Rozdział 8. Wyjście ze szpitala.
/Gabriel/
Minęły 3 tygodnie od kąt wybudziłem się ze śpiączki. Gdyby nie Maryna nie odważyłbym się na rozmowę z psychologiem i policją. Poza tym w czasie gdy byłem w szpitalu odwiedzał mnie nie tylko doktor Banach ale też ta trójca która mnie wyzywała. Na początku nie chciałem z nimi gadać ale oni tak naciskali, że wykrzyczałem im czemu próbowałem się zabić. Od tamtego czasu nie przychodzili do mnie. Na szczęście Maryna przychodziła do mnie tak samo jak doktor Banach. Obecnie pakowałem swoje rzeczy. Na rękach od pocięcia się mam blizny. Dlatego zakrywam je bandażami. Bałem się najbardziej tej rozprawy w sądzie.
-Gabryś spokojnie.- Powiedziała Maryna kładąc mi rękę na ramie.
-Maryna. Jak mam być spokojny? Moja własna matka pójdzie do więzienia.- Powiedziałem patrząc na moją torbę z moimi rzeczami.
-Masz mnie. A teraz chodź. Idziemy po twój wypis i do domu.- Powiedziała gdy wziąłem torbę. Następnie opuściliśmy szpital. Musiałem nauczyć się sztuk walk by umieć ochronić ukochaną i dziecko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro