Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Brian

Mam dość. Jestem zmęczony i tym sposobem wyglądam,jakbym coś brał. Dziewczyny zaczynają mnie denerwować. Myślę,że i tak długo tutaj jestem i Simon się nie obrazi. Właśnie zacząłem go szukać,gdy usłyszałem jego głos:

-Hej Brian! Podejdź tu na chwilę!

Chwilę potem znalazłem się koło Simona i koło...zaraz.

Ja znam tą dziewczynę.

Przecież to u niej ukradliśmy ten wazon,który poszedł za nie małą sumkę.

Tego jeszcze nie było.

Raczej mnie nie skojarzy.

Miałem na sobie kominiarkę,a ona była wystraszona.

Jej wyraz oczu raczej nigdy nie wyleci mi z pamięci.

Tak teraz na nią patrząc,ma prawie takie same wystraszone oczy.

Z taką różnicą,że nie jest w samym ręczniku.

Ale co ona tu robi?!

Ocknąłem się szybko i przedstawiłem się dziewczynie.

-Cześć,Brian.-Podałem jej swoją dłoń.

-Olivia.-Uścisnęła ją.

Muszę zachować spokój. Nie ma mowy,żeby mnie rozpoznała.

-Olivia przeprowadziła się do naszego miasteczka. Chodzi do naszego collegu.-Odezwał się Simon.

Jeszcze lepiej.

-Cieszę się.-Wymusiłem lekki uśmiech.

Ona go odwzajemniła. Jest strasznie skrępowana. Inne dziewczyny wręcz po kilku minutach rozmowy,pchały by nam się do łóżka. Taka prawda. Niektóre niestety takie są. Simon skorzystał z niektórych okazji,ale ja nie. Mam ważniejsze sprawy.

Jednak Olivia jest nieśmiała. To bardzo rzadkie.

-Simon,ja już chyba spadam.-Odezwałem się po chwili.

-Widzę,że wam dwóm humorek nie dopisuje do zabawy. Dobra leć,widzę,że masz ciężki dzień. A Olivia,ciebie odwiozę.

-Nie trzeba,wezmę taksówkę...-Zaczęła,ale mój przyjaciel jej przerwał:

-Nie bądź taka skromna. Odwdzięczysz mi się kiedy indziej.-Puścił jej oczko,a ja widzę,jak odwraca wzrok.

Nieśmiałość jest słodka.

Czyli Olivia spodobała się Simonowi.

Już zbieraliśmy się do wyjścia,gdy ktoś zawołał Simona:

-Simon! Nie mam dobrych wieści. Joe zarzygał ci pokój!

Słyszę jak przyjaciel cicho jęknął,a kątem oka dostrzegam jak Olivia zaczęła się cicho śmiać. Ja tego nie ukrywam. Wybuchłem głośnym śmiechem,a Olivia już nie wytrzymując,poszła w moje ślady.

-Na co poszło?-Spytał Simon zmarnowany.

-Pierwsza fala na łóżko.

-No chyba go zabiję.-Powiedział Simon.-Weź zacznij sprzątać a ja tylko odwiozę koleżankę!

-Odbiło ci?! Ja tego sprzątał nie będę.

-Nie denerwuj mnie!-Krzyknął Simon.

Zaczęli się kłócić,ale Olivia nieśmiało weszła im w słowo:

-Zadzwonię po taksówkę,a ty zajmij się pokojem.-Uśmiechnęła się do mojego przyjaciela.

Westchnął.

-Poradzisz sobie?

-Tak,nie martw się.

-Ja ją przecież mogę odwieźć.-Odezwałem się,zanim pomyślałem.

-O stary,dobra. Olivia z nim dojedziesz bezpiecznie.-Podszedł do mnie i szepnął na ucho.-Weź jej tam o mnie szepnij parę słówek.-Poklepał mnie przyjacielsko w plecy,a ja się uśmiechnąłem.

Po chwili pożegnaliśmy się i wyszliśmy,kierując się do mojego auta.

Jazda trwała w ciężkiej ciszy. Zapewne ona jest skrępowana,a ja zestresowany. Właśnie jadę ją odwieźć do jej domu,w którym już byłem. Co za chora sytuacja...

Może zacząć rozmowę o Simonie? Wszystko,byleby jakoś rozładować sytuację.

Zerknąłem na nią kątem oka. Jest odwrócona w drugą stronę i patrzy przez szybę oparta o siedzenie. Wygląda,jakby miała dość dzisiejszego dnia.

Rozumiem ją.

-Więc...-Zacząłem.-Wpadłaś mojemu przyjacielowi w oko.

Olivia odwróciła się w moją stronę.

-Nie sądzę.

-Dlaczego wy dziewczyny tego nie widzicie,że podobacie się chłopakom.-Zaśmiałem się krótko.

Zawtórowała mi.

-Nie wiem. Nie znam się na takich rzeczach.-Odpowiedziała.

-Oj już nie bądź taka skromna. Jesteś śliczna i każdy chłopak ci to powie.-Odparłem a ona się zarumieniła i odwróciła się z powrotem.

Palnąłem się w myślach w czoło.

Nie dość,że ją okradłem to jeszcze sypie jej komplementami.

-Ale...-Chrząknąłem po chwili.-Simon to świetny gość. I jeśli już,to z nim powinnaś się umawiać.

-Ja na razie jakoś nie szukam chłopaka.-Powiedziała cicho,spuściła głowę w dół i zaczęła bawić się palcami.

-Niespotykane.-Zaśmiałem się.

Nic na to nie odpowiedziała.

-Okej,powiedz mi teraz w którą stronę.-Zapytałem. Muszę przecież udawać,że nie wiem gdzie mieszka.

-W lewo,później prosto i znowu w lewo.

Kiwnąłem głową. Po krótkiej chwili zadzwonił mój telefon.

Tak,jeszcze mi szefa brakowało żeby zwoływał na kolejną akcję.

Zerknąłem na wyświetlacz. To szpital.

Bez zastanowienia odbieram połączenie.

-Halo?

-Cześć Brian.-Usłyszałem głos lekarza.

Nie jest dobrze.

-Co się stało?-Spytałem od razu.

-Twoja mama nie czuje się zbyt dobrze...

-Prosiła,abym przyjechał?-Zapytałem z niedowierzaniem.

-Właśnie,że nie. Błagała,aby ci nie przeszkadzać,ale przecież musisz przy niej być. Brian...obawiam się,że nie zostało jej już wiele czasu...

-Już tam jadę.-Powiedziałem i się rozłączyłem.

Zerknąłem na Olivię,która teraz patrzy na mnie.

-Coś się stało?

-Muszę pilnie gdzieś jechać,ale najpierw odwiozę ciebie...

-Jeśli musisz być tam teraz,mogę jechać z tobą.-Powiedziała cicho i nieśmiało.

-Rodzice nie będą źli?

O ile się tobą interesują.

-Okaże się,jak wrócę.-Odpowiedziała.

-Dobra.-Gwałtownie zawróciłem i już byliśmy w drodze do szpitala.

Olivia

Nie wiem czemu chciałam z nim jechać. Rozmawiając przez telefon był strasznie zmartwiony,a do tego musiał mnie odwieźć. Nie trzeba być głupcem,aby zorientować się,że chodzi o jego mamę.

Jakbym nie wiedziała o jego sytuacji,pozwoliłabym mu siebie odwieźć. Lecz w takim wypadku nie trzeba się długo zastanawiać.

Nie wiem co bym zrobiła,jeżeli chodziło by o moją mamę.

Jedziemy w ciszy,a Brian jest całkowicie skupiony na drodze. Ma zmartwioną minę. Próbuje jak najszybciej dostać się do szpitala.

Po kilku minutach jesteśmy już pod białym budynkiem.

-Poczekasz chwilę?-Spytał mnie,a ja kiwnęłam głową.

Wyszedł z pojazdu a ja zostałam sama otoczona ciemnością.

Brian

Niemal wbiegłem do środka szpitala. Skierowałem się do recepcji. Nie musiałem tłumaczyć do kogo idę i kim jestem dla tej osoby. Wszyscy mnie tu bardzo dobrze znają.

-Dobry wieczór.-Przywitałem się.

-Cześć Brian. Mamę przenieśli do sali numer 7.

-Dziękuję.-Odpowiedziałem i szybko skierowałem się we wskazanym kierunku.

Przed salą spotkałem lekarza,który opiekuje się moją mamą.

-Brian.-Odezwał się.

-Co się dzieje?

-Chemia już nie pomaga. Niestety...

Czuję jak w moich oczach zbierają się łzy.

-Mogę do niej wejść?

-Oczywiście.

Otwarłem drzwi i wszedłem do środka. Mama leży bezwładnie na łóżku wyczerpana i zmęczona tą całą chorobą.

Usiadłem obok na stołku. Wziąłem jej bladą chudą dłoń w swoje ręce.

-Synku.-Usłyszałem jej słaby cichy głos.

Podniosłem głowę i zobaczyłem jej nikły uśmiech.

-Mamo,nie możesz odejść. Masz całe życie przed sobą...

-Z tą chorobą nie wygrasz. Bóg chce mnie już u siebie...

-Nie mów tak.-Czuję jak łzy lecą mi po policzkach.

-Brian,jesteś moim mądrym,silnym synkiem. Poradzisz sobie. Wierzę w ciebie.

-Bez ciebie,to nie ma sensu.

-Musisz być silny. Zawsze będę nad tobą czuwać.

Już na to nie odpowiedziałem. Położyłem się obok niej i przytuliłem. Leżałem w ciszy a mama mimo braku sił,nuciła mi piosenkę którą śpiewała mi,kiedy byłem mały.

Olivia

Nie mogę już wytrzymać. Briana nie ma od godziny.

A co jeśli jego mama...

Wyrzuciłam tę myśl z mojej głowy.

Wysiadłam z auta i weszłam do środka od razu kierując się do recepcji.

-Przepraszam...-Zagadnęłam do siedzącej kobiety.

-Tak słonko?-Uśmiechnęła się.

-Wchodził tutaj taki chłopak...

-Brian?-Podniosła prawą brew do góry.

-Tak.-Kiwnęłam głową.-Wiem,że nie może pani udzielić mi takich informacji,ale...

-Jesteś jego dziewczyną?

-Właściwie to nie...

-Przykro mi skarbie. Jedyne co możesz zrobić,to poczekać na niego.

Kiwnęłam głową i usiadłam w poczekalni.

Zaczęłam się rozglądać. Nie byłam tutaj sama. Matki z dziećmi czekały na swoją kolej. Gdzie nie gdzie słychać płacz. Szpital,to okropne miejsce.

Po 15 minutach wyszedł Brian. Ma czerwone oczy,co może oznaczać tylko jedno. Koło niego szedł lekarz. Udaje mi się podsłuchać ich rozmowę.

-Ile jej pan daje?

-Kilka dni,nawet nie wiem...

Chłopak kiwa głową,jakby to nadal do niego nie docierało.

-W każdym razie,dziękuję za wszystko.-Powiedział do doktora,uścisnęli sobie ręce i Brian kieruje się do wyjścia.

Brian

-Dobranoc Julio.-Mówię do recepcjonistki.

-Dobranoc skarbie. A czy ty znasz tą dziewczynę?-Pyta mnie i wskazuje miejsce,gdzie siedzi Olivia.

-Tak,ale miała na mnie czekać w samochodzie.

-Pytała się o ciebie.

Zerkam na zegarek. Czekała na mnie ponad godzinę.

-Jesteście razem?-Padło kolejne pytanie.

-Nie...to koleżanka.-Odpowiadam i idę w jej stronę.

Ona wstaje w krzesełka.

-Przepraszam,że czekałaś tak długo...-Zacząłem.

-Nic się nie stało.-Odparła patrząc w moje oczy.-Wszystko dobrze?

-Tak.-Kłamię.-Jedziemy?

Kiwa głową i kierujemy się w ciszy do auta. Ruszamy również w ciszy.

Nie pyta się do kogo przyjechałem.

Spoglądam w górne lusterko. Moje oczy są zaczerwienione.

Musiała się zorientować,że płakałem.

Dlaczego o nic nie pyta?

Może już jej powiedzieli jaką to mam sytuację. Wszyscy w szkole wiedzą,a ja to próbuję nieudolnie ukrywać,że wszystko jest dobrze.

Po kilku minutach jesteśmy pod jej domem. Już wysiada,gdy łapię ją za dłoń i przyciągam do siebie. Nie mam pojęcia,dlaczego tak postąpiłem. Jest mi teraz potrzebne wsparcie.

Ona się nie opiera. Od razu odwzajemniła uścisk. Nawet lekko głaszcze mnie po plecach.

-Dziękuję,że ze mną pojechałaś.-Odzywam się po dłuższej ciszy.

-Nie ma sprawy.

-Wiesz u kogo byłem,prawda?

-Tak.

Dalej już nic nie było trzeba. Rozpłakałem się,jak małe dziecko. Olivia w ciszy dalej mnie przytula i głaszcze delikatnie po plecach.

Po kilku minutach się uspokoiłem. Odsunąłem się od niej.

-Przepraszam...

-Nie przepraszaj za to,że opłakujesz bliską ci osobę.-Pocałowała mnie w policzek.-Wszystko będzie dobrze.-Uśmiechnęła się słabo i wyszła z pojazdu.









Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro