Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

Pomimo tego, że Gabriele obrócił w żart moją głupią pomyłkę, nie potrafiłam mu spojrzeć w oczy bez zażenowania. Zwłaszcza, że zapewniałam go, iż nie pijam alkoholu i nigdy nie przesadziłam... to co się stało wskazywało na zupełnie coś innego.

Choć zbliżało się południe, wszyscy wciąż spali, więc zaszyłam się w swoim pokoju, gdzie zaczęłam poszukiwać ofert pracy oraz jakiegoś pokoju do wynajęcia, bo nie mogłam być na głowie Emilii w nieskończoność.

Z racji, że rozpoczynały się wakacje, nie brakowało propozycji do pracy sezonowej jako kelnerki, albo inne sprzedawczynie. Zdążyłam nawet rozesłać swoje CV do kilku placówek, gdy drzwi od mojego pokoju otworzyły się, a w nich stanęła totalnie zaspana Emi.

- Już nie śpisz? - Ziewnęła głośno, po czym podeszła do mnie i zajrzała mi w laptop. - Praca Szczecin? Nie zdążyłaś nawet odpocząć, nie wspominając o tym, że nawet nie jesteśmy w Szczecinie, a ty już czegoś szukasz.

- Emi, dobrze wiesz, że potrzebuję pieniędzy i jakiegoś pokoju. Z resztą nawet nie wiem jak długo może potrwać szukanie pracy oraz czegoś do wynajęcia.

- Przecież nikt cię nie wyrzuci, dopóki czegoś nie znajdziesz. - Westchnęła, zabierając mi laptopa.

- Ej! - jęknęłam. - Może trochę wyluzujesz, a za tydzień, jak wrócimy do Szczecina nawet pomogę ci coś ogarnąć.

- Tydzień to za długo...

- Bzdura. Temu oszustowi Gabrielowi pękłoby serce, gdybyś niespodziewanie oznajmiła, że się stąd wynosisz.

- Oszustowi? - Podłapałam. Na razie zignorowałam dalszą część zdania.

- Wspominałam mu o imprezie dzień wcześniej. Obiecywał, że postara się wszystko szybko ogarnąć, a wrócił grubo po północy.

- Czyli jednak wiedział o imprezie? - zapytałam i od razu posmutniałam.

Może faktycznie nie życzył sobie swatania i... szukał wymówki, aby nie musieć spędzać z nami czasu.

- Wiedział! Nie szykowałabym cię jak księżniczki przez pół dnia, gdybym nie miała pewności, że będzie. Wykiwał mnie - warknęła, zgrzytając zębami.

- Może to i lepiej. Chciałyśmy, żeby zrobił krok, więc zrobił. Dał znak, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego. - Opadłam na łóżko i... To było przykre, gdy wczoraj go broniłam, ponieważ myślałam, że o niczym nie wiedział, a tymczasem... Moja wyobraźnia jedynie nadinterpretowywała zwykłe gesty uprzejmości.

- Nie, nie i nie. Wyglądał na naprawdę skruszonego i zapewniał, że zatrzymały go ważne sprawy, ale nie dałam się tak łatwo ugłaskać. Kiedy powiedziałam, że było ci okropnie przykro, naprawdę się przejął.

- Emi, tyle chyba wystarczy. Naprawdę już nie chcę się z nim widywać - wypaliłam nagle.

- Co? - Spojrzała na mnie jak na wariatkę. - Ale dlaczego?

- Wolę nie myśleć jak to źle wygląda z jego perspektywy i przestaję się dziwić, że obrał taktykę unikania.

- Ale Koruś...

- Nie Emi. Koniec. Proszę cię. Daj mu spokój. Nie zmuszaj go do przychodzenia na imprezy, nie mów mu, że mi przykro, ani nawet nie wysyłaj nas na spacery. Wolę wyjść z resztkami twarzy, niż bać się, że myśli sobie, że całymi dniami męczę cię, żebyś nas jakoś spiknęła.

- Ale...

- Nie. Przyzwyczaiłam się do tego, że nikt mnie nie chce i nigdy nie będę w szczęśliwym związku. Naprawdę... brakuje mi już tylko wstydzić się cię odwiedzać w domu, w obawie, że go spotkam i spłonę z zażenowania.

- Okej. Odpuszczę, ale obiecaj, że jeśli Gabriele sam wyjdzie z jakąś inicjatywą, to go nie odrzucisz z obawy przed swoimi głupimi teoriami i przekonaniem, że każdy facet jest zły.

- O ile dyskretnie go do tego nie zmusisz...

- Kora! - jęknęła i wywróciła oczami.

- Okej, ale żadnego zmuszania, ani nawet gadania z nim o mnie - powiedziałam, a gdy tylko skończyłam rozległo się pukanie do drzwi.

- Proszę! - zawołała Emi, po czym do środka zajrzał Luka.

- O! A ja cię szukam po całym domu - oznajmił, po czym podszedł do swojej dziewczyny, która wyciągnęła w jego kierunku ręce i przytulił ją z całej siły.

Patrzyłam na nich przez moment, ale już po chwili musiałam odwrócić wzrok, ponieważ ukłucie zazdrości w sercu, stawało się niemal kompletnie nie do wytrzymania.

- Przyszedłem pytać, czy idziecie na śniadanie.

- A co zrobiłeś?

- Nic! - Zaśmiał się. - Ale możemy coś razem wykombiować.

- A gdzie Gabriele? - zapytała Emi, na co szturchnęłam ją, przypominając o naszej wcześniejszej rozmowie.

- No co? - warknęła po polsku. - Już nawet nie mogę o niego zapytać?

Pokręciłam głową, ponieważ domyślałam się, że wcale nie odpuści i w głębi duszy... chyba sama tego nie chciałam.

- Kręci się na dole. Chyba robi sobie śniadanie.

- No proszę. - Spojrzała na mnie sugestywnie, poruszając brwiami.

Wywróciłam oczami, ponieważ domyślałam się, że moje prośby okazały się daremne i nawet jeśli złagodnieje w zmuszaniu go, to nie zrezygnuje z tego kompletnie.

Zchodząc na dół Luka i Emi już zastanawiali się co zjedzą, gdy ja ciągnęłam się z tyłu w obawie przed atakiem zażenowania, jakiego na pewno doświadczę, kirdy tylko oczy Gabriela zwrócą się ku mnie.

Nie potrafiłam przestać myśleć o tym, że władowałam się do jego łóżka. Swoją drogą... może to jednak dobrze, że go nie było. Mimo to czułam się potwornie i bałam się tego co o mnie myślał.

- Nawet nie próbuj, Gabriele! - Uciszyła go gestem dłoni. - To była impreza powitalna naszej Kory, a ty zapewniałeś, że będziesz i nawet nie dałeś znać, że nie przyjdziesz. - Dziubnęła go palcem w klatkę, po czym zabrała mu z talerza tosta, którego ugryzła, patrząc mu w oczy.

Gabriele uśmiechnął się uwodzicielsko, unosząc brew, a po chwili pokręcił głową.

- Już mówiłem, że padł mi telefon. - Westchnął zrezygnowany, a następnie przeniósł spojrzenie na Lukę.

- Na mnie nie licz. Ja z nią nie dyskutuję - oznajmił z rozbawieniem, za co został nagrodzony kawałkiem tosta, którego Emi zwędziła Gabrielowi.

Następnie posłał krótkie spojrzenie mi, ale ja jedynie zamarłam, nie mogąc z siebie nic wykrztusić.

- Czyli mam oddać wejściówki na zamkniętą imprezę na plaży? - zapytał, po czym wziął gryza śniadania, którego nie zdążyła zabrać mu siostra.

- Zdobyłeś bilety! - Emilia od razy się ożywiła i zaczęła podrygiwać, niemal skakać z radości.

- Sześć, więcej się nie udało, ale skoro nie chcesz mnie znać. Oddam je komuś innemu. - Droczył się, ale na twarzy gościł mu uśmiech zwycięstwa. Wiedział zatem doskonale, że wygrał.

- Jak je zdobyłeś?! Przeciez były wykupione od marca!? - zapytała z niedowierzaniem, gdy poczułam intensywną wibrację w kieszeni.

Wyjęłam telefon i momentalnie poczułam ciarki na plecach, widząc kto dzwonił.

Mama

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro