Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Będę walczyć 21

Colin

Po przekroczeniu progu gabinetu ojca, obaj usiedliśmy bez słowa i czekaliśmy jak na ścięcie. 

- O co znowu poszło do jasnej cholery?! -Warczy na nas, ale ani Ed, ani ja się nie odzywamy.- Mówcie, bo to się źle dla was skończy.

-Ten skurwiel kocha się w mojej mate- wyrzucam z siebie.

- Pojebało cię! Traktuję ją jak siostrę, to ty ją ugryzłeś bez pozwolenia i wściekłeś się, że nie będziesz jej pierwszym.

- Bo ty nim byłeś, odebrałeś to co powinno należeć do mnie.

- Ile jeszcze razy do kurwy mam ci powtarzać, że to nie ja- syczy.

- Nie wierzę wam.

- Wiesz co? Wierz sobie w co chcesz, skoro tak uważasz, to ok- podnosi ręce do góry w geście poddania. - Tylko nie oczekuj, że El ci wybaczy. Boże ależ byłem kretynem, że oddałem ci ją pod opiekę, po tym wszystko co ją kiedyś spotkało, fundujesz jej taką jazdę.

Opiera się o oparcie krzesła i  tempo patrzy prze siebie. Spoglądam na ojca, który ani razu nam nie przerwał,a teraz wygląda jakby nad czymś myślał. A ja się zastanawiam o co mu chodziło, kiedy mówił, ze El coś spotkało kiedyś.

Ona jest na mnie zła, a ten tutaj raczej niczego mi nie powie. Ale kanał.

- Ed, co się przydarzyło Ellie, chodzi mi o przeszłość?- Tato zadaje miękko pytanie.

- Przepraszam, ale nie jestem upoważniony- potrząsa głową.- Nie mogę.

- Ed, posłuchaj mnie. Nie wiem jaką skrywacie tajemnice, ale to może mieć związek z całą sprawą. Mam przeczucie, a ono jeszcze nigdy mnie nie zawiodło.

- Ja naprawdę nie mogę- upiera się przy swoim.

- Colin wyjdź- ojciec wyprasza mnie z gabinetu- Poczekaj aż cię zawołam.

- Chyba sobie żartujesz- rzucam rozdrażniony.

- Nie dyskutuj, tylko sprawdź, czy cię nie ma za drzwiami.

Wychodź zły jak cholera, bo to że mnie wyprosił, przekracza wszelkie granice. Ona jest moją mate, a ci rzucają mi kłody pod nogi. 

Chodzę po tym przeklętym korytarzu od dziesięciu minut i mam ochotę kogoś rozszarpać. Jeżeli zaraz nie otworzą się te drzwi, wejdę tam bez zaproszenia.

-Wejdź- tato zaprasza mnie do środka.

Przyglądam się im obojgu i miny maja niezbyt wesołe. Ed wygląda jakby mu przejechało zwierzątko, a ojciec ma zacięty wyraz twarzy.

-Podjęliśmy decyzję, że powinieneś o tym wiedzieć. Jednak- robi pauzę- proszę cię, żebyś był delikatny, to niezbyt miła sprawa.

- Oczywiście, ale dowiem się o co chodzi w końcu?- Zaciskam dłonie w pięści. 

- Colin tylko proszę cię, bądź spokojny- ojciec mnie upomina.

-Gadajcie, bo uduszę zaraz kogoś.

- Ellie, ona... - słyszę jak Ed przełyka głośno ślinę- została zgwałcona.

Dosłownie siadam z wrażenia. Moja kruszynka, moje maleństwo zostało zgwałcone. Ktoś śmiał jej dotknąć. Ktoś jej zrobił krzywdę, ja pierdole.

Z mojego gardła wydobywa się ryk bólu, mój wilk chce tego skurwiela obedrzeć żywcem ze skóry.

- Kto to był?! Zapierdolę gościa!- Krzyczę

- Nie wiemy, El prawie nic nie pamięta- Ed odsuwa się ode mnie na bezpieczną odległość.

- Chce wszystko wiedzieć, każdy szczegół- mówię wkurwiony jak nigdy dotąd.

Po godzinie wychodzę z gabinetu ojca z wiedzą, która ciąży mi jak kamień u szyi. Czuję się jak ostatni kutas, że rzuciłem oskarżenia pod ich adresem.

Chryste, co ja najlepszego zrobiłem? 

Ona wykazała się zaufaniem, po tym wszystkim przez co przeszła, a ja to wszystko spierdoliłem.

Dowiedziałem się, że przez pierwszy rok nie odezwała się do żadnego faceta i jedynym jej wsparciem był przyjaciel. Po tym wszystkim nigdy już nie zaufała żadnemu, nigdy z żadnym nigdzie nie wyszła. Przez te dwa lata żyła prawie jak pustelnik, bała się panicznie dotyku mężczyzn i jedynie pozwalała na to Edowi. A ja jestem drugą osobą, której na to również pozwoliła. 

Zaufała mi, śpiąc ze mną w jednym łóżku, biorąc razem prysznic, a ja ją tak zawiodłem. 

Wchodzę na naszego pokoju, bo to teraz jest nasz, a nie mój. Rozglądam się, ale nigdzie nie widzę mojej kruszynki i serce zaczyna mi przyspieszać. Wpadam do łazienki, ale tam jej nie ma, wypadam z pokoju i taranuje prawie  siostrę.

- Jest w ogrodzie- informuje mnie- i Colin.

- Tak?- Obracam się, bo już jestem kilka metrów od niej.

- Bądź delikatny braciszku- kiwam głową i biegnę do ogrodu na poszukiwanie mojej ukochanej.

Przeczesuje teren i spostrzegam Ellie stojącą z zamkniętymi oczami, twarzą skierowaną do słońca. Biegnę i porywam ją  w swoje ramiona, przyciskając delikatnie jej ciało do swojego

- Boże, kochanie, ale jestem dupkiem. Maleńka wybacz mi, tak bardzo cię przepraszam- szepczę jej do ucha.

- O czym ty mówisz?- El pyta, a ja ją przyciskam jeszcze mocniej do siebie.

-Wiem- na moje słowo sztywnieje.

- W-wiesz?- Jej głos drży.

- Ciii kochanie, tak bardzo mi przykro.

- J- ja...- zaciska dłonie na moim podkoszulku i cała zaczyna drżeć.

- Cała drżysz maleńka- całuję ją w czubek głowy.-  Nic nie mówi, nie musisz.

- Nie jestem maleńka- mówi w moją klatkę piersiową.

- Do mnie jesteś kruszynką- słyszę jej cichy chichot i oddycham z ulgą.

- Zabierze mnie stąd- prosi wręcz niesłyszalnie, więc spełniam jej prośbę.

Biorę moją mate na ręce i niosę do naszego pokoju. Jestem cholernie szczęśliwy, kiedy czuję jak wtula się w moje ramiona, układając głowę w zagłębieniu mojej szyi i  wzdycha.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro