wracam na noc- informuje ją i rozłączam się od razu.
Wiem, czym grozi taka ucieczka od swojego partnera, ale muszę pobyć trochę sama. Nie dam się, mama zawsze powtarzała, że mam walczyć o swoje. Ona tak robiła i nieraz dochodziło do spięć między rodzicami, ale tato uznawał te kłótnie za rozrywkę.
Wiem, że jeżeli sytuacja byłaby odwrotna, to jestem świecie przekonana, że zatłukłby gościa, a następnie na mnie nawrzeszczał. Nie tym razem i nigdy.
Telefon dzwoni ponownie i nie mam ochoty z nikim gadać, jednak na wyświetlaczu pokazuje mi się Ed. Z niechęcią odbiera, bo wiem, że się nasłucham.
- Czego Ed?
- Ellie, on uciekł. Pobiegł cię szukać. Nie wiem gdzie jesteś, ale nie jesteś bezpieczna. Cholera, on wyglądał jak w amoku.
- Poradzę sobie- mówię spokojnie, bo tak myślę i w to wierzę. Nawet Colin Black i jego furia nic mi nie zrobi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro