Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

- Arthur? - spytała zachrypniętym głosem.

-Lily? - patrzyłem na nią, nic nie rozumiejąc. Gdy lekarze odwieźli ją, na jakieś badania usiadłem. Po prostu usiadłem i przetarłem twarz dłońmi. Chwilę później poczułem obecność mamy. Usiadła w ciszy i o nic nie pytając, po prostu usiadła i objęła mnie.

***

Arthur

Długi czas nie wiedziałem, o co chodzi. Dlaczego ona się tu znalazła? Dlaczego znalazła się tu właśnie w takim stanie? Właśnie takie myśli wędrowały po mojej głowie. Chciałem, zostać w szpitalu przynajmniej do czasu aż zrobią, Lily wszystkie badania, ale mama była temu przeciwna. Mówiła, że powinienem odpocząć. Nie chciałem jechać domu. Musiałem się dowiedzieć, dlaczego tu trafiła. A jeśli to przeze mnie? Musiałem z nią porozmawiać. Wyjaśnić wszystko. Siedziałem z mamą w aucie, co jakiś czas poprawiając lusterko. Zacisnąłem mocniej ręce na kierownicy, gdy przejechałem obok kawiarni. W aucie cały czas panowała cisza. Mama wydawała się, jakby bardzo głęboko nad czymś myślała. Gdy dojechaliśmy do domu, zgasiłem silnik.

- Mamo idź już do domu, ja zaraz przyjdę - powiedziałem cicho, wyjmując kluczyk. Popatrzyła na mnie ze zmartwieniem i posłusznie opuściła auto.

Odetchnąłem i włożyłem kluczyk do kieszeni. Przymknąłem oczy i oparłem się o oparcie siedzenia. Mentlink w głowie nie pozwalał mi się na niczym skupić. Leżała taka blada, gdy ją zawozili. Taka bezsilna. Pierwszy raz widziałem ją w takim stanie. Najbardziej zastanawia mnie to, co się stało? Czy to z mojej winy? Powolnym gestem ręki odtworzyłem drzwi od samochodu i wysiadłem. Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem w niebo. Gwiazdy świeciły jaśniej niż zwykle. Pamiętam, że jak byłem mały, wieczorami uwielbiałem siadać przed wejściem do domu i oglądałem gwieździste niebo. Kiedyś ktoś mi powiedział, że gwiazdy pokazują nam nasze przeznaczenie, czy to prawda? Sam nie wiem. Cicho wzdychając, otworzyłem mieszkanie.
Ściągnąłem buty i powiesiłem kurtkę.
Rozglądając się, ruszyłem w głąb domu. Mama była w kuchni z Adrianem.

- Już jestem - stanąłem w wejściu do kuchni.

- Wujek!!! Chcesz nam pomóc robić ciasto? - spytał, rzucając się na moją szyję. Jego rączki były całe od mąki, przez co brudziły moją koszulkę.

- Chyba nie mam wyjścia - uśmiechnąłem się i spojrzałem na swoją koszulkę.

- To jak, mogę wam pomóc? - spytałem, uśmiechając się delikatnie do mamy.

- Taak!! - Krzyknął, szczerząc wesoło ząbki.

***

Cały ten czas śmiałem się. Mały świetnie radził sobie w kuchni. A tym bardziej z rozsypywaniem mąki i kruszeniem na podłogę. No ale po jakże i długich staraniach wyszło nam przepyszne ciasto czekoladowe.

- Mamo, mamo zobacz - maluch podbiegł do swojej mamy cały czas podbiegł chichocząc.

- Mam nadzieję, że się podzielisz z mamą - powiedziała śmiejąc się i wzięła synka na ręce.

- Tak - powiedział i ziewnął cicho.

- O ktoś tu jest śpiący - powiedziała.

- Jeeeszcze nie - ziewnął po raz drugi.

Mały był tak padnięty, że zanim się obejrzałem, Camilla zaniosła go do swojego pokoju. Praca w kuchni nieźle na niego działa. To już wiem co zastosować, gdy będzie chciał namówić mnie na kolejnego robota.
Po robocie w kuchni zaczęliśmy z mamą sprzątać.

- Wiesz mamo, chciałbym jutro jechać do Lily, do szpitala - mówiłem, ścierając ostatnie plamy.

- Synu dobrze wiesz, że nie mam nic przeciwko - uśmiechnęła się.

- Już jesteśmy - krzyknęli Chris, Igor i tata jednocześnie.

- Jesteśmy w kuchni - odkrzyknąłem.

- Ciszej, bo młody dopiero zasnął - powiedziała mama ostrzegawczym wzrokiem.

- O ciasto - powiedział Chris i ruszył w kierunku ciasta.

- Zaraz dostaniecie - rzekła mama i sięgnęła po talerzyki.

***

Ciasto było przepyszne. Wszyscy tak się objedli, że zapewne nikt nie sięgnie po noc słodkiego przez tydzień. Położyłem się w pokoju na łóżku i zacząłem patrzeć w sufit. Długo nie mogłem spać, a to dlatego, że myślałem o mojej jutrzejszej wizycie w szpitalu. Bałem się tej rozmowy jak cholera. Nie wiem, czy dobrze robiłem, jadąc do tego szpitala. Chciałbym cofnąć czas . Chciałbym, aby rozmowa z Lily inaczej wyszła.

Lily

Zrobili mi już chyba wszystkie możliwe badania. Mam dość. Jeszcze Arthur, co on w ogóle tutaj robił? To pytanie zadawałam sobie jakieś milion razy podczas badań. Myślałam, że to już koniec, że już nigdy go nie zobaczę. Co ja mu powiem? Co, jeśli tutaj przyjedzie? Ostatnio z naszej rozmowy nie wyszło nic dobrego. Jeszcze Luke, próbował wtargnąć na salę, ale jednak straż pilnująca sali mu to z głowy wybiła. Nie chcę widzieć go na oczy. Zniszczył mi całe życie. Zniszczył wszystko, co miałam. Co ja zrobię, gdy wyjdę ze szpitala? Nie mam już domu. Nie mam zapewne już pracy. Z pieniędzmi też jest krucho.
Od kilkunastu dni dostawałam od niego sms'y z pogróżkami. Najgorsze jest to, że on jest zdolny do wszystkiego.

- A więc twoje wyniki są w porządku, jedyne co mnie martwi to twoje żebra. Jest to miejsce, które oberwało najbardziej. Obawiam się, że konieczna będzie operacja - wszedł lekarz cały czas z nosem w papierach.

- A ta operacja to konieczna jest? - spytałam cicho, nie wiedząc czego się spodziewać.

- Bez niej mogą nastąpić przeżuty, a potem doprowadzić do utworzenia krwiaka - mówił ze współczuciem.

- No skoro nie ma wyjścia - cicho westchnęłam i podpisałam papiery.

Całe popołudnie się nudziłam. Kompletnie nie wiedziałam co robić. Czekałam tylko na Charlotte. Jedynie ona mi została. Nie chcę jej siedzieć na barkach. W mieszałam ja w całe to gówno. Gorzej być nie może. Chciałabym zamknąć oczy i już nigdy ich nie otworzyć. Zamknąć oczy na rzeczywistość i wyruszyć w podróż po gwiazdach. Tam, gdzie nie ma trosk i zmartwień...

Arthur

Następnego dnia wstałem wcześniej niż zwykle. Siedziałem przy stole, pijąc poranną kawę. Pogoda była deszczowa no cóż, mamy jesień więc cieplej to raczej nie będzie. Po wypiciu kawy sięgnąłem po kluczyki leżące na blacie i opuściłem mieszkanie. Jadąc, nie wiedziałem w sumie czego się spodziewać. A tym bardziej bałem się jej reakcji.
***
Gdy dojechałem pod szpital, wysiadałem z samochodu na sztywnych nogach. Jeśli mam być szczery dawno się tak nie stresowałem. Wszedłem do ogromnego budynku. Znów poczułem szpitalny zapach, a praktycznie cały budynek był wypełniony ludźmi.

- Dzień dobry przywieziono tutaj dziewczynę, Lily - zacząłem.

- Drugie piętro trzecia sala po lewej - mówiła, nie odrywając wzroku od komputera.

Według instrukcji recepcjonistki pojechałem na drugie piętro. Zacząłem rozglądać się po korytarzu, szukając właściwej sali. Gdy znalazłem odpowiednie drzwi, niepewnie wszedłem do środka. Lily rozmawiała z jakąś dziewczyną. Z tego, co pamiętam to była, ta dziewczyna, która pracowała w tej samej kawiarni co ona.

- Hej - zacząłem niepewnie - możemy porozmawiać? - widziałem jej spłoszone spojrzenie.

- Charlotte mogłabyś zostawić nas samych? - spytała cicho i niepewnie tak jakby bała się swojej decyzji.

- Tak, pewnie - dziewczyna uśmiechnęła się i opuściła pomieszczenie. Zrobiłem niepewny krok w przód.

- A więc o czym chcesz porozmawiać? - spytała ciężko wzdychając.

- O nas - szepnąłem i usiadłem na skrawku szpitalnego łóżka.

- Arthur nie było żadnych nas... - zaczęła, ale jej przerwałem.

- Czemu tu leżysz? To przeze mnie? - spytałem łagodnie, bojąc się każdej jej odpowiedzi.

- Nie, nie przez ciebie - dotknęła mojej dłoni, na co delikatnie się uśmiechnąłem - nie chcę cię w to mieszać - szepnęła.

- Lily kto ci to zrobił? - spytałem patrząc prosto w jej oczy.

- Arthur proszę cię... ja naprawdę nie mogę cię w to mieszać. Nie chcę cię w to mieszać - delikatnie głaskała moją rękę, co wywoływało u mnie nagły spokój.

- Nie pozwolę już spodkła cię jaka kolwiek krzywda - powiedziałem cicho - cały ten czas myślałem o tym wszystkim. Lily ja nie mogę wyrzucić cię z mojej głowy. Nie mogę tak poprośmy wyrzucić cię z mojego życia.

- My naprawdę nie możemy być razem - odpowiedziała z żalem wymalowanym na jej bladej twarzy.

- Kochasz go? Kochasz swojego męża - spytałem w prost. Tak jakbym dostał wystarczająco odwagi.

- Nie - przymknęła oczy, a po jej poliku spłynęła szklana łza.

- Hej nie płacz - powiedziałem z troską i kciukiem otarłem jej policzek.

Zrobiła to czego się nie spodziewałem. Przytuliła mnie. Była taka krucha i delikatna. Była jak anioł, który cały czas czuwa.

-----------------------------------------------
Hej mam nadzieję, że rozdział się spodobał, dzisiaj nieco dłuższy. Miłego czytania ❤️

Dziękuję za 1k wyświetleń i  wszystkie gwiazdki :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro