Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Brian

Kiedy miałem 10 lat,spodobała mi się pewna dziewczyna z klasy. Od zawsze byłem dość nieśmiały,więc też zamiast zwyczajnie do niej podejść,czaiłem się na nią. Była miła dla wszystkich i pomocna. Podobało mi się jej dobre serce,a nie wygląd. Pamiętam,że pewnego dnia przysiadła się do mnie i z uśmiechem na ustach podzieliła się ze mną żelkami,które miała ze sobą. I tak od tego dnia stała się moją przyjaciółką. Bawiliśmy się razem codziennie,a czasem wieczorami  moja mama przygotowywała nam mały koszyk ze smakołykami  i z tym wszystkim szliśmy na piknik pod gwiazdami. Byliśmy dziećmi,więc widzieliśmy w tym tylko oglądanie i nazywanie dziwnymi imionami gwiazd.

Tak zaczyna się prawie każdy miłosny film. Przyjaciele od dzieciństwa w przyszłości są razem. Może i w naszym przypadku by tak było,gdyby nie to,że w wieku dwunastu lat musiała wyjechać. Byłem zdruzgotany tym wszystkim. Jak na dwunastolatka bardzo to przeżywałem. Oczywiście moja mama wkroczyła do akcji. Zaproponowała,aby zjadła u nas kolację dzień przed jej wyjazdem. Poszliśmy do sklepu kupić to co potrzebne. Pomogłem mamie przygotować wszystko. Moja mama i ja bardzo staraliśmy się nad przygotowaniem pysznej kolacji. Kiedy czekaliśmy na jej przyjście dziękowałem jej za to,że mi pomogła. Wtedy przytuliła mnie do siebie mocno i powiedziała:

-Mój drogi synku,jestem pewna że w przyszłości wyrośniesz na porządnego faceta,który wie co dobre i który będzie szanował kobiety.-Po tych słowach wręczyła mi prezentową torebeczkę.

Zajrzałem do środka i zobaczyłem zdjęcie oprawione w ramkę. To zdjęcie przedstawiało mnie i Lucy-tak miała na imię moja miłość.

Spojrzałem na mamę pytająco.

-Dasz jej to jako prezent pożegnalny. W ten sposób będzie o tobie pamiętać.-Odpowiedziała na moje pytające spojrzenie.

Pomyślałem sobie wtedy,że lepszej kobiety niż moja mam ,nie ma. I nie będzie.

A dziś w ten deszczowy dzień,który idealnie oddaje charakter dzisiejszej uroczystości pożegnalnej,zakładam czarny garnitur i szykuję się tym razem na pożegnanie tej niezwykłej kobiety jaką była moja mama. Raczej jaka jest. Nigdy jej nie zapomnę. Nadal jest obecna.

***

-Brian skarbie,jesteś gotowy?-Woła babcia z dołu.

Siedzę na łóżku i chowam twarz w dłoniach. Oddycham głęboko.

Za niecałą godzinę to wszystko się zacznie.

Wstałem,wziąłem kluczyki do samochodu z biurka i zszedłem na dół.

-Możemy ruszać.-Powiedziałem tylko i chwilę potem jechałem z moimi dziadkami do kościoła.

***

Podczas mszy w kościele,gdzie oczywiście ksiądz wypowiadał te wszystkie słowa jak to na pogrzebie,słyszałem wszędzie płacz i szlochanie. To normalne. Na pogrzeb przybyli chyba wszyscy z miasteczka. Nie dziwię się,bo moja mama była bardzo towarzyska i nie raz kiedy przychodziłem ze szkoły albo jej nie było,albo ktoś zawsze przebywał u nas na pogaduszkach.

Po mszy przyszedł najgorszy moment w tym wszystkim. Marsz na cmentarz i pożegnanie. Nawet nie martwiłem się że moknę. Szedłem obok trumny z dziadkami powstrzymując potok łez,który ponownie wkrada mi się do oczu. Głowę mam spuszczoną w dół i czuję jak babcia gładzi mnie po ramieniu. Zerkam ukradkiem na dziadka który również tak jak ja próbuje powstrzymać łzy. Niestety na nic nasze starania.

W końcu trumnę włożono do dołu w ziemi i każdy kto miał ochotę wygłaszał krótkie przemówienie na temat mojej mamy. Wsłuchiwałem się w głos i w słowa ludzi,którzy chociaż trochę znali moją mamę. Pochwały za to, co dla nich zrobiła. Wiele miłych słów i współczucie dla naszej rodziny. Babcia z dziadkiem wygłosili przepiękną przemowę o tym,jaka była moja mama w dzieciństwie i że nigdy się nie zmieniła. Jak współczuła innym i jaką była cudowną osobą. Przez te wszystkie łzy które płyną potokiem po moich policzkach,nie widzę nic.

-A teraz nasz kochany wnuczek i cudowny syn naszej córki wygłosi parę słów.-Na koniec przemowy powiedziała babcia.

Gdy do mnie podeszła,spojrzałem na nią z przerażeniem.

-Babciu,ja nie jestem w stanie...

-Ulży ci Brian,to jest twoje pożegnanie i mówisz to do niej. Dasz radę.

Wziąłem głęboki oddech i wyszedłem na środek. W oddali ujrzałem Simona,który pokazał mi że trzyma za mnie kciuki. Obok niego stał Jeremi,Shay,Sierra,Vanessa,Nina i Olivia. Wszyscy mają łzy w oczach i wyczekują na moje słowa.

-Dziękuję wszystkim za przybycie,jestem bardzo wdzięczny że razem z moją rodziną żegnacie wspaniałą kobietę, jaką była moja mama. Dla mnie był to naprawdę wielki szok,kiedy dowiedziałem się,że mama choruje na raka. Pamiętam do dziś że przyszła z pracy smutna i nieswoja. Pomyślałem że może to po prostu kiepski dzień i tylko przytuliłem ją mówiąc, że wszystko będzie dobrze. Potem pojawiły się u niej straszne bóle i dopiero wtedy dowiedziałem się,co tak naprawdę się dzieje. Była cudowną mamą. Zawsze miała w zanadrzu dobre rady,pomagała mi jak umiała,starała się żeby było mi jak najlepiej. Nie dawała odczuć braku ojca. Kiedy miałem osiem lat,to ona grała ze mną w piłkę. To ona pomagała mi z dziewczynami. Życie niestety nie było dla niej łaskawe. Myślę,że wychowała mnie na porządnego człowieka i przyzwoitego syna. Nie słyszałem żeby na mnie narzekała,chyba że przy porannych kawach z państwem.-Tutaj usłyszałem cichy śmiech zebranych.-Myślę że wszyscy zapamiętamy ją jako kobietę uśmiechniętą,pozytywną i niosącą pomoc wszystkim. Ja zapamiętam ją jako najlepszą mamę pod słońcem i najlepszą przyjaciółkę jaką była. Spoczywaj w pokoju mamo...-Na sam koniec głos zaczął mi drżeć i szybko wróciłem do miejsca obok moich dziadków. Wziąłem dużo powietrza w płuca i wypuściłem je powoli.

Babcia miała rację. Nie ulżyło mi całkowicie,ale czuję się lepiej. Czuję się tak,jakbym przekazał wszystkim to,co chciałem przekazać i wykrzyczeć całemu światu.

***

Po przemowach i łzach każdy rzucił trochę ziemi do wykopanego dołu a potem zaczęli zakrywać ziemią trumnę. Następnie zaprosiliśmy wszystkich do nas na mały poczęstunek. W kilkanaście minut potem znaleźliśmy się wszyscy u nas w ogrodzie,gdzie wszystko już było gotowe. Staliśmy z dziadkami i nadal słuchaliśmy składanych kondolencji. Miałem już dość wysłuchiwania tego,dlatego poszedłem do swojego pokoju i usiadłem na łóżku.

Co ja mam teraz zrobić? Jak mam sobie poradzić bez mamy?

Czuję w sobie pustkę. Takie nic. Nawet nie umiem wytłumaczyć co dokładnie w tej chwili czuję.

Po chwili słyszę ciche pukanie do drzwi.

-Stary,wszędzie cię szukamy.-Słyszę głos Simona.

-Musiałem na chwilę stamtąd wyjść. Ten dzień jest najgorszym dniem w moim życiu.

Simon usiadł koło mnie i poklepał po ramieniu.

-Wyobrażam sobie,co teraz musisz przeżywać. Wszystkim będzie nam brakować pani Alice. Pamiętam do dzisiaj,jak byliśmy młodzi i grała z nami w piłkę w waszym ogrodzie. No powiedz mi, która mama grała by w piłkę z takimi łobuzami jak my.-Uśmiechnąłem się na jego słowa.- Wszyscy zlani potem przez letnie słońce,szliśmy do kuchni a twoja mama robiła nam lemoniadę. Najlepsza lemoniada jaką piłem.

Na to wspomnienie zacząłem cicho się śmiać. Ominął w tej opowieści to,że wszyscy byliśmy ubrudzeni.

Jednak po chwili dobry humor mnie opuścił.

-Słuchaj Brian,wiem że jest ci ciężko ale wiem też,że dasz sobie radę. I wiem też,że jeśli potrzebowałbyś jakiejkolwiek pomocy,wal prosto do mnie.

-Dzięki Simon.-Odpowiedziałem.

-Dobra,zejdźmy może jeszcze na chwilę. Dziewczyny się o ciebie martwią.

Po chwili byłem już na dole ale nikogo nie było,oprócz dziewczyn i Jeremiego.

-No,wreszcie się pojawiłeś. Nie mieliśmy chwili żeby z tobą pogadać.-Powiedział Jeremi.

-Chodźcie do salonu.-Odpowiedziałem i chwilę potem siedzieliśmy na kanapie w salonie.

-Jak się czujesz?-Odezwała się pierwsza Olivia.

-Jest w porządku,tylko postanowiłem coś.

-Co takiego?-Zapytała Sierra.

Już miałem im odpowiedzieć,kiedy do salonu weszła babcia.

-Chcecie może gorącej czekolady?

-Poprosimy i jakby pani jeszcze miała te ciasteczka...-Odpowiedział Jeremi a ja się uśmiechnąłem.

-Jasne słonko.-Odpowiedziała babcia z uśmiechem i weszła do kuchni.

-Tak poza tym dziękuję wam za przyjście. Jestem bardzo wdzięczny.-Posłałem im słaby uśmiech.

-Oczywiście że musieliśmy tutaj być.-Odpowiedziała Nina.

-Więc co takiego postanowiłeś?-Spytał Simon po chwili.

Westchnąłem ciężko i odpowiedziałem:

-Wyjadę z dziadkami na trochę. Skończę tam ten rok szkolny. Na tą chwilę nie jestem w stanie tutaj zostać ani chwili dłużej.

Olivia

Siedzieliśmy u Briana jeszcze z dobrą godzinę. Potem przyjechała moja siostra i ruszyłyśmy w stronę domu.

-Czemu jesteś taka cicha?-Spytała.

-A jaka mam być po pogrzebie?-Odpowiedziałam trochę niegrzecznie.

Zerknęła na mnie zdumiona.

-Przepraszam Emily. Po prostu to wszystko mnie dobiło. Do tego tak mi przykro,że Brian ma tylko dziadków. Z tego co zdążyłam zauważyć,był ze swoją mamą bardzo zżyty. To straszne.

-Nie ma sprawy siostrzyczko. Teraz jedyne co możecie dla niego zrobić to wspierać go i jakoś pomóc mu przejść przez to wszystko.

-To nie będzie konieczne.

-A to czemu?

-Oświadczył nam,że wyjeżdża z dziadkami na rok.

-Może chce sobie wszystko jakoś po swojemu ułożyć.

-Pewnie tak.-Westchnęłam.

-Wiesz co zauważyłam?-Zapytała nagle.

-Co takiego?

-Zauważyłam że ten cały Brian bardzo cię intryguje.

Uderzyłam się mentalnie w głowę.

-O czym ty mówisz?

-Och no weź...

-Emily,czas zakończyć temat. Jestem tutaj od niedawna,prawie go nie znam.

-A jednak zaliczyłaś już imprezę, wpadłaś w oko Simonowi i przeżyłaś włamanie do domu. Nie wiadomo co może się jeszcze wydarzyć.

-Znając mnie,już nic się nie wydarzy.

-To się jeszcze okaże.-Puściła mi oczko i zaparkowała na podjeździe.

***

Siedzę ze wszystkimi na stołówce,gdy do naszego stolika przysiedli się Simon i Brian. Powitali nas uśmiechami.

-I co tam u was?-Spytał Simon,siadając koło mnie a Brian na przeciwko nas.

-W porządku. Przed nami fizyka.-Skrzywił się Jeremi.-A u was jak tam chłopaki?

-Też jakoś leci.-Odpowiedział Simon,a potem na kilka minut każdy zajął się swoim jedzeniem.

-Więc Brian,kiedy zamierzasz nas opuścić?-Wypaliła nagle Shay.

Brian przez chwilę nic nie mówił.

-Tak właściwie to za dwa dni wyjeżdżamy.-Odparł w końcu.

-Och.-Odpowiedzieli wszyscy jednocześnie.

Zerknęłam bokiem na Simona,który ścisnął swoją szczękę.

-Możemy przyjść się z tobą pożegnać?-Zapytała Vanessa.

-Na to liczyłem.-Uśmiechnął się smutno,a potem rozpoczęliśmy temat o tym,jak bardzo Jeremi ma dość wszystkiego co związane jest ze szkołą.

***

Dochodzi godzina 18 a ja nadal siedzę nad książkami odrabiając pracę domową. Nie sprawia mi to większych problemów,dlatego kończę wszystko godzinę później. Już byłam gotowa,aby zaczytać się w mojej lekturze,kiedy wszyscy zawołali mnie na kolację. Zeszłam na dół i usiadłam przy stole ze wszystkimi.

-No i jak wam minął dzień?-Rozpoczęła rozmowę mama.

-Całkiem dobrze,razem z Rugerro spędziliśmy pół dnia na mieście,a potem udaliśmy się na siłownię.-Odpowiedziała Emily która po siłowni wygląda na bardzo zadowoloną.

Znając mnie padałabym ze zmęczenia.

-Widzę że dzień spędzony całkiem aktywnie.-Dodał tata.

-Raz na jakiś czas trzeba.-Zaśmiał się Rugerro a my razem z nim.

-Olivia, u ciebie wszystko dobrze?

-Po staremu. Szkoła i nauka.-Wzruszyłam ramionami.

-A co z tym twoim kolegą...jak mu tam?-Zaczęła Emily.-Ach Simon! Jesteście razem?

Czuję,że robię się czerwona na twarzy.

-Czyli na jednej randce się nie skończyło jak rozumiem?-Odparła mama ostrożnie,jakby bojąc się mojej reakcji.

-Ja i Simon tylko się kolegujemy. Nic między nami nie ma i nie będzie,więc zajmijmy się kolacją.-Odpowiedziałam ze śmiechem.

-Podoba mi się ta odpowiedź.-Dodał tata,a mama z siostrą przewróciły oczami.

-Mów co chcesz siostrzyczko,ale ja wiem swoje.










Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro