4 - [Rose]
Gwizdnęłam, oznajmiając pierwszej grupie, żeby zleciała z boiska.
W tym roku sama McGonagall mianowała mnie kapitanem drużyny Gryfonów (jakbym nie pełniła już dostatecznie wielu funkcji). James był trochę przygnębiony, gdy się o tym dowiedział, bo w końcu był już w siódmej klasie i sam liczył na takie wyróżnienie. Uważam, że nawet dobrze by się spisał, w końcu lata o wiele lepiej ode mnie czy nawet Albusa, którego trudno pod tym względem pokonać.
Ochotnicy na ścigających ustawili się przede mną w rzędzie i z niecierpliwością oczekiwali na mój werdykt. Spojrzałam w notatki.
- Zostają Meringue Stewart, Albus Potter i Kiersten McRuth. Dziękuję pozostałym.
Piątka odrzuconych Gryfonów jęknęła głośno i oddaliła się w stronę trybun, żeby tam obserwować dalszy ciąg sprawdzianów. Przyjęte do drużyny dziewczęta przybiły piątki.
- Nie dałaś mi fory, kuzynko? - Albus podszedł bliżej i uśmiechnął się lekko.
- Daj spokój, jesteś świetny - przyznałam. Otarł udawaną łzę wzruszenia i przysiadł koło Meringue i Kierstin na ławkach.
- Okej, teraz zapraszam kandydatów na pał...
- Nie tak szybko! - przerwał mi jakiś męski głos. Odwróciłam się szybko i moim oczom ukazało się siedmiu Ślizgonów w strojach do quidditch'a i miotłami w rękach. Westchnęłam z irytacją.
- Czekajcie na swoją kolej, teraz my mamy trening!
Chłopak, który przedtem krzyknął, już miał coś powiedzieć, ale przerwał mu jakiś blondyn.
"No, nie. Znowu ten Scorpius."
- Spokojnie, Matt, ja jestem kapitanem - zwrócił mu uwagę. Chłopcy najwyraźniej byli bardzo sobie bliscy, bo Matt nie zawstydził się po naganie od kapitana. Wręcz przeciwnie: zachichotał, a Scorpius też się uśmiechnął.
- Poczekajcie chwilkę, proszę - zwróciłam się do oczekujących z przepraszającą miną, po czym powiedziałam Malfoy'owi, który już stał przy mnie. Był dość wysoki, na pewno wyższy od Ala. - Nie możecie teraz się tu wtrącić, byliśmy pierwsi.
- Prawdę mówiąc, my byliśmy pierwsi - uśmiechnął się z rozbawieniem. - Nie widziałaś ogłoszenia? Kazałem je wczoraj wywiesić we wszystkich Pokojach Wspólnych.
Pokręciłam głową. Nie mogłam zarzucić mu kłamstwa, bo, przyznaję się, zapomniałam rano sprawdzić tablicy ogłoszeń.
- Przykro mi. Możecie poczekać do końca sprawdzianu? Jeszcze tylko jeden pałkarz... - ja byłam tym pierwszym. - ...i obrońca.
Scorpius zrobił minę, jakby się zastanawiał.
- Tak właściwie, Weasley, to nie. Ale... możemy zrobić wyjątek. Wy wybierzecie tych graczy, a potem połączymy treningi. Mały meczyk towarzyski. Zgadzasz się?
Wydęłam wargi. Zupełnie mi nie pasowało, ale lepsze to, niż wykopanie z boiska.
- Zgadzam - westchnęłam.
Klasnął w ręce i zwrócił się do drużyny.
- Dobra, chłopaki... - rozległo się znaczące chrząknięcie. - Okej, chłopaki, Caroline i Matt.
Gdy Ślizgoni wybuchnęli śmiechem, też uniosłam kącik ust, a Scorpius kontynuował:
- Poczekamy chwilę, a potem mamy trening z Gryfonami!
Oprócz kilku cichych jęków zawodu nikt nie protestował. Ten Ślizgon zrobił na mnie wrażenie swoją kontrolą nad grupą.
- Przegracie - powiedział do mnie. Starałam się go ignorować, ale pstryknął mi przed oczami. - Słyszysz mnie?
- Ta, jasne - odparłam kpiąco. Zaśmiał się i pobiegł do drużyny. Teraz już spora część trybun była zajęta.
Po wyborze zawodników - James jako szukający (co nikogo nie zdziwiło) oraz nowy talent, Haylee Houston z czwartego roku na pozycji obrońcy - oszacowałam "jakość" naszego składu, który w tym roku prezentował się wyjątkowo dobrze. Mieliśmy duże szanse na Puchar Quidditch'a w tym roku, oczywiście jeśli Ślizgoni nam go nie sprzątną sprzed nosa. Nie bardzo wiedziałam, co powiedzieć do drużyny przed pierwszym meczem, do tego towarzyskim.
- Jesteśmy nieźli. Ba, jesteśmy naprawdę nieźli! To chyba jeden z najlepszych składów drużyny Gryfonów odkąd tu gram. Do dzieła! - uśmiechnęłam się (mam nadzieję) motywująco i chwyciłam mojego Nimbusa 2034, nagrodę za zostanie Prefektem i kapitanem drużyny. Uścisnęłam dłoń Scorpiusa. Była ciepła i gładka. Uniosłam oczy i ogarnęła mnie dziwna niechęć do puszczania jego bladej ręki. Zrobił to pierwszy z szerokim uśmiechem.
- Powodzenia, Weasley.
I dosiadł miotły.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro