Ale jestem dupkiem 20
El
Wychodzę pospiesznie z pokoju Colina i przemykam korytarzami. Mam nadzieję, że to nie jest jakaś ogrodzona twierdza i będę mogła stąd spokojnie uciec.
Wychodzę głównym wejściem i ruszam do oddalonej bramy, która jest otwarta. Jednak moje szczęście nie trwa długo, bo na mojej drodze ku wolności staje Michelle.
- Gdzie się wybierasz?- Pyta wesoło.
- Jak najdalej stąd- odpowiadam szczerze, bo wątpię, żeby udało się jej mnie zatrzymać.
- Nic z tego moja droga- kręci głową.- Najpierw opowiesz co się stało, bo już wiem, że ci dwa idioci pobili się.
- Nie mam o czym opowiadać- wymijam ją i ruszam prosto.
- O nie- szarpie mnie za ramie.- Najpierw mi powiesz, a może będę ci wstanie pomóc.
- Wątpię- czuję gorycz w ustach.
- Zobaczymy, a teraz chodź- ciągnie mnie na tyły ogrodu, do altanki.
Siadam wygodnie, zagryzam usta i zastanawiam się ile jej mogę powiedzieć. Wzdycham sfrustrowana, bo wiem, że nie odpuści.
- Co chcesz wiedzieć?
- Najlepiej wszystko. Ale może dlaczego się pobili?
- Jestem z Edem bardzo blisko związana, ale to nie to co myślisz... On jest dla mnie jak brat, zawsze ratował mi dupę i nie tylko. To jest jedyny facet, którego zaakceptowali moi rodzice. Wybrali go na mojego anioła stróża i bogini raczy wiedzieć dlaczego. A kiedy przyznałam mu się dzisiaj, ze Colin ugryzł mnie bez zgody...
- Colin? Ale jak on... jak bez zgody? -Robi zszokowaną minę.
- Po prostu pod prysznicem, użarł mnie, a później przyznałam mu się, że nie będzie on moi pierwszy facetem.
- O tu to się nie dziwie, że się wkurzył. Ale jest niepoważny, oczekując tego od samic wilków. Ja sama już nie jestem dziewicą od dawna, ale ciii- przykłada palce do ust.
- W każdym razie Ed mial wyrzuty sumienia, że pozwolił, żeby twój brat mi to zrobił. A Colin oskarżył nas, że miedzy nami coś jest i że to z nim się przespałam, a ja nie mogę mu powiedzieć prawdy.
- A zrobiłaś to?
- Nie- potrząsam głową- nigdy w życiu, ja...- zakrywam dłońmi twarz.
To jest takie trudne, to znowu do mnie wraca, a chciałam zapomnieć. Nikt oprócz Eda i jego kuzyna o tym nie wie, nawet rodzice nigdy się nie dowiedzieli. Oni mnie wtedy uratowali.
- El?
- Proszę nie przerywaj mi, bo nigdy tego nie powiem- brunetka potakuje głową.- Zostałam zgwałcona- wykrztuszam i przełykam ślinę- w połowie pierwszego roku studiów i praktycznie nic nie pamiętam. Byłam z Edem i koleżanką na studenckiej imprezie i ostatnią rzeczą jaką pamiętam to ból głowy. Ktoś mnie uderzył, a z późniejszego zdarzenia mam tylko przebłyski. Aż do dzisiaj jestem w stanie przywołać, to w pamięci ten głos i zapach. Kuzyn Eda znalazł mnie w jakimś pokoju, rozebraną i zakrwawioną. W każdym razie, oni mnie uratowali i zatuszowali cała sprawę. Ed pomógł mi wrócić do życia. - Zalewam się łzami na to wspomnienie.
-Tak mi przykro El. Boże, co ty przeszłaś- przytula mnie do siebie.
- I jak ja mam mu powiedzieć o tym wszystkim? Przecież on Eda rozszarpie, a to nie jego wina.
- Masz rację. Teraz pobił się z nim, a jakby wiedział...- przyciska mnie mocno.- Przykro mi Ellie.
- Wszyscy, którym kocham, albo którzy kochają mnie, umierają. Tato nawet nie doczekał się moich narodzin, a mama zapłaciła życiem za chronienie mnie. Ktoś próbuje mnie wciąż zabić i przez moją osobę, moi adopcyjni rodzice zostali zamordowani. Ed też o mało nie umarł, a teraz ta dwójka pobiła się.
- Patrząc na to z twojego punktu widzenia, to rzeczywiście wychodzi, że miłość do ciebie jest zabójcza.
- Nie pomagasz- pociągam nosem.
- Ale patrząc na to z mojej perspektywy, widzę tylko osoby, które były w stanie oddać życie za ciebie i to jest właśnie miłość. Nie każdy może jej doświadczyć- Michelle pociesza mnie.
- Ale to niebezpieczna wilcza miłość.
- Wiem i wiem również, że chcesz ich chronić, ale ucieczka niczego nie rozwiąże.
- Miałam nadzieję, że rozwiąże. Będąc daleko od was, nic by wam się nie stało, bylibyście bezpieczni. Chcę was chronić, a jedynie tak mogę to zrobić.
- Och Ellie, oni dopadliby cię Ellie.
- I może w końcu skończyłoby się to wszystko. Nie rozumiesz? Nie przeżyłabym straty następnych osób, które kocham- wycieram dłonią łzy.- Kocham Eda i ... czuję coś do Colina, to głupie, ale...- Michelle mi przerywa.
- Nie, to nie jest głupie, po prostu jesteście sobie pisani i działa braterstwo dusz. Kiedy cię tutaj przywiózł był zrozpaczony, że możesz umrzeć. A jak się sparujecie, to wtedy zobaczysz jak jest cudownie.
- Niby tak - szepczę,- ale dzisiaj dotarło do mnie, że życie ze mną może się dla nich źle skończyć. Nie chcę tego.
- El- dziewczyna głaska mnie po włosach- Problem polega na tym, że Colin bez ciebie też nie przeżyje, jeżeli uciekniesz, on oszaleje z rozpaczy.
- Jak to?- Podrywam głowę do góry.
- Widzę, że mało wiesz o tej więzi.
- Praktycznie nic- odpowiadam szczerze.
- To już rozumiem wszystko. Ponieważ jesteście sobie przeznaczeni, to oznaczenie ciebie przez Colina, działa również na niego. Cierpiałby jeżelibyś odeszła, a po sparowaniu oszalałby z tęsknoty.
- Michelle, opowiedz mi wszystko o więzi miedzy wilkami.
- W końcu będę mieć słuchacza- uśmiech się do mnie.
Dobrą godzinę dziewczyna tłumaczyła mi wszystko, o wilkach, o więzi, o parowaniu itp. Poprosiła mnie, żebym przemyślała wszystko na spokojnie i dała szansę jej bratu, bo jego wilk bywa czasem upartym osłem. Obiecałam, że jeszcze raz na spokojnie wszystko przemyślę i nie ucieknę.
Może i będę tego żałować, ale dla miłości jestem w stanie zaryzykować. Mam nadzieję, że nie jest to największy błąd i nikt nie przypłaci tego życiem.
Postanowiłam pospacerować i nacieszyć się słońcem. Kiedy stoję z zamkniętymi oczami, a promieni słońca ogrzewają moją twarz, ktoś porywa mnie w ramiona. Ze strachu z moim ust wydobywa się okrzyk, ale po chwili czuję zapach. Zapach Colina.
- Boże, kochanie, ale jestem dupkiem. Maleńka wybacz mi, tak bardzo cię przepraszam.
- O czym ty mówisz?- Przyciska mnie mocno do siebie.
-Wiem- na jego słowa zamieram.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro