Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

- wszystko w porządku? - spytał z troską i trzymał tak, jak bym miała zaraz się rozpłynąć. Jego oczy mierzyły mnie z troską i zmartwieniem. Patrzyłam w jego oczy. Jego wzrok pochłonął całe moje ciało.

- Tak. Teraz tak - powiedziałam drżącym głosem. Wszystko działo się tak szybko. Noc była ciemna i mroczna.  Trzymał mnie w swoich objęciach, a nasze oczy na nowo się spotkały...

***

Dwa różne od siebie światy nigdy nie będą mogły być razem. Nie teraz nie jutro. W pewnym momencie nastała głucha cisza, którą uciszały nasze oddechy. Czas leci szybko, a nasze serca biją w rytm kropli deszczu.

- Ja już może pójdę-powiedziałam wyraźnie speszona. Gdy chciałam, się odwrócić poczułam, uścisk na jednym z moich nadgarstków.

- I co znowu chcesz mnie zostawić. Tak po prostu uciec? Udawać, że nic się nie stało? - w jego oczach wiedziałam ból i zawieszenie.

- Zrozum, my nie możemy żyć razem. Nie możemy być razem. Jesteśmy z zupełnie innych światów-blask księżyca oświecał nasze twarze, a świerszcz grał gdzieś w oddali.

- Tylko dla tego nie możemy być razem? Bo jesteśmy z zupełnie innych światów? - nie wiedziałam co myśleć, co zrobić. Żadna droga nie była dobra.

- Arthur ja mam męża, ja naprawdę nie mogę, nie możemy-szepcze, patrząc, w jego oczy jak by to było nasze ostatnie spotkanie, jak byśmy mieli ostatni raz na siebie spojrzeć.

- Kochasz go? Bo chyba tak nie zachowuje się kochająca małżonka, która zdradza swojego męża-warknął, a potem zbladł tak, jakby nieco się zapomniał i powiedział o kilka słów za dużo.

- Nic o mnie nie wiesz, nie rozumiesz. Jesteś jak wszyscy faceci. Tacy sami. - patrzyłam na niego z niedowierzaniem, po czym bez wahania szybkim i stanowczym krokiem poszłam w kierunku mieszkania.

***

Nie rozumie mnie. Nikt mnie nie rozumie. Nic o mnie nie wie. Każdy ból każdy cios trzymam w sobie. Każda blizna na moim ciele świadczy o wytrwałości i cierpieniu. Blizny na mojej duszy nigdy się nie zagoją. Zostaną ze mną do końca życia. Szłam chodnikiem, a po moich policzkach spływały co jakiś czas słone łzy. Życie już wystarczająco mnie skrzywdziło. Czemu krzywdzi mnie po raz kolejny? Dlaczego to ja muszę cierpieć? Chciałabym mieć normalne życie, ale nie mogę. Muszę żyć z tym ciężarem do końca życia...

Arthur

Stałem pod kawiarnią dłuższy czas. Nie chciałem tego powiedzieć, ale już nie wytrzymałem. Musiałem. Mam dość tego, że bawi się mną. Najbardziej boli mnie to, że od początku nie była ze mną szczera. Dlaczego nie powiedziała mi, że ma męża. Może ona go kocha, a mnie wykorzystała. Zabawiła się mną i moimi uczuciami. Nie wiem co myśleć. Chciałbym poznać prawdę. Gdybym wiedział, że ma męża, dałbym sobie spokój. Wsiadłem do auta. Krople deszczu swobodnie opadały na przednią szybę, a ja natychmiast odpaliłem silnik i odjechałem z piskiem opon. Zatrzymałem się na przejściu dla pieszych. Przechodziła przez pasy. Nasze oczy się spotkały. Jej brązowe loki otulały jej zgrabne ramiona. Odwróciłem wzrok i na znak zielonego światła ruszyłem z miejsca.

***

Zgasiłem silnik. Na moich ustach pokazał się delikatny uśmiech na wspomnienie pierwszego dnia, gdy poznałem Lily. Wtedy jeszcze myślałem, że to Bóg postawił mi ją na drodze. Że to ta jedyna. No cóż, widocznie się myliłem. Wysiadłem leniwie z auta i spojrzałem na zegarek. W biurze miałem dziś dużo pracy. Po dzisiejszym dniu byłem po prostu padnięty. Powolnym krokiem skierowałem się w kierunku budynku. Chciałem odkluczyć drzwi, no jednak moja mama mnie wyprzedziła. Ta kobieta jest niemożliwa. A no tak nie powiedziałem jej, że wrócę później.

- Wejdź synku-powiedziała kobieta i wpuściła mnie do środka gestem ręki.

- Hej mamo-westchnąłem i powiesiłem marynarkę na wieszaku. Ściągnąłem krawat i rzuciłem go na brązową szafkę.

- Chcesz herbaty? - spytała ciepło i zaczęła iść w kierunku kuchni.

- Poproszę-No nie powiem, spędziło się trochę czasu na tym zimnym dworze, a herbata to jest wspaniały pomysł, aby się rozgrzać i ochłonąć.

Mama wyciągnęła z szafki dodatkową szklankę i zalała ją wodą z szarego czajnika. Zanim się obejrzałem, położyła przede mną ciepłą ciecz.

- Długo cię nie było-powiedziała i wzięła łyk herbaty.

- Miałem jeszcze parę spraw do załatwienia na mieście-odpowiedziałem - gdzie reszta? - spytałem rozglądając się.

- Camilla poszła uśpić Adrianka, a potem sama zasnęła-zaśmiała się cicho-a Chris musiał zostać dużej w kancelarii. Igor z twoim ojcem pojechali zawieźć auto do mechanika.

- No tak, czyli wygląda na to, że dzisiaj masz już ciszę i spokój-ciężko westchnąłem i dopiłem herbatę.

- Synu co się dzieje? - spytała z troską i włożyła pustą szklankę do zmywarki.

- Wszystko w porządku-mówiąc to, wstałem od stołu.

- Matki nie okłamiesz. Synku, dobrze wiesz, że możesz o tym ze mną porozmawiać-patrzyła na mnie oczami pełnymi troski i zmartwienia. No i teraz zastanawiałem się, czy powiedzieć jej, czy jednak nie.

- Pamiętasz, jak mówiłem ci o takiej dziewczynie? To dzisiaj dowiedziałem się, że jest mężatką-ciężko wzdychając, powiedziałem po chwili namysłu. Z powrotem usiadłem na miejscu.

- No cóż, synku czasami tak bywa. Może miała ku temu ważny powód, że ci o to tym nie powiedziała-uśmiechnęła się pocieszająco.

- Wiesz mamo, ona miała w sobie taki spokój, miała to, czego nie spotkałem u innych kobiet-powiedziałem z żalem-myślałem, że odwzajemniała moje uczucia-kontynuowałem.

- Ludzie są różni. Jedni mówią prawdę a drudzy mówią ją dopiero w ostatnim momencie-pogłaskała mnie po dłoni. Na jej drobny gest od razu na moją twarz wstąpił delikatny uśmiech.

- Mamo tylko, że ja naprawdę ją kocham-odpowiedziałem, bawiąc się palcami.

- Oj synku. Nigdy nie wiadomo co nam życie przygotuje. Nie raz się zawiedziemy, nie raz dostaniemy od życia dawkę problemów i kłopotów. Jeśli tej dziewczynie naprawdę na tobie zależy wróci, ale to uczucie wróci ze zdwojoną siłą-uśmiechnęła się i wstała z miejsca-nie przejmuj się, wszystko się ułoży. A jeśli ci o tym nie powiedziała na pewno miała ku temu ważny powód-uścisnęła moją dłoń i wyszła z pomieszczenia.

Długo myślałem nad słowami mamy. A jeśli Lily miała naprawdę, ku temu ważny powód? To i tak nie zmienia faktu, że powinna być ze mną szczera. Zresztą sam nie wiem, jak nazwać to uczucie, które nas łączyło i czy w ogóle coś nas łączyło.

***

Lily

Po jakimś czasie dotarłam do domu. Otworzyłam drzwi i niepewnym krokiem weszłam do mieszkania.
W drzwiach Stanął nie kto inny jak Luke. Stałam i patrzyłam na niego wystraszonym wzrokiem. Widocznie czekał, na mnie aż przyjdę. Mój nos poczuł silny zapach papierosów połączonych z alkoholem. Chyba nie tylko ja nie lubię, tego okropnego zapachu niestety ten zapach widniał, w moim domu na co dzień.
Podszedł, do mnie chwycił za nadgarstki i rzucił na podłogę, jak nic niewartego śmiecia.

- Co tak późno! - powiedział i uderzył mnie w policzek. Przymknęłam oczy i odwróciłam twarz w drugą stronę. Starałam się powstrzymać powoli napływające łzy-nic niewarta suka-zakpił i kolejny cios skierował w udo.

- p...proszę przestań-skuliłam się z bólu i momentalnie chwyciłam się za brzuch. Tak jak bym chciała chronić swoje maleństwo.

- bo co? - mówił nic sobie z tego nie robiąc-patrz na mnie-chwycił mnie za moją szyję i próbował skierować ją w jego stronę.

Każdy cios kierował z coraz to większą siłą. A ja płakałam, cały czas trzymając się za brzuch. Celował w każdy skrawek mojego ciała. Gdy się zmęczył, wyszedł. Zostawił mnie samą. Ból krążył po całym moim ciele. Leżałam na zimnej podłodze, bezsilna. W pewnym momencie zobaczyłam krew. Krew, która uświadomiła mi, że moje maleństwo umierało. Nie wiem kiedy. Nie wiem, co się stało. Poczułam, jak moje powieki stają się ciężkie. Ciemność pochłonęła całe moje ciało... Ciemność była tak kusząca, a ja nie zdołałam się jej oprzeć...

-----------------------------------------------

Kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się spodobał. Liczę na jakiś miły komentarz :)

Ps. Dziękuję Lila_Stark za wykonanie przecudownej okładki :* ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro