Nie bądź dupkiem 15
Colin
Ku mojemu niezadowoleniu El odsuwa się ode mnie jak tylko drzwi otwierają się z trzaskiem. Oboje odwracamy głowę w tym kierunku i w drzwiach widzę Eda. Zaciskam dłonie w pięście, bo mam ochotę mu przypierdolić.
Kurwa w takim momencie. Poważnie? Ten to ma wyczucie czasu.
~ Może to lepiej- słyszę głos mojego wilka.
~ Ty też wiesz, kiedy się odezwać- prycham wkurzony.
~ Daj jej czas i pozwól im na przywitanie się, nie bądź dupkiem.
~ Zamknij się sierściuchu- warczę na niego i zamilkł na dobre.
Moje kochanie podrywa się z łóżka, ale niestety jest osłabiona i znowu muszę ją ratować przed upadkiem. Swoją drogą podoba mi się rola rycerza wybawiciela, bo Ellie jest moją księżniczką.
-Spokojnie skarbie, bo zrobisz sobie krzywdę- sadzam ją na łóżku i trzymam zaborczo za dłoń.
Ed podchodzi do nas bliżej, ale patrzy na mnie pytająco, czekając na pozwolenie i niech to diabli. Nie będę mendą, która zabrania przywitać się tej dwójce, mimo iż kurwica mnie bierze, to muszę pamiętać, że ona mnie nie zna i muszę zaskarbić sobie jej zaufanie.
Lekkim skinieniem głową pozwalam mu podejść, a sam odsuwam się od dziewczyny z bólem. El wyciąga ręce do przyjaciela i przytula go do siebie, a z jego oczu lecą łzy.
Natomiast we mnie wrze wściekłość, że ktoś inny niż ja dotyka tego co moje.
El
Przytulam się do mojego przyjaciela i czuję się bezpieczna oraz szczęśliwa.
-Tak się bałam, że oni ci coś zrobili- łkam w jego ramie.
-Ciii maleńka, ze mną wszystko dobrze, to ty byłaś bardzo chora.
-Ponoć, nic nie pamiętam od ataku- kręcę głową.
-Najważniejsze, że jesteś zdrowa- całuje mnie w czoło na co słyszę ciche warczenie mojego wybawiciela.Chyba jest zły za ten przejaw uczuć ze strony Eda.
-Tobie też nic nie jest. Zostaniesz ze mną? Tzn.nie opuścisz mnie, nie wyjedziesz, prawda?
-Spokojnie nic takie nie mam zamiaru zrobić, a teraz posłuchaj mnie uważnie- kiwam głową, żeby kontynuował.- Z tego co widziałem, kiedy wszedłem, myślę, że już wiesz kim jest dla ciebie Colin- znowu potakuję głową.- To twój mate maleńka i wiem, że przy nim będziesz bezpieczna. Powierzyłem jemu twoje życie, bo kiedy wilk wybiera sobie partnerkę, to na wieki i będzie jej bronił za cenę swojego życia. Dlatego muszę się trochę odsunąć na bok, bo twój przyszły partner...
-Mój przyszły Partner?- Pytam zdezorientowana.
- W wilczym świecie, to coś jak mąż.
-Mąż- wypowiadam to zszokowana.
-El nie rób takiej miny, to naprawdę fajna sprawa, i wracając do sedna sprawy. Colin jako zmienny i z tego co już zaobserwowałem, jest zaborczy i terytorialny, więc nie będę testować jego cierpliwości. Po prostu nie będę wchodzić mu w pardę, a myślę, że pozwoli nam się przyjaźnić.
-Niech tylko spróbuje mi zabronić- mówię rozdrażniona.
-Przepraszam cię, ale mam jeszcze trochę do nadrobienia, więc będę lecieć i myślę, ze widzimy się na kolacji- ściska mnie i wychodzi.
Patrzę bezradnie za przyjacielem, który zostawił mnie komuś, kto jest ponoć moim przeznaczeniem. Owszem będą w objęciach Colina, czułam się jak w niebie i bezpiecznie, ale tak naprawdę go nie znam, co jest bardzo dziwne iż mam takie odczucia co do niego.
-Kochanie dasz radę zjeść kolację ze wszystkimi, czy wolisz zjeść tutaj?- Spoglądam na chłopaka i dopiero teraz widzę, jaki jest cholernie przystojny. Wysoki, dobrze zbudowany, a spod rękawa podkoszulka widać ciemny tusz. Ciekawe jaki ma tatuaż?- Kochanie?
-A kolacja? Yyyy chyba wolę zjeść tutaj. Przeprasza, ale oprócz Ed i ciebie nie znam nikogo, a nie czuję się jeszcze na silach, na zmierzenie z rzeczywistością.
-Za godzinkę zjemy tutaj razem- uśmiech się do mnie i siada bok.
Wyciąga do mnie ręce, a ja korzystam z tego i wtulam się w tors chłopaka, na co słyszę mruczenie, które uspokaja mnie i kołysze do snu. Oczy zamykaj się samoistnie na czułe głaskanie moich pleców prze ciepłe dłonie Colina. Mój rycerze układa mnie na pościeli i przytula moje plecy do swojej klatki piersiowej, a jego zapach otula mnie niczym ciepły koc. Poddaję się uczuciu bezpieczeństwa, czuje pocałunek na szyi i powoli zatapiam się w krainie Morfeusza.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro