Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8


Twitter: KBrillare

instagram: kasiaautorka


Vincenzo

— Ciało Breta zakopaliśmy sto kilometrów za miastem w okolicach cmentarza — oznajmia w słuchawce żołnierz. — Nikt nas nie widział, zatarliśmy wszelkie ślady.

— Świetnie, powiedz chłopakom, że jesteście już wolni — odpowiadam, po czym bez słowa pożegnania kończę połączenie. Chowam telefon do kieszeni i zerkam na śpiącą dziewczynę.

Oparła głowę o moje ramię, więc się nie ruszam w obawie, że się obudzi. Ale wygląda, jakby miała twardy sen. Gdy jest tak blisko, czuję jej słodkie perfumy oraz szampon, którym umyła włosy. Pachnie jagodami. Lubię jagody. Jest śliczna, urocza, taka dziewczęca. Byłem bliski pocałowania jej, kiedy zapytała o karę. Widziałem też, że się zarumieniła. Czyżby wyobraziła sobie, jakby to wyglądało? Chciałaby poczuć moją dłoń na skórze?

Opanuj się, kurwa. To nie jest jej świat. Nie należy do ciebie.

Odrywam wzrok od twarzy Reevy, zanim znów pomyślę, co chciałbym z nią zrobić. Tyle że na samą myśl o niej w bieliźnie mam wzwód. Opieram głowę o zagłówek, biorę wdech i kiedy myślę, że jestem spokojniejszy, jej drobniutka dłoń ląduje na moim udzie. Cholera.

Nie budzę jej, gdy dojeżdżamy do domu. Jestem pewien, że i tak by się nie otworzyła oczu, więc biorę ją w ramiona i zanoszę na piętro. To zadziwiające, że jest taka lekka. Jakby zupełnie nic nie ważyła. Otwieram drzwi do jej sypialni, po czym ostrożnie kładę ją na wielkim łóżku. Zdejmuję z niej szpilki, a potem przykrywam dziewczynę kocem. Nie sądzę, aby było jej wygodnie spać w tej sukience, ale jeśli ją dotknę, sam złamię punkt w umowie. Wzdycham, następnie zaciskam dłoń w pięść. Opieram się pokusie odgarnięcia jej włosów i w końcu wychodzę. Napięcie jednak ze mnie nie schodzi. Jest tak silne, że tylko jednym sposobem mogę się go pozbyć. Wyciągam telefon, po czym piszę wiadomość do Cristiana.

Ja: Jesteś w mieście?

Cristian: Właśnie wychodzę z Royal. Sprawdzałem nasze sekretne piętro i czy klienci są zadowoleni.

Ja: Przywieź ze sobą jakąś kobietę. Potrzebuję się wyładować.

Cristian: Masz konkretne wymagania?

Oczywiście nie mógł się powstrzymać i wysyła sprośną emotkę.

Ja: Brunetka, długie włosy, niska.

Cristian: Zamówienie przyjęte, będę za godzinę. Kazać jej przyjść na dół?

Wchodzę do gabinetu, przyciskam szafkę w biurku, która sama się otwiera, po czym wyjmuję czerwoną kartę.

Ja: Tak.

Nie otrzymuję wiadomości zwrotnej, więc wyciszam telefon i idę do miejsca, do którego Reeva jakimś cudem jeszcze nie dotarła, zwiedzając dom. Ale może to i lepiej? Nie pozna mojej mrocznej strony, nie wejdzie do mojego świata i odejdzie. Będzie tak, jakby jej noga w ogóle tu nie stanęła.

Biała, kamienna ściana, która z daleka wygląda zupełnie zwyczajnie w rzeczywistości jest tajnym przejściem. Naciskam jeden z kamieni, za którym znajduje się klamka, po czym popycham drzwi i przechodzę przez próg. Światło na korytarzu zapala się automatycznie, a wrota za mną zamykają. Droga jest krótka, ale przez jasne ściany wydaje się wydłużać. Na jej końcu są drzwi w kolorze matowej czerni. Bez klamki, tylko z czytnikiem po prawej stronie. Przykładam do niego kartę i wejście się przesuwa.

Wchodzę do pokoju spowitego czernią. Lampy w suficie zapalają się, lecz wyłączam je i zastępuję blaskiem kolorowych ledów. Wybieram kolor fioletowy. Taśmy są zaczepione pod sufitem, na podłodze, wokół sporego rozmiaru łóżka i każdego mebla stojącego w pomieszczeniu. Dzięki nim to miejsce wygląda mrocznie, ale bardziej efektownie.

Zdejmuję buty, które stawiam przy ścianie, potem pozbywam się kamizelki i koszuli. Układam je na fotelu, a sam zajmuję miejsce na łóżku. Opieram przedramiona o kolana i czekam na swojego gościa.

*

Godzinę później słyszę stukot szpilek. Kroki są coraz bliżej, aż drzwi otwierają się i w progu staje kobieta w zwiewnej, prześwitującej sukience. Zrzuca ją z siebie zaraz po wejściu do pokoju. Jej piersi są okryte czarnym biustonoszem, bieliznę również ma w tym kolorze. Włosy związała w wysokiego kucyka, zamiast gumki owinięty jest metalową obręczą. Patrzę na nią, gdy powoli zmierza w moją stronę. Porusza biodrami, stawia kroki niczym modelka na wybiegu i nie spuszcza ze mnie kocich oczu.

Unoszę głowę, kiedy staje o krok od fotela. Odchylam się, układam dłonie za plecami, a ona klęka. Doskonale wie, co robić. Sięga do paska. Z łatwością go odpina, wraz z rozporkiem, po czym pozbywa się ze mnie spodni oraz bokserek. Uśmiecha się, kiedy kutas wpada jej w dłoń. Z radością wymalowaną na twarz ściska go u nasady, by po chwili zanurzyć czubek w ustach. Muska go delikatnie, przejeżdża językiem po całej długości i w końcu bierze go całego.

Rozchylam wargi. Oddycham głęboko, wpatrując się w jej poczynania. Jest taka bezwstydna. Ssie fiuta, jak słodki deser. Rozkoszuje się nim, niemal połyka w całości. Poruszam biodrami, aż kobieta zaczyna się krztusić. Wycofuje się, by złapać oddech. Chwytam ją za włosy, owijam kosmyki wokół nadgarstka i naprowadzam na swoją męskość. Gdy ponownie wkłada go do ust, sam poruszam jej głową, nadając szybkie tempo. Dławi się, wbija mi paznokcie w uda, ale się nie opiera. Pozwala robić z sobą to, na co mam ochotę.

Kiedy czuję przyjemne iskry rozchodzące się po ciele, a kończące na karku, odrywam od siebie kobietę. Chwytam ją za gardło i wstaję. Cristian znalazł naprawdę niziutką kobietę. Może jest nawet niższa niż Reeva? Przestań o niej myśleć. Odwracam kobietę tyłem, po czym popycham i zmuszam, by położyła się na łóżku.

— Ręce na plecy — rozkazuję.

Wykonuje polecenie bez wahania, wypinając pośladki w moją stronę. Ja z kolei podchodzę do jednej z wielu szafek, otwieram pierwszą z góry i wyciągam skórzane kajdanki. Spoglądam na leżącą kobietę. W tej pozycji z twarzą odwróconą w drugą stronę przypomina mi dziewczynę, która śpi na górze w sypialni. Jak zareagowałaby, gdyby zobaczyła ten pokój? Bardzo mnie to ciekawi, ale nie pokażę jej tego miejsca. Wystraszyłaby się. Tego jestem pewien.

Zapinam kajdanki na nadgarstkach kobiety, a następnie zdejmuję z niej bieliznę. Uderzam ją w prawy pośladek. Piszczy zaskoczona, ale potem się śmieje.

— Mocniej, proszę.

Znów wymierzam jej klapsa. Tym razem w drugi pośladek. Teraz na obu widnieją czerwone ślady mojej dłoni.

— Rozszerz nogi. Szerzej.

Uśmiecham się, widząc ją w pełnym rozkroku. Jest doskonała. Posłuszna. Nie opiera się.

— Nie ruszaj się — mówię, po czym sięgam po gumkę leżącą na materacu tuż obok brunetki.

To satysfakcjonujące, że się nie przeciwstawia. Robi dokładnie to, co chcę.

— Grzeczna dziewczynka — szepczę jej na ucho.

Unosi kąciki ust, a ja wchodzę w nią płynnym ruchem, aż wydaje z siebie głośny jęk. Już jest mokra, gotowa na to, co jej dam. Tylko przez kilka krótkich sekund się nie ruszam, by kobieta mogła mnie w pełni poczuć, a kiedy czuję jej drżenie, wycofuję biodra i po chwili ponownie wchodzę w jej miękkie wnętrze.

Czuję ulgę, napięcie powoli odnajduje ujście, lecz w głowie nadal siedzi mała dziewczynka o brązowych włosach i błękitnych oczętach. Z każdym pchnięciem wyobrażam sobie, że słyszę jęki Reevy. Że to ona pode mną leży i to ja mam nad nią kontrolę.

Kiedy jednak kobieta odwraca się i widzę jej twarz, cały czar pryska. Tracę przyjemność z pieprzenia brunetki. Znów jestem spięty i wygląda na to, że nic mi nie pomoże.

— Tak! Proszę! Błagam!

Z rozmyślań wyrywa mnie głos brunetki. Błaga, bym dał jej orgazm. Uda jej drżą, zaciska dłonie w pięści i krzyczy w pościel. Próbuje wyrwać się z kajdanek, ale to na marne. Łapię ją za biodra, zaciskam palce na skórze i wbijam się w nią do samego końca. Ale chociaż się staram, nie czuję tego, co ona.

Klnę pod nosem. To bez sensu. Nie czuję niczego prócz frustracji i wkurwienia. Nie ma opcji, że dojdę. Nie, kiedy myślę o Reevie. Dlatego przestaję pieprzyć brunetkę i za pomocą palców pomagam jej osiągnąć spełnienie. Krzyczy w pościel, drżąc niekontrolowanie. Biorę wdech, po czym uwalniam jej nadgarstki i rzucam kajdanki na łóżko.

— Drzwi z prawej prowadzą do łazienki. Ogarnij się tam, potem ktoś po ciebie przyjdzie i odwiezie — mówię, uspokajając oddech.

Nim zakładam spodnie, wyrzucam gumkę do kosza i wychodzę, zostawiając otwarte drzwi. Wracam do sypialni, gdzie biorę prysznic, a potem sprawdzam skrzynkę pocztową. Nie mam nowych wiadomości. Kładę się do łóżka, lecz sen nie przychodzi. Zegarek w telefonie wskazuje godzinę pierwszą w nocy, a ja nadal gapię się w sufit.

Co ta dziewczynka ze mną robi, że ledwo pojawia się w moim życiu, a ja już nie potrafię wybić jej sobie z głowy? Ta myśl jest jak jakaś używka. Bierzesz raz i nie potrafisz rzucić. Mam wrażenie, że zażyłem takiej za dużo i wyjście z nałogu nie będzie możliwe. Pokusa walczy we mnie ze zdrowym rozsądkiem, ale ostatecznie wygrywa. Coś we mnie pęka i zanim nachodzą mnie wątpliwości, stoję przed drzwiami prowadzącymi do sypialni Reevy.

Nie powinienem, ale to silniejsze ode mnie. Chwytam za klamkę, a potem wchodzę do pokoju spowitego mrokiem. Zamykam drzwi tak cicho, jak to tylko możliwe i tak samo podchodzę do łóżka. Musiała się zbudzić, bo sukienka leży na dywanie, a dziewczyna jest nakryta tylko do połowy pościelą, więc dostrzegam koronkową braletkę. Zachodzę od tyłu, druga połowa materaca jest pusta, jakby specjalnie dla mnie. Korzystam z tego, że Reeva śpi i kładę się obok. Nie za blisko, by nie wiedziała, że leżę obok, ale tak, bym czuł jej zapach. Wdycham go, powoli się uspokajając, aż robię się senny.

*

Od zawsze miałem lekki sen. Dzięki temu nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć, dlatego od razu budzę się, czując gwałtowniejszy ruch obok. Świadomość przychodzi zaskakująco szybko, więc wiem, że Reeva się zbudziła i zdała sobie sprawę, że tu jestem. Nie otwieram jednak oczu. Nadal udaję, że śpię, bo jestem ciekaw jej reakcji. Jest zaskoczona, to na pewno, ale poza tym, czy jest wściekła? W końcu mnie tu nie zapraszała.

— Kurwa — słyszę jej przekleństwo; to sprawia, że otwieram oczy.

Potknęła się o leżące buty albo koc, którym stara się zasłonić. To trochę zabawne.

— Patrz pod nogi, dziecino. Jeszcze zrobisz sobie niepotrzebnie krzywdę — odzywam się po chwili.

Zastyga w bezruchu, a potem powoli się odwraca. Najpierw jest wystraszona, zaskoczona, a na koniec posyła mi gniewne spojrzenie. Chyba widzę ogień w tych pięknych oczkach. Albo prawdziwe tsunami.

— Co tu robisz? Nie zapraszałam cię.

Unoszę kącik ust. Nie powiem jej przecież, że dziwka mnie nie zadowoliła, więc przyszedłem na nią popatrzeć i zasnąć przy niej. Wtedy na pewno uzna mnie za wariata.

— Miałaś koszmar. — To kłamstwo jako pierwsze przychodzi mi do głowy. — Krzyczałaś, więc postanowiłem zajrzeć.

— I postanowiłeś zostać, tak? — Unosi brew. — Nie miałam żadnego koszmaru, a poza tym wydaje mi się, że miałeś mnie nie dotykać.

Teraz to ja unoszę brwi. Gdzie ta dziewczynka, która bała się na mnie spojrzeć? Gdzie obawia w jej oczach, którą widziałem wczoraj podczas kolacji?

— Nie dotknąłem cię — odpowiadam, tym razem zgodnie z prawdą. — Tylko leżałem obok.

— I może mi jeszcze powiesz, że mnie nie rozebrałeś, co?

Lustruje ją wzrokiem.

— Bo nie rozebrałem. — Nie wydaje się, aby mi wierzyła. — Gdy tu przyszedłem, sukienka leżała na dywanie. Sama to zrobiłaś.

— Mhm, ciekawie, kiedy.

Wzdycham, po czym podnoszę się do pozycji siedzącej i patrzę na dziewczynę w milczeniu. Nie rusza się. Nadal widzę w jej oczach ogień, ale im dłużej się jej przyglądam, tym staje się mniejszy, aż ostatecznie całkowicie gaśnie. Zastępuje go niepewność. Obawa przed tym, co zrobię. Wstaję na równe nogi, po czym zmierzam ku niej. Zastyga w bezruchu, robiąc sarnie, płochliwe oczy. Jej strach mnie nakręca.

— Nie wiem, ale musiałaś wtedy lunatykować.

— Ja nie lunatykuję — burzy się.

— Dziecino — mówię z westchnieniem i w końcu staję przed nią. Tak blisko, że czuję jej drżący oddech. — Nie spieraj się ze mną, dobrze? Powiedziałem, że cię nie dotknąłem i tak właśnie było. Nie rozebrałem cię, za to ułożyłem do łóżka, gdy zasnęłaś w samochodzie. Zawartość umowy obowiązuje także mnie.

— Ale i tak postanowiłeś tu wejść i położyć się obok.

Boże, co za dziewczyna. Uparta jak osioł. Ile mam jej powtarzać, że nie złamałem umowy, by zrozumiała?

— To nic złego.

Unosi brew i prycha oburzona. Oj, czyżbym wkurzył dziewczynkę? Tak mi przykro, ale jej bunty nie zrobią na mnie wrażenia.

— Jak to nic złego?! — krzyczy. Zaczyna się. — Wszedłeś tu, jak do siebie i jeszcze masz czelność twierdzić, że spanie w jednym łóżku, chociaż tego nie chciałam, jest okay? Co ty sobie wyobrażasz?!

Tego już za wiele. Chwytam ją za ramiona i z łatwością rzucam na materac. Jest zaskoczona, lecz szybko w jej oczach ponownie płonie ogień. Zrywa się do ucieczki, ale jestem szybszy. Kładę się na niej ciałem, uniemożliwiając jakikolwiek ruch.

— Wyjaśnijmy coś sobie. — Na mój chłodny ton głosu, Reeva od razu się uspokaja. — Nie podnoś na mnie głosu. Już nigdy więcej. Nie jestem kłamcą. Wszystko, co ci mówię to czysta prawda. To, że zatajam przed tobą niektóre sprawy, robię tylko dla twojego bezpieczeństwa. Czy to jasne?

— Tak. Przepraszam.

Powstrzymuję się od uśmiechu. Unoszę tułów, by Reeva mogła odetchnąć. Nawet nie próbuje się wyrwać; leży pode mną spokojnie, patrzy w moje oczy i porusza się niespokojnie. Tym sposobem ociera się o moje krocze, wywołuje dreszcze na moim ciele. Przyjemne iskry wędrują po karku, plecach, a kończą w okolicach podbrzusza. Fiut drga w spodniach, domagając się uwolnienia.

— Możesz ze mnie zejść? Trochę zabierasz mi tlen.

Odsuwam się od dziewczyny, po czym wstaję.

— Przyjdź na śniadanie. Zjemy razem.

Nie czekam na jej odpowiedź tylko otwieram drzwi i wychodzę. Biorę wdech, widząc wybrzuszenie w spodniach. Przez tą małą dziewczynkę wczoraj byłem w podobnym stanie. I jak widać wczorajsze podniecenie ze mnie nie zeszło.

*

Po zimnym i dłuższym prysznicu ubieram się i idę do jadalni. Służba przyszykowała już śniadanie, więc pozostaje mi tylko poczekać na Reevę. Zasiadam na swoim miejscu, po czym włączam tablet i loguję się do poczty. Na dzień dobry wita mnie kilka nieprzeczytanych wiadomości, w tym jedna od Nikoleva. W załączniku są pliki, o których rozmawialiśmy, ale kiedy mam zamiar je obejrzeć, kątem oka widzę idącą w moją stronę brunetkę. Wstaję, by odsunąć dla niej krzesło, a ona dziękuje mi szczerym, promiennym uśmiechem.

Mogłaby częściej się tak uśmiechać.

Śniadanie jemy w ciszy. Reeva wzrok ma utkwiony w talerzu, więc nawet nie zauważa, że się jej przyglądam. Zrobiła delikatny makijaż, podkręciła rzęsy, nałożyła delikatny cień na powieki, a jej policzki są z lekka różowe. Lecz to nie wina kosmetyków. Z jakiegoś powodu się rumieni.

Nim zdołam się powstrzymać, sięgam dłonią do jej policzków i odgarniam kosmyk włosów za ucho. Wzdryga się i patrzy na mnie pytająco. Znów ma te sarnie oczy. Tak duże, że dokładnie widzę błękit jej tęczówek.

— Zajmij się czymś do południa. Muszę przejrzeć ważne maile, a potem do ciebie przyjdę — oznajmiam, nim sięgam po hubek z kawą. — Jeśli masz ochotę, skorzystaj z krytego basenu. Na dworze jest dziś za gorąco.

— Ja nie... — zaczyna i za wszelką cenę unika kontaktu wzrokowego. — Bo...

Chwytam ją za podbródek i kieruję w swoją stronę.

— Patrz na mnie, gdy ze mną rozmawiasz — mówię spokojnie. — O co chodzi? Tym razem sklej zdanie w całości.

— Bo ja... Nie mam stroju kąpielowego — wyznaje, a jej policzki ponownie nabierają rumieńców.

— Jeśli potrzebujesz czegoś jeszcze, zrób listę. Dostałaś tablet, wybierz jakąś stronę i dodaj, co chcesz do koszyka. Zamówię wieczorem, zgoda?

Kiwa głową.

Gdy opuszcza wzrok na swoje dłonie, podążam wzrokiem za jej gestem. Skubie palcami skrawek sukienki, a nogą wybija nierówny rytm. Niedługo moja obecność przestanie ją stresować.

*

Uważnie przeglądam pliki nadesłane przez Nikoleva. Są to głównie zdjęcia oraz raporty policji z Dallas. Spis wszystkich akcji, które chcieli zataić przed przełożonymi i których ukryć się nie udało. Tak czułem, że maczają palce w brudach i pchają łapy tam, gdzie nie trzeba. Jefferson znalazł też ich nazwiska, portrety, cały życiorys i oczywiście ma na nich haka. Gorzej, bo oni mają haka na niego, więc to ja muszę sobie z nimi poradzić.

Jednak jakoś nie mam na to ochoty. Najchętniej pozbyłbym się problemu od razu, ale to gliniarze. Ich zniknięcie przykuje uwagi mediów, ludzie zaczną pytać, doszukiwać się wyjaśnień rozpocznie się śledztwo i w końcu ktoś dojdzie, że to my stoimy za ich... Przykrą śmiercią.

Pukanie do drzwi wyrywa mnie z głębokiego zamyślenia. Zapraszam gościa do środka. Moim oczom nie ukazuje się jednak Reeva, a Cristian.

— Dałeś jej tablet — zauważa. — Będzie mieć zajęcie na dobre kilka godzin. Sprytne, jeśli chciałeś się w ten sposób jej pozbyć.

— Nie po to go dostała.

— I co? Nie boisz się, że z kimś się skontaktuje i się zdradzi? — Cristian siada wygodnie na fotelu.

— Ostrzegłem ją — oznajmiam i odrywam wzrok od monitora. — Mam wszystko pod kontrolą.

— Skoro tak, to jestem chyba niepotrzebny.

Gdy wstaje z zamiarem odejścia, powstrzymuję go uniesioną dłonią. Marszczy czoło, ale bez słowa wykonuje nieme polecenie. Milczy. Czeka, aż coś powiem i wiem, że to niezbyt mu się spodoba. Musi jednak wiedzieć, na czym stoimy i kogo przyprowadził pod nasz dach.

— Chodzi o Reevę.

— Już ją zaliczyłeś? A sądziłem, że dłużej ci to zajmie. — Patrzę na niego z politowaniem, dając do zrozumienia, że nie podoba mi się to, co powiedział. — Dobra, wybacz. Żart nie na miejscu. Kontynuuj.

Odsuwam się z fotelem od biurka, wstaję, po czym podchodzę do barku. Nalewam do szklanek Bourbon, upijam łyk ze swojego naczynia, a drugie podaję bratu. Unosi szło do szyby, by promienie słońca padły na bursztynowy napój. Miesza nim, mrużąc powieki.

— Sprawa jest poważna, skoro wyciągasz taki dobry trunek — stwierdza, nim zatapia w nim wargi.

— Mało powiedziane.

— No to mów, bo mnie zaciekawiłeś.

Staję przy oknie, mając brata z prawej strony. Gabinet znajduje się od północy, ale zbliża się lato, więc słońce dociera nawet tutaj.

— Reeva nawet nie zdaje sobie sprawy, kogo zabiła i jakie przyniesie to konsekwencje.

— Ja też nie wiem. Oświecisz mnie, bracie?

Zerkam na niego przez ramię i dopiero wtedy mu odpowiadam:

— Ten cały Lawson pracował dla Ruiza. Nie tylko był dealerem, ale Kellen szykował go chyba na swojego dziedzica.

— Nie ma syna, więc wybrał najlepszego żołnierza.

Kiwam sztywno głową.

— I odebrała mu go zwykła dziewczynka — podsumowuję.

— Niesłychane. — Na twarzy Cristiana maluje się uśmiech pełen podziwu, ale i zaskoczenia. — Więc teraz będzie jej szukał. W ramach zemsty.

— I tego się obawiam. Wszyscy wiemy, jaki jest. Nawet z Nikolevą u boku spór z Kellenem to pewna rzeź.

— Więc, co zamierzasz zrobić z dziewczyną?

Podchodzę do biurka i odstawiam szklankę na blacie.

— Przecież jej mu nie oddam. Obiecałem jej coś i obietnicy dotrzymam.

Uśmiech brata się powiększa.

— Nie rób sobie nadziei — zbywam go. — Umowa dobiegnie końca, załatwię jej nowe życie i zniknie. Zatrę też po niej ślady, by Ruiz jej nie dorwał. O ile się o niej dowie, a liczę, że tak się nie stanie.

— No ale słuchaj. — Cristian idzie w moje ślady i odstawia szkło na stół. — Nie jest taka niewinna, na jaką wygląda. A gdyby tak ją wyszkolić? Nauczyć się bronić, strzelać...

— I zabijać, tak? — Unoszę brew. Milczenie brata biorę za odpowiedź. — Mowy nie ma. Nie przyjmujemy nikogo z zewnątrz. Zresztą nie pasuje tu. Nie zostanie naszym żołnierzem.

— Czy ja powiedziałem, że ma być żołnierzem?

Dłuższą chwilę wpatruję się w Cristiana, aż rozumiem, co ma na myśli. Unoszę kpiąco kącik ust, kręcą stanowczo głową.

— O nie, nawet o tym nie myśl.

— Oj weź...

— Nie! — przerywam mu ostro. — Nie wejdzie do rodziny. Mowy nie ma. Nie jest z tego świata.

— Przecież widzę, jak na nią patrzysz — drąży temat dalej.

Muszę przyznać, że mam w cholerę upartego młodszego brata. Upór też odziedziczył po ojcu.

— Niby jak?

Przewraca oczami, wzdychając.

— Spodobała ci się.

— Bzdura. — Macham na to ręką.

Ona nie może mi się podobać. Jest o wiele młodsza, w dodatku niezbyt ma pojęcie, co ją otacza, jacy ludzie codziennie ją obserwują. Jest niziutka, jej palce wyglądają jak wykałaczki, za to błękitne oczęta przypominają lazuryt. Gdy się boi tęczówki są jasne, za to, kiedy jest wściekła, szaleje w nich tajfun. Jakby miała w sobie wzburzony ocean. Nie sposób oderwać od nich spojrzenia. Na swój sposób jest urocza... A ja znów o niej myślę.

— To nieistotne. Nie wejdzie do rodziny. Trzymamy się planu.

— Plan w każdej chwili może się posypać — odpiera, sięgając po swoją szklankę, w której został tylko łyk alkoholu. — Dopóki Kellen o niej nie wie wszystko jest tak, jak to zaplanowałeś, ale co zrobisz, gdy już będzie wiedział? — Unosi brew.

Nerwowo uderzam palcami o blat. Wolę trzymać się wersji, że słowa brata nie okażą się przepowiednią, ale życie nie jest kolorową bajką, której fabuła jest niezmienna. Wystarczy jeden mały szczegół, jak na przykład rozbity wazon, by przyszłość przeszła prawdziwą rewolucję. Nawet minimalne zmiany niosą za sobą spore konsekwencje.

— Pewnie już o niej wie — zauważam. — Znając życie zdobył o niej potrzebne informacje, ale ślad się po niej urwał. Na wszelki wypadek poproszę Arnava, by usunął nagrania z kamer ulicznych, na których się pojawiła.

— Dobry pomysł — przyznaje brat. — Reeva, co prawda, nie wygląda już tak, jak kilka dni temu, ale jedna kamera jest w okolicach naszego klubu w Orlando. Nie wiem, jaki ma zasięg, ale lepiej nie ryzykować.

Kiwam głową, po czym wyciągam telefon i dzwonię do Arnava. Wyjaśniam, co ustaliłem właśnie z Cristianem, wymieniam jeszcze kilka krótkich zdań i rozłączam się, zostawiając wszystko w jego rękach.

— O ile policja nie zdążyła obejrzeć tych nagrań, może się udać — mówi Cristian, kiedy kończę rozmowę.

— Arnav myśli tak samo, dlatego włamie się do ich bazy i ewentualnie usunie pliki.

— Zrobimy tym trochę zamieszania. Nie sądzisz, że zaczną coś podejrzewać?

— I dlatego to ja jestem szefem, a nie ty. — Po minie brata wnioskuję, że niewiele rozumie z mojego gadania. — Jeśli Arnav wgra wirusa i przy usuwaniu nagrań z Reevą usunie jeszcze kilka filmów, nikt nie będzie szukał sprawcy. A raczej, nie powiążę tego wirusa z nami, a jakimś mało znaczącym przestępcą, który chciał wywinąć niezły kawał. Będę obserwował, jak potoczy się sprawa, a wtedy podrzucimy im kogoś, kto przyzna się do winy. I po problemie. Proste?

— W twoich ustach wszystko brzmi tak logicznie i łatwo.

Uśmiecham się na tę pochwałę. Cristian jest podobny do ojca, lecz to ja odziedziczyłem zdolności przywódcze. On jest za to świetny w zabijaniu i prowadzeniu klubów. Ma do tego smykałę, jak Arnav do technologii. Dlatego nasza familia wspięła się na szczyt. Każdy zna swoje miejsce i się go trzyma.

I nawet, jeśli miałbym dołączyć do rodziny Reevę, jaką rolę by tu pełniła? Moja kobieta nie może przecież być tylko ładna. Wtedy będzie łatwym celem i moją cholerną słabością, na którą nie mogę sobie pozwolić. Nigdy.

— Zajmij się resztą maili — decyduję, nim udaję się do wyjścia.

— A ty dokąd, co? Już ci się znudziło? — Odwracam się do niego, a moja dłoń spoczywa na klamce. — Idziesz do niej, tak?

— Nie twój interes.

— Mój, mój, bo to ja ci ją załatwiłem. Może byś podziękował?

— W życiu. — Kręcę głową. — I przestań się tak uśmiechać, bo zdejmę ci ten uśmieszek z twarzy.

Parska śmiechem, ale ostatecznie poważnieje. Posyła mi chłodne spojrzenie. Zawsze przybiera taki wyraz, kiedy przestaje żartować. Albo kiedy idzie kogoś zabić.

— Słuchaj — zaczyna spokojnym, opanowanym tonem. Zamykam drzwi, które zdążyłem uchylić. — Jeśli plan się posypie i trzeba będzie iść na wojnę z Kellenem, daj tej małej szanse. Może właśnie tego tej rodzinie potrzeba?

I teraz wszystko nabiera sensu. Aż nie chce mi się wierzyć, że brat na to wpadł.

— Dlatego ją tu sprowadziłeś? Liczysz, że z niewinnej dziewczynki zrobisz wojowniczkę? Żołnierza?

— I przyszłą panią De Naro — dokańcza za mnie.

— To nie wyjdzie.

— Ale...

— Nie — przerywam mu ostro. — Koniec tego tematu. Zajmij się robotą — wydaję ostatnie polecenie i dopiero potem wychodzę z gabinetu.

Ruszam na poszukiwania Reevy, ale długo nie muszę szukać. Znów siedzi na kanapie w wielkim salonie za kamienną ścianą. Jak widać polubiła to miejsce. Zimą jest tu o wiele przyjemniej, kiedy w kominku płonie ogień. Sam lubię tu wtedy przesiadywać.

Dziewczyna, słysząc kroki, podnosi głowę znad tabletu. Zmienia pozycję z leżącej na siedzącą, a potem opiera się o brzeg kanapy.

— Wybrałaś już coś? — pytam, siadając obok niej. Zachowuję jednak bezpieczną odległość, by nie czuła się przytłoczona, jak dzisiejszego poranka.

— Kilka drobiazgów — odpowiada i podaje mi urządzenie.

Przeglądam koszyk dłużej zatrzymując wzrok na stroju kąpielowym, który wybrała, po czym przesyłam wszystko do Cristiana, by zamówił to jeszcze dziś. Liczę, że dostawa będzie ekspresowa, bo bardzo chciałbym zobaczyć Reevę w tym wdzianku. To na pewno będzie pikantny widok.

Oddaję tablet, a mój wzrok po chwili pada na stół do bilarda. Do głowy przychodzi jedna myśl i zanim gryzę się w język, zwracam się do brunetki:

— Umiesz grać?

Wstaję, podchodzę do stołu i chwytam za kijek. Zerkam na dziewczynę pytająco.

— Niezbyt — odpowiada niepewnie. — Chyba że liczy się bilard na telefonie.

Kącik ust mi drga, jednak powstrzymuję uśmiech.

— To chodź. Mam chwilę, możemy zagrać.

Zagubienie na jej twarz rośnie z każdą sekundą. Patrzy na mnie, na kij, który nadal trzymam, a potem na stół. Wygląda, jakby analizowała wszystkie za i przeciw, ale najwyraźniej dochodzi do wniosku, że nie warto tego robić, bo w końcu podnosi swój tyłeczek z kanapy i zmierza w moją stronę. Oddaję jej swój kij i sięgam po drugi. Kule są już ustawione w trójkącie na środku stolika. Pozostaje tylko ustawić białą kulkę, lecz nie ja to zrobię.

— Weź białą piłkę i ustaw na środku, przed trójkątem — polecam.

Dziewczyna wykonuje polecenie i umieszcza przedmiot we właściwym miejscu. Spogląda na mnie, jakby chciała się upewnić, że dobrze zrobiła, więc przytakuje jej kiwnięciem głowy.

— Znasz zasady? — pytam, podchodząc do niej.

Im bliżej niej się znajduję, tym mniejsza się wydaje.

— Muszę zbić wszystkie kule — stwierdza i wraca wzrokiem na stół.

Sięgam ręką po trójkąt, by odłożyć go potem na bok, a kiedy się cofam, patrzę na Reevę, która robi dokładnie to samo. Nasze nosy prawie się ze sobą stykają. Jej wargi mam tak blisko swoich, że pokusa posiadania ich staje się nie do wytrzymania. Jeśli ich nie posmakuję, nie da mi to spokoju.

To wykracza poza umowę. Nie mogę tego zrobić.

— Których nie możesz ruszyć? — zadaję kolejne pytanie.

Odsuwam się od dziewczyny, po czym staję po drugiej stronie stołu.

— Białej — odpowiada bez wahania.

— I?

— Czarnej? — Unosi na mnie wzrok.

— Czarną możesz zbić na sam koniec — wyjaśniam. — Jeśli uderzysz i biała wpadnie do któregoś z otworów, wygram. Rozumiesz?

— Rozumiem.

— Więc zaczynaj — zachęcam ją.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro