Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I.8.

Obudził mnie szelest. Było zupełnie ciemno, ale byłam pewna, że coś usłyszałam. Przykryłam się mocniej kołdrą, marząc tylko o tym, żeby to mi się wydawało. Proszę, błagam, niech to będzie kot, mysz, ptak albo cokolwiek innego!

Nie miałam ochoty schodzić na dół i tego sprawdzać. Co gorsze, musiałam zostawić telefon na dole albo w łazience, bo jak na złość nie miałam go przy sobie. Nawet nie mam jak wezwać pomocy – pomyślałam zdesperowana, drżąc pod przykryciem. Bynajmniej nie z zimna. Ze strachu.

Kiedy wynurzyłam głowę spod kołdry, próbując dosłyszeć cokolwiek, w domu było już zupełnie cicho. I nagle drzwi mojej sypialni się otworzyły.

Zamarłam ze strachu, kiedy całkowicie czarna postać przemknęła w stronę mojego łóżka. To był, kurna, jakiś pieprzony ninja. Poruszał się prawie bezszelestnie, był calutki w czerni, łącznie z dłońmi, nawet twarz miał zasłoniętą. Ze strachu bałam się nawet oddychać, ale miałam niejasne przeczucie, że ten typ doskonale wiedział, gdzie jestem, bo zwrócił się szybko przodem w kierunku łóżka. A potem bardzo powoli podszedł i stanął na wprost. Miałam dwie, może trzy opcje. Albo leżeć cicho i udawać, że śpię, a potem zaatakować go z zaskoczenia, jeśli się zbliży jeszcze bardziej, albo drzeć się wniebogłosy, licząc na to, że któryś z sąsiadów coś usłyszy, na co były raczej marne szanse, bo na oknach miałam rolety, a do najbliższego domu było ze dwadzieścia metrów. I to nie był dom Karola, tylko starszego małżeństwa po drugiej stronie. Ten jego stał jeszcze dalej. Taka zaleta i wada dużych podmiejskich działek. Mogłam też spróbować wymknąć się z sypialni i uciec, licząc na to, że znam swój dom lepiej od niego. Wtedy jednak musiałabym biec na boso i w piżamie, a była przecież listopadowa noc.

Żadna opcja nie dawała gwarancji sukcesu. Musiałam się liczyć z tym, że skoro obcy zamaskowany facet dotarł aż do mojej sypialni, to mogą być moje ostatnie chwile. No i się wydałam. Nie powstrzymałam łez i szlochu. Włamywacz stał przez chwilę zdezorientowany. Wyglądał, jakby nie wiedział, co zrobić. To nie trwało jednak długo, bo zaraz po prostu uciekł z mojej sypialni, a potem usłyszałam trzask zamykanych za nim drzwi wejściowych. Czyli przez drzwi wszedł. Znowu zostawiłam otwarte! Miałam ochotę strzelić sobie w twarz za własną głupotę. Jak można być tak nierozważnym?

Przez chwilę biłam się z myślami. Zejść na dół i zamknąć te cholerne drzwi, czy jednak zostać do rana tu, gdzie ciepło i bezpiecznie? Ostatecznie zdecydowałam się zostać w łóżku, przypuszczając, że włamywacz i tak nie wróci. Pewnie się nie spodziewał, że zacznę ryczeć – pomyślałam ze wstydem. A mogłam mu pokazać, gdzie raki zimują.

Mimo że pod kołdrą było mi gorąco, sen nie wrócił, choć się starałam z całych sił, zaciskając oczy i licząc barany. Jeden z nich musiał mieć moje rysy twarzy, bo nie mogłam na niego patrzeć. W końcu poddałam się i postanowiłam wstać. Poszłam do łazienki, gdzie z ulgą znalazłam mój telefon. Była szósta rano. No to się wyspałam w niedzielę – westchnęłam, schodząc ostrożnie po schodach. Wszystko było jednak w normie. Drzwi zamknięte, choć nie na zamek. Szybko to naprawiłam. Trochę poniewczasie, ale lepiej późno niż za późno. Potem podniosłam rolety w kuchni i zobaczyłam na blacie kartkę. Tym razem wiadomość nakreślona niebieskim długopisem była trochę dłuższa niż te poprzednie:

A JEDNAK NIE ZAMKNĘŁAŚ TYCH DRZWI! CO MAM ZROBIĆ, ŻEBYŚ ZACZĘLA W KOŃCU DBAĆ O SWOJE BEZPIECZEŃSTWO? CZY PRZEKRĘCENIE ZAMKA KOSZTUJE AŻ TYLE WYSIŁKU?! WRÓCĘ TU JESZCZE I JAK ZNOWU NIE BĘDĄ ZAMKNIĘTE, BĘDZIE KARA.

No dobra, może i jestem pokręcona, ale ta wiadomość i wcale nieukryta w niej groźba, zamiast spowodować ciarki ze strachu, wywołała we mnie uderzenie gorąca i podniecenie. Wyobraźnia podpowiadała mi, że kara, o której wspomniał włamywacz, będzie... ekscytująca. Może naczytałam się za dużo erotyków ostatnimi czasy, ale takiego z ninją w sypialni jeszcze nie było. A to mógłby być hit!

Zdurniałaś, Karolino? – Znowu powinnam sobie trzasnąć w czoło. Pierwszą rzeczą, jaką trzeba było zrobić po tym incydencie, powinien być telefon na policję, a nie wyobrażanie sobie kary z rąk seksownego włamywacza. Bo to udało mi się dostrzec. Facet był niesamowicie zbudowany, a jego trykocik bardzo miał na czym się opinać w pewnym strategicznym miejscu. Nawet jeśli miał wszystko zasłonięte i nie było widać jego twarzy, kolory skóry czy włosów, budową ciała nadrabiał wszystko, co niewidoczne.

Kiedy już udało mi się doprowadzić do porządku kosmate myśli, ubrałam się, a potem rozpaliłam w piecu, bo poranny chłód był zbyt dotkliwy. Następnie zrobiłam sobie herbatę i śniadanie. Jeszcze raz rozważyłam telefon na policję, ale coś mi mówiło, że za niezamykanie drzwi na noc dostałabym raczej opiernicz. To znaczy, pouczenie. A nie realną pomoc.

Coś nie zgadzało mi się też w tych wiadomościach. Te pierwsze i ta ostatnia były pisane długopisem i dotyczyły wyłącznie kwestii zamykania, a raczej niezamykania przeze mnie drzwi. To dlatego najpierw podejrzewałam tatę. Nie było w nich ukrytych gróźb. A ta ostatnia, nawet jeśli była w niej groźba, nie była ona... groźna. Bo co, kurna, klapsa mi da? Wyglądało na to, że ten ktoś się raczej o mnie troszczył, co samo w sobie było absurdalne. Za to tamta kartka w kopercie była wydrukowana. I adres na kopercie też. I przyszła pocztą. A to wskazywałoby na fakt, że prześladowcy nie było u mnie w domu. Jeszcze. I przekaz był ewidentnie agresywny. A wiadomość przez Messenger w zasadzie potwierdzała tę teorię. Ktoś chciał mnie zastraszyć, ale na odległość.

Rozważając tak różnice między tymi wiadomościami, doszłam do wniosku, że niepotrzebnie je łączyłam, bo to mógł być zupełny przypadek. W sumie możliwe było również, że ktoś próbuje mnie zmanipulować dla swoich celów, ale nie potrafiłam tego stwierdzić na pewno. Jednym z pierwszych postanowień, jakie podjęłam tego dnia, było zamykanie drzwi na noc. Niby norma, ale jak widać nie dla wszystkich. I wtedy zobaczymy, co dalej.

Po śniadaniu postanowiłam się przejść i przy okazji zajrzeć do Ramzesa u rodziców. Wiedziałam, że wracają dopiero wieczorem, więc kocurowi przyda się świeża woda, karma i odrobina towarzystwa. U nich na szczęście wszystko było na swoim miejscu. Kot przywitał mnie radośnie z podniesionym ogonem, ocierając się o moje nogi, i głośnym mruczeniem zaakcentował fakt nakładania mu mokrej karmy do miski. Zupełnie jakby mówił: „No! To rozumiem". Po jedzeniu wskoczył mi na kolana i dał się jeszcze pogłaskać. Zaskakująco dobrze mi się siedziało w fotelu taty z mruczącym kocim faraonem na kolanach. Czułam się bezpiecznie.

W końcu musiałam jednak wracać do siebie. Pożegnałam się z futrzakiem, a potem zamknęłam dom rodziców na klucz i spokojnym spacerem skierowałam się w stronę Bobrzyńca. Po drodze mijałam się z ludźmi wracającymi z kościoła, z niedzielnymi spacerowiczami i uprawiającymi amatorsko biegi albo nordic walking. Wszyscy byli zajęci i wydawali się radośni. Mało kto szedł sam jak ja. Po raz kolejny doszłam do wniosku, że wzięcie psa będzie dobrą decyzją. Towarzystwo do spacerów, obrona przed niechcianymi gośćmi... i pomoc Karola były mile widziane. Poza tym nie zamierzałam się tak łatwo dać wykurzyć z mojej wymarzonej samotni.



^^^^

Kochani! Dawno nie było Karoliny i jej niezamkniętych drzwi ;-) Tak się kończy Rozdział I. Tak jak obiecałam, biorę się za regularną publikację. Na razie rozdział na tydzień, ale postaram się przyspieszyć z pisaniem, żebyście jak najszybciej dostali całość.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro