💙
- Kiedy ostatni raz robiliśmy nocowanie? Tylko we dwójkę? - zagadnął Shawn, stając w progu drzwi do mojego pokoju. Zerknęłam na niego, składając jedną z bluzek, którą aktualnie prasowałam.
- Teoretycznie codziennie. Mieszkamy razem, gdyby nie patrzeć. - odparłam zgodnie z prawdą, odkładając ładnie złożoną koszulkę na łóżko. Od razu też wzięłam kolejną rzecz, którą okazały się spodnie. - Ale tak ogólnie, to już dawno. Nie pamiętam, kiedy dokładnie.
- To może dzisiaj drobiny sobie taki dzień, co? Nie daj się prosić. - powiedział, podchodząc do mnie bliżej. Stanął tuż przede mną i zrobił minę szczeniaka. A ja nigdy nie potrafiłam się temu oprzeć.
- Idiota. - mruknęłam, śmiejąc się cicho. - Masz w ogóle potrzebne rzeczy, żeby to nocowanie robić? I nie chodzi mi tu o koce i poduszki, bo tych mamy pod dostatkiem.
- A tu cię mam, droga Carlo. - odparł, dotykając mnie w nos. Było to przyjemne, a mimo to dotknęłam się za niego, odruchowo.
- Taa? - spytałam, unosząc brew do góry. Jakoś nie chciało mi się w to wierzyć, a jednak po nim mogłam się spodziewać wszystkiego. Dosłownie wszystkiego. - To mnie oświeć, drogi Shawnie. - dodałam z delikatnym uśmiechem, zaprzestając swoich czynności, by spojrzeć w jego brązowe tęczówki, które zawsze mnie rozbrajały.
- Wiedziałem, że się zgodzisz, bo czemu miałabyś nie, i załatwiłem dla nas jakieś przekąski. A jak się skończą, to zawsze można do sklepu pójść albo zamówić coś do domu.
- Przemyślane, rzeczywiście. - stwierdziłam, kiwając głową z uznaniem. Naprawdę się postarał, nie miałam podstaw, by mu nie wierzyć, szczególnie że nigdy mnie nie okłamał. - Dobra, ja kończę tu prasować, zadzwonię jeszcze do rodziców i możemy się zabrać za szykowanie wszystkiego.
- Jesteś kochana.
Brunet podszedł do mnie od tyłu i przytulił do swojej piersi. Poczułam przyjemne ciepło, które dawało jego ciało i mimowolnie się uśmiechnęłam. Kochałam, gdy mnie tak przytulał.
- Wiem. - odparłam, odrzucając swoje ciemne włosy na plecy, kiedy już się ode mnie odsunął. - Idź już rób, co tam chcesz. I mi nie przeszkadzaj. - dodałam, ponownie wracając do prasowania. Chciałam mieć to już za sobą.
- Uwielbiam cię, dziewczyno.
Cmoknąl jeszcze do mnie w powietrzu i wyszedł z mojego pokoju. Uśmiech prędko zniknął z mojej twarzy, a z ust wydobyło się westchnienie. To niby było zwykłe słowo - dziewczyno - a jednak mnie raniło.
- Gdybym tylko była tą dziewczyną. A nie tylko przyjaciółką. - wyszeptałam cicho, przymykając na moment oczy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro