💙
- Carla? - odezwał się Shawn, kiedy niemalże zahipnotyzowana skierowałam się w stronę plaży, na którą specjalnie przyjechaliśmy w wolny dzień. - Ej! Poczekaj!
Nie zatrzymałam się, aczkolwiek chłopak i tak zdążył mnie dogonić. Cholerne długie nogi! Ściągnęłam buty gdzieś po drodze i bosymi stopami weszłam na ciepły piasek, który zaczął sypać mi się między palcami.
- Uwielbiałam tu przychodzić. To miejsce... Zawsze dobrze mi się kojarzyło. - powiedziałam, stając przy brzegu. Praktycznie wychowałam się na plaży, o czym Shawn doskonale zdawał sobie sprawę. - Tak samo, jak teraz. - dodałam, zaciągając się świeżym i zupełnie innym powietrzem, niż ten, którym oddychało się w mieście. Taki lubiłam o wiele bardziej. - Szum wody, fale podmywające nogi, ciepły piasek pod stopami. Mogłabym tu mieszkać.
- Może kiedyś się to spełni. - stwierdził, odstawiając wszystkie nasze rzeczy kawałek dalej na piasku. Przed tym oczywiście rozłożył koc, na którym prędko usiedliśmy.
- O ile mój przyszły facet będzie lubił takie klimaty.
Albo ty w końcu mnie zauważysz.
- Zawsze możesz go zmusić. - powiedział, jak gdyby nigdy nic, wzruszając ramionami. Spojrzałam na niego nieco zdziwiona, ale zaraz parsknęłam cicho śmiechem. - Albo zamieszkać tu sama. Bądź ze mną. - dodał, szturchając mnie lekko w ramię. Jego piękny uśmiech sprawiał, że sama się uśmiechnęłam.
- Zgodziłbyś się w ogóle? - spytałam cicho, w nadziei, że odpowiedź będzie twierdząca. Marzyłam, by mieszkać nieopodal jakiejkolwiek wody. Moi dziadkowie przecież sami mieszkali w takim miejscu.
- Z tobą zawsze.
Gdybym wtedy stała, z całą pewnością dawno bym już upadła. Spojrzałam na chłopaka z uśmiechem i szybko bijącym sercem, po czym oparłam głowę na jego ramieniu, wpatrując się w spokojne tamtego dnia fale.
- Mam ochotę popływać. - odezwałam się nagle, podnosząc się na równe nogi. Nie byliśmy tam przecież bez powodu, a ja nie zamierzałam się tylko opalać.
- Możesz śmiało iść. Ja posiedzę na plaży i popatrzę. - powiedział, ściągając swoją koszulkę i układając się chwilę później na plecach. Uniosłam brew do góry, rozbierając się do samego stroju kąpielowego, który miałam na sobie.
- Luzer! - zawołałam, rzucając w niego koszulką. Chłopak uniósł się, nieco zdezorientowany nagłym atakiem. - Powiedz, że nie chce ci się moczyć, a później suszyć, a nie wymyślasz jakieś wymówki.
- Utopię cię w tej wodzie, jeśli tak bardzo chcesz.
~*~
Pływałam już od kilkunastu minut, trochę się tam nudząc. Gdyby były jeszcze fale, to byłoby lepiej, ale tamtego dnia było nad wyraz spokojnie. No i w dodatku nie było też zbytnio ludzi.
- Ej! Shawn! Patrz na to! - zawołałam, chcąc mu coś bardzo pokazać. Był blisko, więc komunikacja z nim była ulepszona.
- Nie utop się! - odkrzyknął, jednak ja już nie przejmowałam się jego słowami. Uśmiechnęłam się jedynie, pomachałam mu, a później zanurzyłam się pod wodę.
Siedziała tam dobre kilka minut - bynajmniej tak to odczuwałam. Spojrzałam w górę, zdając sobie sprawę, że coraz bardziej mi słabo. Otworzyłam usta, a całe powietrze z mojego ciała wyleciało bąbelkami do góry. Ale ja nawet mimo to wciąż pozostawałam w tej wodzie.
- O mój boże! - usłyszałam, gdzieś nieopodal, jednak głos był naprawdę stłumiony. Zamknęłam oczy, powieki stały się strasznie ciężkie. I nagle poczułam czyjeś ramiona oplatające moje ciało, a chwilę później zaciągnęłam się powietrzem, kaszląc. - Nic ci nie jest? Żyjesz? - spytał Shawn, odgarniając włosy z mojej twarzy. Oparłam głowę na jego ramieniu, dając się mi nieść z powrotem na plażę. - Coś ty zrobiła, dziewczyno?! Do zawału chcesz mnie doprowadzić?
Nie odpowiedziałam mu od razu, więc chłopak odstawił mnie na koc, a sam usiadł tuż obok, nieustannie na mnie patrząc. Po raz pierwszy wtedy poczułam wyrzuty sumienia, że go tak nastraszyłam. Nie chciałam źle.
- Muchísimas gracias. - mruknęłam, kiedy okrył mnie ręcznikiem. Był zły, widziałam to, ale nawet mimo tego się o mnie troszczył, co naprawdę ceniłam.
- Dobrze wiesz, że nie do końca ogarniam hiszpański. - mruknął, z czego naprawdę zdawałam sobie sprawę. Ale to nie powstrzymało mnie przed ponownym użyciem hiszpańskiego.
- Y por eso hablo este idioma.
- Przestań. - powiedział z pretensją, na co tylko się zaśmiałam. Lubiłam go denerwować przy każdej możliwej okazji. - Co powiedziałaś?
- Dzięki wielkie. A później: i dlatego mówię w tym języku. - wytłumaczyłam, odwracając się do niego przodem. Czułam, jak włosy kleiły się do moich pleców, co za wszelką cenę starałam się ignorować.
- A mówiłem, żebyś się nie utopiła. Ale ty i tak swoje. - oznajmił, krzyżując ręce na piersi. Jego oczy jednak świeciły lekko, co uwielbiałam. Ten błysk od zawsze był zarezerwowany tylko dla mnie.
- Dzięki za dobre rady, Mendes. Ale chyba nie skorzystam. - powiedziałam, klepiąc go po piersi. Widziałam jego oburzoną minę, z czego śmiałam się wewnętrznie, opierając głowę na jego ramieniu. Ponownie tamtego dnia.
- Powinnaś mi dziękować za uratowanie życia, Hernandez.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro