Kiedy cię nie ma 34
Colin
Faceci postanowili zrobić mi wieczór kawalerski w jednym z dwóch klubów dla zmiennych. Liczyłem, że nie wywiną mi żadnego numeru, bo nie mam ochoty na sprzeczki z Ellie. Mniej więcej po godzinie od wyjścia naszych kobiet, ruszyliśmy do miejsca docelowego i jak zwykle tłum ludzi czekających przed wejściem. Dobrze być zmienny, więc weszliśmy bez czekania.
W środku masa zmiennych, samców i samic, wolnych i sparowanych, oczywiście ludzi też tu pełno. Ruszamy do naszej loży, którą zarezerwował Micka- partner Michelle- i nie powiem, w całkiem dobrym miejscu. Nie wiedzieć czemu, poczułem znajomy zapach, zapach El, ale przecież nie możliwe, żeby tutaj była, więc nie zajmuję sobie głowy tym i zamawiam drinki dla wszystkich.
Pijemy pierwszą kolejkę i podchodzą do nas jakieś dziewczyny, po zapachu wiem, że to ludzie. Oczywiście olewam je i pije spokojnie swój alkohol, ale jedna z nich próbuje się do nas dosiąść.
- Nie radzę- warczę, bo nie chce mieć żadnych kłopotów i nie interesuje mnie ta laska, ani żadna inna.
- Ale mógłbyś postawić nad drinka- robi słodką minę, która w ogóle na mnie nie działa.
- Idź poszukaj sobie innych frajerów, a teraz wynocha- wręcz warczę na nią.
Posłuchała tak jak jej koleżanki i zmyły się nam z pola widzenia, za to dojrzałem coś innego. Albo mam omamy wzrokowe, albo rzeczywiście widzę moją Ellie. Potrząsam głową i zamykam oczy, a kiedy otwieram je z powrotem nie widzę jej osoby, czyli to wszystko tylko moja wyobraźnia.
Sączę dalej swój wysokoprocentowy napój , kiedy następną kolejkę przynosi nam Ed i wygląda jakby był na coś zły.
- Co jest?-Pytam.
- Lepiej, żebyś nie wiedział- ostawia z hukiem szkło na stolik.
- Stary coś taki wpieniony?- Tym razem Micka pyta.
- Nie uwierzycie, dziewczyny tutaj są i jak mi się zdaje maję wierną rzesze fanów.
- Mógłbyś powtórzy?- Może jak powiem mi to dwa razy, to w końcu uwierzę.
- Do cholery Colin. Dziewczyny też są tutaj w tym klubie, tańczą... - szukam ich w tłumie i pokazuje głową- o tam.
Wstaję momentalnie z kanapy i spoglądam w stronę, gdzie ponoć jest moja partnerka i narzeczona w jednym. Nie wierze, kurwa mać.
- Co ona ma na sobie do cholery?!- Warczę.
- Mnie nie pytaj, to twoja kobieta- Ed wzrusza ramionami.- Ale to stadko śliniących się facetów to już raczej przegięcie.
- Żebyś kurwa wiedział- cedzę przez zęby.
Zasięgam informacji i okazuje się, że nasze panie maja loże na drugim końcu, wiec razem z naszymi drinkami ruszamy tam. Czekam cierpliwie, aż łaskawie pojawią się, a kiedy nasze spojrzenia krzyżują się, to wiem, że ona wie, że jestem wkurwiony. Wstaję razem z moimi towarzyszami, a drink, którego trzymam ląduje z łoskotem na blacie. Ruszamy do naszych dziewczyn, a one stoją i czekają.
- El, co ty masz na sobie do kurwy nędzy? Gdzie tamta sukienka?- Warczę.
- Wyparowała?
- Nie wkurwiaj mnie jeszcze bardziej- syczę.
- A niby czym do cholery, co? Nie spojrzałam na żadnego innego faceta.- Ellie przyjmuje bojową postawę i krzyżuje ręce na piersi.
- Ale oni wszyscy- zataczam ręką krąg- patrzą się na ciebie i to mnie wkurwia!
- Zaraz....A dlaczego ty nie jesteś na kawalerskim?- Widzę jak mrużę oczy.
- Jestem, to tutaj jest mój wieczór- wyjaśniam.
- A to bardzo ciekawe, ale...- nie dokańcza, a ja nie wiem dlaczego patrzy się takim zabójczym wzrokiem na mnie.
- Ty sobie chyba, kurwa, żartujesz!!- Wrzeszczy jak opętana.- Poważnie!? Wiesz co Colin, baw się dobrze ze swoją cizią- rzuca i odchodzi w kierunki drzwi. O kogo jej chodzi?
- El gdzie ty do cholery idziesz?!- Krzyczę za nią.- Jaką cizię? Co do chuja?!- Dopiero teraz zdaje sobie sprawę, że jakaś laska stoi koło mnie i wisi na mnie. Ellie obraca się do mnie i pokazuje mi środkowy palec. No ja kurwa nie wierzę.
- Odpierdol się zdziro- warczę i ruszam biegiem za moją kruszynką, bo to się źle skończy.
Wybiegam na zewnątrz w momencie kiedy wsiada do taksówki i klnę na czym świat stoi. Wybieram jej numer raz za razem, ale nie odbiera, po prostu mnie ignoruje. Wbiegam do środka w poszukiwaniu moich towarzyszy i ta dziwka dalej tam stoi. Mój wilk siedzi mi prawie pod skórą i warczy na moją głupotę, odgrażając się, że przejmie kontrolę.
- Co ty tutaj jeszcze do chuja robisz?!- Wrzeszczę na ta kurwę.
- Było mi postawić drinka, a tak jak widać masz problem- rzuca wredny uśmiech i odchodzi.
Czuję jak w moich żyłach płynie żywa furia, jak wilk drapie pazurami próbując uwolnić się na zewnątrz. Najlepiej, żeby nikt się do mnie nie zbliżał, bo go rozpierdolę na dzień dobry i do widzenia. Michelle próbuje mnie uspokoić, ale to niewiele daje, a jeszcze jak pochodzi jakiś koleś i pyta o moja kobietę, to już jest pozamiatane. Rzucam się na niego z pięściami i okładam za to, że o niej wspomniał, za spojrzenie w jej stronę i za to, że żyje. Zostaje odciągnięty przez chłopaków i warczę na nich, a mój wilk jest prawie na wierzchu.
- Colin do cholery uspokój się!- Krzyczy Hope, a zaraz po niej Michelle.
Siostra wyciąga telefon i mówi, że zadzwoni do El i żebym się uspokoił, jednak kiedy nawet jej nie udaje się przekonać mojej partnerki, wpadam w szał. Działam jak na autopilocie, wybiegam z klubu i wącham powietrze, jednak praktycznie nic nie czuję. Biegnę w stronę w jaką pojechali i jej nikły zapach wypełnia moje nozdrza. Pozwalam mojemu wilkowi przejąc kontrolę i przechodzę przemianę, w takiej postaci mam większe szanse na znalezienie jej. Tak jak przypuszczałem w wilczej postaci od razu wyczuwam jej zapach i kierunek, ruszam w szaleńczą pogoń za nią.
Trop prowadzi mnie do jej domu, do jej już byłego domu. Przemieniam się w ludzką postać i łapię za klamkę, ale drzwi są zamknięte. Obchodzę dom, ruszam do tylnego wejście, gdzie drzwi nie są tak masywne i jednym płynnym kopnięciem wywarzam je. Wchodzę do środka, w którym panują egipskie ciemności, ale mój nos wiedzie mnie za zapachem do mojej kobiety. Widzę ja skuloną na podłodze pod ścianą i słyszę jak ciężko oddycha.
- Witaj kochanie- podchodzę do mojej uciekinierki, a mój wilk wyje i jednocześnie uspokaja mnie .
- Nie dotykaj mnie!- Ellie krzyczy i szybko wstaje. - Nie podchodź- odsuwa się ode mnie, na co z mojej piersi wydobywa się ostrzegawcze powarkiwanie, bo nie podoba mi się to.
- Uspokój się- robię krok w jej stronę, a kiedy się nie odsuwa mówię dalej.- Ta dziwka chciała, żebyśmy postawili im drinki, a kiedy ja pogoniłem, zemściła się. Kochanie, jesteś jedyna, żadnej innej bym nie dotknął.- Odpowiada mi cisza i widzę,że rzuca się do ucieczki.- Tak się bawić nie będziemy.
Doskakuję do niej, przerzucam sobie prze plecy i za jej wierzganie nogami, częstuję ją siarczystym klapsem.
- Colin puszczaj mnie!- Wydziera się.- Puszczaj!- Szarpie się jak dzika kotka.
- Zaraz będziesz wykrzykiwać moje imię, ale w innej sytuacji, maleńka- znowu dostaje ode mnie klapsa.- Wypieprzę cię tak, że przestaniesz myśleć o głupotach i do końca życia zapamiętasz do kogo należysz.
- Już wiem do kogo. Do jaskiniowca.
****************************
Na prośbę z wielu was i dla tych co są chorzy. Życzę miłego czytania. Niestety nie wiem kiedy dodam następny rozdział, zważając, że dzisiaj to już trzeci.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro