11. Czy To Już Koniec?
Patrzyłam na niego tak poważnie jak na nikogo nigdy. Czekałam aż powie co mi jest każda sekunda jego milczenia zamieniła się w minute w moim mózgu a każda minuta oczekiwania aż powie wyniki zmieniała się w 10 minut. Pielęgniarka dała mi wodę na biurko przedemna. Lekarz w końcu powiedział.
-to bardzo zła diagnoza Roksano masz białaczkę.
-że co? - powiedziałam i wstałam byłam tak zdruzgotana słabo mi się zrobiło i zaczęłam lecieć do tyłu. Obudziłam się chyba chwilę później leżąc na kozetce - doktorze czy ja dobrze usłyszałam?
-Tak masz białaczkę. Zostaniesz dziś na oddziale zrobimy badania i powiemy co dalej.
-muszę się z kimś spotkać Maria muszę teraz w tym momencie
-możemy mieć godzinę? - zapytała Maria lekarza
-Proszę bardzo tylko proszę wrócić niedługo. Czekamy na ciebie. - wstałam z kozetki i skierowałam się do wyjścia. Zadzwoniłam do Leo żeby się z nim spotkać.
Spotkaliśmy się w parku.
-hej kochanie - powiedział i chciał mnie pocałować ale ja mu nie dałam tej możliwości
-hej usiądź. Powiem to prosto z mostu tak zakochałam się w tobie kocham cie ale nie możemy być razem przepraszam. - powiedziała i się rozplakalam. Pobiegłam do auta i odjechaliśmy.
-co ty zrobiłaś Roxy? - zapytała Maria
-zerwałam z nim nie chce go ranić. Poprostu się w nim zakochałam i nie potrafiła bym żeby on cierpiał bo jestem chora. - powiedziałam i płakałam w ramię mojej opiekunki
Pojechaliśmy do szpitala i zostaliśmy skierowni na oddział onkologii. Zostałam tam na noc. Miałam tyle badań i byłam tak bardzo zmęczona. Rano jak się obudziłam przy moim łóżku byli moi rodzice
-przepraszam córeczko że nie byliśmy przy tobie chcemy to naprawić z tatą - mama płakała a tata udawał twardziela
-ile mi zostało?-zapytała
-czego córeczko - zapytał tata
-mojego życia
-Około 3 miesiące ale podejmiemy chemioterapie i będziemy walczyć o ciebie-powiedział tata
-3 miesiące - powiedziałam pod nosem
-gdzie Maria? - zapytalam
-w domu
-A za ile ja wyjdę?
-lekarz mówił że może za tydzień i potem codziennie chemioterapia. - tata miał łzy w oczach
-nie uzalajcie się nademną nie chce tego. Poprostu nie chce. Chcę żyć i cieszyć się życiem bo mało mi go zostało.
Powiedziałam i wstałam z łóżka ubrałam buty i skierowałam się do wyjścia z oddziału ale zatrzymało mnie dziecko może około 10 lat dziewczynka. Uśmiechnęła się.
-Hej mam na imię Cora - była Łysa miała okrągła głowę blada cerę i malionowe usta uśmiechał się do mnie
-hej a ja nazywam się Roxy-powiedzailam
-mogę Ci pokazać moje rysunki-powiedziała
-no pewnie - po ciągnęła mnie za rękę i za prowadziła do pokoju w którym było pełno obrazków różnych od drzew po zwierzęta nawet portrety. Były piękne- Cora ile już tu jesteś? - zapytałam
-Jestem tu około 2 tygodnie udaje mi się wracać do domu na chwilę a potem wracam zawsze do tego pokoju. A ty Roxy?
-dziś tu przyszłam
-będziemy przyjaciółkami? Nie mam tu żadnej bo każda odchodzi z tego oddziału. - powiedziała zasmucona a ja wiedziałam że chodzi o to że umierają już chciało mi się płakać
-Pewnie że tak ale teraz muszę już iść przyjdę do ciebie papa
-pa Roxy
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro