Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Gdzieś tam 1

-Kochanie wróć dzisiaj wcześniej- prosi mnie mama, więc kiwam głową, że nie ma problemu.

Mimo iż mam dwadzieścia lat, moi rodzice nie lubią jak wychodzę gdzieś sama. W sumie powinnam powiedzieć moi adopcyjni rodzice, bo gdy miałam niespełna roczek, znaleźli mnie na wycieraczce przed swoimi drzwiami.

Wiem, że są wilkami i wcale mi to nie przeszkadza, ale ostatnio zachowują się dość dziwnie, są jakby to ująć. Są aż do bólu nadopiekuńczy, a ja nie wiem dlaczego... Jedynie wiem, że nie wolno mi nigdy, przenigdy ściągać wisiorka, który jest jedyną pamiątką po moich biologicznych rodzicach. Nie wiem dlaczego, ale nie kwestionuję tego i jeszcze nigdy w życiu go nie ściągnęłam.

-Będę o dziewiętnastej mamo, jak tylko skończę zajęcia.

-Dobrze i pamiętaj, że cię kochamy- mama przytula mnie do siebie bardzo mocno.

Żegnam się z nią i wychodzę na zajęcia, który rozpoczynają się za niespełna półgodziny. Na uczelnie mam blisko, bo zaledwie piętnaście minuty spacerkiem i to takim wolnym.

Wchodzę do budynku i witam się z moim najlepszym przyjacielem Edem. Kumplujemy się od pierwszego dnia na uczelni i to jest jedyna osoba, którą akceptują moi rodzice. Oczywiście mamy jeszcze Sarę, ale ona ma chłopaka i tylko czasami spotyka się z nami, w sumie głównie na zajęciach.

- El idziesz dzisiaj do klubu wieczorem?- Pyta Ed.

-Nie mogę, tzn.rodzice prosili mnie, żeby dzisiaj wcześniej wróciła- wzruszam ramionami. -Wiesz jacy oni są, a ostatnio jest jeszcze gorzej.

-Ok, to może w taki razie obejrzymy jakiś film u ciebie.

-Jestem za- szczerzę się do niego- ale ty kupujesz żarcie.

-Nie ma sprawy skarbie- puszcza mi oczko.

W tym samym czasie w innej części miasta.

-Colin, ale jesteś pewny, że to tutaj?

-Tak - warczę, bo mam dosyć tego idioty.- Tutaj prowadzi trop, więc rusz dupę i idź po niego, a ja obstawiam tyły.

Ben idzie do domku, gdzie ukrył się zbiegły zmienny, a ja idę do ogrodu, bo znając uciekinierów, zawsze próbują wymknąć się tyłem.

Za dwa lata mam przejąć posadę Alfy, ale tymczasem tropię i dostarczam radzie uciekinierów. Mój dziadek dalej jest w radzie, ale kiedy tylko ja przejmę rolę Alfy naszego stada, to mój ojciec zajmie jego miejsce. Taka rodzinna tradycja.

Jednak tęsknię jeszcze za jedną rzeczą, a mianowicie nie znalazłem jeszcze swojej bratniej duszy. Z opowieści rodziców, wiem iż oboje też znaleźli siebie późno. Mam nadzieję, że i ja dostąpię tego zaszczytu i razem z moim wilkiem znajdziemy naszą przeznaczoną.

Brakuje mi tej części układanki jakim jest moja mate, ale jedynie co mogę zrobić to cierpliwie czekać i szukać jej.

~Mam nadzieję, że już niedługo ją znajdziemy- odzywam się do mojego wilka.

~ Mam przeczucie, że to nastąpi niebawem.

~Obyś miał rację- odpowiadam smętnie.-Ale teraz koniec użalania się nad sobą, robota czeka.

Gdzieś tam jest ta jedyna. Gdzieś tam czeka na mnie. Gdzieś tam...


**********************************

Witam w drugiej części i zapraszam do czytania. Mam nadzieję, że nie zawiodę was i tym razem również spodoba się Wam to co piszę.

Uprzedzam, że nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro