Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II.7.

Tego dnia nie dostałam już więcej żadnych wiadomości. Jednak, za wcześniejszą radą Karola, zrobiłam zrzut ekranu i z tego SMS-a z pogróżkami. Tuż po spotkaniu z Dorianem, które miałam nadzieję, że będzie krótkie, zamierzałam zgłosić stalking na policji. Miarka się przebrała. Prześladowca miał mój adres i numer telefonu. To przestało być abstrakcyjne.

Wieczorem bardzo dokładnie upewniłam się, że dobrze zamknęłam drzwi. Nie miałam zamiaru ryzykować życia tylko dlatego, że ktoś z nieznanej mi przyczyny chciał mojej krzywdy. No i dlatego, że obiecałam to poprzedniej nocy tajemniczemu włamywaczowi, który sprawił mi lanie za mój lekceważący stosunek do bezpieczeństwa. Nie miałam ochoty więcej go denerwować. Nie dlatego, że ostatecznie ta dziwna kara mi się nie spodobała, bo na jej samo wspomnienie dostawałam skurczów w podbrzuszu, ale dlatego, że pomyślałam sobie o tym, jak mogłaby wyglądać nagroda od niego. Tak, wiem, to oficjalne. Zupełnie straciłam już rozum.

Zasypiałam, marząc o spotkaniu we śnie człowieka, który wywołał we mnie strach i pożądanie, choć nawet nie widziałam jego twarzy. Niczego nie widziałam poza jego kształtem. Za to doskonale czułam, że on też był podniecony i na swój pokręcony sposób ta świadomość sprawiała mi przyjemność. Czy chciałam więcej? Chciałam, chociaż we śnie.

Gdyby tak można było zaprogramować sobie sny na życzenie... Nic z tego. Widocznie spałam jak kamień. Zgodnie z codziennym rytuałem ubrałam się ciepło, jak przystało na listopad, rozpaliłam w piecu, a potem zrobiłam sobie śniadanie i wzięłam się do pracy. Dziś zamierzałam odesłać klientowi sprawdzone tłumaczenie strony i wziąć się w końcu za czytanie książki Juisse'a. Obiecałam sobie, że nie przyjmę nowych zleceń, dopóki nie zrobię chociaż połowy przekładu.

Zgodnie z planem, po ponownym przejrzeniu tekstu, uznałam, że nadaje się do wysyłki. Wysłałam go więc do firmy zlecającej razem z fakturą za równowartość dwudziestu arkuszy przeliczeniowych tłumaczenia niestandardowego. Takie zlecenia były bardziej dochodowe i ciekawsze niż tradycyjne tłumaczenie dokumentów. Ale i tak najbardziej paliłam się do przekładów literackich.

Wreszcie nadszedł ten moment, kiedy mogłam usiąść do książki. Pierwsze czytanie miało wyglądać jak normalna lektura, przy drugim miałam zamiar robić notatki, a dopiero za trzecim razem zamierzałam przystąpić do tłumaczenia poszczególnych rozdziałów. Cieszyłam się więc tak, jakbym w ogóle nie miała pracować.

Mina mi zrzedła po pierwszym rozdziale. Akcja powieści ma miejsce w Rheims, średniej wielkości francuskim mieście departamentalnym, znanym między innymi ze średniowiecznej katedry, w której koronowano francuskich królów. Już w pierwszym rozdziale okazało się, że w tym mieście zaczyna dochodzić do ataków na kobiety. Najpierw jedna zostaje zaatakowana w parku podczas wieczornego joggingu, potem kolejna po wyjściu z dyskoteki. Na początku policja nie łączy tych zdarzeń, ale kiedy kolejne kobiety, głównie młode i piękne, padają ofiarą agresora, który dosłownie masakruje im twarze, na mieszkańców miasta pada strach. Na główną bohaterkę też. Jacqueline Lavable, trzydziestoletnia dziennikarka i prezenterka, znana ze swojej telewizyjnej urody, od niedawna dostaje pogróżki, które zaczynają się od słów „je te casse la guele", czyli „rozwalę ci mordę". Kobieta z jednej strony się boi, a z drugiej publikuje pogróżki na swoich profilach społecznościowych, żeby przyciągnąć do siebie nowych obserwatorów, szukających sensacji. Od kiedy ataki na kobiety stają się obsesją mediów, Jacqueline zaczyna łączyć te wydarzenia, chce rozwiązać tę zagadkę i przysporzyć sobie więcej telewizyjnej sławy.

Teraz już rozumiem tytuł „Rozwalę ci mordę" – pomyślałam przejęta i westchnęłam głęboko, próbując uspokoić emocje. Nigdy nie przepadałam za pełnymi brutalności scenami, czy to w książkach, czy w filmach. A tu musiałam „wejść w głowę" autora, który to napisał, żeby dobrze przetłumaczyć tę historię. W dodatku nie zapałałam sympatią do głównej bohaterki, która wydawała się zupełnie pusta i w swoim idealnym życiu z okładki zdawała się przejmować tylko lajkami w socjalmediach. Mimo wszystko nawet jej nie życzyłam okaleczenia przez zwyrodnialca. A te listy z pogróżkami... No cóż, potraktowałam to zbyt osobiście. Potrzebowałam przerwy.

Pół godziny i jedną melisę później, kiedy się już trochę uspokoiłam, wzięłam się za kontynuację lektury. W końcu to miała być praca, a nie rozrywka. Nikt nie powiedział, że tłumaczenie książki z pogranicza kryminału i thrillera będzie przyjemnością na miarę ostatnio przeczytanej komedii romantycznej. Czemu wszystko nie może być takie proste? Oni wpadają na siebie przypadkiem, od początku nie pałają do siebie sympatią, ale coś każe im kontynuować tę znajomość, mimo że od wzajemnej niechęci aż iskrzy? I potem te iskry padają na siano i powodują prawdziwy pożar stodoły, z której przystojny rolnik wynosi spragnioną ciepła dziewczynę z wielkiego miasta, a potem żyją długo i szczęśliwie? Ej, zagalopowałaś się, Karolino. – Uzmysłowiłam sobie, że zamiast czytać thriller, rozmyślam o fabule „Wakacyjnego romansu na sianie", ostatnio przeczytanej komedii romantycznej.

Stanowczo to nie był mój dobry dzień na pracę. Nie umiałam się skupić. W głowie szumiały mi wszystkie informacje i wydarzenia z ostatnich dni. Doczytałam jednak drugi rozdział do końca, dowiadując się, że bohaterce zaczyna pomagać obłędnie przystojny ciemnoskóry policjant z wydziału kryminalnego lokalnej policji, który dostał to zadanie niejako „za karę", a kiedy się okazało, że to seryjny przestępca i sprawą zainteresowały się media, wszyscy chcą mu tę sprawę odebrać. No tak, typowe – pomyślałam. Co prawda nie pracowałam w policji, ale w korporacji było dokładnie tak samo. Kiedy robiłam sobie nudne zlecenie, nikt mi nie zazdrościł, ale kiedy okazało się, że wiąże się z nim duży kontrakt i opcja wyjazdu z prezesem do Francji, zaraz znajdowały się harpie, które chciały sobie przywłaszczyć moją pracę.

Zamknęłam laptopa z ulgą, tym bardziej że zbliżało się południe i miałam się wybrać do schroniska, potem byłam umówiona z Dorianem na kawę w centrum miasta, a w końcu zamierzałam iść na policję i zgłosić moje ostatnie problemy. Nie dało się ukryć, że cieszyła mnie tylko pierwsza z pozycji na liście. Doriana zamierzałam szybko i konsekwentnie pozbawić złudzeń, że cokolwiek jeszcze między nami mogłoby być. Dwa lata temu skutecznie wybił mi z głowy pomysły na „żyli długo i szczęśliwie". Po pierwszym szoku i bólu przyszło pogodzenie się z losem. Ostatecznie wyszłam na tym lepiej niż gdybym zdążyła zostać jego żoną i dowiedziała się o tym później, zupełnym przypadkiem, bo wtedy chyba bym umarła z rozpaczy. A tak zdążyłam już się wyleczyć z mojego ideału, którym jak widać nigdy nie był. Ostatni punkt był najtrudniejszy, ale musiałam przez to przejść. Nie mogłam pozwolić się zastraszyć, kimkolwiek był ten psychol, który mnie stalkował.



^^^^

* fr. lavable, znaczy „zmywalna", zabawne nawiązanie autora kryminału do miłośniczek przesadnego make-upu ;-)

Witam się w kolejną środę :-) Miłego dnia i reszty tygodnia, kochani :-*




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro