Rozdział 3. Załamanie.
/Gabriel/
Minęły dwa tygodnie od kąt słyszałem jak Kuba, Artur i Piotrek się ze nie wyśmiewają. Maryna dalej jest w trasie koncertowej. Obecnie siedziałem w domu. W swoim pokoju i czytałem książki. Moja mama była na mieście. Miałem nadzieję, że nie przyjdzie tu z Arturem. Poza tym musiałem jeszcze posprzątać dom. W pewnej chwili usłyszałem jak ktoś wszedł do domu. Jeszcze słyszałem śmiech mojej mamy i jakiegoś faceta. Wstałem z łóżka i odłożyłem książkę którą czytałem na biurko. Podszedłem do drzwi i otworzyłem je. Zauważyłem na korytarzu moją mamę z butelką wina w ręku oraz jakiegoś faceta.
-Ooo... Gabryś. A ty nie w pracy?- Spytała się moja mama. Czułem od niej zapach alkoholu. Aż mi się niedobrze zrobiło.
-Wróciłem wcześniejszej, zapomniałaś? Po raz. Co ty robisz? Po dwa. Kto to jest?- Spytałem się patrząc na nią.
-To Alan. Mój przyjaciel. A pijemy winko.- Powiedziała rozbawiona czymś moja mama.
-A teraz do pokoju dzieciaku bo ja i Olgusia będziemy się bawić.- Powiedział ten cały Alan i wepchnął mnie do mojego pokoju. Uderzyłem głową o łóżko. Na szczęście krew nie leciała. Ale ten Alan zamknął moje drzwi od pokoju. Po chwili ból miną. Włożyłem sobie słuchawki do uszu i włączyłem muzykę. Poszedłem spać. Następnego dnia przebrałem się i poszedłem do kuchni. Ten Alan tam był z moją mamą. Pili chyba kawę. Wziąłem kilka kromek chleba i zrobiłem kanapki.
-Ej mały. Jak skończysz robotę to kup piwo.- Powiedział Alan kiedy pakowałem do torby kanapki.
-Sorry ale nie pije alkoholu. I nie mam kasy.- Powiedziałem kłamiąc. Nie miałem zamiaru dzielić się z nimi pieniędzmi. Szczególnie jeśli są na alkohol.
-Oj synku prosimy.- Powiedziała moja matka robiąc maślane oczy.
-Powiedziałem nie.- Powiedziałem, a po chwili poczułem piekące uczucie na policzku. Ten cały Alan mnie uderzył, a moja matka nawet nie zareagowała.
-Masz nam dać kasę na alkohol!- Krzyknął Alan popychając mnie na ścianę. Pochylił się nade mną.- Inaczej znajdę na ciebie haka gówniarzu.- Dodał.
-Wypchaj się.- Powiedziałem kiedy moja własna matka mnie popchała tak, że uderzyłem nosem o framugę drzwi. Strasznie bolało. Kiedy wstałem chwyciłem torbę i wybiegłem z domu. Wyjąłem chusteczkę i wytarłem krew która spływała mi z nosa. Gdy krew przestała mi lecieć wyrzuciłem chusteczkę i poszedłem do pracy. Musiałem udawać, że wszystko w porządku.
-Ej Nowy wszystko w porządku?- Usłyszałem głos Kuby. Nie odpowiedziałem mu. Nadal byłem na niego, Piotrka i Artura wściekły.- Nowy?- Spytał się po chwili.
-Odwal się.- Warknąłem i poszedłem do bazy. Wziąłem z szafki strój roboczy i poszedłem się przebrać.
-Ej Nowak? A kiedy twoja mama nas odwiedzi?- Gdy tylko usłyszałem pytanie Artura nie wytrzymałem. Dałem mu z pięści w pysk. Z jego nosa płynęła krew. Oczywiście nasz szef zaczął się na mnie za to wydzierać. Wkurzony poszedłem do pomieszczenia gdzie mieliśmy leki. Upewniłem się, że nikt nie patrzy i wziąłem opakowanie hydroksyzyny i opakowanie relanium. schowałem je do kieszeni spodni roboczych i wyszedłem z pomieszczenia. Oczywiście doktor Reiter zawołała mnie bo mieliśmy wezwanie.
/Piotrek/
Sprawdzałem leki. Zaczęło mi się coś nie podobać.
-Ej Kuba? Dwóch opakowań leków nie ma.- Powiedziałem, a ten na mnie spojrzał.
-Jakich leków?- Spytał się Kuba.
-Opakowanie hydroksyzyny i opakowanie relanium.- Powiedziałem patrząc na Kubę.
-Dobra jak wróci załoga Anny to trzeba popytać może ktoś wziął i nie wpisał.- Powiedział Kuba. Gdy załoga Anny wróciła nikt nie mówił, że brali opakowania leków. Wydawało mi się to podejrzane.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro