Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II.4.

W nocy obudził mnie znowu ten podejrzany dźwięk. Taki cichy, ni to chrobot, ni to szelest. Niech to będą myszy, proszę! – Błagalnie skierowałam oczy w sufit, bo zdałam sobie sprawę, że na własne życzenie narobiłam sobie kłopotów. Znowu nie zamknęłam tych cholernych drzwi!

Telefon co prawda miałam w sypialni, ale ładował się na nocnej szafce. Musiałam wyjść spod kołdry i po niego sięgnąć, kiedy akurat otworzyły się drzwi. Z piskiem przykryłam się razem z głową i zaraz zorientowałam się, to był raczej głupi pomysł, bo nie mogłam nic widzieć.

Ostrożnie wychyliłam spod kołdry czubek głowy z oczami. Stał tam. Cały na czarno. Mój zamaskowany włamywacz-ninja. A ja znowu, zamiast trząść się ze strachu zadrżałam, ale z emocji. Nie miałam pojęcia, że w obliczu zagrożenia będę potrafiła czuć podniecenie. Jednak nie wszystko jest ze mną w porządku – pomyślałam.

Czekałam więc na to, co się stanie dalej, ale on nadal stał na wprost mojego łóżka i gapił się na mnie. A raczej na to, co wystawało spod kołdry. Może znowu myśli, że się poryczę – zakpiłam w myślach i wbrew zdrowemu rozsądkowi roześmiałam się nerwowo, opuszczając kołdrę na ramiona. Kto jak kto, ale ten typ raczej nie chciał mojej zguby, inaczej już dawno bym nie żyła. Wyglądał mi na takiego, który mógłby mnie zabić gołymi rękami. A raczej rękami w czarnych rękawiczkach. Więc chyba nie chciał mojej zguby.

– Znowu nie zamknęłaś tych cholernych drzwi! – warknął, kiedy już przestałam chichotać jak idiotka. Nie znałam jego głosu. Był przytłumiony i mroczny. Może przez tę maskę.

– Ja... przepraszam. – Nie wiedziałam, co innego mogłam odpowiedzieć.

– Nie przepraszaj mnie, tylko siebie, uparta babo!

– Jak mnie nazwałeś?

– Upartą babą. I zasłużyłaś na karę.

– Na... karę? – powtórzyłam z niedowierzaniem.

Nie no, ten typ zamierza mnie karać za to, że ułatwiłam mu zadanie wejścia do mojego domu?

– Tak. Na karę. Musisz zacząć dbać o siebie. Nie zawsze będę mógł cię chronić, bezmyślna istoto.

On chce mnie chronić??? I jak mnie nazwał???

– Chronić mnie? Nic już nie rozumiem – przyznałam.

– Ja też nie, ale skoro nie masz w domu nic cenniejszego od własnego życia, nauczę cię raz na zawsze, że trzeba zamykać drzwi – odparł.

Zadrżałam. Nie miałam pojęcia, jak ma wyglądać ta nauka, ale nie brzmiało to jak powtarzanie tabliczki mnożenia.

– Naprawdę nie chcesz mnie skrzywdzić? Ani niczego mi ukraść?

– Nie masz nic, co mogłoby mnie zainteresować – odparł ze śmiechem. – Powinienem dać ci nauczkę i zabrać chociaż laptopa, ale po pierwsze, na nic mi taki grat, a po drugie, nie lubię, jak ludzie się tak bezsensownie narażają.

Grat? Mój nowy komputer to grat?! A jednak odpowiedziałam tylko cicho:

– Już nie będę. Nie zabieraj mi laptopa, proszę. Mam tam wszystko, co mi jest potrzebne do pracy.

– Oczywiście, że nie będziesz, bo dostaniesz nauczkę – odpowiedział, po czym wszedł na moje łóżko i przygwoździł mnie do materaca. Nie mogłam się poruszyć, bo leżał na mnie i na kołdrze, co sprawiało, że byłam jak w pułapce.

– C.. co robisz?

– Daję nauczkę niesfornej babie – odparł poważnie.

Było mi gorąco. Czułam na sobie ciężar zamaskowanego mężczyzny, twardość jego ciała, każdy napięty mięsień. I zapach jego perfum... taki mocny, jakby był kwintesencją męskości. Wbrew zdrowemu rozsądkowi podnieciłam się tak, że trudno mi było powstrzymać jęk, kiedy się podniósł lekko, odrywając swoje ciało od mojego, nawet jeśli przez kołdrę.

– Wybieraj. Albo zabieram laptopa i zapominamy o sprawie, albo...

– Albo co? – Perspektywa zabrania mi komputera była zdecydowanie najgorszą opcją, a skoro już ustaliliśmy, że pan ninja nie chce mi zrobić krzywdy...

– Albo odwracasz się do mnie tyłem i dostaniesz dziesięć klapsów.

CO??? No, kurna, żartowniś ponury się znalazł!

– Co takiego? To jakiś żart?

– Żaden żart. Laptop albo lanie.

Kurwa!

– Nie mam innych opcji? Błagam, powiedz, że to żart i nie chcesz mnie bić! – Nagle dostałam odwagi do negocjacji. Nie lubiłam klapsów. Dorian raz próbował takiej „zabawy" po pijaku, dawno temu. Nie spodobało mi się to za cholerę! Może dlatego, że był naprawdę brutalny i zlał mnie tak, że miałam potem ślad jego dłoni na pośladku. Ale, kurde, potrzebowałam tego laptopa!

– Nie. Musi być kara za niesubordynację.

Ja pierdolę! Nie mogę mu oddać laptopa.

– Proszę. Naprawdę już będę grzeczna.

– Będziesz, bo zapamiętasz tę lekcję – oznajmił mi włamywacz.

Karolino, to tylko dziesięć klapsów. Znosiłaś już w życiu większe upokorzenia. – Dodałam sobie otuchy, ale bunt we mnie był większy. Miejmy to za sobą i niech to się wreszcie skończy! Już nigdy, przenigdy nie zostawię otwartych na noc drzwi!

– W porządku. Poddaję się. Bierz laptopa.

– Co??? – Włamywacz wyglądał na zaskoczonego. – To znaczy, jak sobie życzysz – zreflektował się.

A więc jednak chciał mi dać te klapsy – uzmysłowiłam sobie i znowu poczułam to cholerne podniecenie. A przecież przemoc fizyczną uważałam za najgorsze zło. Dlaczego więc na myśl o tym, że jego czarna rękawiczka dotknie mojego tyłka czułam aż skurcze w podbrzuszu?

– Nie, żartowałam – westchnęłam, przekręcając się na brzuch. – Bij, skoro musisz. Jakoś to zniosę.

– Postaram się, żeby to było niezapomniane przeżycie – szepnął, po czym powoli zdjął ze mnie kołdrę.

Że co?

Chłodne powietrze owiało moje nogi i pośladki okryte tylko nocną koszulką. Zadrżałam. Tym razem z zimna, strachu i podniecenia naraz. Nie mogłam się zdecydować, co czuję. To jednak nie był dobry pomysł – przemknęło mi przez myśl, kiedy dłonie w delikatnych rękawiczkach wsunęły się pod koszulkę i uniosły ją odsłaniając mój tyłek.

– To chyba nie był dobry pomysł – westchnął włamywacz.

– Słucham? Włamujesz się też do głowy? Czytasz mi w myślach? – zdziwiłam się.

– Co? – zdziwił się, dopóki nie zrozumiał. – Nie, ale najwyraźniej oboje pomyśleliśmy to samo.

– Miejmy to już za sobą – jęknęłam, bo tak niekomfortowo nie czułam się nigdy w życiu. Nigdy też nie czułam się tak podniecona.

– Też tak myślę – odparł, a po chwili jedna dłoń w rękawiczce opadła na mój prawy pośladek.

To nie był mocny klaps. Raczej delikatny. Po chwili podobny spadł na lewy pośladek, a ja poczułam uderzenie podniecenia.

– Dajesz radę? – spytał, a ja tylko mruknęłam:

– Yhm.

– To dobrze, bo każdy następny będzie mocniejszy – odparł, po czym klepnął mnie znowu w prawy półdupek, a zaraz potem w lewy.

I znowu za drugim razem mój układ nerwowy zareagował nieadekwatnie do sytuacji, wyzwalając potężne uderzenie przyjemności, kumulujące się w strategicznym miejscu.

– Dałaś radę. Jeszcze tylko sześć – odparł, a ja irracjonalnie poczułam, że to szkoda, że tylko sześć.

Piąty i szósty klaps wywołały jęk. Czułam, że podniecenie wręcz ze mnie wypływa. On chyba też to poczuł, bo jęknął:

– Ależ ty pachniesz!

– Ty też nie najgorzej – mruknęłam, zanim mój odurzony mózg zdołał zarejestrować te herezje.



^^^^

Czy okażę się bardzo wredną autorką, jeśli zostawię Was w tym miejscu z niepewnością? ;-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro