Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 3

ZAWIERA TREŚCI DLA DOROSŁYCH!!!

~~~~~~~~~~~
Jennifer wraz z trzema chłopakami biegła przed siebie, ile sił w nogach, starając się uciec od szwendaczy, których przypadkiem napotkali na swojej drodze. Nikt z nich się nawet nie odwracał, każdy chciał dotrzeć do obozowiska, jak najszybciej się tylko dało. Mieli jeszcze kilometr do "domu", gdy na ich drodze pojawiła się jakaś grupka nastolatków.

Cała czwórka zatrzymała się, dysząc po szybkim biegu, podczas gdy przeciwnicy wymierzyli w nich z broni.

- Spokojnie, nie chcemy zrobić wam krzywdy. - odezwała się Jennifer, unosząc ręce w geście poddania się. Spojrzała po nowo poznanych, starając się załagodzić tamtą sytuację. 

- Przed kim uciekacie? - spytał ostro jeden z chłopaków, ani na chwilę nie opuszczając broni. Nie ufał im.

- Przed szwendaczami. Gonili nas, mała grupka. - wyjaśniła pokrótce dziewczyna, podchodząc do nich o krok. Musiała zrobić cokolwiek, by tamte dzieciaki w nich nie strzelili. - Opuśćcie broń, proszę. Nic wam nie zrobimy.

- Skąd mamy ci wierzyć?

- Chodziłam z wami do szkoły. Możecie mnie nie pamiętać, bo jestem z wyższej klasy. Ale ja was znam. Mój brat... - zaczęła, ale nie dane jej było skończyć swojego zdania. Gdzieś z grupy wyszedł przed szereg chłopak, łudząco podobny do nastolatki.

- Jenn? - spytał cicho, czując, że serce zaczęło mu szybciej bić. Nie spodziewał się spotkania z siostrą, myślał, że już dawno nie żyła.

- Ty ją znasz? - odezwał się ten sam chłopak, jego kolega, patrząc na niego z uniesioną brwią. Był zdziwiony, podobnie jak cała reszta, że tamta dwójka się znała.

- To moja siostra. - wyjaśnił Carlos, bo tak miał na imię brat Jennifer. Wszyscy zgromadzeni patrzyli na siebie, czekając na rozwój wydarzeń.

- Mówiłeś, że...

- Bo Sam też jest moją siostrą. - odpowiedział prędko ten pierwszy, a Jenn poczuła niewyobrażalną ulgę, że jej rodzeństwo żyło. Straciła nadzieję, że kiedykolwiek zobaczy ich jeszcze żywych.

- Carlos. - wyszeptała Jennifer, podchodząc do swojego brata, by go uściskać. Tak bardzo się wtedy cieszyła, jej serce w końcu mogło być spokojne. - Samantha. - dodała, gdy z tłumu wyłoniła się jej młodsza siostra, którą też od razu przytuliła do swojej piersi. - Jak dobrze was znów widzieć. Nie widziałam was od tygodni. Gdzie byliście?

- Umm, Jenn? - odezwał się Jack, kładąc dłoń na ramieniu swojej przyjaciółki. Ta odwróciła się do niego, więc wskazał za siebie, skąd rozchodziły się głosy. - Stado trupów jest tuż za nami. Zaraz tu będą.

Nagle rozległ się strzał, a chwilę później jeden z chłopaków padł na ziemię. Jennifer patrzyła na to wszystko w zwolnionym tempie, nie do końca ogarniając, co się wydarzyło. Jack i Chase podbiegli natychmiast do Matta, a zaraz za nimi również Jenn.

- Już spokojnie, Matt. Zatamujemy to. - powiedziała od razu, kładąc dłoń w postrzelonym miejscu na ciele chłopaka. Ten spojrzał na nią lekko zamglonym wzrokiem.

- On się wykrawia.

- Wiem! - krzyknęła Jenn, patrząc z przerażeniem na pozostałą dwójkę swoich przyjaciół. Zaraz odwróciła się w stronę pozostałych osób, w nadziei, że mieli coś, co by się im wtedy przydało. - Dajcie mi jakąś chustę. Albo cokolwiek. No już! - zawołała, przenosząc swój wzrok na chłopaka przed sobą. Oh, jak wtedy nie chciała, żeby wykrawił się na jej oczach. - Patrz na mnie, Matt. Nie odpływaj. Zajmę się tobą, tylko nie zasypiaj, jasne?

- Jennifer. - wyszeptał Matt, otwierając oczy, by spojrzeć na nią ostatni raz przed zemdleniem. Serce dziewczyny waliło jak szalone, ale za wszelką cenę nie mogła ich wszystkich zawieść, musiała pomóc Mattowi.

- Weźcie go. Idziemy do nas. Natychmiast. - nakazała, owijając nogę chłopaka otrzymaną chustą. Prędko wstała, wskazując na grupkę nastolatków . - A wy idziecie z nami, dzieciaki.

~*~

- Jennie, Matt się wybudził. - powiadomił Carlos, zjawiając się koło siostry, gdy ta próbowała zmyć z siebie krew. Odwróciła się do brata, zakręcając wodę i wycierając ręce o ręcznik, który znajdował się w tamtym domku.

- Już do niego idę.

Dziewczyna bez wahania skierowała się do jednego z domków, gdzie przeniesiono postrzelonego chłopaka. Opiekowali się nim Cameron i Mackenzie, którzy byli dziećmi lekarzy, a i byli dobrzy z biologii. To właśnie oni zostali "lekarzami" w obozie. Bynajmniej na czas, dopóki nie spotkaliby na swojej drodze profesjonalnych lekarzy, czy chociażby jakąś pielęgniarkę.

- Cześć. - przywitał się Matt, kiedy tylko Jennifer weszła do pomieszczenia, w którym się znajdował. Był blady i osłabiony, ale nie można było się czemu dziwić, stracił dość sporo krwi.

- Jak się czujesz, Matt? Jak bardzo boli?

- Da się przeżyć. - mruknął, poprawiając się na łóżku, na co syknął cicho z bólu. Jenn spojrzała na niego ze zmartwieniem, nie mogąc patrzeć na jego cierpienie. - Kto to zrobił? - zagadnął, ciekawy, kto doprowadził go do tamtego stanu.

- Matteo, ale w sumie nie celował w ciebie. Tak bynajmniej mówił. - odparła zgodnie z prawdą, przypominając sobie rozmowę z ów chłopakiem. Widziała przerażone spojrzenia jego znajomych i wyrzuty sumienia w jego oczach, gdy mówił, że nie zrobił tego specjalnie.

- Co chcesz z nimi zrobić? - zapytał, ciekawy jej dalszych planów.

- Zostaną tu. - powiedziała, wzruszając ramionami. Nie mogła pozwolić, by tamte dzieciaki pałętały się po lesie, każde życie było cenne, gdy ludzie dawali sobie radę. - Są jeszcze dziećmi, które musiały dorosnąć zbyt szybko. Musimy się nimi zająć, to cud, że w ogóle jeszcze żyją w tym popapranym świecie. W dodatku, w końcu znalazłam swoje rodzeństwo, nie mogę ich znów stracić.

- Ja trochę żałuję, że nigdy nie posiadałem rodzeństwa. Rodzice nie chcieli mieć więcej dzieci. A teraz nawet nie wiem, czy żyją.

- Ej! Masz przecież nas, jesteśmy rodziną, pamiętaj. - powiedziała natychmiast, podchodząc do niego bliżej. Złapała jego twarz w swoje dłonie i spojrzała mu w oczy, przez co zmuszony był na nią spojrzeć. - Odpoczywaj tu, wpadnę do ciebie później.

- Musimy mieć tu jakiegoś lekarza! - zawołał jeszcze za nią, kiedy znalazła się już przy drzwiach. Jennifer odwróciła się za siebie i uśmiechnęła delikatnie.

- Dlatego jutro wysyłam grupę, by jakiegoś znaleźli!

~*~

- Wzywałaś mnie, prawda? - odezwał się chłopak, wchodząc do domku ich dowódczyni. Był zdziwiony, że chciała się z nim wtedy widzieć, wieczorem, sam na sam.

- Tak. Podejdź. - nakazała, więc nastolatek podszedł do niej bliżej. Spojrzał na nią niezrozumiale, chcąc wiedzieć, po co dokładnie go tam wzywała. Nie robiła tego przecież często.

- O co chodzi? - spytał, opierając się o stół, przed którym stała. Jennifer natomiast opierała się o blat za sobą, nieustannie przyglądając się Nate'owi.

- Pocałuj mnie. - odparła, nie mrugając przy tym zupełnie. Musiała zająć czymś myśli, a tamten sposób był wtedy dla niej najodpowiedniejszy.

- Co? - odezwał się zdezorientowany, wtedy kompletnie nie wiedząc, jak zareagować, czy zrobić coś ze sobą. Fakt, była ładna, ale przyjaźnili się. Tak po prostu miał to zrobić?

- Po prostu to zrób.

Chłopak nie pytał już więcej, tylko rzeczywiście zaczął ją całować. Położył dłonie na jej biodrach, a ona ułożyła swoje na jego piersi. Ich oddechy mieszały się ze sobą, gdy odsunęli się od siebie chwilę później.

- Nie przestawaj.

Nathaniel ponownie wbił się w jej usta, popychając ją lekko do tyłu. Już po chwili złapał ją za uda i posadził na stole, sam stając pomiędzy jej nogami. Jennifer nie przestawała go całować, po omacku złapała jego koszulkę w dłonie i ściągnęła jednym ruchem, rzucając gdzieś na ziemię. Chłopak zrobił to samo zaraz po niej, w dodatku ściągając również jej stanik.

- Na pewno chcesz to zrobić? - spytał cicho, opierając swoje czoło o to jej. Pierwszy raz miał już za sobą, nie mógł zaprzeczyć, ale czy ona również. Przecież to była ważna sprawa.

- Jak nigdy. Potrzebuję po prostu zapomnieć o tym wszystkim. - wyszeptała, nie zamierzając kłamać w tamtym momencie. Zaraz nachyliła się nad nim ponownie, milimetry od jego ust, które tak bardzo chciała pocałować. - Więc rób, co chcesz. Jestem cała twoja. - powiedziała, odchylając się w tył, przez co miał doskonały widok na jej piersi. - Ale nikt nie ma prawa o tym wiedzieć, jasne?

- Będę dyskretny.

Pocałował ją, znów. Jego dłonie powędrowały do jej spodni - rozpiął je, po czym zsunął z niej razem z majtkami, pozbawiając ją jakiegokolwiek ubrania w tamtym momencie. Zlustrował ją wzrokiem, uśmiechnął się i znów zaczął całować. Jennifer oddała się tamtej chwili, oplatając jego kark ramionami, gdy złapał ją za pośladki i zaczął prowadzić w stronę jednego z pokoi.

Dziewczyna opadła na materac, a on stanął nad nią, bezwstydnie lustrując jej nagie ciało wzrokiem. Przegryzła wargę, gdy zaczął ściągać swoje spodnie i bokserki, zostając zupełnie nagi. Opadł na nią, spojrzał w jej oczy i rozszerzył jej nogi, by po chwili wejść w nią delikatnie. Ciało dziewczyny wygięło się w łuk, a z ust wydobył się cichy jęk na tamten gest. Nate zaczął poruszać się w przód i tył, wchodząc w nią i wychodząc. Jęki i zachwyt wydobywały się z ust obojga, aż w pomieszczeniu rozległ się głośny jęk, gdy chłopak wszedł w nią całą swoją długością, gwałtownie uderzając w jej czuły punkt G. Głośny i nagły krzyk Jennifer przeciął powietrze w pół, gdy jej ciałem wstrząsnął dreszcz rozkoszy, ale Nathaniel nie zaprzestawał swoich czynności i wciąż ruszał się w tą i z powrotem, sprawiając jej jeszcze więcej przyjemności. Zatoczył kilka okręgów biodrami, żeby dać jej symulacje na wszystkie ścianki, a ona zacisnęła się na jego przyjacielu, przez co zaczął delikatnie drżeć.

Wreszcie Jennifer doszła, przejeżdżając paznokciami po ramionach chłopaka. Ten poruszał się jeszcze chwilę, po czym wyszedł z niej, opadając obok ze zmęczenia.

- Nie sądziłem, że jesteś taka dobra. - powiedział, odwracając do niej głowę. Dziewczyna również na niego spojrzała, wysilając się na uśmiech.

- Nie spodziewałeś się, co? - zaśmiała się, ponownie opadając na materac ze zmęczenia. Tamten stosunek, choć nic dla niej nie znaczył, był odskocznią od tego, co otaczało ją w ostatnich tygodniach. - To było niesamowite.

- Polecam się na przyszłość. - odparł z uśmiechem, który ta odwzajemniła.

Szkoda, że już więcej nie skorzystam, mój drogi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro