Rozdział 3
W drodze do domu kilkukrotnie wyjmowała telefon, próbując zebrać się do zadzwonienia do restauracji, w której zwykle pracowała jako kelnerka, ale stres i wstyd za każdym razem kazał go jej schować z powrotem do torby.
Dopiero kiedy już prawie dotarła do domu, zebrała się na odwagę, żeby wreszcie zapytać o pracę.
- Słucham?
- Dzień dobry, Panu. Z tej strony Kornelia, chciałabym zapytać, czy jak zwykle mogę liczyć na posadę kelnerki.
- Oczywiście! - Odpowiedział z wyraźną radością właściciel restauracji na przedmieściach. - Jak mógłbym nie mieć dla ciebie miejsca? Dorabiasz u mnie przecież co wakacje! - Zaśmiał się przyjaźnie.
- Czy mogłabym w tym roku zacząć wcześniej?
- A od kiedy konkretnie, bo do końca czerwca mam do pomocy Asię, więc nie wiem, czy nie miałbym was za dużo - odpowiedział z nutką zadumy w głosie.
- Chciałabym jak najszybciej, ale jeśli nie ma takiej możliwości, to może być jak zwykle od połowy lipca - oznajmiłam, starając się nie pokazać po sobie smutku.
Co prawda nie miał, żadnego obowiązku zatrudnić mnie i nie miałam o to do niego żadnego żalu, ale jednak liczyłam, że uda mi się to załatwić.
- Sprawdzę to jeszcze, dobrze? A coś się stało? Jak potrzebujesz pożyczki to nie ma problemu, rozłożymy to na jakieś raty i po prostu odliczę ci to od pensji.
- Nie, nie, nie - powiedziałam od razu. - Bardzo dziękuję, ale wszystko jest w porządku. Po prostu zdałam już kilka zerówek, więc sesja skończy się dla mnie zdecydowanie wcześniej. Pomyślałam zatem, że mogłabym zacząć wcześniej. Jeśli jednak nie ma takiej możliwości, to nic nie szkodzi.
- Sprawdzę to jeszcze i dam ci znać. Nie chciałbym stracić tak dobrego, sumiennego pracownika, więc postaram się zobaczyć, co mogę zrobić.
- Dziękuję bardzo. Będę czekała na odpowiedź - oznajmiłam, po czym zaraz się rozłączyłam, bo już prawie byłam w domu.
Na samą myśl o tym, że znów będę musiała udawać radosną, a na dokładkę "uczyć się" bycia prawdziwą kobietą, robiło mi się niedobrze. Najchętniej poszłabym od razu do pokoju, ale z racji wczesnej pory, moim obowiązkiem było pomóc mamie w przygotowaniu obiadu, aby podać punktualnie, gdy tylko Adam wróci do domu.
- Dzień dobry - powiedziałam z wejścia, na co Ewa uśmiechnęła się do mnie, obtaczając filet z kurczaka w panierce.
- Cześć, słonko - oznajmiła szeptem. - Konrad zasnął. Postaraj się zatem nie hałasować - dodała po chwili.
Przytaknęłam, aby szybko zanieść torbę do pokoju, przebrać się i móc zaraz wrócić do kuchni, żeby chociażby nakryć.
- Jak minął ci dzień? - zapytała, chyba bardziej z grzeczności, choć może naprawdę ją to interesowało, bo od kiedy siedziała z moim bratem w domu, w zasadzie nie miała nawet z kim poplotkować, czy pogadać o jakichś błahych sprawach.
Adama nie obchodziły takie rzeczy. W zasadzie ich relacje ograniczały się do przymusu przebywania ze sobą, ponieważ rozwód, albo chociażby separacja spowodowałby drwiny i szykany ze strony naszych sąsiadów. A przecież my mieliśmy być przykładną rodziną dla innych.
- Było w porządku - odpowiedziałam bardzo ogólnie, bo nie miałam pojęcia, co innego mogłabym odpowiedzieć.
Pół zajęć nie mogłam się skupić, ponieważ wciąż użalałam się nad sobą i starałam się zmotywować do tego, żeby zadzwonić do właściciela restauracji. A wątpiłam w to, że wykłady ekonomiczne ją interesowały.
Może byłam niesprawiedliwa, a ona jedynie bezradnie próbowała ze mną nawiązać kontakt i poczuć choć namiastkę jakiejś relacji ze swoją córkę. Mimo to nie potrafiłam jej się już zwierzać.
Dawniej wydawało mi się, że była bardziej ,,po mojej" stronie. Nawet potrafiła bronić mnie, gdy słuchałam, że nie nadaję się nawet do jedynej rzeczy, do której są stworzone kobiety - do macierzyństwa, bo nie potrafiłam uspokoić mojego brata, kiedy męczyła go kolka.
I może to był głupi powód, ale kiedy codziennie słuchało się, że jest się do niczego, że wszystko robi się źle, ciężko jest w jakiś sposób to wyprzeć, albo puścić mimochodem.
I choć to absurdalne, wiem, że nie mam zdolności, aby dotknąć i odebrać czyjś ból, płakałam jak bóbr w poduszkę z takiego głupiego powodu, gryząc się ze sobą w myślach, że to nie był powód do takiej reakcji oraz katowania się tym. A przez to przypominały mi się wszystkie chwile, gdy nawaliłam.
- Chciałabym pojechać na wakacje do Emilii - wypaliłam nagle.
- To kawał drogi - odparła. - Zostawiłabyś mnie, samą z Konradem? Wiesz, że ledwie daję radę - powiedziała z wyczuwalnym wyrzutem, ale wyraźnie próbowała go zminimalizować. Dość nieudolnie.
Na końcu języka miałam, że będzie z nią Adam. Mimo to powstrzymałam się. Uczucie, które było między nimi kilkanaście lat temu, chyba wypaliło się doszczętnie. Teraz byli ze sobą z obowiązku lub zwyczaju.
Czasami zastanawiałam się, czy bycie kurą domową naprawdę było czymś, co chciała robić?
Czy zgodziła się na to tylko dlatego, że stopniowo zmuszał ją do tego Adam?
Zastanawiałam się, bo widziałam w niej masę sprzeczności.
Z jednej strony nienawiść do tego życia. Do tego, że nie mogliśmy zanurzyć łyżki w zupie, dopóki on tego nie zrobi! Do tego, że musiała prać, sprzątać, gotować, zajmować się domem, ogrodem, a tym samym nie podjąć pracy, żeby to on mógł ją utrzymywać, słuchać, że dawał jej wszystko co najlepsze i potrafić robić awantury o kupienie dziesięciu kilogramów mąki w promocji. Bo w końcu, po co aż tyle?! Do tego, że nie mogła nawet zrobić prawa jazdy, bo to przecież tylko mężczyzna, może kierować w domu!
Z drugiej sądziłam, że... ma wyprany mózg przez model naszej rodziny, gdy dzień po płakaniu przez niego, mówiła, że również powinnam mieć takiego męża i rodzić mu dzieci.
Może to był jakiś rodzaj... syndromu sztokholmskiego?
Jedno było pewne... ojciec był genialnym manipulantem, który wprowadził te wszystkie ograniczenia stopniowo, wmawiając jej, że tak będzie lepiej.
Rzucisz pracę, będziemy mieli więcej czasy dla siebie, a jak dobrze podziała to na dziecko!
Jeśli będziesz się mnie słuchała, obojgu nam będzie dobrze. Kocham cię, czy mógłbym chcieć dla ciebie źle? Dlatego pytaj o zdanie mnie. Nie będę się musiał zatem denerwować, gdy zrobisz coś nie tak jak chcę.
Najlepiej się nie odzywaj. Potrafisz tylko gadać bzdury o dzieciach, albo gotowaniu. Nikogo to przecież nie obchodzi! Uśmiechaj się i odpowiadaj krótko, zwięźle oraz na temat, ale jedynie wtedy, gdy ktoś zapyta!
- Dawno się nie widziałyśmy - powiedziałam po chwili, ale bez przekonania, bo w zasadzie nie spodziewałam się, że od razu się zgodzi i postanowi pomóc mi przekonać ojca.
Ewa już planowała coś odpowiedzieć, gdy drzwi otworzyły się z impetem, a my obie się spięłyśmy. To było mimowolne, wyćwiczone w ciągu lat życia pod tym dachem.
Nadszedł czas na ten genialny teatrzyk. Udawanie kochanej rodziny, z nadzieją, że będzie miał dobry humor i po jedzeniu, siądzie w fotelu, żeby nie opuścić go do późnej nocy.
- Witaj kochanie! - Ewa uśmiechnęła się bardzo przekonująco, po czym podeszła do Adama, aby złożyć, jak miała w zwyczaju, pocałunek na jego policzku.
Niestety szybko okazało się, że i dziś był nie w sosie, bo nim Ewa stanęła na palcach, żeby sięgnąć ustami jego policzka, odepchnął ją z dość dużą siłą.
- Jak ty wyglądasz? - zapytał od razu, na co niczym skarcony szczeniak, opuściła głowę, po czym przejechała dłońmi po brązowych, farbowanych włosach, próbując zmusić luźne kosmyki, które uwolniły się z koka, żeby nie odstawały.
Pamiętałam jakim szokiem było dla mnie, gdy wróciła od fryzjera. Jasne, cudowne, blond włosy przykryła ciemną farbą, która odebrała jej promienność i dodała lat, ale jak mogła tego nie zrobić? Gdy Adam nie mógł na nią patrzeć w takiej wersji, bo przecież wszystkie blondynki są głupie.
Czułam jak bicie mojego serca przyspieszało coraz bardziej, a niepokój względem tego, co może się wydarzyć dalej, sprawiało, że potwornie trzęsły mi się nie tylko ręce, ale też nogi.
Był jak tykająca bomba. Pewne było, że kiedyś wybuchnie, ale nie wiadomo kiedy, ani tym bardziej komu oberwie się najmocniej.
- Zawsze chodzisz brudna! - warknął, wskazując na biały fartuszek. Wilgotny oraz lekko zmięty, gdyż w drodze do drzwi, wytarła o niego ręce. - Nigdy nie potrafiłaś być kobietą z klasą - dodał. - Ożeniłem się z wieśniaczką!
Zrobiło mi się potwornie żal Ewy i niezwykle kusiło mnie, aby się wtrącić, jednak nie potrafiłam znaleźć w sobie odwagi. Poza tym... już znałam takie historie i doskonale zdawałam sobie sprawę, co bym tym spowodowała. Dolałabym jedynie oliwy do ognia, a tak istniała szansa, że skończy się awanturować szybciej. Dzięki temu, wszyscy moglibyśmy znaleźć się w swoich kątach, w spokoju zaraz po teatrzyku przy stole.
Miałam do siebie żal, o ten konformizm. Wręcz się za to nienawidziłam, ale jednocześnie byłam potwornym tchórzem i wiedziałam, że nie poradziłabym sobie w innym wypadku psychicznie.
Ewa pospiesznie zdjęła fartuszek, aby wymienić go na czysty, świeży, a następnie zabrała się za podanie do stołu. Pomogłam jej podać, aż w końcu mogliśmy usiąść.
Na szczęście obiad minął nam w ciszy, za co z całego serca, dziękowałam Bogu.
Kiedy Adam zasiadł przed telewizorem z butelką piwa, Ewa postanowiła nakarmić Konrada, więc ja zajęłam się w tym czasie sprzątnięciem po obiedzie oraz ogarnięciem kuchni.
Miałam nadzieję, że potem będę mogła pójść pouczyć się przed egzaminami, ale wtedy mama postanowiła pójść z moim bratem na dwór i popracować w ogrodzie, wykorzystując ładną pogodę, a ja nie miałam serca zostawić jej tam samej, zwłaszcza, że na zewnątrz, nigdy nie brakowało zajęć.
Dlatego przestawałam się dziwić, że uczyłam się jedynie w nocy, bo za dnia, zwykle miałam masę obowiązków. Jak nie związanych z uczelnią, to związanych z domem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro