Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8 - [Rose]

Oparłam się o zimną ścianę sowiarni i próbowałam zgadnąć, która godzina. Żałowałam, że nie mogłam tego sprawdzić, bo zegarek zostawiłam w sypialni. Głaszcząc po łebku moją płomykówkę Melię i wsłuchując się w jej pohukiwanie zastanawiałam się, co zrobię, jeśli Malfoy wystawi mnie do wiatru, albo...

- Rosey - usłyszałam i odwróciłam się gwałtownie. - Jednak przyszłaś - uśmiechnął się.

- To ty się spóźniłeś - dogryzłam mu. Zaskoczyła mnie lekkość, z jaką prowadzę rozmowę. Myślałam, że będzie zarozumialcem z nosowym głosem.

- Mam ripostę, Weasley, ale nie możemy tu zostać. Dość często użytkowane miejsce, nie sądzisz?

Miał rację.

- Więc co proponujesz? - zapytałam. Zabłysły mu oczy.

- Pokażę ci coś - zaproponował. Wyszliśmy z sowiarni i pociągnął mnie za rękę w górę po schodach. Szliśmy okrężną drogą, bo kilka razy przechodziliśmy koło pomnika Jednookiej Wiedźmy. Mimo to chyba nikt nas nie zauważył (chwała Merlinowi). Odniosłam wrażenie, że specjalnie nie chce, żebym zapamiętała drogę, jakby mi nie ufał.

Nie miałam mu tego za złe, bo ja też mu nie ufałam.

Kiedy weszliśmy chyba na szóste piętro, kazał mi zamknąć oczy. Spełniłam polecenie. Byliśmy już blisko.

- Poczekaj. I nie podglądaj - niemal słyszałam, jak się uśmiecha. Ponownie chwycił mnie za rękę, ale tym razem za dłoń, nie za nadgarstek.

Usłyszałam, jak jakieś drzwi się otwierają i zamykają. Zrobiłam niepewny krok do przodu, a podłoga lekko skrzypnęła.

- Mogę otworzyć oczy? - nie mogłam opanować uśmiechu, który zawsze się pojawia, gdy czeka na ciebie miła niespodzianka, a ty zaraz masz się dowiedzieć, co to jest.

- Tak - zgodził się po chwili.

Stałam w małym, przytulnym pokoju razem z dwiema sofami ustawionymi naprzeciwko siebie, kominkiem i niskim, szklanym stolikiem.

- Co to za miejsce? - zapytałam zauroczona.

- Moja tajemnica - błysnął zębami w uśmiechu. Miał ostre górne kły.

- Poznam ją kiedyś? - trochę flirtowaliśmy i nawet mi się to podobało. Scorpius Malfoy nie należał do chłopców brzydkich, ale też nie do takich, którzy mieliby szansę w walce o serce Rose Weasley. Takie rzeczy po prostu się nie zdarzają.

Chciał podejść do sofy, ale uniemożliwiły mu to nasze splecione dłonie. Dopiero teraz je zauważyłam. Wspaniale, najpierw zadzierasz nosa (co z tego, że w myślach), a potem się czerwienisz jak pomidor. Przynajmniej Scorpius też się trochę zawstydził, bo uroczo zmarszczył nos, trochę się przy tym uśmiechając. Puścił pierwszy. Przypomniało mi to sytuację sprzed dwóch dni, gdy jako kapitanowie drużyn ściskaliśmy sobie ręce i wcale nie chciałam przestać. Jednak nie dopuszczałam do siebie tej Myśli, Myśli przez duże M. Przypadek, a przypadki chodzą parami, czy jakoś tak. Nie?

- Nadal nie rozumiem, dlaczego tu jesteśmy. Czy to randka, panie Malfoy? - zapytałam unosząc brew.

- Nie - uśmiechnął się figlarnie i usiadł na sofie. Zrobiłam to samo, zachowując przyzwoitą odległość. - Intrygujesz mnie. Nie wierzę w to, co opowiadają o tobie Ślizgoni. Nieczuła, chłodna, idealna w złym znaczeniu. Chcę się przekonać, że taka nie jesteś.

"Też chcę," myślę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro