Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 1

Weszłam do małej kawiarni. Wystrój był skromny, ale bar­dzo sta­ran­nie prze­my­ślany. Co przy­cią­gało tutaj klien­tów? Cisza i spo­kój. Zaw­sze lubi­łam to miejsce. Przy­cho­dzi­łam tu z mamą jako mała dziew­czynka. Bywa­ły­śmy tu w każdą sobotę. Teraz to ja byłam tutaj kel­nerką i obsłu­giwałam klientów. Zazwy­czaj przy­cho­dzili tu naprawdę wspa­niali ludzie z wyjąt­kiem tego, że cza­sem trafił się jakiś gbur, który robił aferę na cały lokal. No cóż, mimo to na­dal uwiel­białam tę pracę.

– Od rana mamy ruch. Cześć kochana.- w wej­ściu sta­nęła Charlotte, która bez zawahania się zamknęła mnie w szczerym uścisku.

– Hej. Tak już się biorę do pracy. – odpowie­dzia­łam w pośpie­chu i ścią­gnę­łam płasz­czyk.

Szybko wyminęłam przyjaciółkę i zabrałam się za obsługę klientów. Zawsze starałam się być szczęśliwa. Łapać chwile, którymi mogłam się cieszyć i pokazać światu, że jestem silna, że nie poddam się bez walki. Chciałam, żeby mama była ze mnie dumna. Żeby nie patrzyła na moje cierpienie, a na uśmiech, który widnieje na mojej twarzy coraz rzadziej.

***

Przy­ję­łam już paru klien­tów. W kawiarni wciąż panował ruch. Zaczę­łam wycierać sto­liki, co jakiś czas uży­wa­jąc płynu, aby zacho­wać większą czy­stość. Sprzątanie było dla mnie odpoczynkiem i sposobem przemyślenia niektórych spraw. Jako dziecko nigdy nie lubiłam sprzątać, z czasem zmieniło się to. Zobaczyłam jak wygląda życie w chaosie i jak bardzo można je zniszczyć.

– Ej wszystko w porządku? – dziew­czyna machała ręką przed moją twa­rzą.

– Em... Coś się stało? – spy­tałam zdez­o­rien­to­wana.

– Odle­cia­łaś mi tu tro­chę – powiedziała – a Ci pano­wie zaczy­nają się już nieco nie cier­pli­wić–poka­zała na sto­lik przy oknie.

– No tak. Prze­pra­szam–szybko ruszy­łam w stronę sto­liku, omal nie poty­ka­jąc się o wła­sne nogi.

Dziew­czyna widocz­nie to zauwa­żyła, bo patrzyła na mnie dobrą chwilę. Za to gdy tylko nadarzyła się oka­zja, mie­rzyła mnie wzro­kiem. Ona serio myślała, że ja tego, że tego nie widziałam?

– Dzień dobry czym mogę służyć? – spy­tałam. Nie­ wy­chy­la­jąc, nosa spod kartki

– Co pani sobie myśli cze­kamy na tę kawę od dobrych pięt­na­stu minut. – mówił jeden z panów podnie­sio­nym gło­sem. No i proszę, trafił się kolejny pajac.

– Dobrze, prze­pra­szam. Zaraz podamy panom kawę–mówiłam ze sztucznym uśmiechem.
– Nie musi pani prze­pra­szać. Mojego brata trochę poniosło – spoj­rzał na mnie chwilę, po czym skar­cił męż­czy­znę obok. Odcho­dząc, sły­sza­łam jesz­cze, jak mru­czy coś pod nosem, a drugi na­dal go uspo­kaja.

Wró­ci­łam z dwoma kawami tak, jak pro­sili. Teraz oby tylko żaden się nie przy­cze­pił, bo nie wytrzymam.

– Pro­szę – uło­ży­łam dwie fili­żanki przy męż­czy­znach.

Dopiero teraz mogłam zobaczyć, jak obydwaj są do sie­bie podobni. Zie­lone oczy, włosy ciem­no­brą­zowe. Róż­niła ich tylko syl­wetka i charakter? Podobni do sie­bie jak dwie kro­ple wody, a są o tak kom­plet­nie róż­nych cha­rak­te­rach. Przy­naj­mniej tak mi się wydaje. Bo ten drugi to sobie nieźle na grabił.

— Dzię­ku­jemy — powie­dzieli równocześnie. Super nawet mówią tak samo.
***
Obsłużyłam już wszyst­kich klien­tów. W całym lokalu pano­wał spo­kój. Był pusty. Byłam jedy­nie ja i Char­lotte. Cały czas z tyłu głowy mia­łam tam­tego męż­czy­znę. Kom­plet­nie nie był podobny do swo­jego brata przy­naj­mniej jeśli mówimy tu o cha­rak­te­rze. Był miły, uprzejmy i umie zachować się sto­so­wa­nie w sto­sunku do kobiet! Po jakże długim i męczącym dniu zaczęłam iść w kierunku zaplecza.

– To jak opo­wiesz mi, o co cho­dzi? – dziew­czyna spoj­rzała na mnie spod byka.

Nie wie­dzia­łam co powie­dzieć. Kom­plet­nie nie spo­dzie­wa­łam się, że o to zapyta. Nie chcę mieszać jej w moje sprawy. Nie mogę powiedzieć jej prawdy. Zapewne będzie mnie męczyła z tym cały czas aż do końca roboty. Jutro zapewne też. Uwiel­biam ją, ale nie­na­wi­dzę patrzeć w jej oczy i kła­mać. No nie oszu­kujmy się kła­ma­nie, jest moją słabą stroną.

— Nic się nie dzieje — wymi­nę­łam przy­ja­ciółkę sze­ro­kim łukiem i wło­ży­łam płaszcz.

– Lily znam Cię. Wiem, że nie mówisz prawdy–mówi i pod­cho­dzi do mnie–napewno nic się nie dzieje? – spy­tała tak, jakby chciała się upewnić.

– Nie, nic się nie dzieje -przy­tu­li­łam przy­ja­ciółkę–Spo­koj­nie nie masz, o co się mar­twić–szep­nę­łam i sta­ra­łam się uśmiechnąć, jed­nak mi to nie wychodziło.

Wszystko wracało, a ja sta­rałam się to od sie­bie odepchnąć, jak naj­da­lej.
Czym prę­dzej opu­ści­łam lokal. Zaw­sze, gdy coś mnie męczy bądź czło­wiek, któ­rego kie­dyś kocha­łam, nad życie mnie skrzyw­dzi, sia­dałam na ławce i potra­fiłam siedzieć w ciszy cale popo­łu­dnie. Uwiel­białam sie­dzieć i sły­szeć śpiew pta­ków. Uspo­kajało mnie to. Mogłam na chwilę wyciszyć się i zebrać myśli. W domu znów będzie walka o prze­trwa­nie. Znów łzy i słowa, które tak cho­ler­nie bolą. Nie­na­wi­dzę swo­jego życia. Nie­na­wi­dzę tego świń­stwa, które mi się przy­tra­fiło. Usia­dłam na ławce i wzię­łam głę­boki oddech. Mimo że była jesień i było dość chłodno, nie prze­szka­dzało mi to. Za każ­dym razem, gdy sia­da­łam na tej ławce, mimo­wol­nie się uspo­ka­ja­łam. Czu­łam, że to tu mogę wszystko prze­my­śleć.

– Co taka piękna kobieta robi w tak mroźną pogodę? – spy­tał jakiś głos za mną. Chwila czy to nie ten facet z kawiarni? Uśmiech­nę­łam się słabo. Po chwili poczu­łam, że usiadł obok mnie – chciałbym panią prze­pro­sić za brata. Zacho­wał się jak kom­pletny dupek.

– To nie pan powi­nien prze­pra­szać, lecz pana brat na pana zła nie jestem-mówię z deli­kat­nym uśmie­chem.

– A więc co taka piękna kobieta robi w tak chłodną pogodę? – zapy­tał i zało­żył nogę na nogę.

— Myślę o wszystkim i o niczym — cicho wes­tchnę­łam, spo­glą­da­jąc na męż­czy­znę.

— Bar­dzo filo­zo­ficz­nie — powie­dział roz­ba­wio­nym tonem.

Odgar­nę­łam kosmyk wło­sów i spoj­rzałam na swoje ręce. Kom­plet­nie nie wie­dzia­łam co powie­dzieć. Nie znałam go, a co dopiero nie zamierzałam się mu spowiadać z mojego życia.

– Może mia­łaby pani ochotę pójść ze mną na kola­cję dziś wie­czo­rem? – zapy­tał, a w jego oczach można było dostrzec iskierki nadziei.

– Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. – powie­dzia­łam spe­szona i pode­rwa­łam się z miej­sca-ja już chyba będę się zbierać – dodałam wstając z miejsca.

– przepraszam, nie powinienem - zaczął się miotać.

– Nic się nie stało-powie­dzia­łam cicho.

– Mówmy sobie po imie­niu-zapro­po­no­wał.

– Dobrze niech będzie-usmiech­nę­łam się-Lily.

– Arthur-powie­dział i zło­żył deli­katny poca­łu­nek na mojej dłoni, przez co na moje policzki wstąpiły szkarłatne rumieńce – ład­nie się rumie­nisz-dodał z roz­ba­wie­niem.

— Dzię­kuję — odpowie­dzia­łam — prze­pra­szam Cię, ale ja już muszę iść — uśmiechnęłam się delikatnie i zaczęłam iść w kierunku domu.

***

Weszłam do ogrom­nego domu. Urzą­dzony był w biało-czarne meble. Co zna­czyło, że świet­nie kom­po­no­wały się z kolo­ry­styką ścian. Podłogi były wyko­nane z ciem­nego dębu, co nada­wało świet­nego wyglądu. Po ślu­bie sta­ra­łam się, aby ten dom był urzą­dzony nowo­cze­śnie, ale przy­tu­la­nie. Nie­stety cały wygląd miesz­ka­nia popsuł się poprzez śmier­dzący zapach alko­holu i papie­ro­sów. W całym domu pano­wał chaos. Wcho­dząc, znów poczu­łam strach. Panika na nowo zagościła w moim sercu. Moje kolana zro­biły się, jak z waty a oczy zro­biły wyraźny wyraz paniki. W drzwiach sta­nął on. Czło­wiek, który skrzyw­dził nie tylko mnie, ale i swoich bli­skich. A ja jestem Lily dziew­czyna, która ni­gdy nie miała łatwej prze­szło­ści.

C. D. N

------------------------------------------------
Miłego czytania :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro