Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kiedy cię nie ma 34

Colin

Faceci postanowili zrobić mi wieczór kawalerski w jednym z dwóch klubów dla zmiennych. Liczyłem, że nie wywiną mi żadnego numeru, bo nie mam ochoty na sprzeczki z Ellie.  Mniej więcej po godzinie od wyjścia naszych kobiet, ruszyliśmy do miejsca docelowego i jak zwykle tłum ludzi czekających przed wejściem. Dobrze być zmienny, więc weszliśmy bez czekania.

W środku masa zmiennych, samców i samic, wolnych i sparowanych, oczywiście ludzi też tu pełno. Ruszamy do naszej loży, którą zarezerwował Micka- partner Michelle- i nie powiem, w całkiem dobrym miejscu. Nie wiedzieć czemu, poczułem znajomy zapach, zapach El, ale przecież nie możliwe, żeby tutaj była, więc nie zajmuję sobie głowy tym i zamawiam drinki dla wszystkich.

Pijemy pierwszą kolejkę i podchodzą do nas jakieś dziewczyny, po zapachu wiem, że to ludzie. Oczywiście olewam je i pije spokojnie swój alkohol, ale  jedna z nich próbuje się do nas dosiąść.

- Nie radzę- warczę, bo nie chce mieć żadnych kłopotów i nie interesuje mnie ta laska, ani żadna inna.

- Ale mógłbyś postawić nad drinka- robi słodką minę, która w ogóle na mnie nie działa.

- Idź poszukaj sobie innych frajerów, a teraz wynocha- wręcz warczę na nią.

Posłuchała tak jak jej koleżanki i zmyły się nam z pola widzenia, za to dojrzałem coś innego. Albo mam omamy wzrokowe, albo rzeczywiście widzę moją Ellie. Potrząsam głową i zamykam oczy, a kiedy otwieram je z powrotem nie widzę jej osoby, czyli to wszystko tylko moja wyobraźnia.

Sączę dalej swój wysokoprocentowy napój , kiedy następną kolejkę przynosi nam Ed i wygląda jakby był na coś zły. 

- Co jest?-Pytam.

- Lepiej, żebyś nie wiedział- ostawia z hukiem szkło na stolik.

- Stary coś taki wpieniony?- Tym razem Micka pyta.

- Nie uwierzycie, dziewczyny tutaj są i jak mi się zdaje maję wierną rzesze fanów.

 - Mógłbyś powtórzy?- Może jak powiem mi to dwa razy, to w końcu uwierzę.

- Do cholery Colin. Dziewczyny też są tutaj w tym klubie, tańczą... - szukam ich w tłumie i pokazuje głową- o tam.

Wstaję momentalnie z kanapy i spoglądam w stronę, gdzie ponoć jest moja partnerka i narzeczona w jednym. Nie wierze, kurwa mać.

- Co ona ma na sobie do cholery?!- Warczę.

- Mnie nie pytaj, to twoja kobieta- Ed wzrusza ramionami.- Ale to stadko śliniących się facetów to już raczej przegięcie.

- Żebyś kurwa wiedział- cedzę przez zęby.

Zasięgam informacji i okazuje się, że nasze panie maja loże na drugim końcu, wiec razem z naszymi drinkami ruszamy tam. Czekam cierpliwie, aż łaskawie pojawią się, a kiedy nasze spojrzenia krzyżują się, to wiem, że ona wie, że jestem wkurwiony. Wstaję razem z moimi towarzyszami, a drink, którego trzymam ląduje z łoskotem na blacie. Ruszamy do naszych dziewczyn, a one stoją i czekają.

 - El, co ty masz na sobie do kurwy nędzy? Gdzie tamta sukienka?- Warczę.

- Wyparowała?

- Nie wkurwiaj mnie jeszcze bardziej- syczę.

- A niby czym do cholery, co? Nie spojrzałam na żadnego innego faceta.- Ellie przyjmuje bojową postawę i krzyżuje ręce na piersi.

- Ale oni wszyscy- zataczam ręką krąg- patrzą się na ciebie i to mnie wkurwia!

- Zaraz....A dlaczego ty nie jesteś na kawalerskim?- Widzę jak mrużę oczy.

- Jestem, to tutaj jest mój wieczór- wyjaśniam.

- A to bardzo ciekawe, ale...- nie dokańcza, a ja nie wiem dlaczego patrzy się takim zabójczym wzrokiem na mnie.

- Ty sobie chyba, kurwa, żartujesz!!- Wrzeszczy jak opętana.- Poważnie!? Wiesz co Colin, baw się dobrze ze swoją cizią- rzuca i odchodzi w kierunki drzwi. O kogo jej chodzi?

- El gdzie ty do cholery idziesz?!- Krzyczę za nią.- Jaką cizię? Co do chuja?!- Dopiero teraz zdaje sobie sprawę, że jakaś laska stoi koło mnie i wisi na mnie. Ellie obraca się do mnie i pokazuje mi środkowy palec. No ja kurwa nie wierzę. 

- Odpierdol się zdziro- warczę i ruszam biegiem za moją kruszynką, bo to się źle skończy.

Wybiegam na zewnątrz w momencie kiedy wsiada do taksówki i klnę na czym świat stoi. Wybieram jej numer raz za razem, ale nie odbiera, po prostu mnie ignoruje. Wbiegam do środka w poszukiwaniu moich towarzyszy i ta dziwka dalej tam stoi. Mój wilk siedzi mi prawie pod skórą i warczy na moją głupotę, odgrażając się, że przejmie kontrolę.

- Co ty tutaj jeszcze do chuja robisz?!- Wrzeszczę na ta kurwę.

- Było mi postawić drinka, a tak jak widać masz problem- rzuca wredny uśmiech i odchodzi.

Czuję jak w moich żyłach płynie żywa furia, jak wilk drapie pazurami próbując uwolnić się na zewnątrz. Najlepiej, żeby nikt się do mnie nie zbliżał, bo go rozpierdolę na dzień dobry i do widzenia. Michelle próbuje mnie uspokoić, ale to niewiele daje, a jeszcze jak pochodzi jakiś koleś i pyta o moja kobietę, to już jest pozamiatane. Rzucam się na niego z pięściami i okładam za to, że o niej wspomniał, za spojrzenie w jej stronę i za to, że żyje. Zostaje odciągnięty przez chłopaków i warczę na nich, a mój wilk jest prawie na wierzchu.

- Colin do cholery uspokój się!- Krzyczy Hope, a zaraz po niej Michelle. 

Siostra wyciąga telefon i mówi, że zadzwoni do El i żebym się uspokoił, jednak kiedy nawet jej nie udaje się przekonać mojej partnerki, wpadam w szał. Działam jak na autopilocie, wybiegam z klubu i wącham powietrze, jednak praktycznie nic nie czuję. Biegnę w stronę w jaką pojechali i jej nikły zapach wypełnia moje nozdrza. Pozwalam mojemu wilkowi przejąc kontrolę i przechodzę przemianę, w takiej postaci mam większe szanse na znalezienie jej. Tak jak przypuszczałem w wilczej postaci od razu wyczuwam jej zapach i kierunek, ruszam w szaleńczą pogoń za nią. 

Trop prowadzi mnie do jej domu, do jej już byłego domu. Przemieniam się w ludzką postać i łapię za klamkę, ale drzwi są zamknięte. Obchodzę dom, ruszam do tylnego wejście, gdzie drzwi nie są tak masywne i jednym płynnym kopnięciem wywarzam je. Wchodzę do środka, w którym panują egipskie ciemności, ale mój nos wiedzie mnie za zapachem do mojej kobiety. Widzę ja skuloną na podłodze pod ścianą i słyszę jak ciężko oddycha.

- Witaj kochanie- podchodzę do mojej uciekinierki, a mój wilk wyje i jednocześnie uspokaja mnie .

- Nie dotykaj mnie!- Ellie krzyczy i szybko wstaje. - Nie podchodź- odsuwa się ode mnie, na co z mojej piersi wydobywa się ostrzegawcze powarkiwanie, bo nie podoba mi się to.

- Uspokój się- robię krok w jej stronę, a kiedy się nie odsuwa mówię dalej.- Ta dziwka chciała, żebyśmy postawili im drinki, a kiedy ja pogoniłem, zemściła się. Kochanie, jesteś jedyna, żadnej innej bym nie dotknął.- Odpowiada mi cisza i widzę,że rzuca się do ucieczki.- Tak się bawić nie będziemy.

Doskakuję do niej, przerzucam sobie prze plecy i za jej wierzganie nogami, częstuję ją  siarczystym klapsem.

- Colin puszczaj mnie!- Wydziera się.- Puszczaj!- Szarpie się jak dzika kotka.

- Zaraz będziesz wykrzykiwać moje imię, ale w innej sytuacji, maleńka- znowu dostaje ode mnie klapsa.- Wypieprzę cię tak, że przestaniesz myśleć o głupotach i do końca życia zapamiętasz do kogo należysz.

- Już wiem do kogo. Do jaskiniowca. 


****************************

Na prośbę z wielu was i dla tych co są chorzy. Życzę miłego czytania. Niestety nie wiem kiedy dodam następny rozdział, zważając, że dzisiaj to już trzeci. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro