rozdział 1
Weszłam do małej kawiarni. Wystrój był skromny, ale bardzo starannie przemyślany. Co przyciągało tutaj klientów? Cisza i spokój. Zawsze lubiłam to miejsce. Przychodziłam tu z mamą jako mała dziewczynka. Bywałyśmy tu w każdą sobotę. Teraz to ja byłam tutaj kelnerką i obsługiwałam klientów. Zazwyczaj przychodzili tu naprawdę wspaniali ludzie z wyjątkiem tego, że czasem trafił się jakiś gbur, który robił aferę na cały lokal. No cóż, mimo to nadal uwielbiałam tę pracę.
– Od rana mamy ruch. Cześć kochana.- w wejściu stanęła Charlotte, która bez zawahania się zamknęła mnie w szczerym uścisku.
– Hej. Tak już się biorę do pracy. – odpowiedziałam w pośpiechu i ściągnęłam płaszczyk.
Szybko wyminęłam przyjaciółkę i zabrałam się za obsługę klientów. Zawsze starałam się być szczęśliwa. Łapać chwile, którymi mogłam się cieszyć i pokazać światu, że jestem silna, że nie poddam się bez walki. Chciałam, żeby mama była ze mnie dumna. Żeby nie patrzyła na moje cierpienie, a na uśmiech, który widnieje na mojej twarzy coraz rzadziej.
***
Przyjęłam już paru klientów. W kawiarni wciąż panował ruch. Zaczęłam wycierać stoliki, co jakiś czas używając płynu, aby zachować większą czystość. Sprzątanie było dla mnie odpoczynkiem i sposobem przemyślenia niektórych spraw. Jako dziecko nigdy nie lubiłam sprzątać, z czasem zmieniło się to. Zobaczyłam jak wygląda życie w chaosie i jak bardzo można je zniszczyć.
– Ej wszystko w porządku? – dziewczyna machała ręką przed moją twarzą.
– Em... Coś się stało? – spytałam zdezorientowana.
– Odleciałaś mi tu trochę – powiedziała – a Ci panowie zaczynają się już nieco nie cierpliwić–pokazała na stolik przy oknie.
– No tak. Przepraszam–szybko ruszyłam w stronę stoliku, omal nie potykając się o własne nogi.
Dziewczyna widocznie to zauważyła, bo patrzyła na mnie dobrą chwilę. Za to gdy tylko nadarzyła się okazja, mierzyła mnie wzrokiem. Ona serio myślała, że ja tego, że tego nie widziałam?
– Dzień dobry czym mogę służyć? – spytałam. Nie wychylając, nosa spod kartki
– Co pani sobie myśli czekamy na tę kawę od dobrych piętnastu minut. – mówił jeden z panów podniesionym głosem. No i proszę, trafił się kolejny pajac.
– Dobrze, przepraszam. Zaraz podamy panom kawę–mówiłam ze sztucznym uśmiechem.
– Nie musi pani przepraszać. Mojego brata trochę poniosło – spojrzał na mnie chwilę, po czym skarcił mężczyznę obok. Odchodząc, słyszałam jeszcze, jak mruczy coś pod nosem, a drugi nadal go uspokaja.
Wróciłam z dwoma kawami tak, jak prosili. Teraz oby tylko żaden się nie przyczepił, bo nie wytrzymam.
– Proszę – ułożyłam dwie filiżanki przy mężczyznach.
Dopiero teraz mogłam zobaczyć, jak obydwaj są do siebie podobni. Zielone oczy, włosy ciemnobrązowe. Różniła ich tylko sylwetka i charakter? Podobni do siebie jak dwie krople wody, a są o tak kompletnie różnych charakterach. Przynajmniej tak mi się wydaje. Bo ten drugi to sobie nieźle na grabił.
— Dziękujemy — powiedzieli równocześnie. Super nawet mówią tak samo.
***
Obsłużyłam już wszystkich klientów. W całym lokalu panował spokój. Był pusty. Byłam jedynie ja i Charlotte. Cały czas z tyłu głowy miałam tamtego mężczyznę. Kompletnie nie był podobny do swojego brata przynajmniej jeśli mówimy tu o charakterze. Był miły, uprzejmy i umie zachować się stosowanie w stosunku do kobiet! Po jakże długim i męczącym dniu zaczęłam iść w kierunku zaplecza.
– To jak opowiesz mi, o co chodzi? – dziewczyna spojrzała na mnie spod byka.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Kompletnie nie spodziewałam się, że o to zapyta. Nie chcę mieszać jej w moje sprawy. Nie mogę powiedzieć jej prawdy. Zapewne będzie mnie męczyła z tym cały czas aż do końca roboty. Jutro zapewne też. Uwielbiam ją, ale nienawidzę patrzeć w jej oczy i kłamać. No nie oszukujmy się kłamanie, jest moją słabą stroną.
— Nic się nie dzieje — wyminęłam przyjaciółkę szerokim łukiem i włożyłam płaszcz.
– Lily znam Cię. Wiem, że nie mówisz prawdy–mówi i podchodzi do mnie–napewno nic się nie dzieje? – spytała tak, jakby chciała się upewnić.
– Nie, nic się nie dzieje -przytuliłam przyjaciółkę–Spokojnie nie masz, o co się martwić–szepnęłam i starałam się uśmiechnąć, jednak mi to nie wychodziło.
Wszystko wracało, a ja starałam się to od siebie odepchnąć, jak najdalej.
Czym prędzej opuściłam lokal. Zawsze, gdy coś mnie męczy bądź człowiek, którego kiedyś kochałam, nad życie mnie skrzywdzi, siadałam na ławce i potrafiłam siedzieć w ciszy cale popołudnie. Uwielbiałam siedzieć i słyszeć śpiew ptaków. Uspokajało mnie to. Mogłam na chwilę wyciszyć się i zebrać myśli. W domu znów będzie walka o przetrwanie. Znów łzy i słowa, które tak cholernie bolą. Nienawidzę swojego życia. Nienawidzę tego świństwa, które mi się przytrafiło. Usiadłam na ławce i wzięłam głęboki oddech. Mimo że była jesień i było dość chłodno, nie przeszkadzało mi to. Za każdym razem, gdy siadałam na tej ławce, mimowolnie się uspokajałam. Czułam, że to tu mogę wszystko przemyśleć.
– Co taka piękna kobieta robi w tak mroźną pogodę? – spytał jakiś głos za mną. Chwila czy to nie ten facet z kawiarni? Uśmiechnęłam się słabo. Po chwili poczułam, że usiadł obok mnie – chciałbym panią przeprosić za brata. Zachował się jak kompletny dupek.
– To nie pan powinien przepraszać, lecz pana brat na pana zła nie jestem-mówię z delikatnym uśmiechem.
– A więc co taka piękna kobieta robi w tak chłodną pogodę? – zapytał i założył nogę na nogę.
— Myślę o wszystkim i o niczym — cicho westchnęłam, spoglądając na mężczyznę.
— Bardzo filozoficznie — powiedział rozbawionym tonem.
Odgarnęłam kosmyk włosów i spojrzałam na swoje ręce. Kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć. Nie znałam go, a co dopiero nie zamierzałam się mu spowiadać z mojego życia.
– Może miałaby pani ochotę pójść ze mną na kolację dziś wieczorem? – zapytał, a w jego oczach można było dostrzec iskierki nadziei.
– Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. – powiedziałam speszona i poderwałam się z miejsca-ja już chyba będę się zbierać – dodałam wstając z miejsca.
– przepraszam, nie powinienem - zaczął się miotać.
– Nic się nie stało-powiedziałam cicho.
– Mówmy sobie po imieniu-zaproponował.
– Dobrze niech będzie-usmiechnęłam się-Lily.
– Arthur-powiedział i złożył delikatny pocałunek na mojej dłoni, przez co na moje policzki wstąpiły szkarłatne rumieńce – ładnie się rumienisz-dodał z rozbawieniem.
— Dziękuję — odpowiedziałam — przepraszam Cię, ale ja już muszę iść — uśmiechnęłam się delikatnie i zaczęłam iść w kierunku domu.
***
Weszłam do ogromnego domu. Urządzony był w biało-czarne meble. Co znaczyło, że świetnie komponowały się z kolorystyką ścian. Podłogi były wykonane z ciemnego dębu, co nadawało świetnego wyglądu. Po ślubie starałam się, aby ten dom był urządzony nowocześnie, ale przytulanie. Niestety cały wygląd mieszkania popsuł się poprzez śmierdzący zapach alkoholu i papierosów. W całym domu panował chaos. Wchodząc, znów poczułam strach. Panika na nowo zagościła w moim sercu. Moje kolana zrobiły się, jak z waty a oczy zrobiły wyraźny wyraz paniki. W drzwiach stanął on. Człowiek, który skrzywdził nie tylko mnie, ale i swoich bliskich. A ja jestem Lily dziewczyna, która nigdy nie miała łatwej przeszłości.
C. D. N
------------------------------------------------
Miłego czytania :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro