Rozdział 28
Moim oczom ukazała się pani Lisa. Nie wiem o co chodzi, ale boje się z nią rozmawiać. Cały czas dziwnie na mnie patrzy odkąd dowiedziała się jak się nazywam. Nie rozumiem o co jej chodzi.
- A to pani. - wydusiłam w końcu z siebie.
- Chciałabym z Tobą porozmawiać.
- Oczywiście. O co chodzi?
- Zostaw Aleksa w spokoju. Tak będzie lepiej dla naszej rodziny, jak i twojej. - słowa kobiety mnie zdziwiły.
- Nie rozumiem.
- Dobrze wiem, że chodzi Ci tylko o kasę.
- Nie prawda! - podniosłam swój ton.
Znów zrobiło mi się niedobrze i w jednej chwili wbiegłam do domu, a następnie do łazienki, gdy zwróciłam resztę obiadu. Zaraz po tym obok mnie znalazł się Aleks. Przemyłam buzię i odwróciłam się w stronę bruneta. Wtuliłam się w jego tors.
- Coś się stało? - spytał i oparł brodę o czubek mojej głowy, obejmując mnie w tali.
- Źle się czuję.
- Może pojedziemy już do Ciebie?
- Nie chce robić przykrości twoim rodzicą. - tłumaczę.
- Trzeba im chyba powiedzieć o ciąży.
- Teraz? - odrywam się z jego objęć i wymieniam kontakt wzrokowy z chłopakiem.
- Lepiej teraz niż jak się dowiedzą od kogoś innego.
- Masz rację.
- Po kolacji od razu pojedziemy. - całuje mnie w czoło.
- Okey.
~~~
Kolacja mija w bardzo miłej atmosferze podobnie jak obiad, ale jednak nadal pani Lisa na mnie dziwnie patrzy. Uciekłam od niej jak jakaś dziwaczka. W sumie cieszę się, że akurat wtedy miałam te mdłości, bo tej rozmowy nie chciałam wtedy kontynuować.
- Chciałabyśmy wam coś ogłosić. - Aleks wstaję od stołu, a ja już się boję jak wszyscy zareagują.
- Co takiego? - pyta zaciekawiony pan Charles, a ja również podnoszę się ze swojego miejsca.
- Nika jest w ciąży. - mówi na co wszyscy robią wielkie oczy, a pani Lisa, aż się zakrztusiła winem.
- Gratuluję. - wstaję ojciec Aleksa.
Każdy z zebranych tu osób gratulował nam. To bardzo miłe gdy podchodzą do Ciebie dziadkowie Aleksa gratulują i nie chcą wypuścić z objęć. Pani Lila jest bardzo szczęśliwa, że to akurat ja pojawiłam się w życiu chłopaka, a nie jakaś inna zdzira. Tak dokładnie to powiedziała.
~~~
Pożegnałam się z wszystkimi. No prawie. Została mi jeszcze mama Aleksa. Kobieta właśnie żegna się z synem. Podchodzę do kobiety, gdy mój chłopak już odszedł trochę dalej.
- Nika. - zaczyna pani Lisa.
- Ja bardzo przepraszam, że pojawiłam się w życiu pani syna. Sama nie planowałam tej ciąży. - przerywam brunetce, a mój wzrok pada na buty. - Ja naprawdę nie chce być z Aleksem dla pieniędzy. - tłumaczę nie odrywając wzroku od swoich butów, a z moich oczu wypływa pierwsza łza.
- Porozmawiamy kiedy indziej. - odpowiada i przytula mnie do siebie, co odwzajemniam - Nie płacz. - mówi po oderwaniu się z objęć, a ja spoglądam na jej smutny wyraz twarzy. - Możemy się umówić na jutro w kawiarni przy parku? O siedemnastej. - pyta po chwili, a ja patrzę ze zdziwieniem. - Chce Ci coś wytłumaczyć.
- Oczywiście. - odpowiadam po chwili.
- To jesteśmy umówione. - uśmiecha się. - Do zobaczenia.
~~~
Jedziemy już do mnie, a ja z Aleksem nie zamieniłam ani słowa od wyjścia z domu jego rodziców. Zatrzymaliśmy się na światłach. Tak to już bywa w miastach. Nagle poczułam czyjąś ciepłą dłoń na swoim udzie. Odwróciłam się w stronę bruneta, a nasze spojrzenia się zetknęły.
- Coś się stało? - pyta zmartwiony.
- Nie. - odpowiadam szybko. - Czemu pytasz?
- Rozmawiałaś z moją matką? - odpowiadam mu tylko kiwnięciem głowy na tak. - Nie wiem co Ci powiedziała, ale nie wiesz jej w ani jedno słowa jakie o mnie powiedziała. - tłumaczy mi, a ja nie wiem o co chodzi.
- Nie rozumiem. - odpowiadam krótko.
- Co Ci powiedziała? - pyta nie rozumiejąc tym razem mnie.
- Jutro porozmawiamy. Nie mam siły.
- Okey.
Zakończyliśmy rozmowę, a światło zmieniło się z czerwonego na zielone. Oparłam głowę o zimną szybę, a powieki same i się zaczęły zamykać, aż zasnęłam.
Aleks:
Podjeżdżam pod apartament Niki i parkuję samochód w moim stałym miejscu. Gaszę silnik, a mój wzrok pada na brunetkę. Nie mam pojęcia co moja matka jej o mnie nagadała, ale mam nadzieję, że nic o mojej przeszłości jej nie powiedziałam.
Przecież jak ona się o wszystkim dowie ucieknie odemnie i już nigdy jej nie zobaczę. Już nawet nie będę mówić o tym, że nigdy nie zobaczę naszego dziecka. Może i miałem złą przeszłość, ale się zmieniłem.
Nikt oprócz mojej bliskiej rodziny nie wiem o tym co kiedyś zrobiłem czego do teraz żałuję i tego co się stało nie zmienię, ale tego co się kiedyś stało dowiecie się przy innej okazji.
Wysiadłem z auta po cichu nie chcąc budzić Niki. Ruszyłem w stronę drzwi od pasażera, które otworzyłem i wziołem powoli dziewczynę na ręce. Zamknęłem lekko drzwi nogą i ruszyłem w stronę drzwi, wcześniej zamykając auto na pilota.
Drzwi windy się otworzyły, a ja podeszłem do odpowiednich drzwi. Z torby brunetki wyciągnąłem klucze i otworzyłem drzwi. Zaniosłem dziewczynę do jej sypialni i położyłem na łóżku, a sam położyłem się obok.
~~~
- Aleks! - usłyszałem spanikowany głos Niki.
Od razu się obudziłem i spojrzałem na dziewczynę. Wokół Niki była wilka plama krwi. Moja pierwsza myśl była straszna. Czy ona poroniła? Nie to nie może być prawda!
- Spokojnie. - otrząsnąłem się z myśli i szybo wstałem z łóżka.
Wziołem brunetkę na ręce i wybiegłem z mieszkania. Trzaskając drzwiami. Nie wziołem kompletnie nic. Nie licząc kluczyków od samochodu, które ledwo złapałem z komody. Nawet drzwi nie zamknąłem na klucz. Teraz liczyła się dla mnie Nika i nasze dziecko.
Winda się otworzyła, a ja pędem poleciałem do wyjścia z budynku. Wsiadłem do auta i ruszyłem z piskiem opon do najbliższego szpitala. To był najgorszy dzień w moim życiu.
- Aleks... Ja.. ja nie chcę poronić. - mówi przez szloch.
- Będzie wszystko dobrze. - mówię i wciskam gaz.
Światła przed nami zmieniły się na czerwone, ale w tej chwili mnie to nie obchodziło. Przejechałem na czerwonym. Trudno będzie mandat i te ich durne punkty. Auta na mnie trąbiły, a ja każdego kogo się dało wyprzedzałem.
~~~
Po chwili moim oczom ukazał się szpital. Zostawiłem auto na podjeździe dla karetek i wybiegłem z dziewczyną do budynku.
- Pomocy! Moja dziewczyna krwawi. - wydarłaś się na cały korytarz.
- Pani doktor! - krzyczy jakaś starsza pobiera w białym ubraniu i podchodzi do mnie z wózkiem.
- Pomóżcie jej. - mówi, a z moich oczu wypływają łzy.
Posadziłem dziewczynę na wózku, a pielęgniarka zaczęła z nią gdzieś jechać, aż w końcu dojechała do wielkich drzwi. Otworzyła je i jechała dalej.
- Proszę poczekać. - mówię i zamyka mi drzwi przed nosem inna z pielęgniarek.
Byłem tak spanikowany, że chodziłem po korytarzu w kółko. Wzorki wszystkich ludzi z korytarza był skupiony na mnie, co mnie nawet nie obchodziło w tej chwili. Chciałem od lekarza usłyszeć cztery słowa
,,Wszystko z nimi dobrze".
~~~
Mijała sekunda za sekundą, minuta za minutą, godzina za godziną. Nie wiem ile już tu tak bezczynnie siedzę. Chcę już zobaczyć Nike. Jej nie może się nic stać. Ani jej, ani dziecku. Nagle drzwi się otworzyły, a w nich stanęła kobieta, którą już gdzieś widziałem. Tak to pani Ross. Wstałem z krzesła i podeszłem w jej kierunku.
- Co z nimi? - zapytałem oczekując wcześniej wspomnianej odpowiedzi.
- Spokojnie. Chodź do gabinetu. - powiedziała, a z jej twarzy nie można było odczytać, ani smutku, ani szczęścia.
~~~
Chwilę później znaleźliśmy się w jakimś pomieszczeniu z biórkiem i szafkami. Usiadłem na miejscu wcześniej pokazanym przez Panią Hannę i czekałem, aż coś mi powie.
- Co z nimi? - powtórzyłem wcześniejsze pytanie.
- Mam trzy wiadomości. - odpowiada. - Dwie źle i jedną dobrą. - dodaje po chwili.
- Niech zacznie pani od dobrej. - mówię i wstaję z krzesła.
- Z Niką wszystko dobrze.
- A z dzieckiem?! - podnoszę swój ton.
- Usiądź. - proponuje, a ja wykonuje polecenie. - Dziecka nie dał się uratować. Lekarza robili wszystko co w ich mocy. - mówi z smutnym wyrazem twarzy.
W ekspresowym tempie podnoszę się z krzesła i chowam twarz w rękę. Nie to nie może być prawda. Z nimi jest wszystko dobrze. Jeszcze kilka tygodni i zobaczę nasze dziecko to tylko głupi sen.
- A ta trzecia? - przypominam sobie. - Niech pani mówi bez zbędnego przedłużania.
- Nika ma małe szanse, żeby kiedykolwiek zajść w ciążę. - odpowiada.
- NIE! NIE! NIE! - zaczyna krzyczeć.
~~~
Sory, że taki krótki, ale nie miałam czasu go pisać...😴
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro