Rozdział 11
-Nie ma mowy.-Powiedziałam po chwili.
-Olivia o co ci chodzi?-Spytał Jeremi.
-Nad wodę? Nigdy w życiu. Myślałam raczej o kinie,pójściu na lody czy coś. Nie umiem pływać.-Westchnęłam.-Jeśli będzie chciał pływać? O mój Boże,to jest jakaś katastrofa.-Zaczęłam panikować.
-Przecież nie musisz wchodzić do wody. Pewnie naszykował kosz ze smakołykami i będziecie siedzieć na kocu. Możesz siedzieć.-Uspokajała mnie Shay.
-Skąd wiesz że zaplanował piknik?
-Proszę cię.-Prychnęła.-Chłopcy już się na tyle wycwanili,że wiedzą iż kino czy cokolwiek innego jest oklepane. No i oczywiste że cały czas nie będziecie siedzieć w wodzie.
-Okej,zrozumiałam.-Wzięłam głęboki oddech.-To...jak mam się ubrać?
-Pogoda jest dzisiaj nie najgorsza,więc jakąś letnią sukienkę a pod spód strój kąpielowy.-Poradziła Sierra.
-Strój? Mówiłam wam że...
-Zaufaj nam.-Wtrąciła się Vanessa.
Tak też poszłam za ich radą i założyłam to co kazały.
-Nałóż tylko błyszczyk i zwiąż włosy w kucyka.-Rozkazała Nina.
Tak też zrobiłam.
-Na koniec załóż te białe tenisówki,które właśnie znalazłem w szafie. Pasują idealnie.-Dołączył się Jeremi.
Parę minut później stałam na środku pokoju,gotowa na "randkę".
-No i bosko.-Zachwycała się Shay.-Ludzie,zrobiliśmy kawał dobrej roboty.
Wszyscy się z nią zgodziliśmy.
-Ile mamy czasu do rozpoczęcia misji?-Zapytał Jeremi.
-Dokładnie 10 minut.-Odpowiedziała Sierra.
-Stresuję się.-Odezwałam się po chwili.
-To normalne na pierwszej randce. Spokojnie,wszyscy jesteśmy pod telefonem w razie gdyby coś się stało.-Uśmiechnęła się Nina.
-Bardzo wam dziękuję.-Powiedziałam i po chwili staliśmy wszyscy do siebie przytuleni.
W tej samej chwili ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę.-Powiedziałam.
Do pokoju weszła moja mama.
-A co tu się wyrabia?-Zapytała z uśmiechem.-Olivia,co to się stało że masz na sobie sukienkę?-Dodała z zaskoczeniem.
-Pani córka wybiera się na randkę.-Odpowiedział Jeremi.
Mama pisnęła ze szczęścia.
-O mój Boże! Tak się cieszę! James chodź no tu,nie uwierzysz co się stało!
Chwilę potem pojawił się mój tata.
-Nasza mała córeczka wybiera się na randkę!
-Och doprawdy? Cóż,chciałbym przedtem poznać tego zalotnika.-Powiedział tata.
-Tato...
-No co? Znam się na ludziach i raz dwa go przejrzę na wylot.
-Mogą państwo być spokojni. To dobry chłopak.-Odezwała się Shay.
-Czy twoi przyjaciele pomagali ci z wyborem stroju?-Spytała mama.
-Tak.
-Macie gust.-Pochwaliła ich.-Ja jej jeszcze nie namówiłam na sukienkę tak bez okazji.-Zaśmiała się.
-Z nami będzie nosić je częściej.-Odpowiedziała Sierra.
-No to się cieszę,cóż zostawiam was,miłej randki kochanie.-Powiedziała mama.
-I uważaj na siebie.-Dodał tata.
Potem oboje pocałowali mnie w czoło i wyszli z pokoju.
-Rozumiecie to,że właśnie dostaliśmy pochwałę od byłej modelki?-Odezwała się Vanessa.
-O tak. Olivia,twoi rodzice są zarąbiści.-Pochwaliła Nina.
-Dziękuję,też tak uważam.-Uśmiechnęłam się.
Kilka sekund później usłyszałam jak ktoś wjeżdża na podjazd i krótko zatrąbił.
-Skubany jest punktualny.-Powiedział Jeremi patrząc na godzinę w telefonie.
-To już czas.-Odezwała się Shay.
Wzięłam głęboki wdech i wyszłam z pokoju,żegnając się. Zdążyłam jeszcze usłyszeć Sierrę jak mówi:
-Módlmy się.
Ma rację. Sama w duchu będę się modlić o brak katastrofy.
***
Wyszłam z domu i zerknęłam w stronę mojego okna. Wszyscy w nim stali i pokazywali kciuki w górę. Uśmiechnęłam się do nich i zaczęłam iść w stronę samochodu Simona. On wyszedł z pojazdu i zbliżył się do mnie.
-Witam piękną panią.-Uśmiechnął się i pocałował mój policzek.
Oczywiście ja jak to ja,zarumieniłam się.
-Witaj.-Tylko tyle mogłam z siebie wydusić.
-Gotowa?-Spytał.
Kiwnęłam tylko głową. Następnie otworzył mi drzwi od strony pasażera. Chwilę potem zaczęliśmy jechać.
-Wyglądasz uroczo.-Pochwalił mnie,zerkając na mnie przez chwilę a potem znów skupiając się na drodze.
-Dziękuję,ty też.-Odpowiedziałam ale nie jestem pewna czy tak się mówi.
Simon zaśmiał się krótko.
Ale ze mnie kretynka. Nie mówi się takich rzeczy chłopakowi. Mówi się że jest przystojny. To jest już koniec.
-Dziękuję.-Odpowiedział.-Jeszcze żadna dziewczyna mi tego nie mówiła.
Czuję na twarzy,że jestem już czerwona.
-Czuję się wyjątkowy.-Powiedział po chwili i uśmiechnął się do mnie.
Odetchnęłam z ulgą.
-No więc,zgaduję że zabierasz mnie nad jedną z rzek...-Zaczęłam.
Spojrzał na mnie zdziwiony i odpowiedział:
-Zgadłaś. Sheffield położone jest u zbiegu pięciu rzek. Don,Sheaf, Rivelin, Loxley i...
-I Porter.-Dokończyłam za niego.
-Widzę że coś nie coś wiesz o naszym miasteczku.
-Kiedy usłyszałam że się przeprowadzamy,postanowiłam poczytać o tym miejscu.
-Słusznie. Więc pewnie wiesz,że to miasto znajduje się w obrębie parku narodowego...
-Peak District,przez co jest postrzegane jako jedno z najbardziej zazielenionych miast Anglii.
-Zapamiętałaś.-Uśmiechnął się.
-Lubię dowiadywać się nowych rzeczy.-Odwzajemniłam jego uśmiech.
Po tym jechaliśmy nie rozmawiając,ale nie było między nami dyskomfortu. Płynąca muzyka w tle umilała nam podróż.
***
Po około dwudziestu minutach dotarliśmy do małego lasku a Simon wjechał na ścieżkę i dalej podążaliśmy w głąb zieleni. Szczerze mówiąc spodziewałam się, że będziemy w bardziej obleganym miejscu. Tu może mnie zabić,zgwałcić. Może zrobić wszystko.
Spokojnie Olivia,nie panikuj. Naczytałaś się ostatnio za dużo kryminałów.
-Jesteśmy.-Oznajmił Simon gdy ja w duchu panikowałam.
Wysiedliśmy z auta a ja ujrzałam przed sobą jedną z rzek,która przepływa przez ten lasek,otoczoną piaskiem a wokół oczywiście wiele zieleni i odgłosy natury. Uwielbiam takie miejsca. Szczególnie szum płynącej rzeki mieniącej się promieniami słońca. Piękny widok.
Nagle poczułam oddech Simona przy moim uchu a potem jego szept:
-Podoba ci się?
Wzdrygnęłam się lekko ponieważ żaden chłopak nie był przy mnie tak blisko. Do tego mogę poczuć zapach jego perfum.
Tak,bardzo ładne.
-Tak.-Również szepnęłam,nie wiem czemu.
Odwróciłam się do niego przodem. Simon wpatrywał się we mnie jakbym była ósmym cudem świata...albo dziwactwem świata.
-Co?-Spytałam,bo to zaczęło się robić krępujące.
-Nie mogę się nadziwić twoją urodą. Wiesz,że mogłabyś mieć każdego?-Odpowiedział.
Czuję,że znowu tego dnia czerwienieję na twarzy.
-Dobrze,więc...co zaplanowałeś?-Zmieniłam temat,bo jakoś źle się czuję z tymi pochlebstwami.
-Piknik.-Wyszczerzył zęby i wyciągnął kosz piknikowy oraz duży koc.
-Pomogę ci.-Powiedziałam i przejęłam od niego kosz,który okazał się całkiem ciężki.-Simon,co ty tam masz?-Zapytałam z uśmiechem.
-Zaraz się dowiesz.-Odpowiedział i rozłożył koc na piasku.
Potem usiedliśmy na nim a ja położyłam kosz między nami. Simon otworzył go i zaczął wyciągać jedzenie. Całkiem sporo jedzenia. Domowe ciasteczka,truskawki w czekoladzie,sałatkę i tym podobne. Jednym słowem,jestem w szoku.
-Jeśli powiesz mi teraz że sam to zrobiłeś, to nie wiem co zrobię.-Powiedziałam po tym,jak wyciągnął wszystko to,co znajdowało się w środku.
-A co? Nie wierzysz mi?-Udał że jest oburzony,ale zaraz potem uśmiech znów zawitał na jego ustach.-Mama mi troszeczkę pomagała.
-Podziękuj jej z całego serca.-Powiedziałam patrząc na górę tego jedzenia.-Czy ty myślisz że my to wszystko dzisiaj damy radę zjeść?
-Oczywiście. Nie będziesz mogła się oprzeć tym smakołykom.
-Nie zaprzeczę.-Odparłam a on uśmiechnął się na te słowa.
-W takim razie,bierzemy się za degustację.
W czasie jedzenia tych wszystkich pyszności rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Okazało się jednak,że mamy kompletnie inne zainteresowania ale nie przeszkadzało nam to. Opowiadaliśmy o nich i dowiadywaliśmy się o sobie coraz więcej. Simon to świetny chłopak. Nie wiem czemu nadal nie ma dziewczyny i czemu ja mu się spodobałam. Nawet obiecał mi,że przeczyta jedną z moich ulubionych książek,o których mu opowiedziałam.
-Jeśli ją przeczytam,wtedy dostanę od ciebie buziaka,zgoda?
-Zgoda czarusiu.-Odpowiedziałam lekko się uśmiechając.
-No to mamy jasność,a teraz...co ty na to żebyśmy się trochę zamoczyli.
O nie. Miałam przeczucie,że tak będzie.
-Tak od razu po jedzeniu? A jeśli dostaniemy skurczy?
-Ja wejdę pierwszy i jeśli nie dostanę skurczy,ty do mnie dołączysz,zgoda?-Powiedział i rozebrał się do kąpielówek.
Odwróciłam wzrok i spojrzałam na niego dopiero wtedy,gdy był już w wodzie.
-Chodź. Woda jest czyściutka i nie mam skurczy!-Zachęcał mnie.
Tak a ja się utopię. Do tego będę pół naga przy chłopaku. Świetnie się zapowiada. Już sobie wyobrażam moją czerwoną twarz.
To jest katastrofa.
-Olivia,bo sam tam po ciebie pójdę.
-Okej,okej. Daj mi minutkę.-Odpowiedziałam mu.
Powoli rozebrałam się do kąpielówek i próbując jakoś przykryć się dłońmi,podeszłam do brzegu. Zanurzyłam prawą stopę w wodzie potem lewą i nadal tak stałam.
Nie wejdę dalej. Znając moje szczęście potknę się i utopię a Simon wyląduje na przesłuchaniu.
Nim się obejrzałam,chłopak był już przy mnie.
-Co się dzieje?-Spytał.
-Słuchaj, ja nie umiem pływać,panicznie boję się wody. Wiesz ile ostatnio osób się utopiło w...
-Olivia,ze mną jesteś bezpieczna.
Już miałam coś powiedzieć ale on nagle mnie podniósł i zaczął iść dalej. Tam,gdzie jest głębiej.
Nie miałam wyboru i po prostu przylgnęłam do niego całym swoim ciałem a głowę schowałam w zagłębieniu jego szyi. Nie mam zamiaru na to patrzeć.
-Nie bój się.-Powiedział łagodnie.-Zobacz.
Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam,że jesteśmy daleko od brzegu a woda Simonowi sięga aż do torsu.
-Czy ty chcesz doprowadzić mnie do zawału?-Spojrzałam mu prosto w oczy nie zwracając uwagi na to,że nasze twarze są o wiele za blisko.
-Jakżebym śmiał.-Odpowiedział wpatrując się w moje oczy.
Jemu jakoś nie przeszkadza to, że jesteśmy o wiele za blisko. Dla mnie to koleżeńskie spotkanie. I tak zostanie do końca.
-To co? Wypuścisz mnie?-Zapytałam.
On jakby otrząsając się z jakieś hipnozy znów się uśmiechnął i odpowiedział:
-A jeśli nie? Co wtedy?
-Wtedy zacznę krzyczeć.
-Cóż,w takim razie wolę nie ryzykować.
Postawił mnie ostrożnie a ja złapałam za jego dłoń.
-Masz zamiar mnie nauczyć pływać?-Spytałam z niedowierzaniem w głosie.
-Oczywiście.
I tak oto skończyłam ucząc się pływać. Przy czym parę razy zadławiłam się wodą a Simon te pary razy prawie zszedł na zawał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro