Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4 - [Rose]

Gwizdnęłam, oznajmiając pierwszej grupie, żeby zleciała z boiska.

W tym roku sama McGonagall mianowała mnie kapitanem drużyny Gryfonów (jakbym nie pełniła już dostatecznie wielu funkcji). James był trochę przygnębiony, gdy się o tym dowiedział, bo w końcu był już w siódmej klasie i sam liczył na takie wyróżnienie. Uważam, że nawet dobrze by się spisał, w końcu lata o wiele lepiej ode mnie czy nawet Albusa, którego trudno pod tym względem pokonać.

Ochotnicy na ścigających ustawili się przede mną w rzędzie i z niecierpliwością oczekiwali na mój werdykt. Spojrzałam w notatki.

- Zostają Meringue Stewart, Albus Potter i Kiersten McRuth. Dziękuję pozostałym.

Piątka odrzuconych Gryfonów jęknęła głośno i oddaliła się w stronę trybun, żeby tam obserwować dalszy ciąg sprawdzianów. Przyjęte do drużyny dziewczęta przybiły piątki.

- Nie dałaś mi fory, kuzynko? - Albus podszedł bliżej i uśmiechnął się lekko.

- Daj spokój, jesteś świetny - przyznałam. Otarł udawaną łzę wzruszenia i przysiadł koło Meringue i Kierstin na ławkach.

- Okej, teraz zapraszam kandydatów na pał...

- Nie tak szybko! - przerwał mi jakiś męski głos. Odwróciłam się szybko i moim oczom ukazało się siedmiu Ślizgonów w strojach do quidditch'a i miotłami w rękach. Westchnęłam z irytacją.

- Czekajcie na swoją kolej, teraz my mamy trening!

Chłopak, który przedtem krzyknął, już miał coś powiedzieć, ale przerwał mu jakiś blondyn.

"No, nie. Znowu ten Scorpius."

- Spokojnie, Matt, ja jestem kapitanem - zwrócił mu uwagę. Chłopcy najwyraźniej byli bardzo sobie bliscy, bo Matt nie zawstydził się po naganie od kapitana. Wręcz przeciwnie: zachichotał, a Scorpius też się uśmiechnął.

- Poczekajcie chwilkę, proszę - zwróciłam się do oczekujących z przepraszającą miną, po czym powiedziałam Malfoy'owi, który już stał przy mnie. Był dość wysoki, na pewno wyższy od Ala. - Nie możecie teraz się tu wtrącić, byliśmy pierwsi.

- Prawdę mówiąc, my byliśmy pierwsi - uśmiechnął się z rozbawieniem. - Nie widziałaś ogłoszenia? Kazałem je wczoraj wywiesić we wszystkich Pokojach Wspólnych.

Pokręciłam głową. Nie mogłam zarzucić mu kłamstwa, bo, przyznaję się, zapomniałam rano sprawdzić tablicy ogłoszeń.

- Przykro mi. Możecie poczekać do końca sprawdzianu? Jeszcze tylko jeden pałkarz... - ja byłam tym pierwszym. - ...i obrońca.

Scorpius zrobił minę, jakby się zastanawiał.

- Tak właściwie, Weasley, to nie. Ale... możemy zrobić wyjątek. Wy wybierzecie tych graczy, a potem połączymy treningi. Mały meczyk towarzyski. Zgadzasz się?

Wydęłam wargi. Zupełnie mi nie pasowało, ale lepsze to, niż wykopanie z boiska.

- Zgadzam - westchnęłam.

Klasnął w ręce i zwrócił się do drużyny.

- Dobra, chłopaki... - rozległo się znaczące chrząknięcie. - Okej, chłopaki, Caroline i Matt.

Gdy Ślizgoni wybuchnęli śmiechem, też uniosłam kącik ust, a Scorpius kontynuował:

- Poczekamy chwilę, a potem mamy trening z Gryfonami!

Oprócz kilku cichych jęków zawodu nikt nie protestował. Ten Ślizgon zrobił na mnie wrażenie swoją kontrolą nad grupą.

- Przegracie - powiedział do mnie. Starałam się go ignorować, ale pstryknął mi przed oczami. - Słyszysz mnie?

- Ta, jasne - odparłam kpiąco. Zaśmiał się i pobiegł do drużyny. Teraz już spora część trybun była zajęta.

Po wyborze zawodników - James jako szukający (co nikogo nie zdziwiło) oraz nowy talent, Haylee Houston z czwartego roku na pozycji obrońcy - oszacowałam "jakość" naszego składu, który w tym roku prezentował się wyjątkowo dobrze. Mieliśmy duże szanse na Puchar Quidditch'a w tym roku, oczywiście jeśli Ślizgoni nam go nie sprzątną sprzed nosa. Nie bardzo wiedziałam, co powiedzieć do drużyny przed pierwszym meczem, do tego towarzyskim.

- Jesteśmy nieźli. Ba, jesteśmy naprawdę nieźli! To chyba jeden z najlepszych składów drużyny Gryfonów odkąd tu gram. Do dzieła! - uśmiechnęłam się (mam nadzieję) motywująco i chwyciłam mojego Nimbusa 2034, nagrodę za zostanie Prefektem i kapitanem drużyny. Uścisnęłam dłoń Scorpiusa. Była ciepła i gładka. Uniosłam oczy i ogarnęła mnie dziwna niechęć do puszczania jego bladej ręki. Zrobił to pierwszy z szerokim uśmiechem.

- Powodzenia, Weasley.

I dosiadł miotły.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro