Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8


|Niby korekta jest, ale jestem pewna, że błędy i tak się znajdą huh|

POV SNAPE (nadal)

Pomiędzy jej palcami widać było na oko piętnastocentymetrowe, ostre i zapewne metalowe... ostrza... Po dwa u każdej ręki! Nie wierzę, że ktoś mógł zrobić coś tak okropnego człowiekowi, który się nawet na to nie zgadza, a do tego dziecku! Ale, no cóż. Mugole zrobią wszystko dla nauki. Szczególnie tak zwani naukowcy i doktorzy. Dlatego za nimi nie przepadam.

- Zabiłam mnóstwo ludzi. Myślałam, że to normalne. Myślałam, że tak już musi być. A co gorsza... Podobało mi się to. Podobało mi się zabijanie, rozumiesz! - mówiła z łamiącym się głosem.

Ona zabiła. Zabiła wiele razy. Podobało jej się... Wmawiali jej, że to normalne! Od dziecka uczyli ją zabijania... Co oni na Merlina myśleli?? Co oni mieli w głowach?! Żeby takie coś zrobić dziecku!

- Kto ci to zrobił?? - spytał zdumiony Dumbledore. Dziewczyna wydawała się zdziwiona tym pytaniem, ale już po chwili zabrała głos.

- Doktorzy... - powiedziała zamyślona - Nie znam nazwisk. Znam tylko co niektóre imiona. - dopowiedziała po chwili.

- Rozumiem... A kiedy i jak ci to zrobili? - spytał wzdychając ciężko. Ona tylko się lekko skrzywiła, schowała ostrza z powrotem do wnętrza rąk, po czym opadła na łóżko. Już myślałem, że to koniec tej rozmowy, lecz gdy już miałem wychodzić, przemówiła.

- Zrobili mi to jak miałam 5 lat. Bez znieczulenia. Nie wiem jak to włożyli, a co za tym idzie, jak to wyjąć. Ból był ogromny i wolałam na to nie patrzeć. Poza tym i tak bym nie mogła... Byłam szczelnie przypięta jakimiś pasami. - mówiła leżąc plackiem na łóżku i wpatrując się nieobecnym wzrokiem w sufit. Bez znieczulenia?? Jaki oni mieli w tym cel? Co chcieli osiągnąć? Żeby... Żeby zrobić coś takiego?? I to pięciolatce??

- Przepraszam za to, że przeze mnie wróciło ci to wspomnienie... Ja nie... - zaczął się tłumaczyć.

- Nic się nie stało. Nie winię pana za to. To nie pan to zrobił, więc nie ma za co przepraszać, prawda? - powiedziała obojętnym tonem, nadal wpatrując się w sufit.

- Rose? - zagadnąłem.

- Słucham - rzekła.

- Co oni ci jeszcze zrobili? - spytałem, a ona usiadłwszy, spojrzała się na mnie znudzonym wzrokiem, po czym przemówiła.

 - Wysyłali mnie na Syberię na pół dnia w krótkim rękawku, bez jedzenia i picia tylko po to, by sprawdzić czy przeżyję. Głodzili mnie, razili prądem, a nawet wysyłali na krwawe wojny, gdy się sprzeciwiałam, czy buntowałam... Zrobili ze mnie krwawą i bezlitosną maszynę do zabijania. Wychowali w więzieniach i sierocińcach. Chyba to by było na tyle panie Snape. - powiedziała zaskakująco... Spokojnie.

Jestem lekko mówiąc w szoku. Ją to nie rusza? Traktowali ją jak jakąś służącą, albo niewolnicę! Zupełnie jak Malfoy'owie traktują skrzaty, a nawet gorzej, ale ona mówi o tym z takim spokojem...

ROSE POV

Ugh! Oni mnie tak denerwują! Ile te przesłuchanie będzie jeszcze trwać?! Mam coraz większą ochotę ich zabić... I powoli zaczynam rozważać tą opcję... NIE! Rose, nie! Obiecałaś coś sobie! Nie będziesz zabijać! Najwyżej w ostateczności... Ale nie od tak!

- Procesorze Snape? - muszę się dowiedzieć paru istotnych rzeczy. A jemu najbardziej ufam. Ten tylko kiwnął głową patrząc na mnie uważnie.

- Jak nie jesteście doktorami... To kim wy właściwie jesteście? - spytałam  uprzejmie.

- Dlaczego pytasz się tego mnie? - zapytał zdziwiony.

- Bo panu najbardziej ufam. - powiedziałam z lekkim uśmiechem, może mi powie więcej jak tak będę słodziła...

-  Jesteśmy czarodziejami. - powiedział pospiesznie, trochę speszony moim 'wyznaniem'. Ale zaraz... 

- Czarodzieje... - mruknęłam bardziej do siebie, ale w pomieszczeniu było tak cicho, że było mnie doskonale słychać.

- Tak. Przyszliśmy zabrać cię do szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. - powiedział ten cały Albus.

- Magii? - spytałam zdumiona.

- Magii. - przytaknął.

Magia? Czyli naprawdę istnieje coś takiego jak.. Jak magia? Wiedziałam!

- Zawsze wiedziałam, że jestem inna... - powiedziałam patrząc w zamyśleniu na podłogę.

- No i miałaś rację. Ty też jesteś czarodziejką. - powiedział spoglądając na mnie uważnie.

- A... A czy mógłby pan pokazać mi magię? - spytałam nieco nieśmiało.

- Oczywiście. - odparł po czym wyciągnął jakiś dziwny patyk, po czym nim lekko machnął. Koło mnie pojawiła się niebieskawa poświata, która już po chwili ułożyła się w kształt jakiegoś dużego ptaka...

- To feniks. Jeszcze zdążysz go poznać osobiście w Hogwarcie. - powiedział po chwili. - Jeśli się zgodzisz tam pojechać... - dopowiedział jeszcze.

- Um... No nie wiem... Ja muszę się jeszcze nad tym zastanowić. - powiedziałam. Nie chcę z nimi nigdzie jechać. Nie ufam im... -  Nie wiem czy warto ufać ludziom, którzy mnie porwali i ukradli węża... - mruknęłam pod nosem, ale miałam wrażenie, że i tak mnie doskonale usłyszeli.

- Ach no tak! Mieliśmy ci wszystko wyjaśnić! - powiedział, a właściwie krzyknął blondyn.

- No ja myślę... Ale najpierw... Jak się państwo nazywają? - spytałam uprzejmie.

- Na merlina... No tak, nawet się nie przedstawiliśmy... - odparł zamyślony.

- Więc? - spytałam zirytowana po krótkiej ciszy.

- Ach! Ja jestem Remus Lupin. Miło mi. - powiedział i niemal od razu podając mi rękę, którą co prawda niechętnie, ale uścisnęłam. - A to jest dyrektor szkoły w Hogwarcie, Albus Dumbledore. - dopowiedział po chwili przy czym wskazał ręką na siwego mężczyznę stojącego tuż obok niego.

-  Rozumiem. A pan, panie Lupin, też pracuje pan w Hogwarcie? - spytałam po dłuższej chwili.

- Nie, jeszcze nie. Ale może kiedyś... - odpowiedział zamyślony.

- Okej... A... Dlaczego mnie porwaliście? - spytałam krzywiąc się lekko.

- Nie porwaliśmy cię. Znaleźliśmy cię na jednym z korytarzy. Właściwie nie tylko ciebie... Obok ciebie stał wilkołak, który próbował odgryźć ci nogę. - powiedział Snape, krzywiąc się lekko i z pogardą patrząc na.. Lupin'a? A może mi się tylko zdawało?

- Ach to był wilkołak... Dobra... - odparłam zamyślona. - A gdzie Leo? - spytałam jeszcze.

- Tutaj Rose. Jestem tutaj. - usłyszałam ten upragniony syk mego przyjaciela przy moim uchu.

- Leo! Tak się o ciebie martwiłam... Nie rób mi tego więcej! - odparłam szczęśliwa, po czym go przytuliłam.

- Przepraszam cię, pani... Obiecuję, że już się nie oddalę bez twojej zgody. - powiedział skruszony.

- Cieszę się. - powiedziałam tylko po czym stanęłam na przeciwko dyrektora i czekałam aż coś powie.

- Tak więc, Rose. Zgadzasz się uczęszczać do szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart? - spytał z uśmiechem.

- Nie. - dodałam po dłuższej chwili. - Czy może mnie pan zaprowadzić już pod sierociniec, proszę? - spytałam najbardziej niewinnie jak tylko umiałam. W odpowiedzi dostałam zszokowane spojrzenia od jego 'gangu'.

- Oczywiście... - powiedział cicho, po czym otworzył drzwi, a ja wyszłam z lekkim uśmiechem. W końcu wolność!

Szliśmy nieznanymi mi korytarzami, aż w końcu zobaczyłam ogromne drzwi, zgaduję, że dębowe... Podbiegłam do nich, po czym lekko je pchnęłam i gdy przyzwyczaiłam się już do tej oślepiającej jasności, która panowała na zewnątrz, po prostu ruszyłam przed siebie. Tak jak zawsze zresztą.

Szłam i szłam, aż jakimś cudem znalazłam się pod bramą sierocińca i z szokiem odkryłam, że nie ma za mną ani Dumbledore'a, ani Snape'a, ani chociażby Lupin'a... Wzruszyłam tylko ramionami, po czym pchnęłam bramę i weszłam jakby nigdy nic do sierocińca, a tam...

***

Polsat! Dzisiaj  trochę dłuższy rozdział wyszedł, w sumie nie wiem dlaczego. Chyba po prostu mi się lepiej pisało. Uważam, że rozdział wyszedł nawet spoko, jak wam się podoba to poproszę o gwiazdeczki, kochani! Dobra, nie przedłużając, do następnego!

Riddle  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro