Rozdział 6. Brak nadziei.
/Maryna/
Dziś wychodziłam ze szpitala. Zanim pójdę po wypis pójdę do lekarza dowiedzieć się co z moim ukochanym. Mam nadzieje, że jego stan nie zagraża jego życiu. Obecnie szłam do sali mojego ukochanego. Zauważyłam jednego z kolegów z pracy Gabrysia. Po chwili zauważyłam lekarkę Gabrysia.
-Pani doktor? Co z moim ukochanym?- Spytałam gdy lekarka spojrzała na mnie.
-A kim pani jest dla pana Gabriela?- Spytała się lekarka.
-Jestem jego dziewczyną. Będzie ojcem.- Powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Jego stan nie uległ poprawił, ani pogorszeniu. Daje mu 40% na przeżycie.- Powiedziała lekarka. Jednak jej słowa mnie przeraziły. Gabryś mógł umrzeć. On nie może mnie teraz zostawić. Przecież będzie on ojcem.
-Błagam. On musi z tego wyjść. Nie może mnie zostawić. Przecież będzie ojcem.- Powiedziałam patrząc na lekarkę ze łzami w oczach.
-Zrobimy co w naszej mocy.- Powiedziała lekarka, a ja skinęłam głową.
/Kuba/
Siedziałem przy Nowym i wszystko słyszałem. Czułem się tak jak Piotrek i Artur. Winny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro