Rozdział 2. Łzy.
/Gabriel/
Codziennie rozmawiam przez telefon lub przez kamerkę z Maryną. Tęsknię za nią. Obecnie szedłem do gabinetu Kuby. Chciałem z nim pogadać. Wczoraj widziałem jak całował się z moją mamą. Usłyszałem śmiechy z gabinetu Kuby. Stanąłem pod drzwiami i zacząłem podsłuchiwać.
-Ej pamiętacie jak ostatnio Nowy był tak zamyślony, że zamiast wejść do bazy walną o drzwi?- Spytał się rozbawiony Piotrek, a po chwili usłyszałem jak dwie inne osoby się śmieją. Domyśliłem się, że to Artur i Kuba.
-Strzelecki, a pamiętasz to jak myśleliśmy, że Olga to jego dziewczyna?- Spytał się Artur po czym znowu usłyszałem śmiech.
-Artur ja się wczoraj z nią całowałem.- Powiedział dumnie Kuba,
-Uuu. Nie chce być na twoim miejscu jakby Nowy się dowiedział.- Powiedział Piotrek. Miałem ochotę tam wejść i całej trójce przywalić.
-No Kubuś brawo. Ciekawe czy uda ci się ją zaliczyć.- Powiedział Artur, a ja zacisnąłem zęby ze wściekłości. Nie miałem ochotę dalej słuchać i wyszedłem z bazy. Zacząłem nerwowo chodzić przy ławce.
-Nowy wszystko w porządku?- Usłyszałem głos doktora Banacha. Nie miałem zamiaru mówić mu o tym co usłyszałem z gabinetu Kuby.
-Tak. Jest ok.- Powiedziałem siadając na ławce. Doktor Banach usiadł obok mnie.
-Nowy na pewno wszystko w porządku? Jesteś jakiś zdenerwowany.- Powiedział zmartwiony doktor Banach.
-To nic takiego. Zły mam dziś dzień.- Powiedziałem wstając z ławki.- Przejdę się chwilę by uspokoić się.- Powiedziałem i zacząłem iść.
-Ok.- Odpowiedział doktor Banach. Wyjąłem telefon i zadzwoniłem nie pewnie do mamy.
-No hej syneczku.- Usłyszałem głos mamy. Brzmiała... Dziwnie. Jakby piła alkohol.
-Mamo ty...- Ściszyłem głos.- Piłaś?- Spytałem się szeptem, a w odpowiedzi usłyszałem śmiech.
-Tylko jedno piwko syneczku. A co?- Spytała się moja mama. Było mi źle słuchać ją w takim stanie.
-A to, że w domu będziesz miała aferę.- Powiedziałem szeptem. Nie mogłem pozwolić by reszta dowiedziała się o tym wybryku mojej mamy. Następnie się rozłączyłem. Wybrałem numer do Maryny. Miałem zamiar z nią pogadać o tym jej samo poczuciu.
-Hej Gabryś co tam u ciebie.- Usłyszałem lekko wkurzony głos Maryny.
-Hej, a u mnie jak zwykle nuda. Zaś u ciebie to chyba coś źle się dzieje.- Powiedziałem opierając się o drzewo.
-A weź mam takie humory, że mogę zwariować.- Powiedziała Maryna. Martwiłem się.
-Badałaś się?- Spytałem się zaniepokojony.
-Gabryś zbadam się obiecuje. Ale jeszcze nie teraz.- Powiedziała Maryna ziewając.
-Lepiej się idź przespać.- Powiedziałem widząc Artura. Myślałem, ze zaraz wybuchnę.
-Wiesz co? Masz racje. Prześpię się. Źle się czuje. Zadzwonię wieczorem.- Powiedziała śpiącym głosem Maryna.
-Pa.- Powiedziałem po czym się rozłączyłem. Poszedłem do karetki czekając na wezwanie. Nie chciałem widzieć Artura, Kuby i Piotrka. Chodź wiedziałem, że będzie to trudne.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro