8
|Niby korekta jest, ale jestem pewna, że błędy i tak się znajdą huh|
POV SNAPE (nadal)
Pomiędzy jej palcami widać było na oko piętnastocentymetrowe, ostre i zapewne metalowe... ostrza... Po dwa u każdej ręki! Nie wierzę, że ktoś mógł zrobić coś tak okropnego człowiekowi, który się nawet na to nie zgadza, a do tego dziecku! Ale, no cóż. Mugole zrobią wszystko dla nauki. Szczególnie tak zwani naukowcy i doktorzy. Dlatego za nimi nie przepadam.
- Zabiłam mnóstwo ludzi. Myślałam, że to normalne. Myślałam, że tak już musi być. A co gorsza... Podobało mi się to. Podobało mi się zabijanie, rozumiesz! - mówiła z łamiącym się głosem.
Ona zabiła. Zabiła wiele razy. Podobało jej się... Wmawiali jej, że to normalne! Od dziecka uczyli ją zabijania... Co oni na Merlina myśleli?? Co oni mieli w głowach?! Żeby takie coś zrobić dziecku!
- Kto ci to zrobił?? - spytał zdumiony Dumbledore. Dziewczyna wydawała się zdziwiona tym pytaniem, ale już po chwili zabrała głos.
- Doktorzy... - powiedziała zamyślona - Nie znam nazwisk. Znam tylko co niektóre imiona. - dopowiedziała po chwili.
- Rozumiem... A kiedy i jak ci to zrobili? - spytał wzdychając ciężko. Ona tylko się lekko skrzywiła, schowała ostrza z powrotem do wnętrza rąk, po czym opadła na łóżko. Już myślałem, że to koniec tej rozmowy, lecz gdy już miałem wychodzić, przemówiła.
- Zrobili mi to jak miałam 5 lat. Bez znieczulenia. Nie wiem jak to włożyli, a co za tym idzie, jak to wyjąć. Ból był ogromny i wolałam na to nie patrzeć. Poza tym i tak bym nie mogła... Byłam szczelnie przypięta jakimiś pasami. - mówiła leżąc plackiem na łóżku i wpatrując się nieobecnym wzrokiem w sufit. Bez znieczulenia?? Jaki oni mieli w tym cel? Co chcieli osiągnąć? Żeby... Żeby zrobić coś takiego?? I to pięciolatce??
- Przepraszam za to, że przeze mnie wróciło ci to wspomnienie... Ja nie... - zaczął się tłumaczyć.
- Nic się nie stało. Nie winię pana za to. To nie pan to zrobił, więc nie ma za co przepraszać, prawda? - powiedziała obojętnym tonem, nadal wpatrując się w sufit.
- Rose? - zagadnąłem.
- Słucham - rzekła.
- Co oni ci jeszcze zrobili? - spytałem, a ona usiadłwszy, spojrzała się na mnie znudzonym wzrokiem, po czym przemówiła.
- Wysyłali mnie na Syberię na pół dnia w krótkim rękawku, bez jedzenia i picia tylko po to, by sprawdzić czy przeżyję. Głodzili mnie, razili prądem, a nawet wysyłali na krwawe wojny, gdy się sprzeciwiałam, czy buntowałam... Zrobili ze mnie krwawą i bezlitosną maszynę do zabijania. Wychowali w więzieniach i sierocińcach. Chyba to by było na tyle panie Snape. - powiedziała zaskakująco... Spokojnie.
Jestem lekko mówiąc w szoku. Ją to nie rusza? Traktowali ją jak jakąś służącą, albo niewolnicę! Zupełnie jak Malfoy'owie traktują skrzaty, a nawet gorzej, ale ona mówi o tym z takim spokojem...
ROSE POV
Ugh! Oni mnie tak denerwują! Ile te przesłuchanie będzie jeszcze trwać?! Mam coraz większą ochotę ich zabić... I powoli zaczynam rozważać tą opcję... NIE! Rose, nie! Obiecałaś coś sobie! Nie będziesz zabijać! Najwyżej w ostateczności... Ale nie od tak!
- Procesorze Snape? - muszę się dowiedzieć paru istotnych rzeczy. A jemu najbardziej ufam. Ten tylko kiwnął głową patrząc na mnie uważnie.
- Jak nie jesteście doktorami... To kim wy właściwie jesteście? - spytałam uprzejmie.
- Dlaczego pytasz się tego mnie? - zapytał zdziwiony.
- Bo panu najbardziej ufam. - powiedziałam z lekkim uśmiechem, może mi powie więcej jak tak będę słodziła...
- Jesteśmy czarodziejami. - powiedział pospiesznie, trochę speszony moim 'wyznaniem'. Ale zaraz...
- Czarodzieje... - mruknęłam bardziej do siebie, ale w pomieszczeniu było tak cicho, że było mnie doskonale słychać.
- Tak. Przyszliśmy zabrać cię do szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. - powiedział ten cały Albus.
- Magii? - spytałam zdumiona.
- Magii. - przytaknął.
Magia? Czyli naprawdę istnieje coś takiego jak.. Jak magia? Wiedziałam!
- Zawsze wiedziałam, że jestem inna... - powiedziałam patrząc w zamyśleniu na podłogę.
- No i miałaś rację. Ty też jesteś czarodziejką. - powiedział spoglądając na mnie uważnie.
- A... A czy mógłby pan pokazać mi magię? - spytałam nieco nieśmiało.
- Oczywiście. - odparł po czym wyciągnął jakiś dziwny patyk, po czym nim lekko machnął. Koło mnie pojawiła się niebieskawa poświata, która już po chwili ułożyła się w kształt jakiegoś dużego ptaka...
- To feniks. Jeszcze zdążysz go poznać osobiście w Hogwarcie. - powiedział po chwili. - Jeśli się zgodzisz tam pojechać... - dopowiedział jeszcze.
- Um... No nie wiem... Ja muszę się jeszcze nad tym zastanowić. - powiedziałam. Nie chcę z nimi nigdzie jechać. Nie ufam im... - Nie wiem czy warto ufać ludziom, którzy mnie porwali i ukradli węża... - mruknęłam pod nosem, ale miałam wrażenie, że i tak mnie doskonale usłyszeli.
- Ach no tak! Mieliśmy ci wszystko wyjaśnić! - powiedział, a właściwie krzyknął blondyn.
- No ja myślę... Ale najpierw... Jak się państwo nazywają? - spytałam uprzejmie.
- Na merlina... No tak, nawet się nie przedstawiliśmy... - odparł zamyślony.
- Więc? - spytałam zirytowana po krótkiej ciszy.
- Ach! Ja jestem Remus Lupin. Miło mi. - powiedział i niemal od razu podając mi rękę, którą co prawda niechętnie, ale uścisnęłam. - A to jest dyrektor szkoły w Hogwarcie, Albus Dumbledore. - dopowiedział po chwili przy czym wskazał ręką na siwego mężczyznę stojącego tuż obok niego.
- Rozumiem. A pan, panie Lupin, też pracuje pan w Hogwarcie? - spytałam po dłuższej chwili.
- Nie, jeszcze nie. Ale może kiedyś... - odpowiedział zamyślony.
- Okej... A... Dlaczego mnie porwaliście? - spytałam krzywiąc się lekko.
- Nie porwaliśmy cię. Znaleźliśmy cię na jednym z korytarzy. Właściwie nie tylko ciebie... Obok ciebie stał wilkołak, który próbował odgryźć ci nogę. - powiedział Snape, krzywiąc się lekko i z pogardą patrząc na.. Lupin'a? A może mi się tylko zdawało?
- Ach to był wilkołak... Dobra... - odparłam zamyślona. - A gdzie Leo? - spytałam jeszcze.
- Tutaj Rose. Jestem tutaj. - usłyszałam ten upragniony syk mego przyjaciela przy moim uchu.
- Leo! Tak się o ciebie martwiłam... Nie rób mi tego więcej! - odparłam szczęśliwa, po czym go przytuliłam.
- Przepraszam cię, pani... Obiecuję, że już się nie oddalę bez twojej zgody. - powiedział skruszony.
- Cieszę się. - powiedziałam tylko po czym stanęłam na przeciwko dyrektora i czekałam aż coś powie.
- Tak więc, Rose. Zgadzasz się uczęszczać do szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart? - spytał z uśmiechem.
- Nie. - dodałam po dłuższej chwili. - Czy może mnie pan zaprowadzić już pod sierociniec, proszę? - spytałam najbardziej niewinnie jak tylko umiałam. W odpowiedzi dostałam zszokowane spojrzenia od jego 'gangu'.
- Oczywiście... - powiedział cicho, po czym otworzył drzwi, a ja wyszłam z lekkim uśmiechem. W końcu wolność!
Szliśmy nieznanymi mi korytarzami, aż w końcu zobaczyłam ogromne drzwi, zgaduję, że dębowe... Podbiegłam do nich, po czym lekko je pchnęłam i gdy przyzwyczaiłam się już do tej oślepiającej jasności, która panowała na zewnątrz, po prostu ruszyłam przed siebie. Tak jak zawsze zresztą.
Szłam i szłam, aż jakimś cudem znalazłam się pod bramą sierocińca i z szokiem odkryłam, że nie ma za mną ani Dumbledore'a, ani Snape'a, ani chociażby Lupin'a... Wzruszyłam tylko ramionami, po czym pchnęłam bramę i weszłam jakby nigdy nic do sierocińca, a tam...
***
Polsat! Dzisiaj trochę dłuższy rozdział wyszedł, w sumie nie wiem dlaczego. Chyba po prostu mi się lepiej pisało. Uważam, że rozdział wyszedł nawet spoko, jak wam się podoba to poproszę o gwiazdeczki, kochani! Dobra, nie przedłużając, do następnego!
Riddle
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro