Rozdział 18
Kiedy dotarliśmy do domu od razu zwróciłam uwagę na szeroki uśmiech Emi, która patrzyła na mnie znacząco.
Nie powinnam się temu dziwić, bo w końcu wróciłam z Gabirelem po dobrych kilku godzinach, ale mogła przynajmniej nie eksponować swojej radości zwycięstwa.
- Chodź. Wyszykuję cię jak księżniczkę na bal. - Zaśmiała się, ciągnąc mnie zaraz za rękę do pokoju.
W rzeczywistości domyślałam się, że nie mogła się powstrzymać przed wypytaniem, co robiliśmy tyle czasu. Nie była głupia, wiedziała, że choćby nie wiem co, tyle nie mogło trwać wybieranie zwykłej koszuli.
- No nie trzymaj mnie już w niepewności! Całowaliście się?! - Bardziej stwierdziła, niż zapytała, a w jej oczach zabłysły ogniki podekscytowania.
- Nie... - Westchnęłam, siadając na łóżku i uśmiechnęłam się lekko, gdy tylko sobie to wyobraziłam.
Gabriele na pewno cudownie całował.
- Żartujesz? - zapytała z niedowierzaniem, a na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. - W ogóle się nie starasz! - Trąciła mnie pięścią w ramię. - To co robiliście tyle czasu? Tylko błagam, nie mów mi, że naprawdę chodziliście kilka godzin po jakichś sklepach i szukaliście koszuli.
- Nie - mruknęłam z uśmiechem i rzuciłam się na łóżko, przypominając sobie chwile, gdy byliśmy razem. - Zabrał mnie na plaże, potem jedliśmy krewetki, jeszcze potem poszliśmy do wesołego miasteczka i na końcu pojechaliśmy po koszule.
- Uuu... To znaczy, że jednak to była randka! - Zaczęła podskakiwać, patrząc na mnie wyczekująco. - Tylko dlaczego do cholery się nie pocałowaliście?
- Jakoś... nie było okazji. - Wzruszyłam ramionami.
- Okazji? Koruś, ja nie potrzebuję okazji, żeby całować się z Luką.
- Wy jesteście parą. Poza tym... chyba dobrze, że tego nie robiliśmy.
- Bo?!
- Ja... - Przekręciłam w bok głowę.
- O kur... - Przerwała. - No tak! Żadnego chłopaka, żadnego całowania. - Olśniło ją.
- Tak. - Posmutniałam. - Pewnie nie wiedziałabym co zrobić. Zwłaszcza jeśli chciałby mi wepchnąć język do ust.
- Koruś. - Położyła się obok mnie. - To nic. Gabriele zrozumiałby to, tylko obiecaj mi, że do cholerci, nie stchórzysz, jeśli spróbuje cię pocałować. Jest człowiekem. W dodatku romantycznym i niesamowicie seksownym. Najwyżej powiedz mu wprost, że to twój pierwszy pocałunek i nie potrafisz się w tym jeszcze odnaleźć.
- W ogóle skąd pomysł, że będzie chciał mnie całować. - Uniosłam się na łokciach, żeby trochę zmienić temat.
- Błagam. - Prychnęła. - Nadal zamierzasz udawać, że Gabriele na ciebie nie działa? Rozumiałabym to wyparcie, gdyby na ciebie nie leciał, ale w tej sytuacji...?
- On raczej traktuje mnie jak przyjaciółkę domu, a nie dziewczynę, z którą mógłby być.
- Przyjaciółkę... domu? - Zaśmiała się, unosząc brew.
- Wiesz o czym mówię. - Wywróciłam oczami.
- Kora! - Chwyciła moje ramiona. - Wywal z głowy te wszystkie durne myśli i pozwól mu się kochać! Zaufaj mu!
- A czy ja mu nie pozwalam? Poza tym... mam wrażenie, że sobie nie odpuściłaś i nadal go męczysz. Tylko pilnujesz, żebym się nie dowiedziała...
- Po pierwsze, ja dotrzymuję słowa, a po drugie owszem. Mam wrażenie, że nie wypierasz tego, że Gabriele może cię kochać jedynie dla droczenia się ze mną, ale w głębi wmawiasz sobie, że to jest niemożliwe. A to mnie już martwi.
- Bądźmy szczerzy. - Wstałam. - To jest niemożliwe. - Podeszłam do szafy i zaczęłam szukać czegoś, co pasowałoby na wieczór.
- Zabrał cię na randkę. Myślisz, że zrobiłby to, gdybyś mu się nie podobała?
- Dopuszczam myśl, że naopowiadałaś mu cudów, jaka to jestem biedna, a on się lituje, żeby podnieść mi samoocenę - rzuciłam.
- Poważnie tak myślisz? - Spoważniała.
- Emi. Ja się boję, rozumiesz? Mówiłam ci, że nie chcę bać się z tobą widywać, w obawie, że go spotkam i spalę się ze wstydu.
- Dlaczego ty zawsze jesteś taką pesymistką? I niby czemu miałabyś palić się ze wstydu? Bo nie umiesz całować? O to chodzi? Zapewniam cię, że Gabriel, z resztą jak większość facetów cieszyłby się jak dziecko, że może ci udzielić w tej kwestii lekcji.
- Co myślisz o tej? - Wydobyłam z szafy granatową, koronkowa sukienkę z delikatnym dekoltem i rękawkiem trzy czwarte.
- Będzie dobra. - Przyznała, po czym wstała i zaczęła przeglądać dodatki.
***
Kiedy zeszły na dół, Gabriele czekał już w jadalni, bawiąc się kluczykiem od swojego samochodu.
Miał na sobie czarną, lekko rozpiętą koszule, dzięki czemu wyglądał dość luźno, ale wciąż niezwykle elegancko.
Na widok dziewczyn, zatrzymał się w miejscu i bez skrępowania zlustrował je obie wzrokiem, więcej czasu poświęcając Korze.
- No ileż można na was czekać! - Z fotela zerwał się Luka, który zaraz zaczął przyglądać się swojej dziewczynie. - Nie za krótka ta sukienka? - Zmarszczył nos, próbując trochę obciągnąć pudrowo różową, obcisłą kieckę Emi.
- Nie przesadzaj. - Zaśmiała się żartobliwie, odtrącając jego ręce, po czym pocałowała go, tak jakby chciała go uspokoić, że jest tylko jego.
W tym czasie Gabriele i Kornelia, patrzyli na siebie, starając się zignorować okazywane przez ich przyjaciół uczucia.
- Jeśli nie chcemy się spóźnić, to chyba lepiej, żebyście przełożyli czułości na później - stwierdził nagle, na co wyraźnie zniesmaczona para, odstąpiła od siebie.
- Już idziemy, panie Sztywny - wymamrotała Emilia, ale Gabriele nic sobie z tego nie zrobił. Tylko uśmiechnął się lekko, puszczając ich przodem.
- Wyglądasz prześlicznie, mia Bella - mruknął, gdy Kornelia przeszła obok niego, na co odwróciła się na moment i speszyła jeszcze bardziej, widząc jak jego uśmiech stał się zadziorny i figlarny, a serce zaczęło walić jej tak mocno, że aż czuła je w całym ciele.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro