Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝟏𝟏. Syreni śpiew

DEAN

🏐

Telefon Grace testował pokłady cierpliwości. Zaalarmował mnie. Brzmiała na wystraszoną, jeszcze nigdy jej takiej nie słyszałem. Darowałem sobie pożegnania i wsiadłem do samochodu. Przekręciłem kluczyk, a warkot silnika rozbudził nową energię. Po drodze złamałem kilkanaście przepisów, by przyspieszyć trasę. Zaparkowałem pod domem i uderzyła mnie obecność czwartego auta.

Obca rejestracja wzbudziła podejrzenia, a siostra siedziała w oknie mojego pokoju. Posłałem jej szeroki uśmiech i przekroczyłem próg. Nikt nie zawracał sobie mną głowy.

— Nie mów tak do niej! — krzyknął nieznany mi facet.

Przleciało mi niezwykle deprymujące przewidywanie, co do tej sytuacji.

— Nie rozmawiam z tobą i dla własnego dobra zamlicz. Nie odzywaj się nigdy więcej w mojej obecności — odrzekł chłodno tata.

— Steve, ja...

Matka brzmiała na zrozpaczoną. Naprawdę.

Zatrzymałem się bliżej kuchni, gdzie toczyła się rozmowa.

— Ty co, Aurelia? Nie przeprowadziłaś do mojego domu swojego kochanka i nie pozwoliłaś, by moja córka cię z nim zobaczyła?

— To też moja córka.

— W porę sobie przypomniałaś, nie ma co. Ciągle pieprzysz, jak ci zależy na dzieciach, ale nie na tyle, żeby dochować wierności. Przeprowadziłaś go do mojego domu. Nie masz za grosz poczucia wstydu.

Słuszny i trafny cios. Punkt dla taty. Trzymałem jego stronę, a matki nie chciałem już nigdy więcej widzieć na oczy. Ewidentnie łamała przysięgę wierności. Wiedzieliśmy to, wreszcie została przyłapana. Robiła idiotów z nas wszystkich. Czepiała się ojca, a sama nie dała od siebie nawet minimum.

— Jesteś niesprawiedliwy, przecież ja nie...

Co za bezczelna kobieta i ona nazywała się moja matką? Chyba tylko na papierze.

— Ja jestem niesprawiedliwy? Zrujnowałaś mi życie, a teraz to samo robisz z moim dziećmi. Moimi, Aurelio. Bo gdybyś się o nie troszczyła, tej sytuacji by nie było. Prosiłem cię, żebyś ze mną współpracowała, aby dzieci nie słuchały naszych kłótni. Nie pozwolę ci zniszczyć do końca Deana ani Grace.

Przestałem słuchać, nogi poniosły mnie na górę. Wpadłem do sypialni, a Grace rzuciła się, by złączyć nasze ciała w przytuleniu. Jej drobne dłonie objęły mnie w pasie i nie puszczały.

— Dlaczego mama i tata nie mogą być jak ciocia Ophelia i wujek Austin albo rodzice moich koleżanek? Czemu się nie kochają?

Boże, jak ja niby miałem to wytłumaczyć ośmiolatce?

— Nie wiem, Grace. Naprawdę, nie wiem — przyznałem przygnębiony. — A co powiesz na super wypad w odwiedziny do cioci i wujka?

Sam powstrzymywałem się, by nie wybuchnąć z frustracji. Szło już całkiem przyzwoicie, tata nie reagował na prowokacje mamy, a ona jak zawsze zniszczyła fundamenty zgody.

— Fajnie!

— To idź do pokoju i wybierz swoje ulubione piżamy, dobra?

Zaoferowana wybiegła. Jutro będę jej tłumaczył, co się stało, bo zagnieździła się we mnie pewność, że zapyta. Dzieci zawsze to robiły. Zauważyły więcej niż dorośli podejrzewali. Niektórzy postrzegali je, jak infantylne pacynki w rękach rodziców, ale złudnie się oszukiwali. Grace miała osiem lat i doskonale wyczuwała kwas w powietrzu, gęsta atmosferę, nieme scysję mamy z ojcem. Odbierała ich przekaz, próbowała go interpretować na swój sposób, absorbowała się kwestiami, których kompletnie nie powinna dobierać sobie do głowy. 

Chwyciłem torbę podróżną. Upchałem w niej najpotrzebniejsze ubrania, bieliznę, kosmetyki i zamknąłem drzwi pokoju na klucz. Poszedłem do Grace, by upewnić się, czy pozbierała użyteczne rzeczy, po czym zeszliśmy na dół. 

Wsunąłem w jej rękę klucz do auta, a ona posłała mi skołowane spojrzenie. 

— Idź już usiąść, a ja pogadam z tatą — poinformowałem lakonicznie. 

Entuzjastycznie klasnęła. Przekierowałem jej uwagę na wyjście do Hayesów, które ostatnio mimochodem wplatała do dyskusji. Zrozumiałem. Tęskniła za Devinem. Uwielbiała się z nim bawić. Czasami zdawało mi się, że traktowała go, jak młodszego braciszka. Po powrocie do domu stale paplała o ich zmyślnych rozrywkach. 

Postawiłem bagaże na wieszaku i przy okazji zdjąłem z niego bluzę z kapturem oraz sweter siostry, w razie pogodowego załamania. 

— Przestańcie wrzeszczeć! — wydarłem się zjeżony. 

Mamę opanował zimny dreszcz, gwałtownie odsunęła się od swojego… Właściwie nie obchodziło mnie kogo. Nieproszony gość skrzyżował ze mną wzrok. Chętnie wykrzyczałbym mu, aby odchrzanił się od naszej rodziny. W zniecierpliwionym akcie łaski ograniczyłem się do cynicznego uśmiechu. 

— Kiedy wróciłeś? — wyrwało się mamie. 

Wkurzyłem się na siebie. Jej przestraszony i zraniony wyraz twarzy sprawiał, że złagodniałem. Byłem mięczakiem. Powściągnąłem reakcję i pamiętałem cel, w jakim zasadniczo wyszedłem im naprzeciw. 

— Jeśli przez to pytanie badasz, czy słyszałem, o co się wam poszło. Owszem, co do joty — podkreśliłem stosownie ostatni wyraz. 

Do jej oczu przyssały się gorzkie łzy. Piekliłem się. Nawet, gdybym próbował nie byłem w stanie wysłać okruszyny nienawiści względem tej kobiety. Dlaczego nie? Byłoby stokroć łatwiej obarczyć ją winą za wszystkie niepowodzenia w domu. 

Tymczasem towarzyszył mi letarg i pasywizm. Pomimo tego armagedonu dotknęła mnie litość. Rozwalała nas fragment po fragmencie i nie potrafiłem się jej pozbyć z serca. Przestałem rozpoznawać brakujące elementy naszej układanki. Zbyt wiele przepadło, by jeszcze ją ułożyć. 

A poprzednie przebłyski nadziei okazały się zwodniczym syrenim śpiewem. Nabrałem się i przypłaciłem to rozczarowaniem. Nie zdołałem go przełknąć, smakowało szaleńczą goryczą. Jakbym uszczknął denatonium i nagle liczył, że uznana za najbardziej gorzką substancja, przybrałaby karmelkowy posmak.

— Skarbie, to nie tak, jak myślisz — zapewniła, wstając od stołu, a tata parsknął drwiącym śmiechem.

Odsunąłem się parę kroków ku ojcu. 

— Oszczędź sobie. Wiem, że jest dokładnie albo i gorzej niż wygląda. Nie przyszedłem z tobą rozmawiać, póki co, nie wiem, czy mogę na ciebie patrzeć — przyznałem. 

Nie myliłem się. Im bardziej wgapiałem się w jej tęczówki, drżące wargi i czerwone policzki, tym większe obrzydzenie mnie trafiało. 

Zdradziła tatę. Kolejny raz. Wsadziła nóż w plecy mnie oraz Grace w tym samym stopniu. Bolało. Kiedy własna mama wybrała znów kogoś innego. 

Nie postrzegałem się jako drugi wybór, spadłem niżej. Niemal na dno i odbijałem się od niego, kiedy na krótko stawiała nas na szczycie hierarchii. Jednak wysokie wzloty przejawiały przykrą tendencję do spektakularnych upadków. 

Grzmotnąłem w bezdeń i nie miałem siły się podnieść. Pierwszy raz ochoczo osadziłbym się w głębi wspomnień czasów, gdy było łatwiej albo przynajmniej nie dźwigałem na barkach brzemienia wiedzy. Słusznie określano ją jako potężną wartość. Sam jej balast powodował spustoszenie. Przypominał o odpowiedzialności, jaka się z nim wiązała. 

Mama, czy tylko kobieta, która mnie urodziła? Ciężko stwierdzić po jej zachowaniu. Wiało z niego ambiwalencją i hipokryzją. 

Cokolwiek doprowadziło ją do tego punktu, rozdeptało respekt, jakim darzyłem ją jako rodzica. 

Złamała mi serce. Mama obróciła je w pustkowie. Wyzuty z pozytywnych emocji ostrząsnąłem się z amoku. 

Wrak. Wykazywałem podobieństwo do rozbitka, który zboczył z kursu i zmagał się z konsekwencjami. 

— Tato, będziemy u cioci. Zabieram Grace i nie wrócę, póki coś się nie zmieni. Nie obchodzi mnie, jak to rozwiążecie, ale nie może zostać tak, jak jest teraz. To nie działa od dawna i wszyscy troje dobrze o tym wiemy, a dziś jest żywym przykładem. Obiecałeś, że to naprawisz, tyle, że nie ma nic do naprawiania.

Został tylko gruz. 

— Synku, nie musisz uciekać…

— Nie uciekam. Pozwalam wam załatwić sprawy beze mnie i Grace, żebyście nie musieli się nami przejmować i przysięgam, że nie wrócimy, jeżeli niczego nie wymyślicie — zapowiedziałem stanowczo. — Do zobaczenia za tydzień, tato.

Mama tęsknie wyciągnęła do mnie dłoń, lecz ją odrzuciłem. 

— Jedź bezpiecznie i napisz mi, jak będziecie u Ophelii. Kocham was i obiecuję, że jakoś się ułoży. 

— Też cię kocham — odparłem automatycznie, odganiając łzy.  

Doceniałem, że to powiedział. Jak ryba wody potrzebowałem gwarancji, że dla niego byliśmy najważniejsi. 

Dziarsko wypadłem z pomieszczenia, ignorując obcego mężczyznę, który dzięki niebiosom nie odezwał się w mojej obecności. Gdyby się na to zdobył, chyba złamałbym własne zasady i się na niego rzucił. Kipiała we mnie niepohamowana agresja. Uaktywniła się dziś, lecz wzbierała znacznie dłużej. W kompanii bezsilności naciskała na nerwy i rozdrapywała wszelkie podleczone rany. Przecinała je powtórnie, aż oblały się świeżą krwią, a doprowadzenie do ich zagojenia wydawało się zbyt skomplikowane. 

Prędzej roztrzaskałbym w proch szyfr Enigmy. 

Sięgnąłem po torby, zarzuciłem je na plecy i z impetem gruchnąłem drzwiami. 

Grace sunęła opuszkami palców po szybie i mazała znane tylko sobie kształty. Ucieszyła się, gdy mnie zobaczyła. 

— Zmęczona? — spytałem, wreszcie zerkając na zegarek. 

Prawie północ. 

— Troszkę, ale nie tak ba…rdzo — zapewniła, ziewając. 

Odpaliłem silnik i pospiesznie włączyłem się do ruchu. Jak najszybciej usiłowałem pokonać trasę. Późna godzina nieco ułatwiała zadanie. Przemknąłem na posesję Hayesów. Zdziwiło mnie zapalone światło w pokoju gościnnym. Wyjąłem nasze bagaże, a Grace złapała mnie za rękę. 

Uniosłem dłoń, by nacisnąć dzwonek, ale drzwi się otworzyły. Wujek w szlafroku zaprosił nas do środka. Wyglądał na zmartwionego, gdy tylko przeszliśmy przez próg objął nas ramionami. Bezpieczeństwo. Emanował nim i wlewał je też w nas. Opuścił mnie gniew, zastąpiła go stabilizacja i coś na kształt spokoju.

— Jesteście, dzieciaki — przywitała nas ciocia. — Zrobiłam dla was herbatę i kanapki. Jesteście głodni? — spytała pogodnie i dołączyła do uścisku. 

— Ja tak! — wypiszczała siostra, a wyjek wzięła ją na ręce i ruszyli do kuchni.

Ciocia pociągnęła mnie za rąbek koszuli i zatopiłem się w jej ramionach. 

— Wiem wszystko, kochanie. Steve do mnie dzwonił, możecie zostać, jak długo chcecie. Zawsze znajdzie się dla was miejsce — zapewniła. 

Alex zszedł z góry i posłał mi pokrzepiający uśmiech. Nie spodziewałem się tego, ale już po chwili mnie obejmował i klepał po plecach. Brakowało mi tego. 

— Możesz spać w gościnnym, a Gracie u Aspen — poinformował. — Przykro mi, stary. 

Mnie też.

— A Gabrielle? — dopytała ciocia.

— Śpi ze mną — odparł z łobuzerskim uśmiechem. 

Kobieta wywróciła oczami i surowo zsunęła na niego wzrok. 

— W drodze wyjątku, nie przyzwyczajaj się — uprzedziła go. — Idźcie zaraz spać, jest późno.

— Wiem, że między nami nie jest idealnie, ale zawsze możesz na mnie liczyć, Dean. W tej kwestii nigdy nic się nie zmieniło. 

Grace zniknęła za drzwiami z tabliczką Aspen razem z talerzem z kanapką.

— Przepraszam, że byłem dupkiem. 

— Spoko, trochę chyba zasłużyłem — odpowiedziałem. — Słuchaj, chciałbym ci to wyjaśnić, to nie było tak, jak myślisz. 

— Okej, chociaż to i tak bez znaczenia. Jestem z tą, której naprawdę chciałem. 

Uśmiechnąłem się pod nosem.

— Wiem. Cześć, Gabrielle — przywitałem się, kiedy Alex mnie przepuścił. 

Dziewczyna siedziała w prawdopodobnie koszulce kuzyna. Dzierżyła pilot w dłoni i paznokciami stukała o jego wierzch. W tle usłyszałem intro Marvela. 

— Cześć, Dean. Jak się czujesz? Potrzebujesz czegoś? — zapytała troskliwie, przepychając się przed Alexa. Uprzedznio zastopowała seans. 

— W porządku — skłamałem, na co cmoknęła niezadowolona. 

Kuzyn posłał mi rozbawione spojrzenie, czym wprowadził mnie w stan zmieszania, i pospieszył z wyjaśnieniem.

— Próbujesz nabrać kogoś, kto mistrzowsko potrafi udawać, że wszystko okej. Widać z daleka, że nie jest w porządku. Jesteś wśród rodziny, możesz być szczery — przekonywał, a w oczach jego dziewczyny rozpalił się nieokiełznany płomień ciepła.  

Wśród rodziny. Faktycznie, potrzebowałem ich. Bliskich, dzięki którym poczuję choć namiastkę normalności.

— Posłuchaj rozumiem, że mi nie ufasz, ale gdybyś potrzebował, to mam pewne doświadczenie w problemach z rodzicami. Zrozumiem albo przynajmniej postaram się. 

 Głos jej zadrżał, a Alex od razu owinął ręce wokół jej bioder. Ukoił ją tym ruchem, a ona ułożyła dłonie na jego ramionach i bezwiednie jeździła wzdłuż nich palcami. 

— Dziękuję, będę pamiętał. 

Uśmiechnęła się w odpowiedzi, a Alex skopiował jej gest. Ofiarowali mi wsparcie. Odłożył niesnaski na bok i zwyczajnie zgarnął mnie pod swoje skrzydła, gdzie zwęszyłem woń komfortu. 

— Właśnie mieliśmy oglądać film, dołączysz do nas? — zaproponowała, choć jej ton wyraźnie wskazywał, że podjęła za mnie decyzję. — Oglądamy Iron-Mana, lubisz? Jak nie to polubisz!

Parsknąłem śmiechem.

— Może być.

Ułożyła się między nogami Alexa, opierając o jego tors. On wsunął nos w jej włosy i poklepał miejsce obok siebie. Spocząłem tam, stykaliśmy się ramionami. Gabrielle podsunęła mi miskę z popcornem i oderwałem się myślami od kłopotów. Wymienialiśmy zawzięcie komentarze, wcale nie czułem się niepotrzebny, czy jak piąte koło u wozu. Przeciwnie oboje angażowali mnie w swoje dyskusje i zaczepki. Odpowiadałem na nie z wytrwałością. Gdy zgodziłem się z Alexem, Gabrielle trafiła popcornem w mój policzek. Prychnąłem urażony i zrewanżowałem się pięknym odwetem. Wywołałem wojnę. Razem z kuzynem zawarliśmy alians, jednakże dziewczyna sprytnie wskoczyła za poduszkę i zgarnęła miskę dla siebie. Bombardowała nas żelkami i kukurydzianą amunicją, że wreszcie wywiesiliśmy białą flagę w podkładzie pretensji Alexa.

— Ha, zawsze wygrywam — rzuciła dumnie. 

— Tak ci się tylko wydaje, słonko — mruknął z tajemniczą nutą kuzyn. 

Pasowali do siebie. Łączyła ich wyjątkowa więź. Nawet taki przeciwnik długofalowych relacji, jak ja to dostrzegał. Oby nie popsuli tego, jak moi rodzice. 

Kiedy ciocia wpadła, niczym torpeda do pokoju, uciszyła nas i despotycznie zakazała zaburzać jej snu. We trójkę jak jeden mąż wybuchnęliśmy chichotem. 

Beztroska zagościła u progu mojego umysłu. Z rozkoszą ją tam wpuściłem i łudziłem, że zawitała na stałe.  

Zasnąłem, czując spokój, jakby ktoś wysmarował balsamem poparzone ciało. 

🏐

#NSP_watt

Hejka! Trochę światła ze strony Deana na obecne wydarzenia. Powoli zaczynamy erę kłopotów! Chętnie posłucham waszych opinii.

Buziaki 🖤
Julka

Tiktok i twitter: hematyt_
(sporo tam wrzucam spoilerów, zwłaszcza na twittera)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro