Rozdział 13
Po uważnych oględzinach całego salonu stwierdziłem, że straszny bałaganiarz ze mnie. Stare, kilkucentymetrowe druciki, kable, zużyte sprzęty.. wszystko to wręcz walało się po całym pomieszczeniu, zaśmiecając je oraz uniemożliwiając mi znalezienie potrzebnego w tej chwili laptopa.
-Obiecuję, że posprzątam tu.. nawet umyję podłogę! Tylko pokaż się ty szujo pierdolona! -krzyczałem już nieźle wkurzony na całe gardło.
Złośliwość rzeczy martwych.
Byłem spóźniony już dobre dwie minuty, a wszystko to przez to, że po krótkiej drzemce postanowiłem znów wziąć się za lutowanie kabli potrzebnych do przekierowywania mocy wyładowań mojej pseudo bomby. I jak to mam w zwyczaju, zamiast zacząć się szybciej szykować, zasiedziałem się przy wynalazku. Zirytowany już całą tą sytuacją, usiadłem na krawędzi kanapy i chowając twarz w dłoniach, zacząłem analizować. Najpierw szukałem danych, więc był na stole -ale nie ma go tam teraz. Potem schematy Stark Tower -biurko, nie ma. Wróciłem, zjadłem tosta i..
-.. poszedłem się umyć! -krzyknąłem z nadzieją i w błyskawicznym tempie pobiegłem w stronę łazienki.
Z impetem otworzyłem przymknięte drzwi, które po raz setny uderzyły w ścianę, pogłębiając dziurę w miejscu, w którym to klamka uderzała o nią, po czym od raz spojrzałem na pralkę. Tuż obok niedbale rzuconego ręcznika leżał przymknięty laptop. Uradowany, porwałem go szybko w dłonie i wyrywając z kontaktu ładowarkę, wsadziłem go do plecaka. Nie martwiłem się zbytnio o to, że były już tam klucze, papierosy, jakieś tabletki i jak wszędzie -skrawki kabli, bo i tak był już cholernie porysowany i uszkodzony. Ale działał i to lepiej od niejednego, który ledwo co opuścił fabrykę.. bo sam go stworzyłem, cholernie przy tym przepłacając za najlepsze i przeważnie nielegalne części.
-Co jeszcze? Co jeszcze? -zastanawiałem się, jeszcze raz szybko obrzucając spojrzeniem całe mieszkanie.
Nie no, to chyba wszystko. Laptop i pendrive z programem Karen były najważniejsze, więc wiedząc, że mam je w swoim posiadaniu, założyłem na twarz maskę i w dziewięćdziesięciu procentach uzbrojony ruszyłem biegiem w stronę okna w sypialni, które już na dobre zacznie chyba pełnić funkcję nowych drzwi. Po chwili już czułem słodki smak wolności i szybki skok adrenaliny. Czasem naprawdę warto mieszkać na siódmym piętrze jakiejś zapyziałej kamienicy. Jednak ta przyjemność nie trwała za długo, bo po minucie byłem zmuszony użyć sieci i tym samym zacząć na pełnym sprincie pokonywać dzielącą mnie od Stark Tower odległość. Kto wie, może i tym razem pobiję swój rekord w ten naprawdę paskudny dzień?
Nie minęły nawet dwie minuty, a ja już byłem na dwudziestym piętrze docelowego wieżowca i aż duma mnie z tego powodu rozpierała. Jeszcze tylko szybka wspinaczka na jego balkon i wejście do ciepłego wnętrza. Bo trzeba szczerze przyznać, pogoda dzisiaj nie rozpieszczała, a zwłaszcza potwierdzał to upierdliwy deszcz, który tylko z każdą sekundą przybierał na sile i moczył moją drugą skórę. Dobrze, że chociaż zainwestowałem w wodoodporny plecak.
Całą podróż można szacować na trzy minuty, po których to z lekką zadyszką, ale stałem na przeszklonym balkonie. Pomimo ciemnych chmur, które tego wtorkowego dnia okalały całe niebo, doskonale wiedziałem, że zaliczę najbliższe godziny do jednych z najlepszych w moim życiu. W końcu na pełnym legalu włamię się do systemów tych potworów i zrobię im burdel, a może kto wie, jeśli szczęście dopisze, to dobiorę się do zdalnych ładunków? Przecież połączenie moich umiejętności, technologii Starka i drobnej pomocy Karen wszystko jest możliwe. Wszystko.
Mimo tysiąca myśli oraz mrocznych pomysłów, które to tłoczyły się w mojej głowie, zapukałem przez szybę do środka, gdzie niecierpliwie dreptali Avengersi. Ten dźwięk musiał ich nieco spłoszyć, bo każdy z nich wyjął broń i zaczął wypatrywać zagrożenia. Ale to dobrze, przynajmniej wiem, że są uzbrojeni.
Mając całkowitą świadomość swoich czynów, kopnąłem z całej siły w szklane drzwi, rozbijając je tym samym w drobny mak. W akompaniamentach powoli rozpętującej się burzy wszedłem do środka, a centralnie za mną niebo przecięła ogromna błyskawica, nadając mojej postaci jeszcze groźniejszego wyrazu.
-Czas zacząć walkę. -szepnąłem, ściągając w dłoni plecak.
Powoli ściągnąłem ze swojej twarzy maskę, ukazując się tym samym w całej okazałości. Widziałem strach w ich oczach, ich drżące z przerażenia mięśnie oraz nieśmiałe spojrzenia kierowane w moją stronę. Nie wytrzymałem i puszczając z rąk plecak, wybuchnąłem głośnym śmiechem.
-Gdybyście.. gdybyście tylko widzieli.. te miny.. -wysapałem między kolejnymi salwami śmiechu. -Ahh. -otarłem jedną łzę. -Sorka za spóźnienie, nie mogłem zaleźć laptopa.
Do Avengersów powoli zaczynało docierać to, co właśnie się wydarzyło. Nieśpiesznie zaczęli odkładać lub też chować broń, nie spuszczając mnie z bacznego spojrzenia.
-No uspokójcie się. -dodałem, kierując się w stronę stołu. -Stark mi płaci, nie zbiję przecież was.
Tym wejściem smoka musiałem ich dosłownie zszokować i przerazić, bo nadal nie otrząsnęli się z zaskoczenia. Ja natomiast nie próżnowałem i usiadłem na środku, na wygodnym krześle, po czym wyjąłem lekko poturbowanego laptopa i odpalając go, sięgnąłem po pendriva. Jeszcze zanim system do końca się uruchomił, wpiąłem go, ułatwiając tym samym Karen całą robotę.. w końcu nikt jeszcze nie wie, że mam asa w rękawie.
-Co zamierzasz zrobić? -zapytał Steve, który odłożywszy obok siebie tarczę, usiadł na wprost mnie.
Spojrzałem na niego swoim przenikliwym wzrokiem po czym niezauważonym przez nich ruchem przejechałem po swoim udzie, upewniając się tym samym, że broń nagle nie wyparowała.
-To, co mi zleciliście. -odezwałem się chłodnym, fachowym tonem.
Z uruchomionego komputera na pełnym głośniku wydobyły się wspaniałe dźwięki AC/DC i ich ubóstwianej przeze mnie piosenki "Back in black". Niemal od razu zacząłem w rytm kiwać głową i cicho podśpiewywać, dając tym samym upust gromadzącym się we mnie emocją oraz podejrzeniom. O taaak, to się nazywa relaks w sekundę!
-Ohh.. kocham ta piosenkę! -wykrzyknąłem, po czym nie zamykając folderu ze wszystkimi albumami tego zespołu, odpaliłem Karen.
To właśnie tej części hakowania nie lubiłem -przygotowań. Przecież trzeba ustalić playlistę, pomyśleć o jakiś przekąskach i napojach, które tym razem na szczęście spoczywają w plecaku, po czym opracować jakiś plan działania. W końcu nawet nie wiem, czego mam szukać. Jednak mieszkańcy Stark Tower ułatwili mi ostatnie zadanie, bo zebrali się niemal od razu w jednym miejscu. A tak dokładnie to tu, przy stole. Wdowa razem z Clintem dosiedli się do Kapitana Ameryki, a Bucky wraz ze Starkiem stanęli po obu moich stronach.
-Bez obrazy, ale cenię przestrzeń osobistą. -odparłem, kierując to zdanie w stronę metalorękiego.
-367.. -zaczął, ale gwałtownie obróciłem się w jego stronę.
-To nie tak, że cię nie lubię. -odparłem lodowatym tonem, czym wywołałem u niego widoczny dreszcz. -Ja po prostu tobą gardzę.. tobą i wszystkim, co mi zrobiłeś. A teraz odsuń się i daj mi pracować.
Nikt nie spodziewał się tych kilku ostrych słów, a zwłaszcza ja. Nie powiem, często kieruję się instynktem oraz emocjami, bo tylko one umożliwiały mi trzeźwy pogląd na świat i nie raz ratowały z wielu kłopotów, ale teraz.. nie wiem. Chyba po prostu czuję zagrożenie w tym osobniku. Lub też boję się powtórki z rozrywki.. czego moje serce po prostu by już nie zniosło. Tak, nie pozwolę mu znów się do mnie zbliżyć, zawiódł mnie i mógłby leżeć już martwy, tak jak przez ostatnie lata myślałem.
-Bucky.. -zaczął cicho Stark ze słyszalną prośbą w głosie.
Mężczyzna z widoczną niechęcią zrobił krok w tył, tym samym sprawiając, że nagle świat nabrał zupełnie innych barw, a moje nastawienie zmieniło się diametralnie.
-No dobra, to co dokładnie chcecie? -zapytałem radosny tonem, czym wprawiłem ich w ponowne osłupienie.
Wywróciłem oczami, dziwiąc się, że jeszcze nie przyzwyczaili się do moich zmiennych nastrojów. Taki jestem, jestem wkurwiony, a po sekundzie śmieję się. Zabijam, po czym idę na lody. Płaczę, by następnie zacząć tworzyć różne cuda techniki. Takiego mnie stworzyli i taki jestem.
Stark puknął dwa razy w stół i od razu pojawiły się na nim oraz nad nim wszelkiego rodzaju pliki, dane, zdjęcia.. no wszystko. Z moich ust wydobyło się ciche "łoł", a oczy niemalże iskrzyły się z zachwytu.
-Robi wrażenie, co? -zapytał dumnym tonem, zerkając na mnie.
Odwzajemniłem spojrzenie, czując do niego dziwną sympatię. Kto wie, może to fakt, że jesteśmy podobni? A może to, że nigdy jeszcze nie spotkałem człowieka z wiedzą na podobnym poziomie, co moja. A to bardzo umilało rozmowę, oj bardzo.
-Pewnie, że tak, ale łatwo gubi się dane, obraz jest często spikselowany, a to wszystko utrudnia pracę. -odparłem, opierając się całym ciężarem na tylnej części krzesła. -No bynajmniej jeśli przeciążysz procesor.
Miliarder spojrzał na mnie ze zdumieniem oraz szacunkiem, zupełnie jakby nie spodziewał się, że aż tak się na tym znam.
-Skąd to wiesz? -zapytał.
-Bawiłem się tym, ale mój interes aż tak się nie rozwija, żebym to udoskonalał. -stwierdziłem, naciskając enter na klawiaturze komputera. -Poza tym miałem za słaby procesor.
Tym ruchem uruchomiłem podprogram, który łącząc się ze Stark Tower miał za zadanie całkowite unieszkodliwienie F.R.I.D.A.Y.
-Ale.. -zaczął, ale przerwałem mu szybko.
-Nie znasz mnie.. nie wiesz do czego jestem zdolny zarówno fizycznie, jak i intelektualnie. -oznajmiłem, powoli się do niego zbliżając z wręcz przerażającą miną. -Ba, nawet ja sam tego nie wiem.
Nagle z laptopa wydobył się dodatkowy dźwięk, który głośno oznajmił "fuck yea". To był zaprogramowany przez mnie znak, dzięki któremu na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmieszek.
-Możemy zacząć. -oznajmiłem normalnym tonem, wlepiając swój wzrok w komputer. -Karen?
-System Stark Tower unieszkodliwiony, pełen dostęp do wszystkich baz danych. -odezwał się głos mojej kochanej AI. -Witaj Lucas.
-Zajebiście! -krzyknąłem, po czym spojrzałem na całą siedzącą wokół mnie drużynę. -No co, muszę mieć jakieś zabezpieczenie, jakbyście czasem chcieli mnie zaatakować! No nie patrzcie tak na mnie.. mieliście broń!
-Ale to nie znaczy, że możesz nas uniesz.. -zaczął z deczka przestraszony Steve, ale Tony uciszył go gestem dłoni.
-Co to za program? -zapytał ciekawym głosem, w którym nie wyczułem ani krzty wrogiego nastawienia.
Nie powiem, zdziwiłem się tym, jak ciepło odnosi się do mnie, mimo, że zhakowałem mu całą wierzę w przeciągu paru sekund. Jednak nie powiem, cieszyło mnie to w pewien sposób, bo zaczynałem czuć, że może on.. nie. To niemożliwe, żeby on, miliarder, playboy, geniusz.. on nie może mnie tak po prostu lubić.
-Bazyliszek. -oznajmiłem wiedząc, jak mało będzie mu to mówiło. -Stworzenie go zajęło mi miesiąc, ale efekty są fenomenalne. Jak widzisz, wpuszczony do systemu unieszkodliwia każdy program, dając pełen dostęp mojej AI.
Tyle mu chyba powinno starczyć. W jego oczach mmentalnie pojawiła się iskra czegoś na wzór dumy, ale kompletnie nie mam pojęcia z jakiej paki ona by się tam znalazła. Ja nic dla niego nie znaczę.
-Przejdźmy do konkretów.
Prosiłem o nie już któryś raz, bo cholera jasna, chcę mieć to z głowy i znów zamknąć się w swoich czterech ścianach. Muszę po prostu przemyśleć to wszystko. Nagłe wtargnięcie Avengersów.. Buckiego.. Tonego w moje życie to dla mnie chyba za dużo.
-Chcemy wszystkie nagrania z pomieszczenia.. -zaczął, ale zaciął się, najpewniej zapominając jego numeru.
-Dwadzieścia cztery, trzydzieści sześć i sto dwa. -dokończył za niego Bucky, posyłając mi dziwne spojrzenie.
Rozszyfrowałem je bez problemu.. zwłaszcza, że kojarzyło mi się, że już kiedyś tak na mnie patrzył. Z braterską miłością, troską i współczuciem.. ale nawet to nie jest w stanie naprawić tych cierpień, które przeżyłem przez niego. Jednak wzruszyłem ramionami, nie mając pojęcia po co im akurat te nagrania. Bardziej spodziewałem się prośby o jakieś dokumenty, pliki z transakcjami czy nagrań z eksperymentów.. ale nie będę się odzywać, płacą mi za to, to dostaną.
Uśmiechnąłem się delikatnie i strzykając palcami, zabrałem się za brudną robotę. Uruchomiłem program Fenix, który stworzyłem specjalnie na takie okazje i z boku laptopa wyciągnąłem małą antenkę, tym samym zaczynając namierzać ich główny serwer. Prościzna.
-Program napotkał na barierę. -pomieszczenie wypełnił głos Karen.
Jednak nie był to żaden problem.
Całą moją uwagę pochłonęły aktualne czynności. Momentalnie wstałem, odrzucając przy tym nieświadomie krzesło do tyłu i przyłożywszy palec do ekranu, wyciągnąłem potrzeby plik na holoprojektor, który imitował ekran. Ah, wiedziałem, że kiedyś funkcja ta się przyda. Plik niemal natychmiast pozamykał niepotrzebnie zajmujące miejsce okna, umożliwiając mi tym samym pracę.
-Wyizoluj mi częstotliwość sekwencji 73. -mruknąłem, przerzucając połowę pootwieranych plików na większy ekran.
Z boku mogło to wyglądać na istny chaos, jednak ja widziałem w tym porządek i procedury bezpieczeństwa. Każdy program nachodził na siebie w odpowiednich proporcjach, zasłaniając kluczowe dla niego dane, aby bystre oko Starka lub też jego jakimś cudem działających kamer nie były w stanie odtworzyć mojej pracy. Może to i egoistyczne, ale nie zamierzam dzielić się tym, co sam stworzyłem, tym bardziej, że nie wiem w jakim celu zostanie to wykorzystane.
-Częstotliwość wyizolowana.
Bez słowa przerzuciłem ją na większy ekran, a ciąg cyferek zdaje się nie miał końca.
-Uhuhu, zabezpieczyli się. -stwierdziłem z uśmiechem. -Kocham wyzwania.
W tym momencie całkowicie straciłem kontakt z rzeczywistością oraz oddałem się dziwnie kojącemu moje zmysły zajęciu, polegającym na łamaniu zabezpieczeń i przedostawaniu się coraz to głębiej w ich system. Nie czekając za długo, odchyliłem się do tyłu i wyciągając ręce, odepchnąłem się od podłogi nogami. W ten oto sposób oddaliłem się od ekranu o prawie dwa metry, co pozwoliło mi na szersze spojrzenie na pokrytą mgłą ścieżkę, która to prowadziła do głównego centrum danych.
-Usuń pasma powtarzających się siódemek, i podłącz pod nie Strzykawkę. -oznajmiłem po kilkusekundowej analizie.
Karen wykonała szybko moje polecenie, a kolejny stworzony przeze mnie program przełamał pierwszą barierę. Jeszcze na oko dwadzieścia.
Bez wytchnienia dyktowałem z niewielkiej odległości polecenia, które AI z powodzeniem realizowała. Moje dłonie sprawnie przeszywały powietrze, a nogi co rusz poruszały się w przód oraz w tył, pozwalając umysłowi pracować. Pomysły, schematy i znane mi programy, niczym gwiazdy na nocnym niebie były dobrze dostrzegalne, a ja jak prawdziwy astrolog umiałem je od siebie odróżnić, przypisać, wykorzystać. Nic więc dziwnego, że po pięciu minutach przełamałem praktycznie wszystkie zabezpieczenie Hydry, tym samym włamując się niepostrzeżenie do głównego serwer.
W tej samej chwili zmysły zaczęły dopuszczać do umysłu tonę informacji odnoście wszystkiego, co mnie otaczało.
Światła niewyobrażalnie raniły moje oczy.
Dźwięk chodzącej lodówki drażnił moje uszy.
Wilgotne powietrze kuło moją nad wyraz wrażliwą skórę.
-Kurwa.. -sapnąłem przytłoczony tym wszystkim i gwałtownie oparłem się o biurko.
-Co się dzieje?
-Nic ci nie jest?
-On ma chyba jakiś atak..
Głosy.. tyle różnych głosów o różnej intonacji.. za dużo.. informacji..
-Zamknąć się! -krzyknąłem, modląc się w duchu, aby głosy ucichły. -Karen, wyłącz światła, zmniejsz wilgotność powietrza do dwudziestu procent i wyłącz tą jebaną lodówkę!
-Aktywować protokół na wyczulone zmysły? -zapytała głupio AI.
-A co ja ci kazałem zrobić? -warknąłem, siadając na podłodze i opierając się plecami i nogę krzesła.
Świat powoli wirował, ból z każdą sekundą zwiększał się, a ja..
.. nie mogłem oddychać. Pomieszczenie to można było wręcz nazwać jakąś beznadziejną klitką, która to sama w sobie mnie torturuje. Czułem na skórze unoszącą się w wysokim stężeniu parę wodną, słyszałem kroki za drzwiami i nawet to nikłe światło w tej chwili raziło mnie równie mocno, co słońce świecące prosto w oczy. Puls coraz gwałtowniej zwiększał się, płuca nie przyjmowały tlenu, a mimo to..
-.. paliły żywcem. -dokończyłem nieświadomie na głos wspomnienie, które zagościło w mojej głowie. -Ale mnie tam nie ma.. -powtórzyłem i powoli otworzyłem zaciśnięte dotąd powieki.
Jednak nie widziałem już Avengersów, biurka czy też pięknego widoku za oknem..
Mój oddech zwiększył częstotliwość, gdy tylko zdałem sobie sprawę, że znajduję się w tym samym, ciasnym pomieszczeniu. Słyszałem czyjeś głosy za drzwiami, które mówiły coś bardzo rozemocjonowane.. ale nie byłem w stanie dopasować ich do moich oprawców.
-To złudzenie.. -mówiłem i niepewnie wstałem.
Zmysły uspokajały się, jednakże oczy nadal nie widziały tego, co powinno tu być. Wiedziałem to, wiedziałem, że znów wspominam wszystko na jawie. Wiedząc, co powinienem zrobić, powoli podwinąłem rękaw na przedramieniu lewej ręki i nadal bacznie obserwując wszystko, co się wokół mnie dzieje, wyciągnąłem nóż z jednej z kieszeni.
-Nie wygracie i tym razem. -warknąłem, po czym z całej siły wbiłem sobie na wylot nóż w przedramię i brutalnie poszerzyłem ranę.
Cicho jęknąłem, jednak nie był to jęk bólu, ale ulgi. Widziałem, jak wszystko powoli rozmazuje się, a ja ponownie znajduję się w salonie Starka, tyle że paręnaście kroków od swojego dotychczasowego stanowiska pracy.
-Sorry. -burknąłem lekko zawstydzony i wyciągnąwszy nóż, otarłem go o udo i schowałem.
Z deczka chwiejnym krokiem ruszyłem w stronę plecaka i wyciągnąłem bandaż w celu zatamowania krwawienia. Za jakieś dwie godzinki powinna zostać tylko blada blizna, nic więcej.
-Karen. -powiedziałem cichym, ale już spokojnym głosem. -Pobierz nagrania z pokoi dwadzieścia cztery, trzydzieści sześć i sto dwa.
-Wszystkie pliki znajdują się w folderze o nazwie "Peter Parker", czy chce pan pobrać cały folder. -zapytała Karen swoim głosem pozbawionym emocji.
Chyba powinienem jej zaprogramować różne barwy głosu i algorytm według którego by je używała. Jakoś przyjemniej by mi się z nią wtedy rozmawiało.
-Ta, daj wszystko. -stwierdziłem, nie chcąc się jeszcze bardziej przemieszczać. -Wyjdź niezauważalnie tą samą drogą, naprawiając przerwane bariery.
Coś tam odpowiedziała, ale mój zmęczony organizm nie zarejestrował, co. Tak samo nie zauważył bacznych spojrzeń drużyny superbohaterów i nie usłyszał ich rozmowy, której byłem głównym tematem.
~2749~
Mam mieszane uczucia, co do tego rozdziału.. niby akcja, ale w sumie nuda. Ale serio, słuchałam sobie swojej youtubowej playlisty i leci piosenka (nie mam pojęcia skąd się tam wzięła, ale miała takie mroczne brzmienie, że stwierdziłam, zrobię WEJŚCIE SMOKA!)
A tak poza tym, co myślicie? Spodobało się? Mam nadzieję, że tak, bo 13 to pechowa liczba xD
To co, widzimy się w kolejnym? Czy może zniechęciłam Was? XD
Do następnego (i kolejne 30 min xD)! <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro