Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝟏𝟔. Przegapiony pociąg

LILY

🎨

Nigdy nie utożsamiałam się z zachowaniem żadnej bohaterek seriali. Zwykle wydawało mi się przesadzone, takie niedojrzałe i żenujące, jednak aktualnie po części je rozumiałam. Kiedy nastolatkowie mieli być dziecinni? Na starość, gdy zmarszczki pokryją ich ciało niczym farba płótno? No, nie. Zdecydowanie nie. Młodość uosabiała okres błędów, wygłupów i spontanicznych, nieprzemyślanych akcji. Toteż właśnie dlatego spędzałam noc razem z Heather i jechałyśmy pociągiem Bóg raczył wiedzieć gdzie. Cel naszej destynacji pozostawał nieznany nawet dla nas. Dochodziła trzecia nad ranem, o czym świadczyły ospale przesuwające się wskazówki zegara na dworcu w stanie Pensylwanii, gdzie energicznie wysiadłyśmy w ostatniej chwili.

— To co? Idziemy pozwiedzać? — spytała Heather, a ja zdębiałam.

O CHOLERA.

Miałam przegwizdane, jeśli rodzice odkryją, że wcale nie nocowałam w domu. Głupio mi  prosić Rue, by mnie kryła i oszukiwała moich rodziców, kiedy ostatnio mniej z nią rozmawiałam. To nie tak, że obwiniałam ją o dotrzymywanie słowa Deanowi, ale byłam o nią zazdrosna. Zajęła moje miejsce w życiu Fostera.

Nie mogłam żywić do niej pretensji z powodu wspierania go, jednak bolało mnie, że to ona, a nie ja mu pomagałam. Dodatkowo czułam się, jak skończona egoistka, bo przecież miałam jej za złe, że trwała u jego boku. Naprawdę coś mi się poprzestawiało w głowie. Ponadto zawalałam w misji zapomnienia o nim. Utknął mi w myślach, dominował je.

— Mama mnie zabije.

— To po powrocie. Dawaj, Allen. Będzie fajnie! Są wakacje, trzeba się wyszaleć!

Uległam. Heather naprawdę doskonale opanowała umiejętności perswazyjne, a poza tym to Filadelfia. Wycieczka z dala od domu. Okazja, by zapomnieć o tym, co drażniąco wierciło się w moim mózgu od kilku tygodni.

— Dobra, może masz rację.

Wobec tego Heather przejęła kontrolę nad naszymi dalszymi poczynaniami. Blask świtającego słońca subtelnie zaglądał w najskrytsze zakamarki miasta, mieszając się z blaskiem latarni. Dziewczyna ciągnęła mnie w kierunku obskubanego budynku na peryferiach.

Na ścianach znajdowały się malunki, wulgaryzmy, dziwne numery i kolokacje słów, które kompletnie nic mi nie mówiły, natomiast koleżanka wydawała się doskonale znać tę przestrzeń. Unikała dziur w chodniku, sprawiała wrażenie zdenerwowanej, acz wielce podekscytowanej. Popchnęła drzwi i odkryła przede mną świat imprez, jakich do tej pory nie znałam. Zazwyczaj bawiłam się w towarzystwie przyjaciół bądź znajomych z klasy, ale raczej nie w klubach, tylko w domowych warunkach. Tutaj panował przepych, pot mieszał się z zapachem trunków, perfum i niskiej jakości przekąsek.

— Witaj w Vills Nightclub, najlepszym klubie w całym mieście.

Poddałam w wątpliwość jej słowa. Lokalizacja nie przypominała ekskluzywnego, czy przyjaznego klientom środowiska. Barman wykłócać się z dwójką facetów przy kontuarze, gdyby tylko mogli skrzyżowaliby swoje metaforyczne miecze sprzeczki. Mężczyźni ostro się spierali, ale pozostali ludzie ich ignorowali albo z ożywieniem się w nich wpatrywali. Obawiałam się, że istniała możliwość przejścia do rękoczynów.

— Wygląda... Ciekawie — przyznałam po chwili zawahania.

Heather była kilka lat starsza ode mnie, zatem jej doświadczenie w bywaniu w tego typu lokalach z pewnością było bujniejsze niż moje.

Dotarło do mnie, że w Somerville trwałam w swojej bańce. Nie dotykały mnie kłopoty, z jakimi często użerali się ludzie w moim wieku, a mianowicie używki. W bezpiecznym bąblu mojej sfery nikt mi bliski nie zmagał się z uzależnieniem.
Czasami zdarzało nam się zwinąć alkohol rodzicom, pobawić się w swoim gronie, ale to tyle. Natomiast tutaj życie tętniło czarnymi kolorami alkoholowego fetoru, kontrastując z neonowymi napisami na ścianach, z których sypał się tynk.

Nieco niepokoiło mnie to miejsce, aż przeszły mnie ciarki po plecach, a mózg postawił całe ciało w stanie najwyższej gotowości. Zachowywałam się jak żołnierz, oczekujący rozpoczęcia ofensywy. Spięty, sztywny z uwagą obserwujący otoczenie w poszukiwaniu pierwszego strzału.

— Tak, chodź, pójdziemy do moich znajomych! — zawołała wesoło.

Poprowadziła mnie prosto do grupki hałaśliwych i awanturujących się dziewczyn i chłopaków. Na oko starszych ode mnie oraz Heather o parę lat. Wydawali się agresywni, a dodatkowo z daleka zauważyłam, że właśnie zażywali narkotyki. Stanowczo złapałam koleżankę za nadgarstek i mocniej go ścisnęłam, aż zwróciła na mnie uwagę. Popatrzyła na mnie i złapała za rękę. Moje palce odrobinę drżały, a Heather skorygowała trajektorię naszych ścieżek. Wyprowadziła nas z powrotem na zewnątrz, a gdy odeszłyśmy z dala od tej podejrzanej imprezy, odezwała się:

— Przepraszam, Lily. Nie powinnyśmy tutaj przychodzić, ja nie powinnam... — urwała raptownie.

— W porządku, po prostu, chodźmy stąd. Okej? — zaproponowałam.

Wolałam omówić z nią szerzej ten incydent w bezpiecznym miejscu. Ulice powoli budziły się do swojego standardowego zabiegania, a my zastygłyśmy w tym momencie.

— Wiesz, że właśnie tutaj się wychowałam. W Filadelfii, zaczęłam tutaj studia, ale zrobiłam dużo głupot i musiałem przerwać — podjęła.

Spojrzałam na nią z zainteresowaniem. Dostrzegłam, że przęłknęła głośno ślinę i z trudem na mnie patrzyła.

— Och, naprawdę? Więc dlaczego mieszkasz w Somerville? To dużo mniejsze miasto.

Bardziej miasteczko. Cechowało się swoimi tradycjami, historią, niczego mu nie brakowało, jednak nie zaliczało się do grona popularnych, czy przesadnie atrakcyjnych. Biła od niego prozaiczność w welonie nudy.

— Cóż. Rodzice mnie trochę do tego zmusili. Nie winię ich. Wychodzi mi to na lepsze, bo ciocia i wujek ciągle mają mnie na oku, dzięki czemu nie mam okazji, żeby wciągać. Kiedyś byłam uzależniona — wyznała, a moja szczęka spokojnie dałaby radę zastąpić miotłę i wyszorować podłogę moim zaskoczeniem.

Heather, jaką znałam wcale nie wskazywała na kogoś, kto mógłby się borykać z czymś takim. Była ogarnięta, zorganizowana, miała pracę, totalnie bym się nie domyśliła! W zasadzie, ciężko przejrzeć obłudę innych, jeśli odgrywają swoje rolę z mistrzowską fachowością.

— Kilka miesięcy wyszłam z odwyku, a rodzice ustalili, że pomieszkam z ciocią. Ogólnie idzie dobrze, jestem czysta i wcale nie chcę do tego wracać. Tylko czasami jest cholernie ciężko się od tego uwolnić.

Kiwnęłam głową. Kiedyś czytałam, że żadnego uzależnienia nie można w pełni wyleczyć, ono wsiąka w naszą krew. Zaszywało się głęboko, blokując przepływ świeżej nadziei. Czekało na zwątpienie, słabości, by wykorzystać je na swoją korzyść i obrócić nas samych przeciwko sobie. Zaatakować w najbardziej wrażliwy punkt. Z precyzją chirurga uderzając dokładnie tam, gdzie bolało najintensywniej.

Otoczyłam ją ramionami wokół szyi i mocno przytuliłam. Nie osądzałam jej historii, tego przez co przeszła, czy powodów, jakie skłoniły ją do decyzji, które podjęła. Nie w mojej gestii leżało ocenianie jej postępowania. Nie zrobiła mi nic złego, poza tym wyprowadziła mnie z klubu, natychmiast przyznała się do błędu i zdradziła niewygodny epizod ze swojej przeszłości. Postawiła na szczerość, więc gdybym skreśliła ją na takiej podstawie... Cóż niezbyt pochlebnie by to o mnie świadczyło.

— Rozumiem, Heather. Nie jesteś mi winna żadnych wyjaśnień, ale dziękuję, że mi powiedziałaś. Obiecuję, że nikomu tego nie zdradzę.

Zahaczyłyśmy się palcami, by przypieczętować złożone słowo.

— Czuję się teraz, jak największą idiotka. Dosłownie moment dzielił mnie, żeby tam wrócić i znów zniszczyć swoje życie, a tyle już udało mi się wytrzymać.

— Nie przejmuj się, kochana. Nie wróciłaś, to najważniejsze.

Uśmiechnęła się półgębkiem i popędziłyśmy w stronę światła. Dosłownie, bo latarnie zaczynały gasnąć i ich znikome promienie prowadziły nas ku centrum miasta.

— Dzięki tobie, Lily. Ty wytrąciłaś mnie z tego stanu.

— Nie, Heather. Gdybyś rzeczywiście tego chciała, zrobiłabyś to tak, czy siak. Ty podejmujesz decyzje o sobie, ja nawet nie mam wpływu na te procesy, które zachodzą w twojej głowie. To w pełni twoja zasługa.

Koleżanka rozpromieniła się z pogodną iskrą w oku zmodyfikowała nasz kurs na prestiżową restaurację Pod Złotymi Łukami. W maku wybrałam pospiesznie swój standardowy zestaw, a Heather dłużej zastanawiała się nad jedzeniem. Zrozumiałabym jej wątpliwości, jakbyśmy zamawiały jakieś wykwintne dania, jednak to jedynie fast food.

Wreszcie skompletowałyśmy zamówienie, a pracownicy chyba zapałali do nas nieskończoną pogardą, jako że pojawiłyśmy się w ich progu o szóstej rano. Z plusów przynajmniej relatywnie sprawnie wręczono nam tackę z posiłkiem, gdyż jak burżujki zamówiłyśmy z dostawą do stolika.

— Pycha! Boże, byłam taka głodna.

— Ja też. Przysięgam, że maczek na wycieczkach smakuje dużo lepiej niż normalnie — stwierdziłam poważnie.

Heather wykrzywiła twarz w grymasie, ale ostatecznie się zgodziła. Spróbowałaby nie, ta kwestia nie podlegała dyskusji.

— Zadzwonię do mamy i powiem jej, że jestem u ciebie, dobrze?

Pokiwała głową. Odeszłam na bok, by zadzwonić. Mama najpierw mnie opieprzyła, że o niczym jej wcześniej nie poinformowałam, a potem musiałam się nieźle nagimnastykować, by łyknęła tę ściemę. Dzięki Bogu rodzice mi ufali, co prawda nieco tego nadużyłam, ale to nadzwyczajne okoliczności. Nie zamierzałam się tym martwić, najwyżej zarobię szlaban. To jeszcze nie koniec świata. Zapowiedziałam swój powrót na dziewiątą wieczorem, o czym poinformowałam Heather i popijając Sprite'a ustalałyśmy rozkład dzisiejszego dnia.

Do południa spacerowałyśmy zapomnianymi alejkami parku w pobliżu starej szkoły dziewczyny. Budynek identyfikowałam z typowymi reklamami liceów dla snobów. Biała elewacja z flagami Ameryki, stanu, z boku herb szkoły i jej flaga, a pod spodem pseudofilozoficzny cytat Sokratesa, o którym nikt i tak nie będzie pamiętał, gdyż umówmy się, nastolatkowie nie zwracali uwagi na takie górnolotne teksty. Potwierdzone z doświadczenia.

Też uczęszczałam do tego pokroju szkoły. W Somerville tak naprawdę liczyły się dwie prywatne placówki: Firestorm i Sunvale. Rywalizowały ze sobą od lat, choć to druga z nich raczej przodowała w tych zawodach. Wygrywali mnóstwo konkursów, zwłaszcza chemiczno-biologicznych. Rue nonstop na nich narzekała i rzucała klątwy. Na szczęście dla nich jeszcze nie opanowała w pełni swoich wiedźmich sztuczek, toteż transformacja w żaby im póki co nie groziła, jednak powinni poćwiczyć swoje zaklęcia obronne. Tak na wszelki wypadek.

— Z bliska naprawdę robi wrażenie — stwierdziłam, wgapiając się w Dzwon Wolności.

Upamiętniał wojnę o niepodległość i wyzwalał we mnie chęć przeniesienia tej doniosłości w kombinacji z patosem na płótno, co naprawdę mnie zaskoczyło, gdyż już dawno nie miałam serca do sztuki. Nawet zmniejszyłam wymiar pracy w galerii pani Hayes, ponieważ wpadałam w dołek w otoczeniu dzieł, do których ekspozycji się nie przykładałam, a także przylgnęła do mnie świadomość, że nie darzyłam ich należytym uznaniem.

— Tak, jest w nim coś mistycznego — zgodziła się Heather.

Później odwiedziłyśmy Instytut Franklina, jednak nie wywarł on aż takiego pozytywnego wrażenia, jak pierwotnie założyłam. Oczywiście koleżanka zastrzegła, że w jej mniemaniu lepiej obejrzeć inną lokalizację, acz wolałam przekonać się na własnej skórze. Zwieńczeniem naszej wycieczki był Otherworld.

Iluzje wydawały się realne, zupełnie jak koszmar w piątek trzynastego, czy poniedziałek rano. Kumulacja jaskarawych świateł, zróżnicowanych faktur, asymetrycznych kształtów, zwierciadeł o szerokiej palecie funkcjonalności, przeniosła nas na zupełnie nowy wymiar frajdy. Niektóre kompozycje dawały upust osobliwości, niekiedy zderzającą się z ekstrawagancją artystów. Twórcy zdecydowanie oddawali hołd charakterystycznej dla baroku myśli przerostu formy nad treścią, czasami te rzeźby, czy wystawy całościowo mieniły się w łamiącej wszelkie konwencje formule.

— Wow, aż żałuję, że jestem tutaj dopiero pierwszy raz — przyznała Heather.

— Przyjeżdżamy tu co roku na wakacjach, stoi?

— Właśnie ustanowiłyśmy naszą tradycję, Lila! — Trąciła mnie ramieniem.

Uśmiechnęłam się, a mój wzrok przyciągnął mylący miraż. Od podłoża do samego sufitu rozciągał się pień drzewa z rozgałęzieniami na całą szerokość pomieszczenia. Z ich odłamów zwisały kolorowe liny, układające się w kaskady wodospadu. Kolor i optyczna iluzja, przypominająca wodę oraz szum oceanu z głośników faktycznie stymulowały zmysły i wyobraźnię. Ponadto lustra u góry, ustawione pod wieloma kątami zaburzały prawidłową percepcję, co zaburzało moje zdolności poznawcze. Mój mózg dał się zwieść konfabulacji tego magicznego miejsca.

— Serio, musimy zabrać tutaj tę twoją Rue i zrobić sobie jakieś babskie wyjazdy.

— Totalnie — odparłam ze sztuczną radością.

Z jednym zdaniem moja beztroska rozpadła się na pół. Na samo przywołanie imienia przyjaciółki, nawiedziła mnie sylwetka Deana i absurdalnie frustrująca myśl. Osoba, z którą najbardziej chciałabym ponownie przeżyć ten cudaczny pokaz fantazji to właśnie Foster.

Pragnęłam zanurzyć się w jego przemyśleniach o tym specyficznym miejscu, bo miałam pewność, że nie omieszkałby się go pochwalić, ale i skrytykować jednocześnie, a także rozłożyć naszych reakcji na psychologiczne mechanizmy. Ochoczo bym o tym posłuchała, z tym, że ten pociąg opuścił stację, a ja go przegapiłam.

🎨

#NSP_watt

Tiktok i Twitter: hematyt_

Hejka! Koniecznie zostawcie swoje opinię!

Buziaki 🖤
Julka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro