Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 36

Kolejny rozdział przedpremierowo za 25 gwiazdek ⭐ lub 31 lipca 2018

Nikodem:

Właśnie szłem do Niki, gdy ta wychodząc z sali ledwo trzymała się na nogach i wpadłam mi w ramiona. Brunetka podniosła głowę ku górze napotykając moją twarz.

- Chyba musisz leżeć. - oznajmiłem i wziąłem ją na ręce po czym położyłem na łóżku w sali, z której wyszła.

- Ja muszę do lekarza.

- Źle się czujesz czy coś? Mogę pójść zawołać kogoś.

- Nie o mnie chodzi. On nie płakał! - wrzasnęła, a z jej oczu poleciały pierwsze łzy.

- Kto? O czym ty mówisz? - dopytywałem nie wiedząc nadal co się stało i przytuliłem ją do siebie.

- James. - odpowiedziała nieco ciszej przez szloch.

- Pójdę po lekarza okey? - zapytałem na co pokiwała twierdząco głową. - Tylko nigdzie nie wychodź. - powiedziałem i wyszłam z sali.

Idąc korytarzem do pokoju lekarskiego zauważyłem idącego w moim kierunku Aleksa. Patrzał coś w telefonie i nie odrywał od niego wzroku.

- Siema stary możesz mi wyjaśnić o co chodzi? - zapytałem będąc obok niego na co ten od razu oderwał wzrok od urządzenia.

- Ja nie wiem jak mam jej to powiedzieć. - powiedział, a ja nadal nie wiem o co im chodzi.

- Co masz jej powiedzieć? Możecie mówić jaśniej?

- James on nie żyje. - powiedział, a z jego oczu wypłynęła łza.

Zaniemówiłem na te słowa. Z tego co zawsze mówili to starszy będzie William, a młodszy James.

- Ale jak to? Co się stało?

- Nie mam pojęcia. Lekarz powiedział, że umarł kilka godzin przed porodem. Co ja mam Nice powiedzieć?

Nika:

Nik wyszedł z sali i dość długo nie wracam. Ja nie mogę czekać muszę wiedzieć co jest z moim synkiem. Wstałam do siadu, a drzwi się otworzyły. Nie stał tam mój kuzyn co prawda, ale Aleks. Jego mina nie znaczyła nic.

- Co się stało z nimi? - pytam już pytam już trochę zdenerwowana. - Widziałeś ich? - dopytuje dalej.

Chłopak nie odpowiedział, a zajął miejsce obok mnie na krześle. Złapał moja rękę, a ja czułam, że coś złego się stało.

- Powiedz coś.

- Widziałem. - odpowiedział i popatrzał mi prosto w oczy, a mi ulżyło, że już ich widział.

- Wszystko dobrze z nimi?

- Chcesz zobaczyć zdjęcia? - nie odpowiedział mi, a zadał pytanie.

Oczywiście, że chciałam zobaczyć zdjęcia, więc pokiwałam twierdząco głową. Brunet wyciągnął z kieszeni swoich spodni telefon, a następnie go odblokował. Zaczął szukać w nim zdjęć naszych małych potworków, a ja czekałam niecierpliwie, aż w końcu zobaczę ich po razu pierwszy. Aleks znalazł to czego szukał i odwrócił ekran urządzenia w moją stronę.

- To jest William. - powiedział, a ja przesunełam palcem o zdjęcie dalej.

Chciałam zobaczyć Jamesa. Może i są bliźniakami, ale coś ich będzie różnić.

- A James? - zapytałam, gdy nie zobaczyłam już innego zdjęcia.

- James on umarł. - powiedział na jednym tchu, a we mnie coś pękło.

- Nie to nie prawda! Powiedz, że to nie prawda! - zaczęłam się drżeć, a z moich oczu poleciały niekontrolowany potok łez.

Kilka dni później:

Aleks:

Dla Niki nie było łatwe pogodzić się ze śmiercią swojego dziecka. Mi też łatwo nie było, ale nic się nie zrobi. Nie wiadome są przyczyny jego śmierci. Pogrzeb będzie jutro, gdy Nika wyjdzie ze szpitala. Wszystkie sprawy z tym związane starałem się załatwiać sam by ona poprostu sobie wszystko poukładała i odpoczęła.

William w inkubatorze będzie jeszcze jakieś trzy, albo cztery dni, a później już powinien wrócić z nami do domu jeśli wszystko dobrze się potoczy.

Nika:

Jutro jest pogrzeb mojego synka. Moje małego synka. Oddała bym za niego życie gdybym tylko mogła. To tylko i wyłącznie moja wina, że nie może być teraz tutaj ze mną. Jestem złą matką. A co jeśli z Williamem też się coś stanie?

Właśnie stała przy inkubatorze mojego synka, gdy poczułam na ramieniu czyjąś ciepłą dłoń. Odwróciłam się i ujrzałam Aleksa. Przychodzi do nas codziennie i troszczy się o nas jak tylko może. Rodzice moje jak i chłopaka odwiedziki mnie kilka razy i kazali się nie zamartwiać, i że to wcale nie moja wina, ale ja w to nie wierzę musiałam coś źle zrobić.

- Ić odpocznij zostanę przy nim. - powiedziała, ale ja pokiwałam przecząco głową. - Nika nie możesz się przemęczać jutro już wychodzisz.

~~~

To dziś. Najgorszy dzień mojego nędznego życia. Jak to możliwe, że własną matka chowa swoje dziecko? Rozumiem jak dziecko chowa matkę, ale nigdy bym nie pomyślała, że u mnie będzie na odwrót.

Dwie godziny temu wyszłam ze szpitala. Niestety Will musi zostać tam jeszcze z tydzień może dwa, aż wszystko będzie z nim dobrze.

Właśnie stałam przed lustrem i poprawiałam moją czarną za kolano sukienkę. Założyłam na to czarną skórzaną kurtkę i pod jej kolor botki. Niestety, albo stety mamy zimę, a na dworze nie co zimno. Wzięłam jeszcze torbę i wyszłam z garderoby.

Schodząc po schodach zauważyłam, że Aleks również jak ja jest gotowy. Stał przed lustrem w przedpokoju poprawiając marynarkę. Wyglądał cudnie pomimo tego, że był ubrany na czarno. Będąc już na ostatnim schodku chłopak mnie zauważył i odwrócił się w moją stronę. Po patrzeliśmy sobie prosto w oczy, po czym podbiegłam do niego i go przytuliłam. Potrzebuje tego jego ciepła dziś najbardziej.

- Jedziemy już? - zapytał brunet, a ja tylko kiwnełam głową na tak.

~~~

Przez całą drogę do kościoła nie zamieniłam z Aleksem słowa. Ciężko jest mi z kimkolwiek rozmawiać. Nawet z Ashley. Była u mnie kilka razy w szpitalu, ale nie umiałam z nią rozmawiać tak ja to kiedyś bywało.

Aleks zaparkował samochód na parkingu przed kościołem i razem udaliśmy się do kaplicy pogrzebowej. Zakład pogrzebowy wraz z ciałem mojego synka już tam byli. Teraz po raz pierwszy mogłam zobaczyć swoje drugie dziecko.

Weszliśmy do kaplicy i zobaczyliśmy małą zamknięta trumnę postawioną na podwyższeniu. Chłopak przywitał się z mężczyznami zakładu pogrzebowego, a następnie jeden z nich otworzyły trumnę. Była to dla mnie tragedia zobaczyć własne dziecko w takiej sytuacji.

Podeszłam bliżej i zobaczyłam całe ciało Jamesa. Był taki malutki. Z moich oczu leciały coraz to większe strumienie łez. Dotknęłam jego małej rączki. Była lodowata. Aleks też nie mógł się powstrzymać, bo kilka łez spłynęło po jego policzkach. Cały czas był przy mnie. W pewnym momencie schylił się nad Jamesem i pocałował go czoło. Było to słodkie. Chciałabym codziennie mieć takie widoki...

~~~

Do kaplicy zbierali się coraz więcej ludzi. Byli już moi rodzice z rodzeństwem, rodzice Aleksa, babcie, dziedki, wujkowie, ciocie, kuzynostwo, znajomi ze szkoły, sąsiedzi, a reszty to nawet nie znałam. Nawet Lucy i Kate się pojawiły co mnie zdziwiło.

Czas na oglądanie ciała się skończył. Za chwilę miała się zacząć msza pożegnalna. Rozryczałam się jeszcze bardziej i głośniej. Ostatni razu dotknęłam rączki Jamesa i pocałowałam go w czoło. Aleks równie tak zrobił. Jeden z mężczyzn miał już zamykać trumnę, gdy moja mała siostrzyczka zaczęła krzyczeć przez płacz.

- Nieee!! - podeszła bliżej trumny i położyła obok maleństwa niebieskiego malutkiego pluszowego misia. - Żegnaj James. - powiedziala i dotknęła jego policzka.

Było to bardzo miłe z jej strony, ale mnie to dodało jeszcze więcej smutku ta scena. Ostatni raz już spojrzałam na Jamesa, a trumna się zamknęła. To co teraz czułam było jakimś koszmarem. Nigdy się tak jak teraz nie czułam.

~~~

Po mszy i pochowaniu mojego synka odbyła się stypa, ale mnie na niej nie było. Nie mogłam patrzeć na jedzenie na nic. Dalej z moich oczu leciały strumieniami łzy. Od razu Ashley z swoim chłopakiem odwieźli mnie do domu, a Aleks zajął się ludźmi na stypie.

- Nika wszystko będzie dobrze. Musisz być silna dla Williama. - powiedziała do mnie Ashley.

Właśnie siedziałaśmy w salonie, a James pojechał do sklepu. Towarzystwo Ash nawet mi pomaga w tym wszystkim. Jest moją przyjaciółką, ale nadal nie mamy takiego kontaktu jak przed porodem tylko i wyłącznie przeze mnie.

- Ja nie dam rady. - wymamrotałam przez szloch.

- Musisz Aleks sobie sam nie poradzi.

- Ashley obiecasz mi coś? - zadałam pytanie i spojrzałam na przyjaciółkę.

- Oczywiście.

- Jakby mi się coś stało to proszę Cię pomóż Aleksowi z Williamem. - na moje słowa brunetka zrobiła wielkie oczy.

- Ty chyba sobie żartujesz. Nic Ci się nie stanie. Musisz żyć. Masz dla kogo. - powiedziała i przytuliła mnie do siebie.

~~~

Jest tu jeszcze
Ktoś z czytających
????
🤨🤨

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro