𝟐𝟎. Zapach przeszłości
DEAN
🏐
Zazwyczaj świetnie dostosowywałem się do nowych warunków, adaptacja nie sprawiała mi kłopotów, lecz gabinet psychologiczny wywoływał mój dyskomfort. Czułem się obnażony bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Ogołocony z najgłębiej skrywanych myśli, nawet takich, których jeszcze sam nie zdążyłem zidentyfikować.
— Dean, spokojnie. Nie jestem tu, żeby cię oceniać, przecież wiesz. Wasz tata chciał wam tylko zapewnić wsparcie specjalistów, żeby jakoś ułatwić tobie i siostrze przejście przez rozwód. Nic, co powiesz nie opuści tych czterech ścian — zapewnił i posłał mi przyjazny uśmiech.
Nie wątpiłem w jego profesjonalizm. Zaliczyłem już u niego dwie wizyty, jednak dalej coś mnie blokowało. Wewnętrznie ciążył mi pas z kilkunastoma kilogramami na sercu, co znacznie utrudniało zwierzenia.
— Mógłbym powiedzieć coś w pełnym zaufaniu i nikt się o tym nie dowie, prawda?
Zdobyłem się na odwagę, delikatnie zaczynając temat. Mężczyzna skinął głową, jego szpakowate włosy wręcz perfekcyjnie pasowały do tego gabinetu. Elegancki styl w kombinacji z paroma przytulnymi dodatkami tworzył aurę, jaka dodawała śmiałości. Nie postrzegałem tego, jak do porzygu słodkich gabinecików, tylko faktyczne miejsce pracy psychologa z prawdziwego zdarzenia. Napawało mnie to swego rodzaju podziwem, sam w przyszłości pragnąłem podjąć dokładnie takie samo zatrudnienie. To zapalało we mnie iskrę pokrzepienia.
— Naturalnie, Dean. Jestem tutaj, żeby cię wysłuchać.
— Nie chcę mieszkać w Somerville, przynajmniej nie teraz. Wolałbym się stąd wyrwać na kilka miesięcy. Zapomnieć na chwilę o rodzicach, o zajmowaniu się Grace, niech mnie pan źle nie zrozumie, kocham moją rodzinę, nawet matkę, ale mam ich trochę dość — przyznałem.
— Zrelaksuj się, Dean. Jak wspomniałem, nie musisz się bać oceniania. To nie jest moja rola. To zrozumiałe, z tego co się orientuje wiele szkół oferuje kilkumiesięczne wymiany, być może wciąż trwają gdzieś zapisy. Porozmawiaj o tym z tatą, jestem pewien, że wspólnie znajdziecie satysfakcjonujące rozwiązanie.
— Tak, pewnie tak.
— Ale chciałabym wrócić do jeszcze jednej kwestii, jaką wspomniałeś.
Zmarszczyłem brwi, lekko zakładając ręce na piersi. Czyżby coś głupiego mi się wymsknęło? Nie no, chyba nic nie palnąłem.
— Opieki nad Grace, możesz to bardziej uszczegółowić?
Kurde...
— Czasami więcej zajmowałem się siostrą, kiedy tata dużo pracował. Nic wielkiego, pomagałem jej z lekcjami, jedliśmy obiad, podwiozłem ją do jej stadniny. Grace uwielbia konie, uczy się jeździć i przygotowuje się do startu w zawodach w przyszłym roku — odpowiedziałem z dumną.
— A-ha, mógłbyś powiedzieć coś więcej? Jak często zdarzały się dni, kiedy to ty się nią opiekowałeś, a nie rodzice?
— Hm, ciężko określić, bywało tak, że popołudniami ja jej pilnowałem, a wieczorami, kiedy tata wrócił to wtedy siedzieliśmy we trójkę bądź on przejmował pałeczkę.
Falcons ciągle coś zapisywał na swoim tablecie, a mnie zbytnio nie przypadło to do gustu. Notatki oznaczały nieprawidłowość, a ja chętnie odwykłbym od tego, że coś szło nie tak, jak planowałem.
— Grace kiedyś wspomniała, że często spędzała czas z Lydią i twoimi innymi znajomymi, to prawda?
— Tak. Lydia się nią czasami opiekuje, podwozi do stadniny, też jeździ konno, a do znajomych zdarzało mi się ją zabrać, kiedy tata pracował.
— Nie wspominasz o matce. Celowo unikasz wskazania jej roli, Dean. Wasz tato był w pracy, a mama?
Jednak nie byłem taki sprytny, jak mi się zdawało. Dziwnym odruchem próbowałem uratować mamie tyłek, choć doskonale zdawałem sobie sprawę, że wcale nie powinienem.
— Różnie, nie chcę prać na nią brudów, doktorze Falcons. Czasami była, często jej nie było, przecież pan wie, na pewno rozmawiał pan też z ojcem i jego prawnikami. Nie jestem niedomyślny. Tata wyniósł o rozwód z orzekaniem o winę, zaczną obrzucać się gówno, używać nas jako kart przetargowych, walczyć o prawo opieki, jak przy każdym rozwodzie, zapewne potrawa to długo i będzie żmudne. Nie pałam do mamy w tym momencie największą miłością, jestem na nią wściekły, ale to nie znaczy, że będę na nią donosił.
— Nie, nie, Dean. Nadinterpretujesz tę sytuację — wtrącił ugodowo, powstrzymując tyradę nadchodzącej argumentacji.
— Chodziło mi wyłącznie o ciebie. Słyszałem, że trochę interesujesz się psychologią, prawda? — zagaił uprzejmie.
— Więc pewnie kojarzysz termin parentyfikacji?
Oczywiście, jedno z powszechnie występujących zjawisk w rodzinach. Kiedyś czytałem o nim parę artykułów, ale raczej wolałem skupiać się na złożonych zagadnieniach zaburzeń osobowości. Uwielbiałem ten dział i miałam na jego punkcie bzika.
— Zachodzi, kiedy dziecko przejmuje obowiązki rodziców, jest obciążone ich problemami, wskutek czego staje się bardziej dorosłym niż dzieckiem.
— Można to tak ująć. A teraz spójrz na ten wzór, jesteś zmęczony problemami rodziców, próbujesz chronić mamę przed czymś, co wydaje ci się, że może ją zranić, starasz się pomagać ojcu i odciążyć go z opieką nad siostrą. Brzmi całkiem znajomo, nieprawdaż?
— Chyba to stwierdzenie jest nieco na wyrost. Wcale nie robiłem nic więcej niż pomaganie w obowiązkach — zaparłem się.
— Pozwól, że się nie zgodzę, ale nie będziemy się o to spierać. Chciałbym, żebyś nauczył się stawiać siebie na pierwszym miejscu, swoje potrzeby i granice, nawet rodzicom. Wyznaczanie ich jest bardzo ważne, w ten sposób chronisz siebie i swój dobrostan, psychikę. Czasami musisz to zrobić, by móc pójść naprzód i się rozwijać.
Kiwnąłem głową, cóż, tkwiło w tym ziarno prawdy.
— A moją wskazówką na dziś jest to, abyś porozmawiał z tatą o przeprowadzce i żebyś był bratem dla Grace. Podokuczaj jej czasem, a potem zrób kakao, jak każdy starszy brat.
Mrugnął do mnie i podpytywał mnie o parę innych kwestii. Tak zręcznie kierował rozmową, że totalnie nie spostrzegłem, jak wiele udało mi się ze mnie wycisnąć. Maglował mnie tak zgrabnie, a ja jak pomarańcze na sok, zalałem go świeżymi informacjami.
— Dziękuję, Dean. Na dzisiaj już kończymy, trzymaj się.
— Do widzenia — pożegnałem się, a jego pocieszny uśmiech jeszcze przez chwilę mi towarzyszył.
Ten facet znał się na swojej robocie, a co więcej wykonywał ją nieskazitelnie i od niechcenia. Imponujące, przeczuwałem, że zapamiętam jego postawę, rzeczowe, a symultanicznie ciepłe podejście na długo. Ta iskra, kiedy bez skrupułów wykorzystał moje zainteresowanie i wskazał jak koncertowo przeoczyłem własną komplikację w życiu. Niesamowite, jakimś cudem rozapalił we mnie jeszcze większe pragnienie aplikowania ma psychologię. Wybitny człowiek, miałem nadzieję, że za kilka lat to mnie ktoś uzna za choć w połowie tak błyskotliwego jak doktor Falcons.
♟️
Zapukałem trzy razy do gabinetu ojca, póki co jedynie w myślach, ale od czegoś musiałem zacząć, no nie? Wreszcie wykrzesałem z siebie odrobinę animuszu i w rzeczywistości nacisnąłem klamkę. Poszedłem za radą Falconsa, nie opiekowałem się dzisiaj Grace, cały dzień spędziłem na czytaniu o wymianach szkolnych, zagranicznych programach i sposobnościach, by opuścić Somerville.
— Co tam, młody? — zagadnął dziarsko tata, odkładając na bok laptopa i papierzyska, tworzące szalone blokowiska na jego biurku.
— Więc mam taki pomysł, trochę prośbę, wiem, że późno z nią przychodzę, bo wakacje kończą się za mniej niż dwa tygodnie, ale naprawdę mi na tym zależy, tato.
Zaśmiał się cicho pod nosem i rzucił mi piłeczkę antystresową. Też coś. Potraktował mnie jak rozemocjonowaną koncertem Taylor Swift albo innej Rihanny smarkulę.
— Przejdź do sedna, nie krąż wokół niego, o cokolwiek chcesz poprosić, poproś. Zobaczymy, na ile będę mógł się ustosunkować do tej propozycji, synu.
Okej, bułka z masłem. Ta, jasne. Kogo ja chciałem oszukać? Denerwowałem się odrobinę. Nie aż tak, jak przekonywałem Lily (bardziej siebie), że pomimo iż coś do niej czułem, to i tak lepiej od razu nas skreślić, ale okruchy stresu się we mnie mnożyły. Zadziwiające, jak wiele scenariuszy potrafił wykreować, gdy tylko dostarczyłem mu materiału źródłowego, czyli nerwów. Wredna menda, ten nasz umysł.
— Chciałabym się zgłosić do programu wymiany. Wyjechać stąd na cały semestr, jeśli to możliwe. Przygotowałem swoje podania i wszystkie dokumenty do szkoły i w ogóle, wszystko, czego potrzebuję to twojej zgody, tato.
Zagryzł wnętrze policzka i odchylił się na fotelu. Potarł wierzchem dłoni czoło, a następnie wbił we mnie skonsternowane spojrzenie.
— Więc akurat dobrze się składa, mój drogi — odparł spokojnie tata. — Żadna wymiana na cały semestr nie będzie ci potrzebna. Moja firma rozkręca filię w Portland, tego w Pensylwanii, być może na kilka miesięcy będziemy musieli się tam przeprowadzić. Docelowo, jednak chciałbym wrócić tutaj, Dean. Od razu to zaznaczam, ale rozumiem, że możecie z Grace potrzebować chwili odsapnięcia od tego chaosu. Nie wiem, czy przeprowadzka to idealne rozwiązania, oboje macie tutaj szkołę, blisko mamę i zdecydowanie potrzebuję to z nią skonsultować, nie mogę podejmować takich decyzji sam, niestety, ale jest to do przemyślenia.
Zadowolony uśmiechem rozciągnął moje usta. Nawet lepiej, zbadałbym możliwości i ewentualnie wrócił, gdybym uznał, że to tylko kryzys, który szybko zażegnam, a jeśli nie to jakoś urobiłbym tatę, a on pogadałby z matką.
— Wiem, że mamy tutaj znajomych, rodzinę i tak dalej, ale chciałbym się przenieść. Myślę, że to byłoby dla mnie fantastyczna okazja do nauki gdzieś indziej, spotkania z innymi ludźmi, no i przecież mógłbym wracać na weekendy, żeby spotykać się z Alexem.
Tak naprawdę przez ostatni czas kuzyn ponownie przekształcił się w moją ostoję. Pomagał mi ogarnąć ten bałagan związany z rodzicami, Rue, Wes i James także mnie wspierali, ale on znał mnie na wylot, dosłownie od kołyski. Był moim najlepszym kumplem od zawsze i nie zanosiło się, bym przekazał pałeczkę komuś innemu. Precyzyjnie uderzał w moje słabe strony, by skłonić mnie do przyjrzenie się czemuś ponownie, ale naciskał też na te mocne, kiedy potrzebowałem, by ktoś popchnął mnie dalej.
Dokładnie tak, jak robiła to Lily, kiedy przeginałem. Kiedyś oboje uzupełniali się na tej pozycji, potem ona wzięła na siebie wszystkie obowiązki, płynące z tytułu najlepszej przyjaciółki, a teraz znów przejął je Alex, całkowicie. No, może z drobną pomocą swojej dziewczyny. Ona egzekwowała je lepiej niż niejeden sąd i trochę przestawiała nas po kątach.
Tęskniłem za żartami Lily, tymi zamierzonym i tymi, który wypływały z istoty jej charakteru. Nierzadko przez swoje roztargnienie rzuciła coś głupiutko-zabawnego, z czego śmiałem się przez pół dnia bądź wypominałem jej to przez kilka następnych.
Brakowało mi tego, jak razem jeździliśmy autobusami do szkoły i słuchaliśmy muzyki na jednych słuchawkach, kiedy opierała się o moje ramię, gdyż ustanie na nogach o takich niecywilizowanych porach powinno być karane więzieniem.
Żałowałem, że nie doceniałem naszych drobnych gestów i nawyków, kiedy wciąż trwały w zasięgu mojego radu, ponieważ gdy niespodziewanie zniknęły, utonąłem w smaku ich wspomnień i zapachu przeszłości.
— Dobra, młody, odpłynąłeś. — Tata pstryknął mnie lekko w nos, czym nieco mnie rozbroił i parsknąłem śmiechem.
— Podsumowując, przeprowadzka jest całkiem prawdopodobna, ale ustalę to z mamą. Jutro o tym pogadamy i dam wam znać, ale Aurelia jest skłonna na wszelkie ustępstwa, byle was nie stracić. Dean, nie nienawidź swojej mamy, ona was bardzo kocha.
Westchnąłem cicho, zaciskając pięści na bluzie. Wzmianki o mamie nieco mnie drażniły, ogarniała mnie furia, gdy sobie przypomniałem jej postępowanie i to, jak zachowywała się wobec taty.
— Kocham ją, jestem na nią wkurzony, ale nie nie znoszę jej, przecież wiesz.
— Wiem, nie pozwól, żeby złość cię opanowała. Przepracuj to, spróbuj pogodzić się z mamą, kiedy będziesz gotowy. Nic na siłę, ale pomyśl o tym.
— Przemyślę to. Dziękuję, tato.
— Drobiazg, Dean. Ale nie nastawiaj się jeszcze, nic nie jest dograne. Zobaczymy, jak to wyjdzie.
— Nie miałem na myśli tylko tego, ale za to też dziękuję.
Przytuliłem się do ojca, a on przygarnął mnie do silnego uścisku. Jego perfumy o zapachu lasu uspokajały mnie. Spowalniały ten pospieszny pociąg w mojej głowie i stwarzały szansę, by zaczerpnąć powietrza, czy pozbyć się toksyn z organizmu, a nadmierne myślenie i negatywne emocje zdecydowanie go truły, drobnymi dawkami, ale gnieździły się, wpijały głęboko i namiętnie dawały znać o wszelkich porażkach. Nienawidziłem tego, ale zaskakująco ojciec potrafił, jak z pomocą magicznej różdżki, znaleźć sposoby, by to ujarzmić.
Czułem wdzięczność, że pomimo błędów i niedogodności, perturbacji i powikłań to właśnie on był moim tatą. Nikt inny by tego nie udźwignął, a on zawodowo sklejał naszą rodzinę. Stanowił jej trzon, zatem rozważania nad tym, dlaczego matka odrzuciła to wszystko, co oferował nadal pozostawały dla mnie węzłem gordyjskim. Odsznurowanie tej zagwozdki graniczyło z cudem.
🏐
#NSP_watt
Hejka! Zbliżamy się ku końcowi drugiej części tej opowieści! Ostrzegam, że trzecia części i końcówka drugiej będą całkiem burzliwe, haha. Zapnijcie pasy, bo jedziemy z Deanem i Lils!
Jestem ciekawa, jaka są wasze przemyślenia, może teorie.
Buziaki 🖤
Julka
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro