Rozdział 3
Olivia
Po wyjściu włamywaczy nie minęła nawet minuta,a do kuchni weszli moi rodzice. Stanęli w miejscu widząc mnie na krześle w samym ręczniku.
-Skarbie,co ty jeszcze tutaj robisz o tej godzinie?-Odezwała się po chwili milczenia,mama.
-W ręczniku.-Dodał tata.
Wstałam powoli z krzesła i się wyprostowałam.
-Ja...zasnęłam przy książce i właśnie się odświeżyłam. Zeszłam,aby się czegoś napić.-Odparłam,nadal będąc w szoku po całym tym wydarzeniu.
Ile zabrali?
Czy rodzice się zorientują?
-Wiesz,że jutro jest twój pierwszy dzień w nowej szkole? Musisz się wyspać.-Powiedziała mama.
-Tak,wiem. Mamo wszystko dobrze. Już idę do łóżka.-Odparłam i zaczęłam się kierować w stronę schodów,gdy zatrzymał mnie głos taty:
-Słońce,nie zamknęłaś drzwi.
Otwarłam szeroko swoje oczy.
-Przepraszam,zapomniałam.
-Olivia,nie możesz zapominać o takich rzeczach. Jeszcze nie znamy okolicy,mogło ci się coś stać.-Odparła moja rodzicielka z wyrzutem.
Ma zupełną rację. Jestem strasznie nieodpowiedzialna. Gdyby dowiedziała się,co tu zaszło zadzwoniłaby na policję,oni by się o tym dowiedzieli i straciłabym życie...
To nie może się więcej powtórzyć.
-Będę o tym pamiętać,obiecuję.-Odpowiedziałam po moich przemyśleniach.
-To dobrze. Wiesz,że twoje bezpieczeństwo jest dla nas najważniejsze.-Uśmiechnęła się.-Dobrze,a teraz leć spać.
Kiwnęłam głową i szybko pobiegłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi,oświeciłam lampkę nocną i położyłam się w łóżku.
Po różnych analizach,które przedstawiłam w mojej głowie,doszłam do wniosku że włamywacze są młodymi ludźmi,mili jak na swoje poczynania i nie zabijają,jak się tego spodziewałam. A jeden z nich miał bardzo ładne oczy...
Na ostatnie stwierdzenie pokręciłam głową,jakbym chciała wyrzucić tą myśl,a po chwili zasnęłam.
***
Obudziłam się dużo wcześniej,aby przygotować się do szkoły. Jestem strasznie zdenerwowana i do tego nie spałam najlepiej. Całą noc myślałam o włamywaczach i umierałam ze strachu na myśl o tym,że mogą po mnie wrócić. Do tego w głowie mam obraz tych brązowych tęczówek jednego z nich. Nie było w nich nienawiści,czy żądzy zabijania i tak dalej. Patrzył na mnie...nie wiem,tak normalnie,łagodnie,przeszywająco.
Nie jestem pewna,czy byli zawodowcami czy amatorami. Czy robią to cały czas,czy to było jednorazowe. Czy okradają innych,czy tylko nas bo wiedzą jakie moi rodzice mają stanowisko.
A może mój tata ma po prostu jakieś przekręty?
Nie,wątpię w to. To uczciwi ludzie,w końcu mnie wychowali.
Potrząsnęłam głową i wróciłam na ziemię,wybierając ciuchy jakie dzisiaj założę. Nie mogę się znów wyróżniać. Nie mogą znów na mnie patrzeć,jakbym była jakimś stworzeniem. Chcę po prostu,aby traktowali mnie normalnie. Chcę poznać nowe twarze,a może się nawet zaprzyjaźnić.
Jednak jak mam to zrobić. Już pierwszego dnia tutaj,włamali się do domu,a do tego mogłam stracić życie.
Niezły początek.
Zerknęłam do mojej szafy i przerzucałam ubrania. Nie interesuję się zbytnio modą. Kupuję to co mi się podoba i co jest wygodne. Mama niekiedy mi doradza,ale nasze style całkowicie się różnią. Wolę jakieś luźne swetry,bluzki i wygodne dżinsy. Nie lubię mieć na sobie za dużo błyskotek. Za to moja mama odwrotnie. Uwielbia mieć wszystko dopasowane,nosić różne sukienki,szpilki,diamentowe naszyjniki,kolczyki które dostaje od taty i tak dalej. Ale w sumie nie dziwię się jej. To była modelka. Nie wiem jakim cudem jestem jej córką...
Westchnęłam i postanowiłam,że założę normalny sweterek w kolorowe paski i dżinsy,do tego białe tenisówki. Nie chcę się za bardzo znów wyróżniać,ale nie chcę też wyjść na dziwaka.
Przejrzałam się w lustrze i postanowiłam,że włosy zostawię rozpuszczone. Malować się nie będę,bo tego nie lubię do tego nawet nie mam żadnych kosmetyków. Oprócz mojego ulubionego truskawkowego błyszczyka,którym się teraz pomalowałam.
Wzięłam dokumenty potrzebne do szkoły,plecak i zbiegłam na dół po schodach do kuchni. Ujrzałam tam pana Georga,który jak zwykle przygotował mi moje ulubione śniadanie.
-Dzień dobry.-Przywitałam się z uśmiechem.
-Dzień dobry,Olivia.-Odwzajemnił gest.-Jak tam się spało?-Spytał i położył mi przed nos naleśniki z bitą śmietaną i truskawkami do tego sok pomarańczowy.
Pan George to czterdziestoletni mężczyzna,który ma żonę i dwójkę dzieci. Jest cały czas uśmiechnięty i zawsze umie poprawić humor. Pracuje u nas już naprawdę długo i uwielbiam pogawędzić sobie z nim o różnych rzeczach. Mogę nazwać go nawet moim przyjacielem. Nie jest za wysoki i naprawdę wygląda jak typowy kucharz. Ma duży brzuch i nosi czapkę kucharską.
-Nie najgorzej.-Odparłam i zaczęłam zajadać się naleśnikiem.
Przecież nie powiem,że umierałam ze strachu przed włamywaczami,którzy wczoraj postanowili do mnie zajrzeć.
Pan George spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Te worki pod oczami mówią co innego.-Zaczął się śmiać,a ja z pełną buzią mu odpowiedziałam:
-Bardzo śmieszne.-I dołączyłam do niego.
Po kilku minutach do kuchni weszła mama i oznajmiła:
-Kochani,widzieliście może ten kryształowy wazon?
Zakrztusiłam się sokiem.
-Kochanie,uważaj.-Skarciła mnie.
-Panno Jones,stał na tej komodzie w salonie.-Zabrał głos pan George.
-Otóż to. Dzisiaj patrzę i go nie ma!
-Myśli pani,że ktoś mógł go nie wiem...ukraść?
Mama zastanowiła się chwilę.
-Nigdy w życiu bym o tym nie pomyślała. Pracują tutaj zaufani ludzie do tego już parę lat i nigdy takie coś nie miało miejsca...
-Może Margaret wzięła go do czyszczenia,czy coś?
-Nie,nie. Pytałam się jej,a ona powiedziała że miała to zrobić jutro i od przeprowadzki nawet go nie ruszała.
-Cóż,to bardzo dziwne...-George kontynuował rozmowę z moją mamą,a ja cała się spociłam.
To na pewno tych dwóch musiało go zabrać. Najgorsze jest to,że mogli zabrać więcej a mama zacznie coś podejrzewać. Bo w końcu rzeczy nie mogą tak same znikać.
-...chociaż Olivia wczoraj nie zamknęła drzwi.-Do moich uszu dotarł podejrzliwy głos mamy.
Spojrzałam na nią.
-Skarbie,słyszałaś może jak ktoś wchodził do domu? Może właśnie go ukradli. Stał na komodzie przy samym wejściu.
Zaczęło mi się kręcić w głowie.
Muszę coś wymyślić.
-Ja...-Westchnęłam.-Niechcący go wczoraj zbiłam.-Powiedziałam wstrzymując oddech.
Spojrzeli na mnie w szoku.
-A co takiego robiłaś,że zbiłaś kryształowy wazon?-Zapytała mama.
-Bo ja....zostawiłam coś właśnie na tej komodzie i gdy to zabrałam,potknęłam się i niechcący ręką go popchnęłam na ziemię i spadł i roztrzaskał się. Zamiotłam szkło i szybko weszłam do góry,mając nadzieję że niczego nie zauważycie.-Odparłam na jednym wdechu.
Mama westchnęła.
-Olivia...
-Przepraszam,wiem że ten wazon nie był tani i dużo dla ciebie znaczył...
-No cóż,co się stało to się nie odstanie.-Uśmiechnęła się smutno.-Jesteś już gotowa do szkoły?
-Myślę,że tak.-Odpowiedziałam nerwowo.
-Nie martw się,na pewno sobie poradzisz.-Objęła mnie ramieniem.
-Jak zawsze.-Mruknęłam.
-Dobra,zbieraj się. Za 5 minut wyjeżdżamy.
Kiwnęłam głową,a mama wyszła z kuchni.
-Przygotować coś panience?-Spytał po chwili George,gdy dopijałam swój sok.
-Nie,dziękuję. Pewnie dzisiaj dopiero dostanę książki,a naukę zacznę od jutra.-Odpowiedziałam.
-Nie ma się czym panienka przejmować.-Uśmiechnął się.
-Myślę,że będzie dobrze.-Odpowiedziałam mu tym samym i żegnając się z nim,opuściłam pomieszczenie.
Po kilkunastu minutach,znalazłam się pod budynkiem mojego nowego collegu. Jest trochę większy od mojego poprzedniego.
-Wejść z tobą?-Spytała mama.
-Nie,myślę że sobie dam radę.
-Jak uważasz. Zadzwoń,jak będę mogła po ciebie podjechać.
-Okej,to do zobaczenia.-Powiedziałam i wyszłam z auta.
Z parkingu ruszyłam pod same drzwi szkoły. Jestem strasznie zdenerwowana. Przecież to jasne,że sobie tutaj nie poradzę. Do tego przeniosłam się,jak rok szkolny już się zaczął. Pomyślą-co za dziwaczka.
Westchnęłam i popchnęłam drzwi. Znalazłam się na środku wielkiego korytarza,gdzie po każdej stronie znajdują się sale,a na środku schody,prowadzące na górę. Zerknęłam na zegarek. Zostało 20 minut do końca lekcji. Nie czekając ani chwili dłużej,zaczęłam szukać pokoju dyrektora,albo sekretariatu. Po pięciu minutach znalazłam sekretariat,uradowana zapukałam w drzwi.
-Proszę.-Usłyszałam głos jakieś kobiety.
-Dzień dobry.-Uśmiechnęłam się,wchodząc.
-Dzień dobry.-Odpowiedziała mi tym samym kobieta za biurkiem.-W czym mogę pomóc?
-Nazywam się Olivia Jones i...
-A tak,tak. Mama była u nas kilka dni temu. Dzisiaj przynosisz papiery?
-Tak.
-Zerknijmy....
Popatrzyła w papiery,powypisywała coś na kartkach i wreszcie na mnie spojrzała.
-Masz bardzo dobre oceny.-Uśmiechnęła się.-Przejdę się do pani dyrektor,wszystko ustalimy i już od jutro możesz uczęszczać na zajęcia.
Kiwnęłam głową.
-Tutaj masz kod do szafki,a tutaj potrzebne książki.-Odebrałam od niej rzeczy.-Chcesz może,żeby cię ktoś oprowadził?
-Nie ma takiej potrzeby,w sumie to...
-Nie przesadzaj. Dobrze wiedzieć jak się poruszać po szkole.-Puściła mi oczko a po chwili powiedziała do mikrofonu,stojącego na jej biurku:
-Jeremi proszony o przyjście do sekretariatu.
Jeszcze tego mi brakowało. Nie dość,że jestem zdenerwowana,to przydzielili mi do oprowadzania jakiegoś chłopaka.
-To miły dzieciak. Ma takie same oceny jak ty i będzie z tobą w klasie. Myślę,że się polubicie.
Na jej słowa uśmiechnęłam się słabo.
Po chwili drzwi się otworzyły,a do środka wkroczył średniego wzrostu chłopak o ciemnych włosach i oczach i rozkładając ręce,powiedział wesoło:
-Już jestem!
-Witaj Jeremi.-Uśmiechnęła się do niego.-Mam dla ciebie zadanie.
-O nie,Susan co znowu?-W tej chwili spojrzał na mnie.-My się chyba nie znamy.-Uśmiechnął się uroczo.-Jetem Jeremi Bautista.-Przedstawił się i podał mi dłoń.
-Olivia Jones.-Uścisnęłam jego dłoń i odwzajemniłam uśmiech.
-Nie widziałem cię tu wcześniej...
-No właśnie to jest to twoje zadanie.-Wtrąciła się pani Susan.-Oprowadzisz Olivię po szkole.
-Ależ z wielką przyjemnością.-Wyszczerzył się.-Ze mną będzie bezpieczna.
-Na to liczę.-Zaśmiała się pani Susan,a ja razem z Jeremim wyszliśmy z sekretariatu.
-Okej...-Odezwał się pierwszy.-Na początek,wezmę od ciebie te książki i zaniesiemy je do twojej szafki.-Powiedział ochoczo.
-Nie trzeba,mogę je sama...
-Nic nie mów. Ja je wezmę.-Odparł i wziął ode mnie książki.-Który masz numer szafki?
Spojrzałam na kartkę z kodem.
-383.
-No to lecimy.-Powiedział i ruszyłam za nim.-Pokażę ci wszystko,żebyś jutro miała pojęcie co i jak. Będę twoim przewodnikiem.-Puścił mi oczko a ja się uśmiechnęłam.-Stresujesz się?
-Trochę tak.
-Nie jest źle. Na niektórych trzeba tutaj uważać a szczególnie na chłopaków. Ale raczej w każdej szkole tak jest,nie?
-A na ciebie też mam uważać?-Spytałam.
Zaśmiał się krótko.
-Na mnie szczególnie. Jak się przyczepię,to już się mnie nie pozbędziesz.
Kiedy doszliśmy już do mojej szafki,Jeremi schował książki i zaczął mnie oprowadzać.
-No to,już wiesz gdzie jest sekretariat. Na górze znajduje się pokój dyrektorki,łazienki,biblioteka i inne sale. Na dole są same sale,łazienka i sekretariat. Wszystko masz napisane na drzwiach ale pokażę co i jak.
Przez całą drogę opowiadał mi co gdzie jest i wypytywał o moje życie. Powiedziałam mu skąd się przeprowadziłam i tak dalej. Jest bardzo pozytywnym człowiekiem i ciągle się uśmiecha. Opowiedział mi też trochę o sobie. Polubiłam go.
-Zaraz korytarze się wypełnią.-Poinformował mnie.
-Ile jest tutaj ogólnie uczniów?
-Szczerze mówiąc? Sam nie wiem. Każdy trzyma się ze swoimi i nawet jak chodzisz tu już długo i tak wszystkich nie znasz.-Zaśmiał się,a ja razem z nim.
Po chwili korytarze wypełniły się uczniami.
-Na koniec pokażę ci stołówkę.-Powiedział i poprowadził mnie do wyznaczonego miejsca.
Wchodząc,podeszła do niego w średnim wzroście blondynka o piwnych oczach i powiedziała:
-Co znowu chciała Susan?
Jeremi uśmiechnął się i powiedział:
-Będziemy mieć w klasie nową koleżankę. Vanessa poznaj Olivię,Olivia poznaj Vanessę.-Dziewczyna podeszła do mnie i przytuliła.
Wow. Ludzie są tutaj jakoś dziwnie mili.
-Nie zamęczył cię?-Spytała mnie,śmiejąc się.
-Nie,dzięki niemu wiem dokładnie gdzie co jest.-Odparłam też się uśmiechając.
-No to dobrze. A opowiedział ci o najprzystojniejszych ciasteczkach w tej szkole?
-O mój Boże,Vanessa...
-Cicho. Musi wiedzieć wszystko.-Zachichotała.-Więc tak.... widzisz tych co tam siedzą?
Pokiwałam głową.
-Mają na imię Brian i Simon. Są o rok starsi i najbardziej pożądani przez dziewczyny.
-A ty czemu nie próbujesz?-Zapytałam marszcząc brwi.
Jest bardzo ładna i dziwne,że o nich mi mówi zamiast sama do nich startować.
Ja nawet nie mam szans,a ona owszem.
-Kochana,ja już mam swojego przystojniaczka.-Uśmiechnęła się.
-Są razem od 4 lat.-Wtrącił się Jeremi.
-To gratuluję.-Powiedziałam uśmiechając się.
-Ma się ten dar.-Zaśmiała się.-To co? Przychodzisz na dzisiejszą imprezę? Przedstawię ci resztę naszej paczki i dopowiem kto jeszcze jest super słodki.
-No...-Zaczęłam.
-Nie wiem,czy będzie mieć ochotę.-Powiedział Jeremi.
-To,że ty nie masz nie znaczy,że ona też.
-Ale ja naprawdę dzisiaj nie mogę...
-Oj nie przesadzaj. Będzie fajnie. Nie przejmuj humoru od Jeremiego.-Tutaj zaczęła szeptać mi do ucha.-Nie wyszło mu w ostatnim związku.
-Słyszałem.
-Dziewczyna go rzuciła?-Spytałam.
-Chłopak.-Odpowiedział a ja wyszczerzyłam oczy.
-Jesteś...
-Gejem,tak.-Uśmiechnął się.
-Przykro mi.-Powiedziałam,aby nie wyjść,że jestem nie tolerancyjna.
-To nie było nic poważnego.-Wzruszył ramionami.
-W takim razie,idziecie na imprezę.-Powiedziała Vanessa.
Naprawdę dzisiaj nie mam ochoty. Do tego jutro mój pierwszy dzień i nie mam i tak w co się ubrać.
-Ja dzisiaj nie mogę. Może innym razem. Muszę jeszcze pomóc w przeprowadzce.-Skłamałam.
-No dobra. Ale na następnej już musisz być! Jeremi a ty idziesz z nami.
-Nie chcę mi się...
-O ludzie.
Zaczęli się kłócić,ale im przerwałam.
-Dziękuję,że mnie oprowadziłeś. Widzimy się jutro.
-Odprowadzić cię?-Spytała Vanessa.
-Nie,dam radę. Mama ma po mnie przyjechać.-Uśmiechnęłam się.
-W takim razie do jutra.-Odpowiedzieli,pożegnałam się z nimi i wyszłam na parking,czekając na mamę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro