rozdział 9
Ethan i Jennifer wrócili do osady sami, bo Negan nie pozwolił im zabrać pozostałej trójki. Dziewczyna wciąż przed oczami miała wydarzenia sprzed kilku godzin, nie potrafiła się z nich otrząsnąć, słowa mężczyzny krążyły jej po głowie. Czuła cholerne wyrzuty sumienia, że im nie pomogła, że nie dała rady ich stamtąd uwolnić. To była jej wina, bo to ona ich puściła, to ona nie dała rady.
- Mam już dość tego wszystkiego. - mruknęła, zakrywając twarz rękoma. - Każdego dnia staram się, by żyło nam się dobrze, ale przez właśnie takich ludzi, jak Zbawcy, zaczynam wątpić w swoje możliwości. Gdybym dobrze to rozegrała, Carlos, Nate i Alyssa byliby tu z nami. A teraz będę się zamartwiać, czy coś im zrobią, czy ich wypuszczą, czy w ogóle coś im zrobią.
- Nie przejmuj się tym, Jenn. Uwolnimy ich prędzej czy później. Oni nie mogą ich tam tak trzymać. - powiedział Ethan, kładąc dłoń na jej ramieniu. Chciał ją pocieszyć, choć sam wątpił w swoje słowa.
- Gdyby to było takie proste, jak się wydaje. - odpowiedziała, unosząc wzrok na chłopaka, który zabrał szybko swoją dłoń z jej ramienia. - Rozmawiałam z Neganem dwa razy, ale doskonale wiem, że on nie odpuści tak łatwo.
- Co masz na myśli?
- Ma do mnie słabość. - wyjaśniła, wzruszając ramionami. Sama nie wiedziała, dlaczego Negan się tak zachowywał, dlaczego wybrał właśnie ją, skoro nic takiego w sobie nie miała. - Niby nie powiedział tego wprost, ale jego zachowanie i słowa mówią same za siebie. On chce, żebyśmy się do nich przyłączyli, ale wiem, że to nie jest bezinteresowne.
Ethan nie odezwał się więcej, tak naprawdę nie wiedząc, co w ogóle jej powiedzieć. To właśnie ona rozmawiała z Neganem, ona widziała zachowanie Znawców i ich szefa... I to ona musiała zrobić wszystko, by odbić ich przyjaciół i swojego brata.
~*~
- Okey. Więc plan jest taki. - powiedziała Jennifer już następnego dnia, opracowawszy plan działania odbicia przyjaciół. - Ja, Alex, Sebastian, Hailey, Luke, Madison, Cameron i Daniel wyruszymy do Sanktuarium i odbijemy naszych. Czwórka z was musi nas osłaniać, możecie wybrać, pozostała trójka razem ze mną wejdzie do środka. Nie strzelamy, jeśli oni nie strzelą w nas, nie chcemy żadnych strat w ludziach.
- Jak ty to właściwie widzisz? W sensie, jeśli już wejdziemy do środka i ktoś nas zauważy? Może się nam nie udać.
- Biorę to pod uwagę. - odparła Jenn, zerkając na dziewczynę obok siebie. Zaraz wróciła do swojego rozrysowanego planu. - I dlatego pojedziemy tam w nocy. Większość będzie spać, zrobimy to cicho, bynajmniej na tyle, na ile się uda.
- Pojedziemy? - zdziwił się Sebastian, marszcząc brwi. Wszyscy spojrzeli na niego, też zdziwieni tamtym faktem. Jenn jednak miska na to doskonałą odpowiedź.
- Znaleźliśmy z Ethanem ostatnio kilka samochodów nieopodal, jest też motor. Uczyliście się przecież prowadzić, nie? Przecież to nie jest takie trudne.
- A kiedy ruszamy? - padło kolejne pytanie, na które Jennifer również miała odpowiedź. Wszystko miała dobrze opracowane.
- Kiedy zacznie się ściemniać, czyli niedługo. Przygotujcie się i widzimy się przy bramie. Weźcie ze sobą broń, przyda się nam w razie konieczności. - oznajmiła, zbierając wszystko i natychmiast kierując się w odpowiednią stronę. Odwróciła się jednakże za siebie, by przekazać im coś jeszcze. - I macie ruszać w drogę powrotną, nawet jeśli nie będzie mnie z wami. To nie podlega nawet dyskusji.
~*~
Cała tamta ośmioosobowa grupka, po mniejszych problemach z pojazdami, znalazła się nieopodal Sanktuarium. Zostawili samochody, a Jennifer motor, po czym zaczęli wdrażać swój plan w życie.
Dostanie się do środka nie było problemem, znalezienie swoich już tak, bo nie wiedzieli, gdzie tak naprawdę się podziewali. Jennifer, Alexandra, Cameron i Daniel rozdzielili się więc, by szybciej znaleźć swoich bliskich. Ta pierwsza szła przed siebie, z bronią w pogotowiu, nasłuchując. Nie wiedziała, czy to był dobry pomysł, czy w ogóle jej to pomoże, ale nie obchodziło jej to wtedy.
I wtedy niespodziewanie usłyszała za sobą czyjś gwizd. Serce zaczęło bić jej znacznie szybciej, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Wiedziała, że to koniec, że już nic jej nie uratuje, gdy nagle poczuła na swoich ramionach czyjeś dłonie.
- Wiedziałem, że znów się zobaczymy, Jennifer.
Dziewczyny przełknęła ślinę, gdy oddech mężczyzny zaczął drażnić jej policzek. Jego klatka piersiowa zderzyła się z jej plecami, a ją przeszły deszcze na tamten dotyk. Tak bardzo tego nie chciała.
- Co zamierzasz zrobić z tym faktem? Chyba mnie nie zabijesz, prawda? - odpowiedziała, nawet się do niego nie odwracając. Nie mogła dać po sobie poznać swoich obaw przed nim, bo by to od razu wykorzystał.
- A jesteś tu sama? - odparł pytaniem na pytanie, a jej serce zabiło mocniej. Nie mogła skłamać, bo inaczej zabiłby ich wszystkich.
- Nie.
- A wiedzą, żeby uciekać w razie potrzeby? - ciągnął dalej, wciąż stojąc w tym samym miejscu. Patrzył na nią, o czym doskonale wiedziała.
- Powiedziałam, żeby szli beze mnie. - powiedziała zgodnie z prawdą, hardo przed siebie patrząc. Stała dumnie, nie okazując swojego zdenerwowania, czy złości.
- Czyli wiedziałaś, że to się stanie? - spytał, uśmiechając się pod nosem. Jennifer od razu pokręciła głową, nie chcąc dać mu tej satysfakcji.
- Tego nie powiedziałam.
Odwrócił ją w swoją stronę, ale wciąż trzymał dłonie na jej ramionach. Jego ciemne oczy patrzyły na nią z pewnym błyskiem, a ona nie potrafiła go zidentyfikować. Wpatrywała się w jego twarz, starając się nie pokazywać swojego strachu. Bo chcąc, nie chcąc trochę się obawiała jego kolejnych ruchów.
- Boisz się mnie? - spytał spokojnie, oczekując jej reakcji. Ona jednak uśmiechnęła się tajemniczo.
- A ty się boisz mnie? - odparła pytaniem na pytanie, patrząc w jego oczy.
Żadne z nich nie odpowiedziało wtedy na tamto pytanie, bo żadne z nich nie zamierzało ani kłamać, ani mówić prawdy.
Negan złapał niespodziewanie Jennifer za ramię i zaprowadził w jakimś kierunku. Dziewczyna początkowo zaczęła się wyrywać, ale widząc, że nie miała szans, po prostu przestała. Jeśli tak miał wyglądać jej koniec, to nie chciała sprawiać dodatkowych problemów, szczególnie że narażała nie tylko swoje życie, ale również życie swoich bliskich.
- Gdzie mnie prowadzisz? Chyba nie... - zaczęła, jednak nie dał jej dokończyć. Jego głos był spokojny, ale słowa zdecydowanie nie.
- Porozmawiamy jutro. Na spokojnie. I bez świadków. - oznajmił, nie dając jej nawet dojść do słowa. Otworzył drzwi i spojrzał na nią ostatni raz. - Dobrej nocy, piękna.
Popchnął ją do jakiegoś małego, ciasnego pomieszczenia, czegoś w stylu składziku, po czym zamknął drzwi, a ona osunęła się na ziemię, zdając sobie sprawę, że poważnie zawaliła całą sprawę z odbiciem swoich przyjaciół i brata. Miała tylko nadzieję, że byli cali i zdrowi.
~*~
Kiedy Jennifer obudziła się kolejnego dnia, wciąż znajdowała się w tamtym pomieszczeniu, totalnie bez niczego, nawet broni, którą zabrał jej Negan. Osiemnastolatka podwinęła nogi po samą brodę i objęła je rękoma, bo było jej trochę zimno.
Minuty mijały, może godziny... Straciła poczucie czasu już dawno, ale wtedy doskwierało jej to zdecydowanie za bardzo. Zamknęła oczy, bo patrzenie w ciemność nie było dobrym pomysłem. I już po chwili usłyszała cichy trzask, a do pomieszczenia wpadło światło.
Negan.
To właśnie on otworzył drzwi, sprawdzić, czy żyła, czy nic jej nie było.
- Witam w świecie żywych i umarłych. - przywitał się z uśmiechem, którego ona zupełnie nie podzielała.
Nie odpowiedziała. Ale on nie przejął się tym zbytnio, tylko wyciągnął dłoń w jej stronę, by pomóc jej wstać.
- Nie zrobię ci krzywdy, przecież wiesz. - powiedział, widząc, że tylko spojrzała na jego wyciągniętą dłoń. Jenn spojrzała na niego z dołu, ostatecznie przyjmując jego pomoc przy wstaniu. - Chodź, musimy poważnie porozmawiać.
Zaprowadził ją tym razem do większego pomieszczenia, prawdopodobnie jego pokoju. Lecz i ono nie wyróżniało się niczym szczególnym, co zwróciłoby uwagę dziewczyny na tyle, by zapomnieć o wydarzeniach minionej nocy.
Kazał jej usiąść na łóżku, po czym sam usiadł obok. Spojrzał na nią z uśmiechem, jakby w ogóle nie przejmując się tym, że trzymał ją wbrew własnej woli.
- Herbaty? Soku? A może wody? - zaproponował, gotowy, by jej coś przynieść. Wbrew pozorom, była jego gościem.
- Herbaty, jeśli można.
Zawołał więc kogoś, ale ona nie słuchała tamtej krótkiej wymiany zdań, nie zdolna się wtedy na niczym skupić. Wyrzuty sumienia zżerały ją od środka, ona musiała wiedzieć, czy inni żyli, czy uciekli.
- Masz może jakieś pytania? Coś cię trapi? - zagadnął, przyglądając się jej z boku. Jennifer zmierzyła go wzrokiem, po czym uniosła brew do góry.
- Naprawdę cię to obchodzi? - spytała, nieco groźnie, a jednak chcąc znać prawdę. Nie mogła uwierzyć, że rzeczywiście się tym przejmował, że chciał zaprzątać sobie tym głowę.
- Oczywiście. Nie jestem bezduszny, jak się może wydawać.
- Moi ludzie żyją? Tylko tyle chcę wiedzieć. - powiedziała ostatecznie, bo nic więcej do szczęścia jej nie trzeba było. Życie jej bliskich było ważniejsze, niż jej własne.
- Uciekli. - oznajmił zgodnie z prawdą, na co odetchnęła z wyraźną ulgą. Negan nie pozwolił się jej jednak długo tym cieszyć. - Ale im na to pozwoliłem, więc to żaden wyczyn.
- To już mnie nie obchodzi. - mruknęła, spuszczając nieco wzrok i zaczynając bawić się swoimi palcami. Nie chciała na niego wtedy zbytnio patrzeć, a to wydało się jej najodpowiedniejszą opcją. - Możemy przejść do rzeczy? Nie zamierzam tu siedzieć cały dzień.
- Skąd pewność, że cię wypuszczę?
Nie miała pewności, a on o tym doskonale wiedział. Ale czy naprawdę zamierzał ją tam trzymać? Wolałaby już umrzeć.
- Miałaś kogoś przed tym wszystkim? - spytał po chwili, co kompletnie ją zaskoczyło. Spodziewała się wszystkiego, ale zdecydowanie nie tego, że będzie pytał właśnie o takie rzeczy.
- Rodziców i rodzeństwo. - wyjaśniła pokrótce, wzruszając ramionami. Negan drążył dalej, bo nie takiej odpowiedzi oczekiwał.
- A chłopaka? Albo dziewczynę?
- Niee? Nikogo takiego nie miałam. Dlaczego pytasz? - spytała, gwałtownie unosząc głowę, by na niego spojrzeć. On jednak był spokojny i jakiś... Przygnębiony?
- Ja miałem. Żonę. Miała na imię Lucille. - odpowiedział, wzdychając cicho na samo wspomnienie kobiety. - Była tą prawdziwą. Jedyną taką. Póki śmierć nas nie rozłączyła. To było przed tym wszystkim. Okłamywałem ją i zdradzałem... A ona była chora... I zmarła... W innym świecie. Nie mogłem skrócić jej cierpień... To była moja słabość.
- Ja nie wahałam się przed zabiciem koleżanki. Zginęła z moich rąk na oczach kilku innych osób. - oznajmiła Jennifer, choć sama nie wiedziała, co ją do tego skłoniło. Widząc, że mężczyzna nie odpowiadał, postanowiła słuchać go dalej. - Mów dalej.
- Na pewno chcesz tego słuchać?
- A od kiedy ty mnie pytasz o cokolwiek? - odparła pytaniem na pytanie, marszcząc brwi. Dziwiło ją jego zachowanie, ale zaczynała pomału rozumieć, że również był człowiekiem, który miał uczucia. - Mów dalej. - poprosiła już łagodniej, na co on uśmiechnął się pod nosem.
- Lucille zachorowała w 2010, zdiagnozowano u niej raka trzustki. Przeszła chemioterapię, zaczęły jej wypadać włosy, więc zaczęła mówić różnobarwne peruki. A ja podczas leczenia, zacząłem romansować z innymi kobietami. - oznajmił, drapiąc się po głowie. Wciąż zarzucał sobie, że nie był przy niej przez cały czas, ale czasu nie dało się już cofnąć. - Mimo wszystko, szukałem zapasów, aby utrzymać ją przy życiu.
- Kochałeś ją?
Jennifer nie uzyskała odpowiedzi na tamto pytanie, ale nie było jej to potrzebne.
Negan zaczął mówić dalej, a ona słuchała go w skupieniu, nieco zdziwiona, że w ogóle jej to mówił. Nie znał jej, a opowiadał dość osobistą część swojego życia. A ona zaczynała rozumieć, że mężczyzna w jakim stopniu jej ufał, skoro zamierzał jej o tym opowiedzieć.
Poza tym, że Lucille chorowała, Jennifer dowiedziała się, że wkrótce umarła, ulegając rakowi. Niedługo po tym ożyła, ale Negan nie mógł się zmusić, by ją dobić. Na cześć swojej żony nazwał swój kij baseballowy Lucille - który stał się jego charakterystyczną bronią.
Jeszcze większym zdziwieniem dla Jennifer był fakt, że Negan tak po prostu ją wypuścił, a na dodatek oddał jej broń oraz dał prowiant na drogę. Dziewczyna nie pytała o nic i czym prędzej ruszyła w drogę powrotną, by przypadkiem nie zmienił zdania i znów jej tam nie zatrzymał.
Nie wierzyła, że rzeczywiście coś takiego się stało i że Negan był do tego zdolny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro