Rozdział 7
Olivia
Jest mi strasznie szkoda Briana. Nie wiem,co we mnie wstąpiło,aby całować ledwo co poznanego chłopaka w policzek i się z nim przytulać. Ale kiedy zaczął płakać,moje serce kroiło się na milion kawałeczków.
Po podsłuchanej rozmowie,nic innego nie mogłam zrobić,jak dać mu wsparcie którego naprawdę w tamtej chwili potrzebował.
Jego mama umiera...
Nie oszukujmy się i on o tym bardzo dobrze wie,tylko nie chce sobie jeszcze tego uświadamiać.
Kiedy weszłam do domu jak najciszej umiałam,skierowałam się do mojego pokoju i przebrałam w piżamę.
Rodzice pewnie już dawno śpią. Nie wiem czy George powiedział im o moim wyjściu. Jednak kiedy już miałam kłaść się do łóżka,usłyszałam zbliżających się rodziców,którzy szepczą:
-James,jest druga w nocy. Ona nigdy nie wracała o tej porze....ona nigdy nie chodziła na imprezy!
-Karen uspokój się. To dla niej bardzo dobrze. Trochę się rozerwała,może poznała już jakiś kolegów...ale jeżeli jest pijana,to jej nie daruję.-Mówi mój tata,tym samym wchodząc do środka pokoju.
-Jestem trzeźwa.-Mówię od razu.
-Całe szczęście.-Powiedzieli jednocześnie,na co się lekko uśmiechnęłam.-Słuchamy wyjaśnień.-Powiedział tata.
-Poznałam dzisiaj Jeremiego i Vanesse i zmusili mnie do imprezy.-Skróciłam wszystko w jednym zdaniu i powiedziałam na jednym wydechu.
Spojrzeli po sobie.
-To wspaniale kochanie,że znalazłaś już znajomych.-Uśmiechnęła się mama.-Ale następnym razem proszę uprzedź nas,a nie Georga. Zawsze możesz dzwonić i...
-Żadnego alkoholu i narkotyków,lub Bóg wie co jeszcze.-Przerwał jej tata.
-Znacie mnie,nigdy bym się do takiego czegoś nie posunęła.-Odparłam.
-Wiemy,ale towarzystwo ma duży wpływ na innych. Dobrze,idź spać. Idziesz do szkoły czy zostajesz w domu?-Pyta mama.
-Do szkoły. Nie chcę mieć zaległości.
Na moje słowa się uśmiechnęli,pocałowali w czoło na dobranoc i wyszli z pokoju.
***
Rano obudził mnie dźwięk budzika. Podniosłam się do pozycji siedzącej i przetarłam oczy.
Całą noc śniły mi się różne sytuacje z imprezy.
Po 5 minutach wstałam z łóżka,ubrałam normalne rurki i zwykły luźny sweterek. Włosy związałam w kucyka,a usta pomalowałam moim truskawkowym błyszczykiem. Gotowa zeszłam na dół kierując się do kuchni.
-Dzień dobry George.-Przywitałam się.
-Witam.Jak tam,wyspana?-Spytał z uśmiechem podając mi tosty i sok.
-Bardzo śmieszne.-Odparłam.-Jak się dowiedzieli?
-Ja nic nie zrobiłem.-Podniósł ręce w geście obronnym.-Przyjechali około północy,ja nadal na ciebie czekałem i spytali się co jeszcze robię o tej porze. Powiedziałem im,co miałem zrobić.
Westchnęłam.
-Nic się nie stało. I tak nie byli aż tak źli. Dziękuję,że tyle na mnie czekałeś.-Uśmiechnęłam się.
-Jesteś dla mnie jak córka.-Odparł odwzajemniając gest.-Poznałaś kogoś?-Spytał poruszając brwiami.
Od razu pomyślałam o Brianie i o tej całej sytuacji. Nadal nie mogę się po tym pozbierać,a co dopiero on. Zabawne,ledwo go poznałam a przejmuję się nim jakbyśmy się znali nie wiadomo ile. Ale taka już jestem. Bardzo uczuciowa na różne sytuacje,ale przeżywająca to wszystko w środku.
-Olivia?-Pomachał mi przed oczami George.
Tak się zamyśliłam,że patrzyłam w jeden punkt i trzymałam w połowie drogi do ust mojego tosta.
-Hm?-Ocknęłam się.
-Ale ci namieszał w głowie.-Pokręcił głową z dezaprobatą.
Już miałam coś odpowiedzieć,gdy do kuchni weszła mama.
-Dzień dobry wam.-Uśmiechnęła się.-George,przygotuj na obiad coś specjalnego. Przychodzi ważny klient do Jamesa i zjemy u nas.
-Nie ma sprawy.-Odpowiedział jej George.
-Jak tam? Wyspana?-Zwróciła się do mnie.
-Tak. Przecież nie byłam pijana.-Odpowiedziałam przewracając oczami,bo już miałam dość tych bezsensownych pytań.
Umiem o siebie zadbać i wiem co przynosi picie,czy narkotyki. Jestem odpowiedzialna i przez te 17 lat mojego życia powinni już to wiedzieć.
-Masz szczęście,bo tata by chyba dostał szału.-Odpowiedziała ze śmiechem.
-Ja się zbieram.-Oświadczyłam po chwili.-Pa mamo.-Pocałowałam ją w policzek.-Na razie George.-Pomachałam i wyszłam z domu,kierując się na autobus.
Pewnie zadajecie sobie pytanie czemu jakiś szofer mnie nie podwiezie,albo czemu sama nie mogę pojechać.
Cóż,odpowiedź jest prosta.
Chcę,aby traktowano mnie normalnie,co już tłumaczyłam wcześniej,więc nie chciałam szofera. A nie jadę sama,ponieważ nie mam prawka. Mam już kupiony samochód,ale strasznie się boję prowadzić czy nawet podejść do tych testów. Jeszcze trochę poczekam. Jestem pewna,że spowodowałabym jakiś wypadek.
Po 15 minutach byłam już na miejscu. Wyszłam z autobusu i pokierowałam się prosto do budynku,zwanym collegu. Jestem ciekawa jak tam Vanessa,Jeremi i reszta. Nawet nie wiem czy pojawią się w szkole. Jeremi był na haju a reszta pijana. Nie wyobrażam sobie ich dzisiaj.
Ciekawe jak tam Brian. Czy jest w stanie myśleć o nauce,kiedy jego mamie zostało już bardzo nie wiele?
Od razu przy wejściu przywitał mnie Simon.
-Witam piękną panią.-Uśmiechnął się do mnie,co nieśmiało odwzajemniłam.
-Cześć. Jak tam po imprezie?-Spytałam kierując się do mojej szafki.
-Nieźle. Ja i tak byłem cały czas trzeźwy. Skończyła się dokładnie godzinę po twoim wyjściu.
Zaśmiałam się cicho.
-Najwidoczniej bez ciebie,nie ma zabawy.-Oparł się obok.
-Albo już nie byli w stanie.
-To też.-Zaśmiał się.-Słuchaj....co robisz w piątek wieczorem.
-Nie wiem. Nie mam żadnych planów.-Wzruszyłam ramionami i zamknęłam szafkę.-A coś się stało?-Zmarszczyłam brwi.
-Tak sobie pomyślałem,że moglibyśmy gdzieś wyskoczyć.
Spojrzałam na niego rozszerzonymi oczami i pewnie teraz moja twarz jest cała czerwona. Zatkało mnie. Co mogę innego powiedzieć? Nikt nigdy mnie nie zaprosił,a co dopiero chłopak.
-Em...-Wykrztusiłam w końcu.-Że w sensie ty i ja?
Uśmiechnął się.
-Tak,to randka.
Nie wierzę.
Że ja?
-Sama nie wiem....-Zaczęłam.
-Nie rób mi tego.-Złapał się teatralnie za serce.
-Nie chodzi o to,tylko...
-Ja wiem że teraz ci się nie podobam,ale uwierz że po tym spotkaniu zmienisz zdanie.-Uśmiechnął się cwaniacko.
Ale ja nie poszukuję chłopaka. Simon jest naprawdę fajny,ale to nie to co powinno się czuć. Nie mogę mu sprawić przykrości. I tak jestem kiepska,więc on sam zmieni o mnie zdanie.
-Niech będzie.-Odparłam w końcu.
-No to podjadę po ciebie o 18.-Puścił mi oczko na co posłałam mu mały uśmiech.-Co masz teraz za lekcje?
Spojrzałam w plan.
-Matematyka.
-Odprowadzę cię.-Powiedział i zaczęliśmy się kierować pod salę.
A tam o mało co nie zakrztusiłam się powietrzem. Jeremi i reszta siedzi sobie spokojnie pod klasą. Widać,że są zmęczeni. Pożegnałam się z Simonem i do nich podeszłam.
-Cześć wam.-Powiedziałam,a na mój głos Jeremi wstał jak oparzony i mocno mnie przytulił.
-Boże! Ty żyjesz! Już myśleliśmy że coś ci się stało. Przez tą debilkę Sierrę mieliśmy zaćmienie mózgu.
-Przeze mnie? A kto był na haju a potem zlał się w trupa i wymiotował?
-Wszyscy którzy tu siedzą.-Odpowiedział nadal mnie nie puszczając.-Prawie umarliśmy przez twoje zniknięcie.
-Gdzieś się podziewała?-Spytała mnie Shay.
-Po tym jak już byliście podpici stwierdziłam, że już pora na mnie. Tym sposobem wylądowałam z Brianem w aucie. Dzięki.-Odpowiedziałam,na co wszyscy spojrzeli na mnie w szoku.
-Z kim?-Dopytywała Sierra.
-Z Brianem.
-O mój Boże!-Pisnęła Vanessa.-A nie mówiłam,że któreś z tych ciasteczek na nią leci?
-Olivia ty to masz branie.-Zaśmiała się Nina.
-Odwiózł mnie tylko do domu,to nic wielkiego.-Próbowałam się tłumaczyć.
-Kochana,byle kto z nim nie jeździ.-Odezwała się Sierra.-Nawet nie widziałam żeby odwoził jakąś dziewczynę.
-Okej,dobra. To nic nie znaczy. Ważne jest to,co się wtedy stało.
-Szybki numerek?!-Krzyknął Jeremi,przez co kilka osób popatrzyło w naszą stronę.-Cicha woda brzegi rwie.
I kolejny raz tego dnia spaliłam buraka.
-Nie o to chodzi. Chodzi o jego mamę,ale nikomu nie mówcie...
Po tym jak w skrócie opowiedziałam co się stało z jego mamą,wszyscy mają zmartwione miny.
-Cholera.-Przeklął Jeremi.-Co powiedzieć? Strasznie mu współczuję.
Do końca została mi jeszcze tylko jedna lekcja. Nie widziałam już Simona a tym bardziej Briana. Cały czas o nim myślę. Nawet nie przejmuję się tą "randką". Jak pozna mnie bliżej odpuści sobie. A Brian,jego mama. Nie mogę zapomnieć o jego płaczu. Całkowicie się załamał. Ale czemu tu się dziwić?
Ogólnie dzień mijał mi nawet dobrze. Chodziliśmy wszędzie całą paczką,śmialiśmy się. Tam w szkole tak nie miałam. Tutaj mam już znajomych i myślę że zostaniemy przyjaciółmi. Już umawiają się na kolejną zabawę,tylko że tym razem w jakimś klubie. Oczywiście,że nie pójdę. Nie mówiłam im tego bo zaczną mnie namawiać. Po prostu po cichu tego uniknę.
-Ej,a może gdzieś wyskoczymy po zajęciach?-Powiedział Jeremi.
-Możemy iść do kogoś.-Zgodziła się Nina.-Olivia? Może do ciebie?
Spojrzałam na nią.
-Em,jasne. Nie ma sprawy.
Skoro są bardzo mili a Vanessa i Jeremi już u mnie byli,chyba nie będą mieć nic do tego że jestem "zamożna". To znaczy moi rodzice.
-No to fajnie.-Uśmiechnęła się Nina.
Zaczęliśmy rozmawiać,gdy podbiegł do nas Simon.
-Cześć wam.-Przywitał się.-Olivia,nie wiesz może gdzie jest Brian? Nie ma go cały dzień. Dzwonię do niego ale ten idiota nie odbiera.
Wstrzymałam na chwilę oddech.
Wiedziałam że będzie podłamany,ale dlaczego Simon pyta się mnie gdzie może być?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro