Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział trzydziesty siódmy

I jest - ostatni rozdział Niebezpiecznej... wydaje mi się, jakby minęły wieki, odkąd opublikowałam pierwszy rozdział. 

Tak jak już wcześniej wspominałam nie jestem zadowolona z tych ostatnich rozdziałów, ale chyba powoli klaruje mi się pomysł jak je zmienić, więc zajmę się tym przy drugim drafcie. Na razie muszę odpocząć trochę od tej historii i od Jasona :P 

Dziękuję Wam <3 i zapraszam 4 czerwca na epilog!

Jo !

twitter: josmall | instagram: josmallwattpad | tik tok: josmall1996 #npwatt

---

Jakiś dźwięk wybudził Chloe ze snu. Usiadła gwałtownie i zaspana rozejrzała się dookoła. Dopiero po chwili, przypomniała sobie, że znajduje się w swoim pokoju. Zerknęła na pogrążonego we śnie Jasona, gdy ponownie rozległo się głośne pukanie. Pośpiesznie włożyła ubranie i z mocno bijącym sercem wyszła na korytarz. Zerknęła do sypialni matki. Mary nadal spała, w tej samej pozycji, co wcześniej.

Weszła do salonu, gdzie zegar na ścianie wskazywał kilka minut po trzeciej w nocy. Nie miała pojęcia, kto i czego mógł chcieć o tak późnej porze. Zerknęła przez wizjer, lecz było zbyt ciemno, aby mogła cokolwiek zobaczyć. Wzięła głęboki wdech i otworzyła drzwi. Światło z domu padło na stojącego przed nią mężczyznę, oświetlając jego twarz. Miał czarne, kręcone włosy, wielki nos i małe usta. Nie przypominała sobie, aby kiedykolwiek go widziała.

– Gdzie Mary? – spytał od razu, przestępując z nogi na nogę. – Nic jej się nie stało? Dopiero teraz odsłuchałem nagraną przez nią wiadomość. Czy to prawda, że ona chciała... – urwał i popatrzył gdzieś w bok.

Chloe domyśliła się, że był to Marc. Mężczyzna był roztrzęsiony, a jego głos drżał tak mocno, że ledwo mogła go zrozumieć.

– Z mamą wszystko w porządku – powiedziała. – Najadła się tabletek, lecz na szczęście zwymiotowała je w karetce.

Nie wyglądał na przekonanego.

– Może pan wejść i sprawdzić, lecz najpewniej nie obudzi się aż do rana. Dostała mocną dawkę leków nasennych.

Była zaskoczona swoją propozycją. Nie znała go, lecz coś w jego zachowaniu sprawiało, że od razu mu zaufała. Poza tym czuła się pewniej, wiedząc, że Jason znajduje się w pokoju obok.

Marc z wahaniem wszedł do domu, lecz zatrzymał się tuż przy wejściu.

– Jestem Marc – powiedział, wyciągając w jej stronę dłoń. – Twoja mama i ja... jesteśmy razem.

– Wiem, dużo mi o tobie opowiadała – przyznała, uśmiechając się delikatnie. – Możesz pójść do jej sypialni, ale tak jak mówiłam, raczej nie będzie zbyt komunikatywna.

Skinął głową i zniknął na korytarzu. Chloe po chwili udała się za nim. Przystanęła w drzwiach i zerknęła do środka. Marc siedział na łóżku, gładząc Mary po włosach, a po jego twarzy spływały łzy. Odwróciła się, czując się jak podglądacz i wróciła do salonu. Po piętnastu minutach dołączył do niej Marc. Miał przekrwione oczy, lecz wyglądał na o wiele spokojniejszego.

– Herbaty? – spytała.

– Jeżeli to nie problem – powiedział, siadając na kanapie.

Chloe podała mu kubek i zajęła miejsce obok.

– Przepraszam, że wpadłem o tak późnej godzinie, ale dopiero wróciłem z pracy i miałem chwilę, aby wysłuchać nagrania. – Zapatrzył się przed siebie. – Pokłóciliśmy się wczoraj...to znaczy przedwczoraj. W złości powiedziałem o kilka słów za dużo, ale nie sądziłem, że...że ona będzie próbowała popełnić samobójstwo. Musiałem sprawdzić, że nic jej się nie stało. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby...

Znów się rozpłakał. Wyraźnie zawstydzony, szybko otarł łzy i napił się herbaty.

– To nie twoja wina – odparła, nie mogąc znieść bólu, widocznego na jego twarzy. – Mama nie jest do końca zdrowa psychicznie. Potrzebuje profesjonalnej pomocy, ale nie chce z niej skorzystać. To nie pierwszy raz, gdy próbowała siebie skrzywdzić i obawiam się, że jeżeli nie zacznie się leczyć, to sytuacja się powtórzy.

Marc popatrzył na nią zaskoczony, a Chloe pod wpływem impulsu dodała:

– Jeżeli naprawdę ją kochasz, to proszę, pomóż mi ją przekonać do pójścia do specjalisty. Jestem pewna, że posłucha cię prędzej, niż mnie.

Nie mogła uwierzyć, że go o to poprosiła, lecz była zdesperowana. Nie mogła pozwolić, aby taka sytuacja znów się powtórzyła. Wiele razy próbowała namówić Mary na leczenie, lecz bez skutku. Podskórnie czuła, że jeżeli ktoś ma ją do tego nakłonić to tylko Marc.

Mężczyzna zrobił kolejnego łyka herbaty i zacisnął mocno powieki.

– Czy możemy o tym porozmawiać, jak się trochę zdrzemnę? – spytał po dłuższej chwili. – Jestem po nocce i do tego cała ta sytuacja sprawiła, że ledwo myślę.

– Oczywiście – odparła, ucieszona, że nie odrzucił od razu jej pomysłu.

– Wiem, że jestem dla ciebie całkiem obcą osobą, ale czy mogę przespać się na kanapie? Nie jestem w stanie teraz prowadzić. Zwłaszcza że chcę być tutaj, gdy się obudzi.

Chloe przytaknęła, nie zastanawiając się dłużej. Marc był inny niż poprzedni faceci matki. Biło od niego ciepło i dobroć.

Znalazła mu dodatkową poduszkę i koc, po czym wróciła do pokoju. Przytuliła się do Jasona, przyciągając go do siebie i zamknęła oczy. Mimo zmęczenia nie mogła zasnąć. Czarne myśli zaprzątały jej głowę, nie pozwalając na nawet chwilę wytchnienia. Wreszcie, gdy zaczęło świtać, poddała się i wstała.

Wzięła szybki prysznic i stwierdziła, że przygotuje śniadanie dla wszystkich. Najwyraźniej zdolności kulinarne jej matki w żaden sposób się nie poprawiły, bo w kuchni znalazła jedynie jajka i kilka pudełek gotowej mieszanki do naleśników. Gdy skończyła smażyć pierwszą porcję placuszków, do kuchni wszedł Marc. Na twarzy odbiła mu się poduszka, a włosy sterczały mu w każdą stronę.

– Kawy? – spytała, widząc jego nadal zmęczone oczy.

– Tak, dzięki – powiedział, rozglądając się nerwowo dookoła.

Chloe podała mu kubek, a on niepewnie zajął miejsce przy stole. Wróciła do przygotowywania śniadania, gdy mężczyzna ponownie się odezwał.

– Nie mogłem zasnąć. Ciągle myślałem o tym, co mi powiedziałaś. – Pokręcił głową. – Mary, którą znam, nie pasuje do twojego opisu. Jest pełna życia, energiczna, wszędzie jej pełno... I tak wiem o jej nadużywaniu alkoholu, ale nie zdawałem sobie sprawy, że jej problemy sięgają aż tak głęboko. Chcę jej pomóc, ale muszę poznać całą prawdę. Muszę wiedzieć, z czym przyjdzie mi się zmierzyć.

Serce Chloe zaczęło mocniej bić. Nadal uważała, że Marc jest jej jedyną szansą, na pomoc matce. Wyłączyła kuchenkę i z kawą w ręku, usiadła naprzeciwko niego. Wzięła głęboki wdech i opowiedziała mu o poprzednim razie, gdy Mary targnęła się na życie. Gdy skończyła, oboje mieli twarze mokre od łez, lecz serca pełne nadziei.

– Postaram się ją przekonać do leczenia – powiedział twardo. - Twoja mama jest wspaniałą kobietą i nie wiem, co bym zrobił, gdyby jej zabrakło w moim życiu. Wiem, że musisz wracać na studia, ale o nic się nie martw. Wezmę wolne w pracy i zajmę się wszystkim. To moja wina, że próbowała... więc teraz muszę jej pomóc.

Chloe poczuła się, jakby ktoś ściągnął jej niewidzialny ciężar z piersi. Przez moment chciała mu powiedzieć, że nie mógł wziąć całej odpowiedzialności na siebie, że też zostanie w Fillmore, ale powstrzymała się w ostatniej chwili. Chciała wrócić do Chicago i po raz pierwszy postanowiła zachować się egoistycznie. Zwłaszcza że nie zostawiała matkę w dobrych rękach.

Spodziewała się, że mężczyzna ucieknie, jak tylko dowie się prawdy, lecz po raz kolejny pokazał jej, jak bardzo różnił się od poprzednich facetów matki. Wydawał się naprawdę zakochany w Mary i skłonny wiele poświęcić, aby jej pomóc.

– Jes...

Przerwał jej hałas, dochodzący z sypialni matki. Marc zerwał się na równe nogi i wybiegł z kuchni, a po chwili do Chloe dotarł dźwięk rozmów i głośny śmiech Mary.

*

– Julia jest... – Jason urwał, niezdolny znaleźć właściwego określenia.

Otworzył jej drzwi pasażera, a po chwili zajął miejsce za kierownicą.

– Namolna? Głośna? Upierdliwa? Nachalna? – podpowiedziała Chloe, zapinając pas.

Mężczyzna nastawił nawigację i wycofał z podjazdu.

- To też – powiedział, a po dłuższym zastanowieniu dodał: – Intensywna. Tego słowa mi brakowało.

Zaśmiała się, szczerze rozbawiona.

– Ostrzegałam cię.

– Tak, ale byłem pewny, że przesadzasz. – Pokręcił głową. – Nie sądziłem, że można tyle gadać. Nie wiem, czy przez cały rok wypowiedziałem tyle słów, co Julia przez te trzy godziny. I to bez żadnej przerwy. Twoja mama dużo mówi, ale ona...

Chloe zachichotała. Spędzili popołudnie z jej przyjaciółkami i wyglądało to dokładnie tak, jak się spodziewała. Julia naskoczyła na Jasona, zadając mu milion pytań, jednocześnie nie dając mu czasu, aby na nie odpowiedział. Za to Kate, siedziała cicho, z dezaprobatą obserwując zachowanie swojej siostry.

Minęli znak Fillmore, a Chloe poczuła, że się rozluźnia. Nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, jaka była spięta. Mimo że spędziła w rodzinnym miasteczku jedynie dzień, wydawało jej się, jakby minęły wieki. Cieszyła się na powrót do Chicago i swoich obowiązków.

Nie mogła uwierzyć, że tak szybko udało jej się rozwiązać sytuację z matką. Jeszcze wczoraj była przekonana, że będzie musiała porzucić studia i wrócić do Fillmore. Na szczęście, ku jej wielkiej uldze Mary po rozmowie z Marciem, zgodziła się sobie pomóc. Umówiła się nawet na pierwszą wizytę u psychoterapeuty, a mężczyzna obiecał Chloe, że będzie ją o wszystkim informował na bieżąco.

– Dlaczego Julia nazwała mnie „dawcą orgazmów"? – spytał nagle Jason.

Miała nadzieję, że nie wyłowi tego określenia z całej paplaniny jej przyjaciółki. Niestety, nie miała tyle szczęścia. Zrobiła zdezorientowaną minę, lecz jej zarumienione policzki, od razu ją wydały.

– Nie, żeby mi to przeszkadzało – dodał, uśmiechając się szeroko. – Po prostu chciałbym usłyszeć to z twoich ust.

Uderzyła go w ramię, lecz nic nie powiedziała. I bez tego był zbyt pewny siebie.

– Jak się czujesz? – spytała, zmieniając temat. – W związku z wygraniem przetargu.

Westchnął, a jego dłonie zacisnęły się mocno na kierownicy.

– Chyba nadal to do mnie nie dociera – odpowiedział cicho. – Wydaje mi się to wręcz abstrakcyjne, że wreszcie po tylu latach, udało mi się pokonać Philippa. Oczywiście, tacy ludzie jak on, zawsze spadają na cztery łapy i pewnie po ogłoszeniu bankructwa Anticii, otworzy kolejną firmą. Ale czuję, jakby chociaż po części została mu zadana sprawiedliwość. Że dosięgła go kara, a ja wreszcie mogę ruszyć dalej i nie patrzeć w przeszłość.

Chloe zagryzła wargę, zastanawiając się nad jego słowami. Bała się, że nawet po wygraniu, będzie nadal pragnął zemsty. Ulżyło jej, że na ten moment, wydawał się usatysfakcjonowany wynikiem przetargu i zamierzał zostawić to wszystko za sobą.

– Przepraszam, że nie spytałam wcześniej – powiedziała, łapiąc jego dłoń w swoją. – Tyle się wczoraj działo, że kompletnie o tym zapomniałam. Chyba marna ze mnie dziewczyna.

– Dziewczyna? – spytał od razu, uśmiechając się do niej szeroko. – Myślałem, że jesteśmy tylko przyjaciółmi.

Znów się zarumieniła.

– Zmieniłam zdanie – odpowiedziała, po czym szybko dodała: – Ale chcę randki. Prawdziwej randki w miejscu publicznym. Żadnego więcej ukrywania. Zasługuję na więcej.

Jason ścisnął jej dłoń i spojrzał na nią przelotnie.

– Oczywiście.

– A, i randka ma być przemyślana – powiedziała pewnym siebie głosem – Pasująca do mnie. Nie, że pójdziesz po najniższej linii oporu i weźmiesz mnie do restauracji, czy kina.

– Coś jeszcze?

– Tak. Wiem, że masz kasę, więc nie musisz się nią chwalić. Wolałabym piknik w parku, niż jakieś ultra drogie pomysły.

Mężczyzna wziął głęboki wdech i wydech.

– I ubierz coś innego niż garnitur. Najlepiej jeansy.

– Coś jeszcze? – spytał ponownie.

– Nie, to wszystko.

– To dobrze, bo zacząłem się zastanawiać, czy nadal chcę być twoim chłopakiem.

*

Chloe otworzyła drzwi i uśmiechnęła się szeroko do stojącego na korytarzu Jasona. Tak jak go prosiła, był ubrany w jeansy i zwykły T–shirt. Jak zwykle jej serce zabiło szybciej na jego widok i ledwo powstrzymywała się przed rzuceniem mu się w ramiona.

Minęły dwa tygodnie, odkąd wrócili z Chicago, lecz nie mieli czasu, aby wcześniej się spotkać. Jason zajęty był dopełnianiem ostatnich formalności związanych z przetargiem, a Chloe pochłonęły studia, praca i kończenie pisania kolejnej książki. Liczyła, że jeżeli nie będą się nigdzie razem pojawiać, zainteresowanie prasy ich związkiem opadnie, lecz nic takiego się nie stało. Paparazzi śledzili każdy jej krok, a w Internecie pojawiało się coraz więcej artykułów na jej temat. Wpadła przez to w paranoję i zaczęła unikać spotkań z innymi ludźmi. Miała nawet zamiar odwołać randkę z Jasonem, ale na szczęście w porę się opamiętała. Jeżeli chciała z nim być, to musiała się pogodzić z życiem na świeczniku. A im szybciej to zrobi, tym lepiej.

– Wiem, że nie dałaś mi wytycznych, co do kwiatków, ale stwierdziłem, że zaryzykuję – powiedział Jason, wręczając jej wielki bukiet goździków.

Wzruszenie ścisnęło jej gardło, a do oczu napłynęły łzy. To pierwszy raz, gdy dostała kwiaty i to tak piękne.

– Wejdź, a ja poszukam czegoś, co się nada jako wazon – powiedziała, wpuszczając go do środka, a samej udając się do kuchni.

Gdy wróciła, Jason siedział na jej łóżku i z zainteresowaniem przyglądał się Annie.

– Przywitałem się, ale odpowiedziała mi jakimiś niezrozumiałymi słowami – wyszeptał, gdy wkładała bukiet do wielkiego słoika.

Zachichotała i zerknęła na siedzącą po drugiej stronie pokoju dziewczynę. Jak zwykle wirtualny świat pochłonął ją tak bardzo, że nie zdawała sobie sprawy z tego, co dzieje się dookoła niej. Nie mogła sobie wymarzyć lepszej współlokatorki.

– Gra w LOLa – wytłumaczyła. – Najwyraźniej jej drużyna przegrywa, bo od kilku dni jedyne co słyszę to wiązanki przekleństw.

Uśmiechnął się, a jego wzrok padł na stojącej w kącie choince.

– Zabrałaś to paskudztwo ze sobą? – spytał, podchodząc do drzewka i patrząc na nie z obrzydzeniem. – A ja się zastanawiałam, co się z tym stało.

– Nie mogłam jej zostawić – powiedziała, zakładając kurtkę. – Byłam pewna, że ją wyrzucisz.

Jason pokręcił głową.

– Zostawiłaś drogie ubrania i biżuterię, ale wzięłaś tę – popatrzył znów na drzewko – najbrzydszą choinkę, jaką kiedykolwiek widział świat. Naprawdę nic z tego nie rozumiem.

– Wątpię, abyś kiedykolwiek to zrozumiał – powiedziała, biorąc torebkę. – Idziemy?

Mężczyzna rzucił ostatnie spojrzenie na Annę i wyszedł z pokoju.

Godzinę później, Chloe wysiadła z samochodu przed dużym, nowoczesnym budynkiem. Jason złapał jej dłoń i poprowadził do środka.

– Wygląda mi to na restaurację – powiedziała, rozglądając się dookoła. – I to na bardzo drogą. Mówiłam ci, że masz się bardziej postarać.

Westchnął poirytowany.

– Dzwoniłem do kilku seryjnych morderców, ale niestety, powiedzieli, że wolą zabijać bez świadków – powiedział ironicznie.

Zaśmiała się głośno.

– Zaskakujesz mnie – odparła. – Kto by pomyślał, że pod tym zabetonowanym mózgiem, kryje się jakieś poczucie humoru. Może będą z ciebie ludzie.

Nie odpowiedział. Otworzył przed nią drzwi, a Chloe zamarła, widząc, co znajduje się za nimi. W przestronnym pomieszczeniu znajdywało się kilka długich stołów, wyposażonych we wszystkie niezbędne do gotowania sprzęty. Jason popchnął dziewczynę do środka i zaprowadził do jednego ze stanowisk.

– Czy to kurs gotowania? – spytała podekscytowana.

– Tak, dla par – odparł, zakładając jej fartuch kuchenny – Rozumiem, że podoba ci się mój pomysł?

Chloe rozglądała się zaciekawiona dookoła. Oczy jej błyszczały, a szeroki uśmiech nie schodził z twarzy. Ponownie wzruszenie ścisnęło jej gardło.

– Tak – powiedziała po chwili i przytuliła go mocno do siebie. – Od dawna chciałam pójść na taki kurs. Dziękuję.

Jason odwzajemnił jej uśmiech i pocałował czubek jej głowy. Czuła na sobie wzrok innych osób, lecz kompletnie jej to nie obchodziło. Była naprawdę szczęśliwa i nic nie mogło popsuć jej humoru.

Myliła się.

– Źle to kroisz – warknęła pół godziny później, wyrywając nóż z dłoni Jasona. – Spójrz, masz nierówne kawałki i teraz nie usmażą się w tym samym czasie. Odsuń się i nie przeszkadzaj.

– Przypominam ci, że to gotowanie dla par – powiedział przez zaciśnięte zęby mężczyzna.

– Tak, ale nie moja wina, że nie potrafisz wykonać prostych poleceń i wyglądasz, jakbyś nigdy nie trzymał noża w dłoni.

– Jesteś tak cholernie upa...

– Uparta, tak wiem – przerwała mu. – Możesz umyć bakłażana... To cukinia, a nie bakłażan. Po prostu się odsuń i pozwól mi pracować.

Jason zignorował rzucane w jego stronę współczujące spojrzenia innych uczestników kursu. Nalał sobie wina i resztę czasu spędził, przyglądając się Chloe, która była w swoim żywiole. Kroiła, mieszała i doprawiała niczym prawdziwy szef kuchni.

– Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałam – powiedziała, gdy kilka godzin później zaparkowali pod akademikiem. – Trochę mnie poniosło.

– Trochę? Myślałem, że mnie dźgniesz tym nożem.

– Przyznaję, że przeszło mi to przez myśl, ale w porę się powstrzymałam – odparła. – Zbyt dużo świadków.

Jason zrobił coś, czego nie robił, odkąd był dzieckiem – wybuchnął śmiechem. Chloe była jedyna w swoim rodzaju. Jak nikt potrafiła doprowadzić go do szału, lecz przy nikim tak dobrze się nie bawił. Nie pamiętał kiedy ostatni raz tak dobrze spędził czas... nawet mimo realnej szansy bycia dźgniętym nożem.

– Kocham cię – powiedział, gdy się wreszcie się uspokoił. – Mimo że jesteś najbardziej upartą i wnerwiającą kobietą, jaką znam.

Chloe przyciągnęła jego twarz do swojej i pocałowała.

– Ja ciebie też – wyszeptała, gdy oderwali się od siebie. – Mimo że nie umiesz posługiwać się nożem i nie odróżniasz bakłażana od cukinii. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro