8
Nick
Nie potrafiłem skupić się na tekście umowy przede mną cały czas słuchając rozmowy Sam z jej bliskim znajomym mimo lekko uchylonych drzwi. Naprawdę tak bardzo zależało jej na tym bym to wszystko usłyszał?
Wstałem z zamiarem całkowitego zamknięcia drzwi, gdy usłyszałem jej naturalny śmiech bez cienia sztuczności i poczułem, jakbym dostał mocnego sierpowego. Zacisnąłem palce na klamce niezdolny do najmniejszego ruchu.
- Dziękuję ci za ten wieczór i przepraszam, że nie zadzwoniłam, gdy dojechałam. Naprawdę dobrze się bawiłam i również mam nadzieję, że kiedyś to powtórzymy. - kolejna porcja jej śmiechu wypełniła ciszę w apartamencie. - Tak, będę pilną uczennicą, Trek. Muszę kończyć, wzywają mnie. Dobranoc.
Źle się czułem podsłuchując we własnym domu, ale nie mogłem się powtrzymać. Nogi wrosły mi w podłogę. Nasłuchiwałem przez jak krząta się po kuchni, a następnie znika w sypialni. Nie wiem kim był Trek, ale jakoś za nim nie przepadałem.
- Szybko się pocieszyłaś. - mruknąłem pod nosem i zamknąłem drzwi.
Nie sądziłem, że tak szybko się pozbiera po naszym rozstaniu i szybko znajdzie kogoś. Spojrzałem na obrączkę, której drobne kamienie odbijały światło rzucane przez lampę nade mną. Jednym ruchem zdjąłem ją i schowałem do szuflady. Przetarłem twarz uważając na siniaki i spojrzałem na umowę, która czekała na podpis. Przejrzałem punkty zlecone przez prawników i podpisałem w określonym miejscu. Po dzisiejszym dniu marzyłem tylko o tym, by wziąć szybki prysznic i wreszcie położyć się spać. Byłem zmęczony, a świadomość, że dzielą nas jedynie metry z pewnością nie pomagała zasnąć. Nigdy nie sądziłem, że małżeństwo przynosi tak wiele problemów. Jednak najgorsze jest to, że nie potrafiłem, jak ona zapomnieć o wszystkim i ruszyć dalej.
- Lepiej się czujesz? - zamarłem, gdy usłyszałem za sobą Sam.
- Tak, dzięki za troskę. Nie powinnaś już spać? - powiedziałem i odwróciłem się w jej stronę.
- Nie mogłam zasnąć, a ty ?
- Właśnie kładłem się spać.
- Jasne, nie przeszkadzam. Dobrej nocy. - zaczęła się wycofywać.
Miałem na końcu języka ciętą ripostę, ale nim się obejrzałem już jej nie było. Wróciła na korytarz w jednej ręce koc, a w drugiej poduszkę. Minęła mnie i ruszyła w stronę salonu, gdzie rozkładała się na kanapie.
- Co robisz? - spytałem, przyglądając się jej i musiałem z trudem przyznać, że wyglądała zbyt dobrze w moich ciuchach.
- Kładę się spać. - odparła nie zaszczycając mnie spojrzeniem.
- Mówiłem ci przecież, że sypialnia jest twoja. - powiedziałem ostrzej niż chciałem.
Podniosła na mnie głowę ignorując moje ostatnie słowa.
- Nick, nie mam zamiaru wyrzucać cię z własnej sypialni. To twoje łóżko i nie obraź się, ale wyglądasz jakbyś pilnie potrzebował snu, wątpię by spanie na tej kanapie było wygodne.
- Masz rację potrzebuję snu i spokoju, więc wracaj do sypialni i pozwól nam zasnąć - byłem zbyt zmęczony, by próbować być miły. Otwarła usta, by coś powiedzieć, ale ją ubiegłem - Nie radzę ci się ze mną kłócić Samantho.
Zmrużyła oczy i zrobiła kilka kroków w stronę sypialni, ale zatrzymała się przy mnie.
- Nie możesz mi rozkazywać, już nie - powiedziała i odwróciła się, by przenieść koc i poduszkę na fotel przy kominku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro