Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II.6.

Od rana pracowałam nad dokumentami rozwodowymi państwa Delveau. I znowu podróżowałam myślami na ich piękne Lazurowe Wybrzeże, zamiast skupić się na robocie. Oglądałam sobie nawet zdjęcia w Internecie. A przecież w kolejce czekała książka do przetłumaczenia.

Skup się, Karolino. Nocne przygody nie usprawiedliwiają dekoncentracji przy pracy. Więcej nie dostaniesz intratnych zleceń, jak będziesz się obijać albo robić błędy. Poza tym pani Iwona na ciebie liczy.

Jakoś przywołałam się do porządku i do południa zrobiłam już ponad połowę tłumaczenia. O dwunastej złapałam w rękę kanapkę i pojechałam do schroniska, żeby odwiedzić Asa. Po drodze wstąpiłam jeszcze do sklepu i kupiłam paczkę psich przekąsek. Postanowiłam, że przy większych zakupach kupię dużą paczkę karmy. Najpierw chciałam poczytać, która będzie najlepsza dla dużego aktywnego psa.

Agata przywitała mnie serdecznie.

– A więc Karol mówił o tobie prawdę – stwierdziła.

– A co konkretnie mówił?

– Że jesteś solidna firma. Jak coś postanowisz, to robisz.

– To ciekawe, bo nie znamy się zbyt długo.

– On się zna na ludziach. Kiedyś mnie ostrzegł przed jednym typem. I słusznie.

– Okej. – Nie chciałam się wdawać w osobiste rozmowy z koleżanką mojego nowego sąsiada. – A co u Asa?

– Sama zobacz.

Agata zaprowadziła mnie do kojca, w którym siedział As. Dosłownie siedział. I patrzył przed siebie. Kiedy mnie zobaczył, przekrzywił łeb, z potem zamachał ogonem, ale nie poderwał się z ziemi.

– Chyba cię rozpoznał, ale jest ostrożny w okazywaniu uczuć. Został głęboko zraniony przez swoją pierwszą rodzinę.

– Wyobrażam sobie. Jak mogli go tak po prostu oddać?

– Ludzie są różni. – Agata pokręciła głową. – Ja też tego nie rozumiem. Ci chyba sobie nie zdawali sprawy z tego, że zwierzak się przywiązał i kochał ich jak swoją rodzinę. Myśleli, że gdzie indziej będzie mu lepiej.

– No ja mam nadzieję, że będzie. Mogę mu dać przekąskę?

– Sama go spytaj.

Podeszła bliżej kojca i wyciągnęłam przed siebie dłoń z psim ciasteczkiem w kształcie kości.

– Cześć, As. Chcesz ciasteczko? – spytałam, a psiak podniósł się z siadu, zaczął machać ogonem w kółko i wystawił język w geście radości. – W takim razie znowu siad – poleciłam mu i o dziwo posłuchał. Rzuciłam mu ciasteczko, które złapał w locie. – Dobry pies – pochwaliłam go.

– Podejdź do kojca i przysuń dłoń, żeby mógł cię powąchać – poradziła mi Agata. Zbliżyłam więc samą rękę do kratki, ale nie włożyłam jej do środka. Pies podszedł i powąchał mnie, a potem dotknął mojej dłoni mokrym nosem.

– Dobry pies – powtórzyłam. – Musimy się lepiej poznać, ale już widzę, że się polubimy.

Odpowiedziało mi przyjazne spojrzenie brązowych psich oczu.

– Dobrze na ciebie reaguje. Za parę dni będziesz go mogła wziąć na spacer – obiecała mi Agata.

– Już się cieszę.

Niedługo pożegnałam się z kierowniczką schroniska i wróciłam samochodem do domu. Czekała mnie jeszcze praca. Potem zamierzałam poszukać odpowiedniej karmy dla Asa. Chciałam też zamówić mu obrożę ze znaczkiem i smycz na spacery. Już się cieszyłam na tę perspektywę.

Do końca dnia skończyłam tłumaczenie pozwu rozwodowego i sprawdziłam poprzednie teksty. Potem jeszcze raz przejrzałam dokument i w końcu uznałam, że jest dobrze. Wysłałam go do pani Iwony jeszcze tego samego dnia razem z rachunkiem za cztery strony przeliczeniowe.

Po obiedzie znowu usiadłam do komputera, ale tym razem po to, żeby poszukać karmy i akcesoriów dla psa. Wybrałam karmę dla dużych i aktywnych zwierzaków, całe dwadzieścia kilo, bo sprzedający zapewniał, że to porcja na miesiąc. Do tego znalazłam ładną, pasującą do oczu Asa, brązową skórzaną obrożę. Dobrałam smycz w podobnym kolorze. Na stronie z akcesoriami dla zwierzaków znalazłam też informację, że młode psy lubią dużo gryźć. Dołożyłam mu więc też gryzak w kształcie kości i piłkę do aportowania. Zadowolona z siebie kliknęłam „kup teraz" i przeszłam do płatności elektronicznej. Zakupy miały przyjść do mnie kurierem w ciągu trzech dni. Będę miała psa. Ale numer! – Dopiero to do mnie dotarło.

A co mogłam robić potem? Oczywiście zabrałam się za czytanie. Ostatnią książkę skończyłam przecież poprzedniego wieczoru.

W fascynującą lekturę historii, opartej na pomyśle z serialu „Święty", o tajemniczym złodzieju i kobiecie, którą uwiódł dla swoich celów, wdarło mi się przyjście wiadomości SMS. Nie chciałam sobie przerywać wątku, więc dokończyłam rozdział, ale nieodebrana wiadomość zawsze ciążyła mi jak wyrzut. Wiele razy rodzina i nieliczni znajomi wyrzucali mi, że nie odpowiadam od razu albo że całkiem zapominam odpisać. Postanowiłam więc być wspaniałomyślna i odebrałam SMS-a.

Niepotrzebnie. Ile razy człowiek może nabierać się na ten sam numer? To była wiadomość od mojego byłego narzeczonego: „Co u ciebie, Karolciu? Stęskniłem się, wiesz? Może dałabyś mi szansę wyjaśnić tę pomyłkę z urzędem? Co powiesz na kawę? Odpisz." Ten to ma tupet – westchnęłam. Chciałam go zignorować i po prostu udać, że zmieniłam numer i nigdy nie dostałam tego SMS-a, ale po chwili dostałam drugiego, tym razem z numeru, którego nie znałam. „Jestem coraz bliżej. Już niedługo poczujesz mój oddech na swoim karku. Ale wtedy już będzie dla ciebie za późno." Noż kurwa! W przypływie odwagi oddzwoniłam na ten numer, żeby wygarnąć psychopatycznemu żartownisiowi, że mam dość tego stalkowania i żeby odważył się spojrzeć mi w oczy, ale w zamian otrzymałam wiadomość sieciową, że „połączenie nie może być zrealizowane". Za to w złości odpisałam Dorianowi: „Jeśli to ty robisz sobie ze mnie te ponure żarty, to informuję cię, że idę z tym na policję. Mam dość tego stalkowania."

Po chwili mój były narzeczony zadzwonił. Włączyłam nagrywanie rozmowy i odebrałam.

– Słucham. – Starałam się, żeby mój głos zabrzmiał jak najchłodniej.

– Cześć, Karolciu. – Poczułam ciarki obrzydzenia. Ten zwyrol zawsze mnie tak nazywał. Nie przeszkadzało mu to wcale chodzić na dziwki i bić ich do nieprzytomności. W tych swoich jasnych garniturach wyglądał jak wcielenie niewinności. Tylko wyglądał.

– Czego chcesz, Dorian?

– Chciałbym zrozumieć twoją ostatnią wiadomość – oznajmił.

Serio? Ja też chciałabym to wszystko zrozumieć.

– Słuchaj, to przestało być zabawne. Te listy, wiadomości... Dobrze się zabawiłeś moim kosztem, ale już wystarczy. Nie przestraszyłam się i dla pewności pójdę na policję, żeby to sprawdzili.

– Ale co dokładnie?

– Te anonimowe pogróżki.

– Karolciu, ostatnia wiadomość, jaką ci wysłałem, była w zeszłym roku – zapewnił mnie.

– A dziś?

– No właśnie... Myślałem, że już o tobie zapomniałem, ale kiedy zobaczyłem cię dziś w mieście... No wiesz, nie zapomniałem. Nadal kocham cię tak samo.

– Jesteś nienormalny, wiesz? Rozstaliśmy się dwa lata temu. A w zeszłym roku nasłałeś na mnie kontrolę skarbową! – wygarnęłam mu.

– Byłem zazdrosny.

– Też mi powód!

– Przepraszam, Karolciu. Daj mi szansę, proszę. Daj się zaprosić na kawę. – Dorian uderzył w błagalne tony. – Zmienię się dla ciebie. Zacząłem chodzić na terapię, żeby nauczyć się radzenia sobie z agresją...

– Życzę ci powodzenia.

– Jedna kawa, Karolciu – powtórzył. – W centrum miasta, w ciągu dnia. Wysłuchaj mnie, a jeśli cię nie przekonam, to trudno, dam ci spokój.

Czy ja już postradałam rozum? A z drugiej strony, jedna kawa, w centrum miasta? A niech mu będzie, jeśli dzięki temu da mi wreszcie spokój.

– Okej. Jedna kawa, jutro o trzynastej w kawiarni Vegas.

– Nie pożałujesz tego, skarbie.

Szczerze wątpię.



^^^^

Kochani, witam się z wami w pierwszym tygodniu regularnej publikacji. Rozdziały będą się pojawiały w środy. Na razie raz na tydzień, ale na pewno z czasem przyspieszymy. A tymczasem życzę wam udanej drugiej połowy tygodnia :-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro