Rozdział 17
Z wielkim uśmiechem na twarzy szłam i jednocześnie niosłam pluszowego królika sporych rozmiarów. A myśl, że wygrał go dla mnie Gabriele, sprawiała, że niemal fruwałam pod niebem z radości.
Może to było głupie cieszyć się z czegoś takiego, gdy miałam już dwadzieścia trzy lata.
Moi rodzice z pewnością skrytykowaliby to, mówiąc że bliżej mi do zostania matką niż bycia dzieckiem, ale teraz ich nie było, a Gabriele wyglądał na dumnego z powodu mojej radości.
Nagle poczułam jakiś dziwny opór, jakbym o coś zahaczyła, więc odwróciłam się i uśmiechnęłam na widok małej dziewczynki w różowej sukience z dwoma kucykami zawiązanymi dzięki wstążce w tym samym kolorze.
Kiedy zorientowała się, że zostało spostrzeżona, zawstydziła się, a zaraz koło niej pojawiła się zapewne jej matka w czarnej spódnicy oraz białej bluzce w kwiaty.
- Weruś! Chodź, skarbie. - Uśmiechnęła sie do mnie i chwyciła rękę dziewczynki, zamierzając zabrać ją od nas, ale doskonale widziałam jak patrzyła na tego królika.
I choć chciałam zatrzymać jakąś pamiątkę przypominającą mi o Gabrielu, żeby mieć w co płakać jeśli nic by z tego nie wyszło, jednak to było silniejsze ode mnie.
- Właśnie szukałam jakiegoś dobrego opiekuna dla mojego królika. Wydaje mi się, że u ciebie będzie w dobrych rękach - powiedziałam, wyciągając w jej kierunku pluszaka.
Oczy dziewczynki od razu się rozszerzyły, a uśmiech rozpromienił twarz.
- Nie trzeba... - Chciała zaprotestować jej matka, ale ja uśmiechnęłam się, dając jej w ten sposób znać, że wszystko jest w porządku. - Co się mówi? - Szturchnęła przypominająco małą Weronikę, która mocno przyciskała do siebie nową zabawkę.
- Dziękuję! - zawołała z taką szczerą radością, że momentalnie przestało mi być żal, że tak szybko rozstałam się z nagrodą.
Dopiero nieco, gdy odeszli, odwróciłam się z powrotem w kierunku, w którym szliśmy.
Gabriele stał z założonymi rękami i uśmiechał się jeszcze szerzej niż wcześniej, przez co znów poczułam się totalnie onieśmielona.
- Wybacz... że oddałam twoją nagrodę - powiedziałam cicho i opuściłam głowę.
- Po pierwsze była twoja, a po drugie to ty jesteś w związku z tym stratna. A niestety właściciel nie da nam zagrać drugi raz, wiedząc, że znów wygramy.
- Będzie mi trochę szkoda, ale najwyżej przytulę się do poduszki. - Dopiero, gdy dotarło do mnie, że powiedziałam to na głos i w dodatku po angielsku, moje policzki zaczęły mocno szczypać, co mogło świadczyć jedynie o tym, że zrobiłam sie czerwona jak burak.
- W takich sprawach możesz przychodzić do mnie - rzucił, po czym odwrócił się i zaczął iść dalej, na co dosłownie zrobiło mi się słabo.
***
W drodze powrotnej do domu, chcąc zapewne uspokoić moje sumienie, Gabriele podjechał pod jeden z droższych sklepów w Kołobrzegu.
Domyślałam się, że jego koszula nie należała do najtańszych. W końcu mieli posiadłości we Włoszech, dom w Kołobrzegu oraz Szczecinie, a na dokładkę jeździli luksusowymi samochodami.
Było mi okropnie wstyd przyznać, że mogło mnie nie być stać na odkupienie jej, więc bez słowa, zmuszając się do uśmiechu, szłam za Gabrielem, którego z wejścia zaczęła obskakiwać obsługa sklepu.
Z jednej strony to było potwornie irytujące, ale z drugiej strony, rozumiałam, że tak kazano im się zachowywać, a poza tym zapewne rzadko trafiał im się taki klient, w dodatku tak przystojny jak Gabriele.
Oczy każdej z pracownic, dosłownie rozbierały go wzrokiem, szczerząc swoje białe, prościutkie ząbki oraz bawiąc zalotnie luźnym kosmykiem ciemnych włosów.
Teraz rozumiałam, czemu Emi naśmiewała się z moich maślanych oczu i jeżeli naprawdę to tak samo wyglądało w moim wykonaniu... to bałam się, że za każdym razem, gdy będę próbowała flirtować z Gabrielem, zacznę czuć zażenowanie sobą.
Nie minęła chwila, gdy ekspedientki, obrzuciły mężczyznę kilkunastoma koszulami w różnych kolorach i odprowadziły do przymierzalni.
Tymczasem ja, pozwoliłam sobie bezwstydnie spojrzeć na pierwszą lepszą metkę i prawie zadławiłam się powietrzem, widząc cenę siedemset złotych za zwykłą, białą koszulę.
Może dla niego była to standardowa cena za takie rzeczy, ale dla mnie... to wszystkie oszczędności.
Kompletnie załamana, dotarłam pod przymierzalnie i trzymałam kciuki, żeby żadna mu się nie spodobała, albo miał kartę stałego klienta z przeceną o 90%.
Minęło kilka chwil, gdy Gabriele wyłonił się zza sztywnej, szarej zasłonki.
Wyglądał jak zwykle obłędnie w błękitnej koszuli ze zdobnymi mankietami oraz kołnierzykiem.
- Leży na panu świetnie! - Zachwalały ekspedientki i pozwalały sobie dotknąć jego mięśni pod pretekstem poprawienia ubrania.
Zamierzałam już zwrócić im uwagę, że Gabriele potrafi sam się ubrać i zrobił to dobrze, ale opamiętałam się w porę. Nie chciałam wyjść na jakąś zazdrośnicę, zwłaszcza, że wcale nie byliśmy parą, żebym miała jakiekolwiek prawo awanturować się o obce kobiece dłonie, obmacujące jego idealne ciało. Mimo to, ten widok bolał mnie i to chyba nawet bardziej niż powinien.
- Co sądzisz? - spojrzał w moim kierunku, czekając na mój werdykt.
- Pasuje ci - rzuciłam i ubiosłam lewy kącik ust do góry.
- Niech pan koniecznie przymierzy tę granatową. - Poleciła młoda pracownica z zbyt mocno podkreślonymi oczami czarną kredką.
Gabriele wszedł zatem znów do przymierzalni, ale nie minęła chwila, gdy usłyszałyśmy jego głos.
- Niestety. Potrzebuję większego rozmiaru.
- To niemożliwe! - odparła ekspedientka, więc wyszedł zza kotary ku uciesze nas wszystkich.
Niedopięta koszula ukazywała w całej okazałości, idealnie wyrzeźbiony brzuch z seksownym odwróconym ,,V" na samym jego dole.
Moje serce biło coraz szybciej, a w dole brzucha pojawił się dziwny ucisk, któremu towarzyszyło niesamowite ciepło.
Nie tylko mi zrobiło się z tego powodu gorąco, ponieważ sądząc po reakcjach pozostałych pań, śmiejących się zalotnie i ledwie trzymajacych na nogach z wrażenia.
- Faktycznie. Ma pan takie okazałe mięśnie, że ten rozmiar, nie jest w stanie ich skryć! - oznajmiła, co chyba miało być komplementem, ale Gabriela chyba to jedynie rozbawiło.
A to z kolei, trochę mnie uspokoiło.
Chyba fakt, że nie brał ich na poważnie i nie odwzajemniał tych flirtów, uspokajał mnie, bo dzięki temu, wciąż mogłam karmić swoją naiwną nadzieję, że kiedyś będę jak Ewelina.
Po przymierzeniu blisko dwudziestu koszul. Gabriele zdecydował się na aż cztery. W tym jedną granatową, za którą miałam zapłacić ja.
- To będzie dwa tysiące pięćset siedemdziesiat cztery złote i dwadzieścia trzy grosze - oznajmiła pani za kasą, na co na moment dosłownie mnie zatkało.
Nie byłam skąpcem, a raczej kobietą oszczędną. Mojej rodzinie nigdy za nad to się nie przelewało, więc każdy wydatek analizowałam kilkadziesiąt razy, pod względem konieczności oraz przydatności. Zwykle też moje zakupy nie kosztowały, więcej niż sto złotych, więc taka kwota, na jednych zakupach, robiła na mnie wrażenie.
Gabriele przyłożył kartę do czytnika, a gdy transakcja została zaakceptowana, zabrał torby i ruszyliśmy do samochodu.
- To na tę koszulę - oznajmiłam, wyciągając w jego kierunku równo siedemset złotych.
- Chcesz mnie obrazić? - Uniósł pytająco brew, na co od razu dopadł mnie niepokój. Nie wiedziałam, czym go obrażałam. - Naprawdę twierdzisz, że chcę twoich pieniędzy?
- Obiecałam, że odkupie ci tę koszulę. - Upierałam się.
- A ja odpowiedziałem, że to zbędne, bo pewnie po wypraniu będzie jak nowa, a poza tym mam wystarczająco dużo koszul. A ty, zaczynasz nowe życie. Przyjechaliśmy tu nie po to, żebyś mi płaciła, tylko była pewna, że mam się w co ubrać i czym uspokoić wścibską Emi.
- Gabriele. Teraz będę miała wyrzuty sumienia, że wydałeś przeze mnie kupę kasy - powiedziałam, a on wywrócił oczami.
- Mała. Jak ty masz być szcześliwa jak marnujesz swoją energię na myślenie o takich pierdołach, które na dokładkę nie są prawdą?
- Są...
- Kora. - Uciszył mnie, a spojrzenie jego niezwykłych, piwnych oczu działało hipnotyzująco.
Cały świat przestawał się liczyć, gdy błądził tym nieziemskim wzrokiem po mojej twarzy, a kiedy lekko przygryzł wargę, mimowolnie wstrzymałam powietrze, wyobrażając się, że kąsa moją.
- Było mi z tobą wspaniale i liczę, że wieczorem będziemy bawić się równie dobrze, jak dotychczas. Bo bawiłaś się dobrze, prawda?
- Bawiłam się świetnie, Gabriele. I to dzięki tobie. Dziękuję - oznajmiłam, a gdy ruszył, schowałam mu potajemnie pieniądze do schowka na drzwiczkach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro