3 - [Scorpius]
Zanotować datę: 24 września piątego roku nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie Matthew Zabini po raz pierwszy w życiu udał się do biblioteki.
...za moją namową.
Jeśli kiedyś pomyślę, że mi się coś nie uda, przypomnę sobie dzień, w którym zaciągnąłem kumpla do miejsca, w którym są książki, trzeba się uczyć lub - o, zgrozo! - odrabiać lekcje zupełnie samodzielnie i pod żadnym pozorem nie wolno zakłócać ciszy. Nadal nie wierzę, że mi się udało.
Ale gdy wykorzystuję małą konspirację z Daphne wszystko jest możliwe.
Ten chłopak pójdzie za nią dosłownie wszędzie, żeby tylko móc się gapić, ślinić, gapić, ślinić i gapić. Zupełnie zaniżał standardy Ślizgonów swoim brakiem godności i seksapilu, ale ja je znacznie podwyżałem, więc jakoś się trzymaliśmy.
Zabrałem go do biblioteki, bo musiałem odrobić eliksiry, a jakieś pyskate dzieciaki bawiły się Zębatym Frisbee w Pokoju Wspólnym. One też zaniżały nasze standardy, tak przy okazji.
Usiadłem przy stoliku za półką, żeby pani Nevely nie czepiała się, jak, na przykład, będę za głośno oddychał albo zbyt hałaśliwie mrugał. Daphne i wciąż niezadowolony z miejsca pobytu Matt usiedli obok, choć mina mu się rozpogodziła, gdy dostał miejsce obok swojej Prawie Dziewczyny. Znając go, następną godzinę spędzi na machaniu ręką między fotelami, dając do zrozumienia, że chce być za nią złapany, a znając ją, zorientuje się dopiero jak będziemy wychodzić. Po pół roku to może stać się nudne, ale nie dla Matt'a. Jest tak uparty, że nawet całował się z Daphne ze trzy razy (a przynajmniej tak mówił, ja byłem, oczywiście zupełnie przypadkiem, tylko przy jednym razie), więc może jego taktyka "na desperata" działała. I tak nie zamierzałem jej nigdy używać, bo groziła dużą rysą na mojej idealnie wypolerowanej godności.
- Cabey mnie dobija - jęknęła Daphne. - Jak my niby mamy zrobić to wszystko w jeden dzień?!
- Bez twojej pomocy na pewno nam się nie uda - zatrzepotałem rzęsami.
- O, nie, Malfoy! W życiu!
- Prooszę! - dołączył do moich błagań Matt.
- CISZEJ TAM! - wrzasnęła pani Nevely.
- Będziecie musieli znaleźć sobie nową wypożyczalnie wypracowań, bo Daphne & Daphne Company zbankrutowała.
Wymieniłem spojrzenia z Matt'em. W bibliotece było pełno ładnych lasek, które z chęcią dadzą nam swoje prace, jeszcze dorzucając buziaczka i propozycję randki w piątek. Daphne, jakby rozumiejąc nasze zamiary, wywróciła oczami.
- Nie. Uda. Się - stwierdziła.
- Uda, jasne, że się uda! Nie tylko ty na nas lecisz! - zawołałem. Zachłysnęła się własną śliną, a ja uśmiechnąłem się triumfalnie.
- CICHO POWIEDZIAŁAM! - wrzasnęła pani Nevely, świetnie zachowując ciszę w bibliotece.
- DOBRZE, PROSZĘ PANI! - odkrzyknąłem, i mimo chichotów dziewczyn wiedziałem, że to był błąd. Bibliotekarka w swojej własnej, niskiej osobie podeszła do naszego stolika.
- Ty! - wskazała na mnie paluchem z długim, wściekłoróżowym paznokciem w mściwym geście. - Wynocha, parszywy pyskaczu! LICZĘ DO PIĘCIU I MA CIĘ TU NIE BYĆ, ROZWYDRZONY BACHORZE!
Zrobiłem to, co zrobiłby każdy rozsądny człowiek na moim miejscu - rzuciłem się do ucieczki, a pani Nevely, która była ode mnie niższa o jakieś pół metra, okładała mnie książką po plecach, bo do głowu nie dosięgała. Daphne i Matt zwijali się ze śmiechu, ale mnie sytuacja wcale nie bawiła. Chciałem przeżyć!
W końcu wylądowałem tyłkiem na kamiennej podłodze przed biblioteką. Jęknąłem, próbując wstać, bo ta wstrętna baba chyba nabiła mi siniaki na pośladkach, i usłyszałem chichot. Spojrzałem w górę i zobaczyłem rozbawioną Rose Weasley dzierżącą kilka książek w rękach.
- Drugi raz dzisiaj? - mruknąłem z uśmiechem. Wstałem i otrzepałem spodnie, zbierając moją godność do kupy. - Jestem Scorpius Malfoy.
- A ja nie jestem pewna, czy to dobry pomysł - odparła i zniknęła za drzwiami.
"Też miło mi poznać," pomyślałem, a na moje usta wpłynął lekko rozbawiony uśmieszek.
Nie miałem zamiaru tego tak zostawić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro