Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 4

— Ja już się będę zbierać. Do zobaczenia — uśmiechnęłam się i chciałam mu dać całusa w policzek, jednak on wyczuł moment i odwrócił policzek w inną stronę. Nasze usta złączyły się w jedną całość...

— Przepraszam. Nie powinienem — powiedział zakłopotany.

— Nic się nie stało. Do zobaczenia — szepnęłam i zaczęłam iść w kierunku mieszkania.

***

Zanim się obejrzałam, otwierałam drzwi od domu. Rozejrzałam się wstępnie i powiesiłam płaszczyk. Nie było go. I to sprawiało, że chociaż na chwilę się uspokoiłam. W mojej głowie tliły się nowe myśli. Arthur jest taki czuły taki opiekuńczy. Jego usta były miękkie i takie delikatne.

Resztę popołudnia spędziłam, w sypialni pisząc. Od zawsze lubiłam pisać. Nauczyciele zawsze mnie chwalili ze względu na talent. Nie lubiłam tego. Zawsze uważałam, że każdy jest równy. Że każdy ma w sobie coś wyjątkowego. Gdybym miała w sobie siłę. Siłę dzięki, której zaczęłabym wszystko od nowa z czystą kartą. To wszystko potoczyłoby się inaczej. Nie byłoby tego wszystkiego, a teraz jestem tu i jestem raniona na nowo. Każdego dnia odczuwam ten ból z taką samą siłą.

— Nie było cię w pracy. Gdzie byłaś? — z moich rozmyślań wyrwał mnie głos mężczyzny. Delikatny uśmiech zastąpił strach. A na moim ciele znów pojawił się kolejny siniak.

— W parku — wydukałam z trudem — proszę cię. Przestań — poczułam jak jedna samotna, szklana łza spływa po moim poliku.

— Czemu mam przestać? Przecież ty jesteś nic niewarta. Jesteś głupia. Suka — wrzasnął i kolejny cios skierował w policzek. Syknęłam z bólu i zaniosłam się płaczem.

***

Zrobił, co chciał. Po raz kolejny. Leżałam na zimnej podłodze, a słona ciecz nie przestaje opadać na podłogę. Wyszedł. Zostawił mnie samą. Nie mogłam nikomu o tym wszystkim powiedzieć.

Podniosłam się, lekko kulejąc. Weszłam do kuchni i wyciągnęłam szklankę. Nalałam wody i wzięłam tabletki przeciwbólowe. W pomieszczeniu rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu. To Charlotte. Nie mogę z nią teraz rozmawiać. Nie chcę. Nie jestem w stanie.

***

Charlotte dzwoniła całe popołudnie. Na końcu wyłączyłam telefon. W pewnym momencie rozbrzmiał dzwonek do drzwi. No cóż, to pewnie nie kto inny jak moja uparta przyjaciółka. Niepewnym ruchem otworzyłam drzwi.

— Tak się martwiłam — usłyszałam ulgę w głosie dziewczyny. Przytuliła mnie, na co syknęłam z bólu — Lily wszystko w porządku? — zapytała.

— Tak wszystko w porządku. To nic takiego — uśmiechnęłam się smutno.

— Lily wiem, że coś jest nie tak — szepnęła.

— Wszystko w por... — poczułam, jak wszystko podchodzi mi do gardła.

Czym prędzej pobiegłam w stronę toalety. Z wymiotowałam. Chwilę po tym poczułam, jak dziewczyna przytrzymuje moje włosy. Podniosłam się niepewnie i zaczęłam obmywać twarz.

— Nadal będziesz mi mówić, że wszystko w porządku? — zapytała widocznie zmartwiona.

— Czuję się dobrze — powiedziałam i starannie wytarłam twarz.

— Połóż się. Ja zrobię herbaty — zanim się obejrzałam dziewczyna znalazła się w kuchni.

Nic mi nie pozostało jak iść do sypialni. Jeszcze te wymioty. Ostatnio czułam się jakoś dziwnie, ale bez przesady. Posłusznie położyłam się na świeżej pościeli.

— Proszę — krzyknęłam. Słysząc pukanie

— Napij się — uśmiechnęła się delikatnie i usiadła na skrawku mojego łóżka.

— Dzięki — uśmiechnęłam się wdzięcznie i upiłam łyk.

— Od jak dawna to trwa? — spytała cicho.

— Ale co? — spojrzałam na nią niepewnie.

— Od jak dawna Luke cię bije — patrzyła na mnie z żalem. Co ja mam jej powiedzieć. Nie potrafię. Nie potrafię już dźwigać tego wszystkiego. Tych wszystkich kłamstw.

— Od roku — odpowiedziałam cicho. Unikając, jej wzroku

Ku mojemu zdziwieniu nie pytała już o nic. Po prostu przytuliła mnie.

— Lily pamiętaj, że możesz na mnie liczyć. Pomogę ci — szepnęła do mojego ucha.

Chwilę po tym zerwałam się z łóżka. Znów z wymiotowałam, a ona stała w ciszy. Obmyłam starannie twarz. Dziewczyna na chwilę wyszła i wróciła. Podała mi malutkie pudełeczko.

— Co to jest? — zapytałam. Patrząc, raz na nią, a raz na pudełko

— Test — rzuciła krótko.

— Przecież ja nie jestem... Ja... Ja nie mogę być w ciąży — powiedziałam drżącym głosem i niepewnie chwyciłam pudełko od dziewczyny.

— Hej nie bój się — przytuliła mnie i pogłaskała po plecach.

Wzięłam pudełeczko i zamknęłam drzwi od łazienki. Ostrożnie wyjęłam elementy pudełka. Zaczęłam starannie wykonywać instrukcje krok po kroku. Odłożyłam test na pralce i wyszłam z łazienki.

— I jak? — spytała. Podrywając, się z krzesła

— musimy poczekać kilka minut — cicho westchnęłam, a przez moją głowę przelatywało tysiące myśli.

***

Czas oczekiwania minął. Niepewnym krokiem weszłam do małego pomieszczenia. Podeszłam do pralki. Moje nogi zrobiły się, jak z waty a serce zabiło szybciej. W mojej głowie nastała myśl rośnie we mnie nowe życie.

C.D.N

----------------------------------------------------
Dziękuję za gwiazdki i wyświetlenia :) życzę miłego czytania :) Dzisiaj rozdział nieco krótszy mam nadzieję, że następny będzie dłuższy :*

Ps. Postaram się następny rozdział wstawić za tydzień w sobotę lub piątek :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro