Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pogadajmy

Wzięłam głęboki oddech, gdy wyszłam z taxi i stanęłam przed moim domem. Nancy nie miała pojęcia, że wróciłam i nieco się obawiałam, że mogła mieć gości, których nie chciałam spotkać w najbliższym czasie.

Pewnie zapytacie dlaczego jestem zła na Jeremiaha, przecież to ona go pocałowała a nie on ją. Chodzi o to, że jeżeliby mu to przeszkadzało to od razu by się odsunął a nie dopiero po chwili. Dodatkowo obrócił się w moją stronę z szerokim uśmiechem. Podobało mu się to. Widziałam to w jego oczach.

Z myśli wybudził mnie dotyk na mojej dłoni. Podniosłam głowę ku górze i zobaczyłam przyglądającego mi się z uśmiechem bruneta.

-Ładnie tu macie.- uśmiechnął się.

-Tak, tak.- wzięłam swoją walizkę i ruszyłam do drzwi.

Stanęłam przed nimi, a moja ręka zaczęła się lekko trząść, przez stres. Wyprostowałam się i zapukałam w nie.

-Już idę!- usłyszałam po drugiej stronie głos mojej przyjaciółki.

Minimalnie się uśmiechnęłam, a w końcu drzwi się otworzyły. Nancy popatrzyła się na mnie całkowicie zaskoczona. Chyba od razu do niej nie dotarło, że naprawdę przed nią stoję, bo dopiero po dłuższej chwili przytuliła się do mnie z całej siły. Objęłam ją rękami z uśmiechem. Tego nie miałam w Anglii. Nie miałam przy sobie osoby, której ufałam w 100%. Nie mogłam się nikomu wygadać, co lekko mnie przytłaczało.

-Co ty tu robisz?- zapytała ze łzami w oczach.

-Skończyłam rok, więc wróciłam ale jak mnie tu nie chcesz to...

-Ty sobie żartujesz?! Tęskniłam!- przerwała mi szczęśliwa, jej wzrok przeszedł na Caleba.- nie sądziłam, że serio przywieziesz mi takiego przystojniaka.

-Nancy... To jest mój chłopak.- powiedziałam cicho odwracając wzrok.

-Caleb Wilson.- podał jej rękę, którą ona uścisnęła z uśmiechem.

-Nancy a nazwiska nie powiem, bo rodo.- ominęłam ich i weszłam do środka.- jak ją zranisz to ci jaja urwe.

Zdjęłam buty i rozejrzałam się po korytarzu. Nic się nie zmieniło oprócz kilku dodatkowych obrazów na ścianie.

-Nancy kto to?- dobiegł do nas głos Emily z salonu.

Od razu odwróciłam głowę w stronę Nancy. Wiedziała, że nie chciałam z nim rozmawiać.

-Spokojnie, dzisiaj nie przyszedł.- uśmiechnęła się lekko.- wiesz, że i tak w końcu się spotkacie. Może lepiej by było porozmawiać z nim od razu i mieć wszystko za sobą?

Przybrałam na twarz sztuczny uśmiech i skinęłam głową.

-Pójdę do sklepu kupić coś do jedzenia.- podeszłam do Caleba i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek.- dasz sobie radę?

-Jasne, wróć szybko.

Wyszłam z domu i wybrałam na telefonie numer Avy. Nie rozmawiałam z nią jakieś dwa tygodnie, ale miałam zamiar nadrobić stracony czas.

-Stacy? U ciebie nie ma nocy?

-Hej, nie. Wróciłam do Stanów. Nie chciałabyś się może spotkać w któryś dzień?

-Oczywiście, że tak! Cholernie tęskniłam!

-To świetnie. Może jutro po południu?

-Nie ma sprawy, zrobimy sobie babski wieczór.

Porozmawiałam z dziewczyną jeszcze chwilę, aż doszłam do sklepu. Weszłam do niego i wzięłam koszyk do ręki. Wrzucałam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy np. chipsy, różnego rodzaju napoje i żelki. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam z niej sałatkę warzywną. Zaczęłam sprawdzać wszystkie kalorie i węglowodany.

Mogłam śmiało przyznać, że przez ten rok dość mocno się zmieniłam. Lekko przybrałam na wadze ale z zewnątrz nie było tego widać. Schudłam i przeszłam na dietę. Nie myślcie sobie, że przez ten czas popadłam w depresję czy coś równie podobnego. Po prostu ten rok nauczył mnie, że warto o siebie dbać. Pierwszy raz w życiu na pierwszym miejscu postawiłam siebie a nie inne osoby. Całą swoją uwagę skupiłam na sobie.

-Stacy?- z zamyśleń wybudził mnie głos z tyłu.

Głos osoby, którą miałam zamiar unikać.

Nie zareagowałam, udając, że niczego nie słyszałam i ściągnęłam z półki czekoladę.

-Stacy.

Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Powoli odwróciłam się do niego przodem, a moje oczy napotkały jego niebieskie tęczówki.

-Przyjechałaś?

-Przepraszam spieszę się...- powiedziałam cicho i go ominęłam.

Ruszyłam do kasy samoobsługowej i zeskanowałam wszystkie produkty. Przyłożyłam kartę do terminala i spakowałam wszystko do reklamówki. Wyszłam szybko ze sklepu ale zatrzymał mnie Jeremiah.

-Stacy, pogadajmy. To nie tak jak myślisz.

-To nie tak jak myślę? Widziałam jak się z nią całowałeś Jeremiah. - odparłam spokojnie.

-To ona mnie pocałowała!

Zjechałam wzrokiem na jego szyję. Miał na niej malinkę.

-Idź do swojej dziewczyny i nie marnuj na mnie czasu.- powiedziałam cicho i szybko ruszyłam w stronę domu.

W tej chwili nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony to był pierwszy chłopak, którego pokochałam a z drugiej chłopak, który mnie zranił i cały czas okłamuje.

Weszłam do domu i odłożyłam torbę z zakupami na podłogę. Słyszałam jak Nancy i Emily rozmawiają z Calebem, przez co minimalnie się uśmiechnęłam.

-Stacy, Jeremiah zaraz przyjdzie z Leą.*

Z Leą? Czy to jest jakiś pierdolony żart?

-Z Leą?- zapytałam cicho.

-Tak, bardzo chciała cię zobaczyć, więc Jeremiah powiedział, że chętnie ją weźmie. Dosłownie kilka minut temu się dowiedzieliśmy.

-Przestań kłamać, wiem, że są razem.- prychęłam pod nosem i weszłam do salonu.

-Jakby na to nie patrzeć to ty go zraniłaś pierwsza.- do rozmowy dołączyła się Emily.

-Ja?!- zaśmiałam się ironicznie.- nie widziałaś tego co ja.

-Jeremiah mi powiedział, że obraziłaś się o byle gówno i wyjechałaś.

-O byle gówno kurwa?! Całował się z inną na moich oczach i mówisz, że to jest byle gówno?!

-Nie krzycz na mnie!- wstała i mnie popchnęła.

Zaparłam się nogami i uśmiechnęłam się ironicznie.

-Nie kłam już, bo odkąd tu przyjechałaś niszczysz wszystko!- krzyknęła na co zacisnęłam zęby. - bo ci kurwa rodzice zmarli. No okropna rzecz.

Nie zauważyłam, że Jeremiah od kilku minut stał w drzwiach i na wszystko patrzył. Nie myśląc więcej zamachnęłam się i uderzyłam ją z pięści twarz. Rzuciłam wszystkie zakupy na kanapę i pobiegłam do góry.

Wbiegłam do mojego pokoju, gdzie było pełno ubrań jakiegoś chłopaka ale nie zwracałam na to uwagi i położyłam się na łóżku.

-Kurwa mać!- krzyknęłam w poduszkę z płaczem.

Słyszałam, że drzwi się otworzyły i pozwoliłam łzom spływać na poduszkę.

-Stacy...- ten głos.

-Wyjdź stąd i zabierz swoją siostrę przy okazji...- odwróciłam się tyłem żeby nie widział mojego rozmazanego makijażu.

-Stacy, daj mi wszystko wyjaśnić. Jeśli chodzi o Leę to w ogóle z nią nie rozmawiać a...

-Jak mówi, że masz wyjść tu wyjdź.- odezwał się Caleb wchodząc do pokoju.

-A ty niby kim jesteś żeby mi mówić co mam robić?- prychnął.

-Jej chłopakiem.

-Jasne... To szczęścia...- w jego głosie było słychać delikatny ból.

Caleb stanął przede mną i rozłożył ręce a ja od razu się w niego wtuliłam. Schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi i zaczęłam mocniej szlochać.

-Przesadziła...- Powiedziałam cicho.

-Wiem ale nie przejmuj się tym...

Wtuliłam się w niego jeszcze mocniej. Do pokoju weszła kolejna osoba.

-Stacy... Emily już poszła, wiem, że przesadziła, więc powiedziałam jej, że ma wrócić jak będzie chciała cię przeprosić.

Odsunęłam się od bruneta i przetarłam rękawem oczy. Obróciłam się w stronę Nancy i podeszłam do niej. Przyjaciółka natychmiast mnie przytuliła.

W tym dniu zrozumiałam, że nawet najlepsi przyjaciele mogą być bardziej fałszywi niż wrogowie.







*- Lea to pierwsza przyjaciółka Stacy, kiedy przyszła do nowej szkoły ale się pokłóciły.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro