Rozdział 1
3 LATA PÓŹNIEJ...
Olivia
Od trzech godzin chodzę po pokoju i się pakuję.
Jak zwykle rodzice nie powiedzieli mi,że postanowili się przeprowadzić...
Ale szanuję ich i nic na ten temat się nie odzywam.
Za kilka minut powinna przyjechać ekipa od przeprowadzek i zabrać resztę z tego ogromniastego domu.
Tak,jestem zamożna.
Ale jakoś specjalnie się tym nie chwalę. Jestem raczej skrytą osobą,nie mówię otwarcie o swoich uczuciach i bardziej wolę siedzieć z nosem w książce,niż imprezować jak inni moi znajomi.
Znajomi.
Nie mam przyjaciół. Ani jednego.
Wszyscy tutaj w szkole uważają mnie za typową kujonkę i tą "grzeczną". Niektórzy myślą,że jestem lepsza od innych bo mam kasę,dom który przypomina ville i dobrze się uczę. A tak naprawdę jestem pomocna i gdyby tylko ktoś zapytał się czy mogłabym mu coś wytłumaczyć,nie odmówiłabym a z chęcią pomogła.
Tymczasem patrzą na mnie dziwnie,jakbym była jakimś kosmicznym stworzeniem.
Westchnęłam i zapięłam już ostatnią walizkę z moimi ciuchami.
Tą przeprowadzkę odbieram nawet pozytywnie. Może tam w szkole poznam fajnych ludzi,zaprzyjaźnię się z nimi. Może będzie inaczej niż tutaj. Zmiana otoczenia całkiem dobrze mi zrobi. Rodzice powiedzieli,że kupili mniejszy dom,więc teraz nie będę musiała się wstydzić mojego-jak to nazywam-stanowiska.
-Kochanie,zejdź już na dół. Mert zniesie twoje rzeczy do samochodu.-Słyszę głos mojej mamy.
-Dobrze,już schodzę.-Odpowiedziałam,wzięłam tylko małą torebkę i zeszłam po schodach do salonu.
Potem wyszłam na zewnątrz,aby ostatni raz popatrzeć na ogród,którym oczywiście opiekował się nasz ogrodnik.
Moi rodzice nie mają czasu na takie drobnostki. Tata ma ogromną sieć sklepów i rzadko jest w domu,a mama jest modelką. Najczęściej widuję się z nimi w weekendy a razem cały czas spędzamy w święta. Nie mogę powiedzieć,że się mną nie interesują,bo tak nie jest. Jednak niekiedy mi ich brakuje,ale nie chcę niepotrzebnie zaczynać tematu bo wiem,ile mają na głowie. W końcu zarabiają na moje utrzymanie.
Wracając,to właśnie w tym ogrodzie spędzałam większość mojego czasu. Jest tutaj wiele różnych kwiatów i wiele drzew. Między nimi stoi huśtawka,na której zawsze siadałam i rozmyślałam nad różnymi rzeczami,lub najczęściej czytałam. Wiatr kołysał lekko moje włosy a promienie słoneczne pieściły moją twarz. Uwielbiałam tutaj przebywać. Ogród był takim moim miejscem,gdzie spędzałam masę czasu.
Zależy mi bardzo na tym,aby tam było tak samo. Nie ważne jakiej wielkości,ale huśtawka musi być. Bo tutaj oczywiście jest prawie tak samo wielki,jak nasz salon. A salon z kolei jest tak wielki,jak jeden największy dom.
Chwilę potem dołączyli do mnie rodzice i przytulili mnie do siebie.
-Olivia,nie masz nam za złe,że podjęliśmy decyzję bez twojego zdania?-Spytała mama.
-Nie. W sumie to mi nawet dobrze zrobi.-Odpowiedziałam patrząc przed siebie.
-Jesteś mądrą i samodzielną dziewczyną. Na pewno sobie poradzisz.-Dopowiedział tata i pocałował mnie w tył głowy.
-A gdzie się przeprowadzamy?-Zapytałam po chwili milczenia.
-Sheffield. Spodoba ci się tam.-Uśmiechnęła się mama.
-Mam nadzieję.-Odpowiedziałam i ruszyliśmy do samochodu.
***
W czasie naszej podróży pogoda zrobiła się okropna. Zaczęło tak lać,że świata prawie nie widać. Uwielbiam słuchać,jak pada deszcz i jak stuka o różne rzeczy. To jakoś mnie uspokaja. Jednak z drugiej strony,taka ulewa może spowodować wypadek,dlatego zaczęłam modlić się w duchu abyśmy dotarli cali i zdrowi na miejsce.
***
-Halo? Olivia? Obudź się. Jesteśmy na miejscu.-Słyszę głos mojego taty,który szturcha mnie delikatnie w ramię.
Podnoszę powoli głowę i przecieram oczy.
-Chodź,zobaczysz nasz nowy dom.-Zawołała mnie mama a ja wyszłam z pojazdu.
Spojrzałam na budynek. Nie zdziwiło mnie to,że jest tak samo duży jak nasz poprzedni.
Znowu to samo....
-I jak? Piękny co?
-Emm...tak,ale miał być mniejszy.-Powiedziałam.
-Tak. Salon jest trochę mniejszy od tamtego,ale nie przejmuj się. Przyzwyczaisz się.-Uśmiechnęła się i weszła z tatą do środka.
Zerknęłam na tył domu. Jest huśtawka i ogród.
Może jakoś przeżyję...
Po tym jak już posiedziałam w ogrodzie na świeżym powietrzu,weszłam do środka domu. Widok jakoś nie zrobił na mnie wrażenia. Duży hol,z holu przechodzisz do wielkiego salonu,obok jest kuchnia,gdzieś tam łazienka a do góry pewnie z dziesięć pokoi.
Moja sytuacja się nie poprawi....
Jest już dość późno,więc weszłam po schodach a potem skierowałam się do mojego nowego pokoju. Nasza służba już rozkłada wszędzie rzeczy i sprząta. Nie nazywam ich służbą,tylko pomocnikami.
-Panienki pokój już prawie gotowy.-Uśmiechnęła się do mnie pani Louisa.-Czegoś potrzeba?
-Nie,dziękuję.-Odpowiedziałam również z uśmiechem a po chwili wszyscy opuścili pomieszczenie.
Rozejrzałam się po pokoju. Beżowe ściany,obok wielkiego okna stoi łóżko a na przeciwko znajduje się wielka szafa z lustrem. Mały stolik,nad nim trzy półki a w kącie biurko i toaletka. Nad biurkiem wisi telewizor. Przewyższa kolor szary i jasny brąz. W całym pokoju pachnie lawendą.
Podoba mi się.
Usiadłam na łóżku i zaczęłam rozmyślać.
Co jeśli nikt mnie nie polubi i sytuacja się powtórzy?
Co jeśli poziom nauki jest tutaj trudniejszy?
Co jeśli sobie nie poradzę?
Przecież jutro muszę zawieźć papiery do szkoły. Dopiero w tej chwili to wszystko do mnie dotarło.
Mam stresa...
Westchnęłam i wzięłam książkę,którą zaczęłam czytać w samochodzie. Położyłam się wygodnie na łóżku i zerknęłam na zegarek. Wskazuje 22:00.
Przeczytam jeden rozdział i pójdę się odświeżyć.
I tak zatraciłam się w lekturze...
Po pół godzinie przyszli do mnie tata z mamą.
-Kochanie,musimy gdzieś wyjść.-Słyszę głos mamy.
Zerknęłam na nich z nad książki.
-Coś się stało?
-Tata dostał telefon. Coś się stało w firmie,a ja z nim pojadę bo w sumie i tak miałam zatwierdzić kilka projektów...
-Kiedy będziecie?
-Kotku,myślę że nad ranem...-Odparł tata.
Widzę,że są zmęczeni po tej całej podróży. Do tego jeszcze muszą pracować...
-Dobrze,nie ma sprawy. Jestem już na tyle duża,że mogę zostać sama.
-Tylko zamknij drzwi i nie wpuszczaj nikogo.-Dodała mama i już ich nie widziałam.
Tak oto zostałam sama któryś raz z kolei. Nie czekając ani chwili dłużej,wróciłam do mojej książki.
Dopiero o 2 w nocy zorientowałam się,że czytanie nie zajęło mi tylko godziny,jak planowałam. Z trudem zeszłam z łóżka i wyszłam z pokoju,kierując się do łazienki. Wszędzie jest tak strasznie ciemno i cicho. Pomocnicy przychodzą dopiero o 7 rano. Do tego czasu jestem sama.
Weszłam do toalety,a chwilę potem odprężałam się pod gorącą wodą. Taki prysznic dobrze mi zrobił. Cały dzisiejszy dzień dosłownie ze mnie spływa. Nasmarowałam się moim kremem i owinęłam się puszystym ręcznikiem. Wysuszyłam włosy i wyszłam z łazienki. Gdy już zamykałam drzwi,niespodziewanie ktoś przyciągnął mnie do siebie i przystawił pistolet do głowy.
Serce zaczęło mi tak mocno bić,że o mało nie wyskoczyło. Na ruch mojego napastnika lekko pisnęłam z przerażenia.
-Nie wykonuj gwałtownych ruchów,a nic ci się nie stanie.-Szepnął mi do ucha jakiś mężczyzna.
Zapomniałam zamknąć drzwi...
Z szoku nie mogę nic powiedzieć,więc tylko powoli kiwnęłam głową.
-Dobrze,a teraz grzecznie pójdziesz ze mną do kuchni.-Powiedział głęboki głos a ja posłusznie wykonałam jego polecenie.-TY IDIOTO! MIAŁEŚ SPRAWDZIĆ CZY NIKOGO NIE MA!-Krzyknął do kogoś,a chwilę potem pojawił się jakiś drugi mężczyzna z kominiarką na twarzy.
Nie widzę kto mnie prowadzi,bo boję się odwrócić. Ale po głosie mogę wywnioskować,że jest młody.
Zaczynamy schodzić po schodach,a ja się cała trzęsę.
Trzeba było zabrać ze sobą piżamę....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro