Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Po powrocie do domu udałam się do kuchni,aby zobaczyć co tak pięknie pachnie.

-George,co ty tam tak gotujesz?-Spytałam,uśmiechając się.

-Próbuję nowe danie.-Odwzajemnił gest.-Będzie za godzinkę. Jeśli jest już panienka teraz głodna to mogę...

-Nie,nie. Poczekam aż wszystko będzie gotowe.

-I jak tam w szkole?-Zapytał po chwili.

-Myślę,że nie będzie źle. Szkoła jak szkoła.-Wzruszyłam ramionami.

-Któryś z chłopaków wpadł ci w oko?-Poruszył zabawnie brwiami.

Zaczęłam się głośno śmiać.

Jak na swój wiek jest zabawny i wie co się teraz dzieje. To pewnie dlatego,że ma dwie córki.

-Ledwie co tam przyszłam George. Nie miałam za bardzo czasu i głowy żeby się za nimi oglądać. Dla mnie najważniejsza jest nauka.-Odparłam stanowczo.

-Zobaczymy jak się zakochasz po uszy. Wspomnisz moje słowa. Moja córka mówiła tak samo.

-Ze mną będzie inaczej. Nie spieszę się,by mieć chłopaka. Miłość przychodzi,kiedy jest na to czas.

-Jak tam stracisz dla któregoś głowę,nie przychodź do mnie po pomoc.

-George,lepiej zajmij się obiadem i mnie zawołaj,jak będzie gotowy.-Powiedziałam z uśmiechem i wyszłam z kuchni.

Już kierowałam się na schody,gdy zatrzymała mnie mama.

-Olivia,zapomniałabym ci powiedzieć. Zaraz jadę do pracy,więc lepiej powiem ci to teraz.

-Co się stało?-Zmarszczyłam brwi.

-Dzwoniła Emily. Prosiła abyś do niej oddzwoniła w wolnym czasie.

-Odezwała się?-Spytałam zdziwiona.

-Wiesz,że jej kariera dopiero ruszyła. Dobra kochanie ja lecę.-Pocałowała mnie w czoło.-Zadzwoń do niej!-Krzyknęła na wyjściu.

Westchnęłam i szybko weszłam po schodach a potem do mojego pokoju. Zamknęłam drzwi i wybrałam numer Emily.

-Cześć siostra! Jak dobrze,że dzwonisz.

-Też jestem zdziwiona.-Mruknęłam.

-Wiesz,co się teraz u mnie dzieje. Nie mogłam wcześniej.

-Rozumiem przecież,ale wiesz że wszyscy odchodziliśmy od zmysłów?

-Tak wiem. Ale Ruggero też.

Zaśmiałam się.

-Okej,opowiadaj jak tam.

-No to przez te wszystkie miesiące próbowałam ustabilizować się w tym miejscu,a potem zaczęłam szukać tej mojej pracy....

I tak właśnie zaczęła mi wszystko opowiadać. Emily jest moją siostrą,starszą o cztery lata. Postanowiła wyjechać do Madrytu i tam rozpocząć karierę modelki. Chciała po prostu iść w ślady mamy,ale gdzieś indziej. Jest śliczna,jak mama. Z Ruggero jest od pięciu lat i moim zdaniem on się jej niedługo oświadczy. Wyjechała 6 miesięcy temu i dopiero teraz się odezwała. Przez ten czas pisała krótkie sms,że nic jej nie jest i że nadal próbuje swoich sił w modelingu. Ruggero odchodził od zmysłów razem z nami. Jest spontaniczna i najpierw robi,potem myśli. Jak już coś sobie postanowi,kompletnie się w tym zatraca i nie zwraca uwagi na nic. Jesteśmy już do tego przyzwyczajeni.

-Zazdroszczę ci.-Odpowiedziałam,jak już skończyła mówić.

-A jak tam u was?

-Nie mówiła ci,że przeprowadziliśmy się do Sheffield?

-Wspominała coś...jak sobie radzisz?

Właśnie w tej chwili przypomniało mi się włamanie.

-Dobrze.

Radzę sobie świetnie. Uszłam z życiem.

-Nie bardzo przekonujące. Nadal siedzisz w książkach,zamiast mieć znajomych?

-Emily...-Powiedziałam ostrzegawczym tonem.

-Taka prawda,siostro. Wiesz ile ty życia tracisz?

-Nie przeszkadza mi to.

-Niedługo przyjadę i cię naprawię.-Zachichotała.

-Lubię moje życie takim,jakie jest.

-Jeśli poznasz chłopaka,to wszystko się zmieni.

-Co wy wszyscy dzisiaj o tych chłopakach?

-Pozdrów George'a ode mnie.-Odpowiedziała ze śmiechem.

Przewróciłam oczami,wiedząc że tego nie widzi.

-Ale tak poważnie to tam wpadnę z Ruggero. Opowiesz mi...w sumie ja ci opowiem...

-Ta rozmowa już nie ma sensu.-Powiedziałam.

-Okej,okej przepraszam. Masz bardzo ciekawe życie.-Znów się zaśmiała,a ja mam ochotę ją udusić.-Muszę lecieć. Trzymaj się kochana!

-Ty też.-I się rozłączyłam.

Zeszłam na dół i znów udałam się do kuchni.

-Masz pozdrowienia od Emily.

-O,dziękuję bardzo.-Postawił na stole talerz z moim daniem.-Wcinaj i opowiadaj co u niej.

***

Po obiedzie byłam dosłownie pełna. To co przygotował George,było przepyszne. Zresztą jak wszystko.

Postanowiłam,że zacznę przeglądać materiał,jaki obowiązuje tutaj w collegu. Okazało się,że nie jest taki trudny jak się spodziewałam. Jest parę nowych rzeczy,ale łatwych. Nie powinnam mieć problemów.

Zadowolona,wróciłam do czytania mojej książki. Nie wspominam już,że cały czas myślę o tym wazonie. Ale chyba powinnam się cieszyć,że żyję i o tym zapomnieć.

To dobry pomysł. Nikt się nie dowie. Będę żyć sobie dalej.

Tak więc zatraciłam się w lekturze.

Obudził mnie dźwięk mojego telefonu. Zdezorientowana,podniosłam głowę z książki i spojrzałam na zegarek,który wskazuje godzinę 18. Zerkam na numer,który jest nieznajomy. Marszcząc brwi,odbieram połączenie i powoli przysuwam telefon do ucha.

-Halo?-Odzywam się pierwsza.

-No witam cię serdecznie!-Odezwał się wesoło głos po drugiej stronie.

-Jeremi,skąd masz mój numer?-Spytałam.

-Jeszcze nie skumałaś,że pani Susan mnie wielbi?

Zaśmiałam się cicho.

-Okej,więc o co chodzi?

-Idziesz z nami na tą imprezę.-Odparł stanowczo.

-Definitywnie nie.

-Nie daj się prosić...

-Jeremi,ja tutaj nie znam nikogo oprócz ciebie i Vanessy. Nie znam okolicy,nawet nie wiem gdzie to jest. Pozwól mi się najpierw zaklimatyzować....-Powiedziałam niemal błagalnie.

Znowu będą na mnie patrzeć jak na jakiegoś dziwoląga. Do tego nie przepadam za imprezami,alkoholem i tak dalej. Może i moja sytuacja się nie zmieni,ale ja też nie zamierzam. Mogą mnie nie lubić. Radziłam sobie tam,tutaj też dam radę.

-W takim razie,czas na plan b.

-W sensie?

-Idziemy do ciebie,do domu.-Odpowiedział zadowolony.

-No to ciekawe,skąd weźmiesz mój adres.-Odparłam,ale szybko zorientowałam się,jak go zdobędzie.

-Susan?-Usłyszałam jego melodyjny głos.

-Jesteś w szkole?!

-Tak. Susan zaraz kończy,a my i tak wiedzieliśmy że się nie zgodzisz.

Westchnęłam.

-Vanessa jest z tobą?

-No ba. Pomoże ci się ubrać. Zresztą...ja wam też coś nie coś doradzę.

Tylko nie to. Jeszcze tego mi brakowało,żeby dowiedzieli się,jaka to bogata jestem. Już nie będą się chcieli ze mną zadawać.

-Jeremi...

-Vanessa ma już twój adres. Niedługo u ciebie będziemy.-Powiedział i się rozłączył.

Odłożyłam telefon i położyłam się z powrotem na łóżko.

Porażka,kompletna porażka.

Co ja mam zrobić?

Ale z drugiej strony,jak chcę mieć przyjaciół to chyba muszę mówić prawdę. Z kolei przyjaciele powinni akceptować mnie.

Zobaczymy jak to się potoczy...

Posprzątałam trochę w pokoju i z niecierpliwością czekam na pojawienie się Vanessy i Jeremiego. W tym domu to nowość,że mam znajomych i to,że do mnie przyjdą.

Cała w nerwach wyszłam z pokoju i już miałam schodzić,gdy usłyszałam głos Mariny-jednej z pomocniczek.

-Panienka jest u siebie w pokoju. Zaprowadzę.

Usłyszałam jak zaczynają iść,więc sama zbiegłam po schodach i powiedziałam:

-Dziękuję Marino,dalej zajmę się gośćmi sama. Możesz poprosić Georg'a,aby przygotował nam coś do picia?

-Oczywiście.-Powiedziała i odeszła.

Odwróciłam się do Vanessy i Jeremiego,którym szczęka lekko opadła.

O nie.

Udając,że wszystko jest normalne,powiedziałam:

-No to co? Idziemy?

Kiwnęli głowami i zaczęłam ich prowadzić prosto do mojego pokoju. Na miejscu zamknęłam drzwi i spojrzałam na nich.

-Stara,ale ty masz chatę.-Odezwał się pierwszy Jeremi.

-Dzięki.-Mruknęłam.-I to was jakoś nie wiem...nie odstrasza?

Spojrzeli po sobie i zaczęli się śmiać.

Jeszcze gorzej.

-Dlaczego tak myślisz?-Zapytała Vanessa.

-No,nie wiem...

-Słuchaj,my nie oceniamy po tym kto ma ile kasy. Liczy się podejście do ludzi i charakter. A ty jesteś skromna i się nie wywyższasz. Nawet nie wiesz ile u nas w szkole jest takich snobów.

Odetchnęłam z ulgą.

-Do tego,całkiem się nie chwaląc,ale żebyś czuła się swojo.-Odezwała się Vanessa.-Nasi rodzice też zarabiają nie mało. Z taką różnicą,że mamy mniejszy dom a do służby jesteśmy przyzwyczajeni.

-Jesteście tacy normalni. Tam w szkole to się nie liczyło...-Zaczęłam.

-Ale teraz jesteś tutaj i właśnie szykujesz się na imprezę.-Podszedł do mnie Jeremi i objął mnie ramieniem.

-Jak już mówiłam,nigdzie nie idę.-Odpowiedziałam odsuwając się od niego i siadając na łóżko.

-Olivia,poznasz resztę naszej paczki. Będzie fajnie,nie daj się prosić.-Odparła Vanessa.

-Do tego będzie tam tyle ciasteczek,że będziesz miała dość.-Powiedział z uśmiechem Jeremi.

-Nawet gdybym tak czysto hipotetycznie się zgodziła, to i tak nie mam w co się ubrać.

-Chyba nie znasz moich mo...-Zaczęła Vanessa,ale przerwało jej pukanie do drzwi.

Podeszłam do nich i otworzyłam.

-George przygotował jeszcze parę przekąsek.

-Nie trzeba było.-Uśmiechnęłam się.-Dziękuję.-Powiedziałam i przyjęłam od Mariny tacę.

-Ciasteczka!-Pisnął Jeremi i wziął je ode mnie,pożerając jeden po drugim.

Pokręciłam głową z dezaprobatą.

-Okej,wracając do tematu...-Odezwała się po chwili Vanessa.-Nie znasz moich możliwości.

-Czyli?

Zamiast odpowiedzieć,podeszła do mojej szafy i ją otworzyła.

-Widzisz? Mówiłam,że nic nie mam...

-Żartujesz sobie ze mnie? Czy ty widzisz te ubrania?

Zmarszczyłam brwi i również podeszłam do szafy. Vanessa zaczęła wyciągać wszystkie sukienki,które na siłę kupiła mi mama i powiedziała że mam je nosić.

Nie miałam ich ani razu na sobie.

-W życiu ich nie założę...

-Kochana wybacz,ale nie ty tu decydujesz.-Powiedziała Vanessa.-Jeremi chodź,pomożesz mi wybrać.

Chłopak pokiwał głową z pełną buzią ciastek i podszedł do nas,po czym zaczął przebierać w sukienkach. Zrezygnowana,usiadłam z powrotem na łóżku i pozwoliłam im działać.

Po pięciu minutach ich debatowania,odezwał się Jeremi:

-Jest idealna. A teraz nie marudź,tylko leć ją ubrać,a potem zajmiemy się całą resztą.-Rozkazał,a ja bez żadnego "ale" poszłam do łazienki ją założyć.

Po niemalże dwóch godzinach czesania i malowania Vanessa stwierdziła,że jestem gotowa i mam się przejrzeć i powiedzieć jak mi się podoba. Podeszłam z zamkniętymi oczami do lustra a kiedy Jeremi powiedział,że już mogę je otworzyć,prawie umarłam.

-Boże.-Szepnęłam.-Jak to się stało?

-Ma się ten talent.-Zatrzepotała rzęsami Vanessa.

-No jasne.-Zawtórował jej Jeremi.

Zaczęliśmy się śmiać. Rozbawiło mnie to tak bardzo,że zgięłam się wpół i wyglądam tak:

-Okej,okej. A teraz wypijmy za przemianę naszej Olivii i pędzimy na imprezę.-Powiedział Jeremi i wypiliśmy sok.-Tam będzie coś mocniejszego. Zbieramy się.

-Chwila,chwila,chwila...-Zaczęłam panikować.-Co ja powiem tutaj w domu. Słuchajcie muszę być przed 23 bo...

-Wyluzuj. Odstawimy cię. Nam nie ufasz?-Odpowiedział Jeremi.

-Nie. Poznaliśmy się dzisiaj.

-A jednak wpuściłaś nas do domu i pozwoliłaś się ubrać. Jedziemy.-Odparła Vanessa.

Wyszliśmy z pokoju,a tuż przed wyjściem weszłam do kuchni.

-George,wychodzę ze znajomymi. Będę przed 23.

-Oczywiście panienko.-Odwrócił się do mnie przodem.-Impreza?-Podniósł brew do góry.

-Tak,zmusili mnie.-Westchnęłam.

Pokiwał głową i wyszedł do nas.

-Tylko mi ją pilnujcie przed chłopakami.-Zagroził palcem.

-Niech się pan nie martwi. Jest w dobrych rękach.-Odezwał się Jeremi.

-No to bawcie się dobrze.-Pożegnał nas,a chwilę potem byliśmy w drodze na imprezę.

To niby nic takiego,a jednak się stresuję. Nigdy nie chodziłam na tego typu rzeczy.

Coś się na pewno wydarzy,znając moje szczęście.









Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro